Reklama

Mam czterdzieści sześć lat i przez ostatnich piętnaście żyłam jak duch. Niby obecna, ale jakby przeźroczysta. Zawsze cicha, niewidoczna, w tle. Idealna żona – bezproblemowa, przewidywalna, ułożona. Marek mówił czasem, że jestem jego „kotwicą”. Dziś myślę, że chodziło mu raczej o balast.

Reklama

Kiedyś byłam inna

Małżeństwo z Markiem… na początku myślałam, że to bajka. On – pewny siebie, przebojowy, zawsze otoczony ludźmi. Ja – zakochana po uszy, nieco nieśmiała, zafascynowana jego pewnością siebie. Chciałam tylko być przy nim. Z czasem zaczęłam znikać.

On pracował coraz więcej, wracał coraz później. Przestał pytać, jak minął mi dzień. Nawet jak coś mówiłam, kiwał tylko głową, bez patrzenia w oczy. Jedliśmy razem kolacje, ale w ciszy. Spaliśmy obok siebie, ale w innych światach. Dotyk zniknął. Czułość? Jakby jej nigdy nie było.

Z początku próbowałam coś ratować. Gotowałam jego ulubione dania, zakładałam nową bieliznę, pisałam mu wiadomości w ciągu dnia. Ale odpowiedzi były coraz krótsze. „Ok”, „Dzięki”, „Spoko”. Po jakimś czasie przestałam pisać. I przestałam gotować jego ulubione dania. Przestałam nawet sprawdzać, o której wróci. Byłam z nim. Ale tak naprawdę – byłam sama.

Zaczęłam coś przeczuwać. Spojrzenia w telefon, gdy myślał, że nie widzę. Krótkie uśmiechy, które pojawiały się tylko wtedy, gdy czytał wiadomości. Wyjazdy służbowe, które pojawiły się jak grzyby po deszczu. Coraz częściej łapałam się na tym, że gapię się w sufit i analizuję każde jego słowo. Każde „muszę zostać dłużej w pracy”. Każde „spotkanie z klientem”. Wiedziałam. Ale nie chciałam wiedzieć. Bo jeśli to prawda… to co mi zostanie?

Podejrzewałam coś

To był zwykły czwartek. Wracałam wcześniej z pracy, bo szef odwołał popołudniowe spotkanie. W mieszkaniu było cicho. Buty Marka stały w przedpokoju, więc wiedziałam, że jest w domu. Weszłam do sypialni, bo usłyszałam dźwięk powiadomienia. Leżał na łóżku z telefonem w ręku, ale kiedy mnie zobaczył, odruchowo go zablokował i odłożył.

– Już jesteś? – zapytał bez emocji.

– Mhm. Szef odwołał zebranie. Zrobić ci herbatę?

– Nie, dzięki.

Odwróciłam się, ale wtedy ekran telefonu znowu się rozświetlił. Nie chciałam patrzeć, ale zrobiłam to. Na wyświetlaczu zobaczyłam fragment wiadomości: „Dziś znowu o tobie śniłam…”. Serce zaczęło mi walić jak szalone, ale starałam się zachować spokój. Odwróciłam się i spojrzałam na niego.

– Marek, kto to jest?

Zamilkł. Usiadł wolno, jakby chciał zyskać czas.

– To… Anita. Z pracy.

– Anita – powtórzyłam, jakby to miało mi coś wyjaśnić. – Śniła o tobie? Marek… co się dzieje?

Spojrzał mi w oczy, ale nie było w nim wstydu. Ani litości.

– To się po prostu wydarzyło.

Zamarłam. Patrzyłam na niego, ale miałam wrażenie, że jestem za szybą. Jakby moje ciało zostało w pokoju, a dusza gdzieś uciekła.

– Wydarzyło się? To nie deszcz, to twój wybór.

Nie odpowiedział. Milczał. Jak zawsze, kiedy nie wiedział, jak się wybronić.

