„Mąż mówił, że chodzi na siłownię. Znalazłam zdjęcia, które udowodniły, że trenował całkiem coś innego”
„Zaczęłam go obserwować uważniej. Godziny się nie zgadzały. Mówił, że wróci o dziewiętnastej – wracał o dwudziestej. Raz twierdził, że był w lesie, ale na nogach miał idealnie czyste białe buty. Albo był magikiem, albo coś ukrywał”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, gdy Michał kupił swoje pierwsze spodnie do biegania i powiedział, że czas się ogarnąć? Albo wtedy, gdy zamiast piwa po pracy wybrał koktajl białkowy z mlekiem migdałowym. Na początku byłam z niego dumna. Po piętnastu latach małżeństwa każdy impuls do zmiany wydawał się cenny. Ale potem zmieniać zaczął się nie tylko on, ale też nasze małżeństwo.
Kiedyś po pracy siadał obok mnie na kanapie, włączał film i wpychał mi stopy pod koc. Teraz ciągle go nie ma. Siłownia, stretching, rower, sauna. W telefonie – same aplikacje treningowe i zegarek z pulsometrem. W rozmowach – cisza. Moje „jak było w pracy?” zastąpiło jego „mam trening”. Nawet w łóżku jakoś nas mniej.
– Michał, może wieczorem po prostu obejrzymy coś razem? – próbuję czasem.
– Kochanie, późno wrócę. Dziś klata i plecy – odpowiada, całując mnie w czoło.
Patrzę, jak zamyka drzwi. A potem siedzę sama w kuchni z kubkiem herbaty i coraz bardziej niepokojącym pytaniem w głowie: co on tak naprawdę ćwiczy na tej siłowni?
Miałam podejrzenia
To zaczęło się od drobiazgów. Michał raz wrócił spocony, jakby przebiegł pół miasta. Innym razem – świeżutki, z fryzurą jak po wyjściu od barbera, pachnący jak reklama Diora. Zapytałam żartem:
– Przypadkiem siłownia jest teraz w hotelu?
Spojrzał na mnie ostro.
– Nie rób scen. Spotkanie z klientem. Naprawdę myślisz, że bym cię zdradził?
Zamrugałam. Ja tylko… żartowałam. Ale jego ton był zbyt obronny, zbyt gotowy. Jakby czekał na to pytanie. Kilka dni później, kiedy wrzucałam pranie, z kieszeni jego bluzy wypadł paragon. Hotelowy bar. Dwa drinki, woda kokosowa, deser. Zapamiętałam nazwę – ekskluzywny obiekt, nie żadne osiedlowe fitness.
Zaczęłam go obserwować uważniej. Godziny się nie zgadzały. Mówił, że wróci o dziewiętnastej – wracał o dwudziestej. Raz twierdził, że był w lesie, ale na nogach miał idealnie czyste białe buty. Albo był magikiem, albo coś ukrywał.
– Michał, ty coś przede mną ukrywasz? – zapytałam wprost.
– Przestań, Edyta… Jesteś przewrażliwiona.
– Boję się, że to nie tylko o siłownię chodzi.
Zamilkł. I wtedy to poczułam. Ten chłód w jego oczach. Jakby coś się w nim zamknęło. Jakby był gdzieś daleko, choć stał tuż przede mną.
Odkryłam zdjęcia
Złapałam się na tym, że przeglądam jego szafkę z kosmetykami. Nowy zapach, nowy krem pod oczy, jakieś serum liftingujące. Michał? Ten sam, który jeszcze dwa lata temu śmiał się z maseczek? Coś tu śmierdziało, i to nie było perfumy.
– Nie wyolbrzymiaj – mówiła Karolina. – Ale wiesz… jak chłop nagle zmienia wszystko w swoim życiu, to rzadko robi to dla siebie.
To ona pierwsza zasugerowała, żebym przejrzała jego laptopa. Michał miał synchronizację zdjęć z telefonu. I folder. Ukryty. Z pozoru niewinny – nazwany "Motywacja". Zajęło mi chwilę, żeby go otworzyć. Nie byłam gotowa na to, co zobaczyłam.
Półnaga dziewczyna, zrobione usta, pozycja z Instagrama – kolano do przodu, ręka we włosach. Zdjęcie z hotelowego łóżka. Lustro, przed którym Michał trzyma ją za biodra. I selfie – ona całuje go w szyję, a on… uśmiecha się. Tak, jak już dawno nie uśmiechał się do mnie.
– Edyta… to nie są zdjęcia z siłowni.
Z trudem utrzymałam się na nogach. W głowie miałam tylko jedno: To... niemożliwe. On miał być mój. Mój mąż, mój dom, moje życie… Łzy same napłynęły mi do oczu. Złość mieszała się z upokorzeniem.
Ta zdrada mnie bolała
Czekałam, aż dzieci zasną. Jeszcze im przeczytałam bajkę. Jeszcze przytuliłam, jeszcze poprawiłam kocyk. Serce mi biło jak oszalałe. W kuchni czekał laptop z otwartym folderem. Dowód zdrady. A w przedpokoju – Michał, właśnie ściągał buty.
