Reklama

Na pierwszy rzut oka nasze małżeństwo było stabilne. Dziesięć lat razem, wspólne poranki przy kawie, wakacje nad morzem, plany na przyszłość. Ludzie mówili: „Idealna para”. Czasem sama w to wierzyłam. Ale w ostatnich tygodniach coś się zmieniło. Coś, co rozgryzało mnie od środka jak niewidzialny robak.

Nie ufałam mu

Paweł zaczął wychodzić częściej niż zwykle. Zawsze wieczorem, zawsze z tą samą wymówką: „Idę na piwo z Markiem”. Wracał późno. Czasem czułam zapach perfum, choć nigdy nie używał wody kolońskiej. Unikał mojego wzroku, jakby bał się, że coś w nim wyczytam. I może faktycznie tak było, bo każdej nocy, kiedy leżałam obok niego w łóżku, czułam, że on jest gdzieś indziej.

Podejrzenia przyszły same. Pojawiały się w myślach jak pojedyncze krople deszczu przed burzą. Aż w końcu nie mogłam ich dłużej ignorować.

– Wychodzę na piwo z Markiem – rzucił znowu, zapinając kurtkę.

Nie zdziwiło mnie to. Robił to coraz częściej.

– Jasne – odpowiedziałam spokojnie, nawet nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Ale wewnątrz aż się gotowałam.

Usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi, a potem ciszę. Po kilku minutach podeszłam do okna i wyjrzałam na ulicę. Paweł nie skręcił w stronę pubu, gdzie zawsze chodził z Markiem. Poszedł w drugą stronę. Serce zaczęło mi bić szybciej. Może tylko chciał coś załatwić? Może kupić papierosy? Ale przecież nie palił…

Miałam podejrzenia

Chciałam do niego zadzwonić, zapytać, czy faktycznie spotkał się z Markiem. Ale to byłoby zbyt podejrzane. Przewijałam bezmyślnie media społecznościowe, ale nie mogłam się skupić. Każda sekunda jego nieobecności w domu zdawała się dłużyć w nieskończoność. Może przesadzam? Może mam paranoję?

Godziny mijały. W końcu usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Mąż wszedł do mieszkania jak gdyby nigdy nic. Zdjął kurtkę, rzucił klucze na szafkę i uśmiechnął się do mnie.

– No i jak tam? – zapytałam niby obojętnie. – Jak było?

– Spoko – wzruszył ramionami. – Wypiliśmy po dwa piwa, pogadaliśmy o pracy, jak zawsze.

Kiwnęłam głową.

– A Marek? Jak tam u niego?

– A, w porządku – odpowiedział szybko.

Coś mi tu nie pasowało.

– Właśnie, musimy się z nim spotkać razem, dawno nie rozmawialiśmy – rzuciłam niby od niechcenia.

Paweł zawahał się na ułamek sekundy. To wystarczyło. Już wiedziałam, że coś przede mną ukrywa.

Oszukiwał mnie

Nie musiałam długo czekać na okazję. Dwa dni po kolejnym „wyjściu na piwo” wyszłam na zakupy. I wtedy zobaczyłam Marka. Stał przy stoisku z warzywami. Wyglądał jak ktoś, kto od tygodnia nie wychodził poza schemat: praca–dom. Podeszłam do niego z uśmiechem.

– Cześć, Marek – rzuciłam lekko.

– O, hej, Ula – odpowiedział zaskoczony.

Zaczęliśmy rozmowę o niczym. O pogodzie, o warzywach, o tym, jak drożyzna dopada każdego. I wtedy postanowiłam to sprawdzić.

– Ostatnio często wyciągasz Pawła na piwo – rzuciłam niby od niechcenia. – Aż się zaczęłam zastanawiać, czy nie powinnam być zazdrosna.

Zaśmiałam się, żeby nadać temu lekki ton. Ale w środku cała się spięłam. Marek spojrzał na mnie zdziwiony.

– Ja? – uniósł brwi. – Ale… kiedy?

W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.

– No, wiesz, kilka dni temu. I tydzień temu. No i w zeszły piątek…

Marek pokręcił głową.

– Ula, ja byłem na delegacji. Wróciłem dopiero dwa dni temu.

Wszystko się wydało

Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Wzięłam głęboki oddech, żeby się nie zdradzić.

– Może coś pomyliłam… wieczory mi się już zlewają.

Marek kiwnął głową i odszedł. A ja, jak w transie, wyszłam ze sklepu i poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Czyli Paweł skłamał. Nie było żadnego piwa z Markiem. Więc… gdzie był?