Zmieniłam się

Pierwsze dni po odkryciu zdrady były jak życie w dźwiękoszczelnej bańce. Marek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Wstawał rano, wychodził do pracy, wracał wieczorem, czasem nawet zapytał, czy coś kupić po drodze. A ja żyłam obok. Jadłam z nim przy jednym stole, ale nie słyszałam, co mówi. Przestałam go słuchać i się starać.

Któregoś dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną, bezbarwną kobietę z martwymi oczami. Stałam tak dłuższą chwilę i myślałam tylko jedno: nie chcę już tak wyglądać. Nie chcę już tak żyć. Tydzień później ścięłam włosy. Po raz pierwszy od lat. Fryzjerka zapytała, czy jestem pewna. Skinęłam tylko głową. Czułam, jak każdy opadający kosmyk to kawałek tamtej wersji mnie.

Zmieniłam też ubrania. Wyrzuciłam bezkształtne swetry i poplamione dresy. Kupiłam spodnie, które podkreślały nogi, i koszulki, w których czułam się lekko. Zaczęłam biegać. Na początku z wściekłości na Marka, na siebie, na całe to życie. Potem – dla siebie.

Mama patrzyła na mnie uważnie, kiedy przyszłam do niej po kilku tygodniach.

– Ola… ty się zmieniłaś. Ale nie wiem, czy się cieszyć, czy martwić.

Uśmiechnęłam się słabo.

– Jeszcze mnie boli. Ale już inaczej. Teraz wiem, że przeżyję.

Zaczęłam kurs projektowania graficznego. Od zawsze to lubiłam, ale wcześniej wydawało mi się to zbyt śmiałe, zbyt… nie dla mnie. Teraz nie miałam już nic do stracenia.

Zauważył to

Tam poznałam Kamila. Był jednym z wykładowców. Na początku nie skojarzyłam go z przeszłością, dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to dawny kumpel Marka. Nie rozmawialiśmy o tym. Spotykaliśmy się na ćwiczeniach, potem zostawaliśmy po zajęciach, gadaliśmy o grafice, o muzyce, o życiu. I śmialiśmy się.

Był inny. Uważny, nie mówił wiele, ale jak słuchał, to całym sobą. Patrzył mi w oczy, kiedy rozmawialiśmy. I nigdy nie przerywał. Z każdym spotkaniem czułam, że jestem coraz bliżej czegoś, co może być prawdziwe. Ale jeszcze nie ufałam. Ani jemu, ani sobie. Bo jak zaufać znowu, kiedy wszystko, co znałam, okazało się iluzją?

Marek zauważył to chyba dopiero po dwóch miesiącach. Zaczął wracać wcześniej. Przynosił wino, którego nigdy nie lubiłam, ale które kiedyś wypiliśmy razem na jakiejś randce. Pytał, jak minął mi dzień, patrzył mi w oczy z jakąś dziwną miękkością. Odpowiadałam uprzejmie, spokojnie, dokładnie tak, jak odpowiada się nieznajomemu, którego się nie chce urazić.

Zaczął mnie komplementować. Że dobrze wyglądam. Że coś się w moich oczach zmieniło. Że znowu się śmieję. Nie powiedział wprost, że żałuje. Ale widziałam to w jego spojrzeniu. W tej niepewności, kiedy próbował usiąść blisko mnie na kanapie i w tej ciszy, kiedy nie wiedział, czy ma prawo mnie dotknąć.

Chciał wrócić

Któregoś wieczoru, kiedy wróciłam do domu po spacerze z Kamilem, czekał na mnie w przedpokoju.

– Ola… ja wiem, że nawaliłem, że cię skrzywdziłem. I widzę, jak bardzo się zmieniłaś. Ale ja też się zmieniłem. I chciałbym spróbować jeszcze raz, jeśli mi pozwolisz.

– Spóźniłeś się… dziesięć miesięcy.

Wpatrywał się we mnie.

– Wiesz, co jest najgorsze? – dodałam po chwili. – Że ja kiedyś marzyłam, żebyś to powiedział. Żebyś zrozumiał. Żebyś wrócił. Ale teraz nie czuję już nic.

Wyszedł. Cicho. Bez słowa. A ja zostałam, po raz pierwszy od dawna naprawdę spokojna.