Usiadłam przy stole. On wszedł, spojrzał na mnie i od razu coś wyczuł.
– Wszystko w porządku? – zapytał, marszcząc czoło.
– Usiądź – powiedziałam spokojnie. – Musimy porozmawiać.
Nie pytał o co. W jego oczach pojawił się strach. Kliknęłam folder. Zdjęcia pojawiły się na ekranie. Nie powiedział ani słowa. Przez minutę. Może dwie. Tylko patrzył. A potem spuścił głowę.
– Więc to była ta twoja siłownia? Igraszki pod hotelowym prześcieradłem? – wysyczałam, ręce drżały mi ze złości.
– Edyta… Ja… nie planowałem tego. To się po prostu stało.
– „Po prostu”?! – głos mi się załamał. – To ja jestem twoją żoną. Tą, której nie mówisz, że już jej nie kochasz. Tą, którą zostawiasz z dziećmi, bo trzeba „poćwiczyć klatę i barki”. I co, dobrze się ćwiczyło?
Michał zamknął oczy.
– Przestałem być sobą. Nie wiem, czego chcę. Czułem się… martwy. A ona… po prostu mnie widziała.
– A ja? Ja cię nie widziałam? Byłam niewidzialna przez te piętnaście lat?
Nie odpowiedział. Wstałam.
– Zabieraj poduszkę. Śpisz na kanapie. Albo w hotelu. Tam, gdzie twój drugi świat.
Jak mam mu wybaczyć
Następnego dnia Michała już nie było. Zabrał kilka rzeczy, portfel, ładowarkę. W głowie wciąż widziałam tamte zdjęcia, jak kliszę, której nie da się przewinąć. Dzieci nic nie wiedziały. Jeszcze.
Funkcjonowałam jak robot. Praca, przedszkole, obiad, pranie, rachunki. Mechanicznie. Beznamiętnie. Patrzyłam w lustro i widziałam obcą kobietę. Z podkrążonymi oczami. Ze zmarszczonym czołem. Pustą.
Karolina przyjechała wieczorem z winem i pudełkiem lodów.
– On chce wrócić? – zapytała po godzinie słuchania moich spazmów.
– Napisał, że „chce wszystko naprawić” – odpowiedziałam z pogardą.
– I?
– Nie wiem, czy potrafię patrzeć na niego bez bólu. Nawet jak go nie ma, czuję ten zapach… ich.
Michał błagał o rozmowę. Po tygodniu się zgodziłam. Nie dla nas. Dla siebie. Żeby nie mieć już żadnych niedopowiedzeń.
– Zrozumiałem, co straciłem – powiedział, gdy usiedliśmy w parku. – To nie była miłość. To był impuls. Głupota. Kryzys. Sam już nie wiem…
– A ja byłam twoją rodziną. A teraz kim jestem?
Popatrzył na mnie bezradnie.
Spotkałam się z nią
Znalazłam ją przez Instagram. Miała profil publiczny – dużo zdjęć, dużo filtrów, mało treści. Napisałam, że „musimy porozmawiać”. Odpisała zaskakująco szybko: „Wiem, kim jesteś. Spotkajmy się.”
Kawiarnia w centrum, środek dnia, ludzi sporo. Przyszła wcześniej. Wysoka, szczupła, młodsza ode mnie może o dziesięć lat. Ubrana bezbłędnie. I co z tego?
Usiadłam naprzeciwko niej. Ona pierwsza przerwała ciszę.
– Edyta, ja nie wiedziałam, że on ma dzieci.
Milczałam.
– Mówił, że jest w separacji. Że żona go nie rozumie. Że są już praktycznie osobno.
– Czyli klasyk – uśmiechnęłam się kwaśno. – Powiedz mi szczerze… Ty go kochałaś?
– Myślałam, że tak. Teraz nie wiem. Może bardziej potrzebowałam kogoś, kto mnie będzie podziwiał.
– A on… kogoś, kto będzie go podziwiać.
Zawstydziła się. Ale nie było we mnie jadu. Nie przyszłam się mścić. Chciałam tylko zobaczyć prawdę. I ją zobaczyłam – dziewczynę, która uwierzyła w tę samą bajkę, co ja kiedyś.
– Dzięki tobie odzyskałam wzrok – powiedziałam spokojnie. – Nie jemu zawdzięczam prawdę, tylko tobie.
– Przepraszam – szepnęła.
Nie odpowiedziałam. Wstałam. Wychodząc, czułam się lżejsza.
Edyta, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż po śmierci zostawił mi same niespodzianki. Puste konto to był dopiero początek odkrywania prawdy”
- „Testament matki był dla mnie szokiem. Oddała dom komuś, kto okazał jej serce, gdy ja miałam ją gdzieś”
- „Mąż traktował mnie jak królową i wyręczał we wszystkim. Teraz on leży w trumnie, a ja nie wiem, jak się płaci za gaz”