W głowie miałam tysiące myśli. Po raz pierwszy zaczęłam się bać, jaka może być prawda. Nie mogłam odpuścić. Nie po tym, co powiedział Marek.

Tego wieczoru nie pisałam do Pawła, nie pytałam, kiedy wróci. Siedziałam w salonie, przy zgaszonym świetle, słuchając cichego tykania zegara. Każda minuta zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W głowie miałam tylko jedno: muszę to z niego wyciągnąć.

Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Drzwi otworzyły się i do mieszkania wszedł Paweł.

– O, nie śpisz? – zdziwił się, odwieszając kurtkę.

– Nie mogłam zasnąć – odpowiedziałam spokojnym tonem. – Jak tam piwo z Markiem? – zapytałam niby od niechcenia.

Jego dłoń na moment zastygła na lodówce.

– Spoko – odpowiedział, odwracając się w moją stronę. – Tak jak zawsze.

Wypierał się

Patrzyłam na niego uważnie.

– Ciekawe – powiedziałam, skrzyżowawszy ramiona.

Zmarszczył brwi.

– Co ciekawego?

Uśmiechnęłam się zimno.

– Bo wiesz… Spotkałam dzisiaj Marka. Powiedział, że ostatnio był w delegacji. I nie widział cię od ponad tygodnia.

Paweł zastygł na chwilę. Było widać, jak gorączkowo szuka odpowiedzi.

– Co? – zaśmiał się nerwowo. – Może źle zrozumiałaś…

– Paweł – przerwałam mu. – Nie zaplątuj się w kłamstwa jeszcze bardziej. Po prostu mi powiedz: z kim byłeś?

W jego oczach pojawiło się coś, czego nie widziałam: panika.

– Urszula, przestań. Naprawdę był…

– Nie kończ – weszłam mu w słowo. – Bo jeśli teraz skłamiesz, to nie będzie odwrotu.

Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Paweł zacisnął usta i spuścił wzrok. Stał jak wmurowany. Zacisnął dłonie w pięści, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przechodziły mu przez gardło.

Wszystko runęło

– No i co? – zapytałam cicho, ale w moim głosie nie było już łagodności. – Teraz milczysz?

Zaczął się plątać w nerwowych gestach. Podrapał się po karku, westchnął, zrobił krok do tyłu. Przełknął ślinę.

– Spotkałem się z kimś, ale to nie jest to, co myślisz…

Wtedy coś we mnie pękło.

– A co mam myśleć? Że kłamałeś, bo bałeś się, że nie pozwolę ci na spotkanie z koleżanką?

Odwrócił wzrok.

– Nie chciałem cię martwić.

– Więc zamiast powiedzieć prawdę wybrałeś kłamstwo?

Nie odpowiedział.

– Kto to jest? – zapytałam w końcu.

– To ktoś… z pracy.

– Jakaś koleżanka?

Paweł pokiwał głową, ale wciąż nie patrzył mi w oczy. Czułam, jak ściska mnie w żołądku.

– I co, spotykacie się, bo świetnie się dogadujecie? Bo macie wspólne zainteresowania? Bo była samotna i potrzebowała twojego towarzystwa?

– Spotkaliśmy się kilka razy. Ale to nie było nic poważnego…

Byłam załamana

Zamarłam. „To nie było nic poważnego”.

– Nic poważnego?! – wybuchnęłam, podchodząc jeszcze bliżej. – A ja? Nasze małżeństwo? To też nic poważnego?!

Paweł pokręcił głową.

– Urszula, ja cię kocham.

Roześmiałam się gorzko.

– Nie, nie kochasz. Bo ludzie, którzy się kochają, nie robią takich rzeczy.

Patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam coś, czego nie chciałam już analizować. Strach? Żal? Może nawet wyrzuty sumienia? Nie obchodziło mnie to.

Tylko jedno pytanie wciąż rozbrzmiewało w mojej głowie: co dalej?

Urszula, 38 lat

Czytaj także:
„Po śmierci męża poczułam się, jakbym otworzyła jego komnatę tajemnic. Z komornikiem już prawie się zaprzyjaźniłam”
„Już od dawna na prezent chciałam w końcu dostać wnuka. Niestety, ostatnie o czym myśli moja córka, to rozmnażanie”
„Wyszłam za mąż za mężczyznę z przeszłością. Wytykali mnie palcami, a teraz mi zazdroszczą, bo jestem królową życia”

Reklama
Reklama
Reklama