Z Kamilem wszystko działo się powoli. Bez fajerwerków, bez wielkich gestów, bez pustych obietnic. Kiedy mówił, że oddzwoni, to dzwonił. Kiedy mówił, że chce się spotkać, to się spotykaliśmy. Był po prostu stały, uważny, bezpieczny.

Któregoś wieczoru siedzieliśmy na ławce przy Wiśle. Było chłodno, ale nie chciałam wracać do domu. On miał na sobie granatowy płaszcz, pachniał lasem i jakimś delikatnym mydłem. Milczeliśmy, ale to milczenie nie ciążyło. W końcu odezwałam się.

– Boję się.

Spojrzał na mnie z boku, nie przerywając ciszy.

– Czego?

– Że znowu wszystko się rozpadnie. Że nie umiem już nikomu zaufać. Że… że może nie umiem kochać.

Miałam obawy

Uśmiechnął się lekko.

– Może właśnie dlatego warto spróbować. Powoli. Bez przymusu. Bez obietnic.

Poczułam wtedy coś, czego nie czułam od dawna. Nie ekscytację, nie zawrót głowy, ale spokój.

Marek zobaczył nas przypadkiem. Wyszłam z Kamilem z kawiarni, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Kamil pożegnał się pocałunkiem w dłoń. I wtedy zobaczyłam Marka. Stał po drugiej stronie ulicy, nieruchomo. Nie podszedł, ale widziałam, że wszystko zrozumiał.

Wieczorem, kiedy wróciłam do domu, czekał.

– Kamil?

Nie odpowiedziałam od razu. Zdjęłam buty, płaszcz, odłożyłam klucze. W końcu powiedziałam:

– Tak.

– Mój przyjaciel? Serio?

Usiadłam naprzeciwko, spokojna.

– On traktuje mnie tak, jak ja zawsze chciałam być traktowana. Z szacunkiem, czułością, uwagą.

Marek spuścił głowę. Nie miał już żadnych argumentów.

A ja poczułam, że to, co kiedyś było światem, teraz jest tylko wspomnieniem.

Był zazdrosny

Kilka dni później Marek zadzwonił do Kamila. Umówili się w kawiarni, tej niedaleko naszego starego mieszkania. Wiedziałam, że do tego dojdzie. Marek musiał spróbować ostatni raz zawalczyć – chociaż nie o mnie, tylko o swoje ego. Chciał odpowiedzi, może zemsty.

Kamil wrócił z tego spotkania zamyślony. Usiadł ze mną na kanapie, podał mi kubek herbaty i przez chwilę nic nie mówił.

– Pytał, jak mogłem mu to zrobić – powiedział w końcu. – Że byliśmy przyjaciółmi, że zdradziłem przyjaźń. Powiedziałem mu, że cię nie uwiodłem, to ty wybrałaś. Że był wtedy już tylko pustym miejscem obok ciebie.

Patrzyłam na Kamila długo. Wiedziałam, że powiedział prawdę. Nikt mnie nie zabrał. Ja sama zdecydowałam, że odchodzę.

Zamknęłam ten rozdział

Następnego dnia poszłam do Marka. Chciałam to zakończyć. Otworzył mi zaskoczony. Wpuścił do środka, jakby spodziewał się, że przyszłam zmienić zdanie. Ale ja przyszłam się pożegnać.

– Chciałam tylko powiedzieć, że już cię nie kocham.

Zmarszczył brwi, ale nie mówił nic. Patrzył we mnie, szukał czegoś, czego już nie było.

– Nie z nienawiści, nie z żalu. Po prostu już nie czuję. Ty odszedłeś pierwszy, chociaż byłeś tu fizycznie. Ja zrobiłam to świadomie.

Zacisnął usta, skinął głową. Widziałam, jak łapie oddech, jak z trudem powstrzymuje emocje.

– Nie musisz nic mówić. Chciałam tylko zamknąć to, zanim całkiem przestanie mieć znaczenie.

Wyszłam. Nie obejrzałam się. Wróciłam do Kamila. Do siebie, do życia, które nie było idealne, ale było prawdziwe.

Reklama

Aleksandra, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...