„Mąż obiecał wybudować mi pałac, na który zasługuję. Wreszcie spełnił swoje marzenia, a ja tyram jak pokojówka w hostelu”
„Oprócz normalnego sprzątania doszło mi też regularne zmienianie pościeli w pokojach gościnnych, pranie i prasowanie bielizny pościelowej i ręczników oraz regularne uzupełnianie zapasów w mini lodówkach i barkach”.

- listy do redakcji
Nigdy nie lubiłam domowych obowiązków typu sprzątanie, pranie czy prasowanie. Prowadzenie domu było ostatnim, czym chciałabym się zajmować w życiu. Oczywiście, wiedziałam, że nie mam szans tego uniknąć, ale miałam nadzieję, że uda mi się te obowiązki zminimalizować, a być może również podzielić się nimi z moim partnerem lub mężem, jeśli takiego będę miała. Niestety, życie miało wobec mnie swój plan...
Nie miałam dużych ambicji
Nie byłam wybitną uczennicą. Owszem, miałam dość wysoką średnią, ale na olimpijkę się nie nadawałam. Maturę zdałam, nawet całkiem przyzwoicie, ale na studia prawnicze czy medyczne nie miałam żadnych szans. Zresztą nawet chyba nie chciałabym być lekarzem czy adwokatem. Administracja też nie była złym kierunkiem, miałam po niej szansę na niezłą pracę. Może gdybym wybrała inne studia...
Andrzeja poznałam właśnie w pracy. Załatwiał jakieś sprawy urzędowe dla swojej firmy i akurat ja go obsługiwałam.
– I pani naprawdę wie, jak te wszystkie rubryczki wypełnić? – miał rzeczywiście oryginalny sposób na podryw.
– Taka praca, proszę pana – uśmiechnęłam się.
– Kompetentna kobietka z pani, a do tego ma pani czarujący uśmiech.
– A z pana podrywacz...
– No i jeszcze bystra dziewczyna. To nie będę ściemniał, tylko od razu zapytam: da się pani zaprosić na kawę?
– A wie pan, że dam się zaprosić? Tylko nie dziś, dziś mam już inne plany.
– A w czwartek?
– Tak, w czwartek jak najbardziej może być.
I poszliśmy na tę kawę. A potem na kolejną, i jeszcze jedną. Andrzej może był słaby w podrywanie, ale miał to coś, co sprawiało, że chciałam spędzać czas w jego towarzystwie. Po jakimś czasie staliśmy się parą, a później postanowił mi się oświadczyć. A ja te oświadczyny przyjęłam.
Miał wielkie marzenia
Na początku było jak w bajce. Kochaliśmy się miłością niezmierzoną, każde z nas miało dobrą pracę, zatem stać nas było na wiele. Po ślubie zamieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, ale wiedzieliśmy, że to sprawa tymczasowa. Mnie marzył się mały biały domek, Andrzej był bardziej zamaszysty w swoich marzeniach i życzył sobie ogromnej willi. Nie wiedziałam, jak ogromna miałaby być, ale do pewnego stopnia jego marzenie mogłoby mnie zadowolić…
Mieszkaliśmy więc w wynajmowanym mieszkaniu, chodziliśmy każde do swojej pracy i kontrolowaliśmy zarobki, a szczególnie odpływ pieniędzy w postaci opłacania rachunków, regulowania zobowiązań i zaspokajania naszych potrzeb. Przedyskutowaliśmy wiele wydatków, ostatecznie zdecydowaliśmy się na kredyt na budowę domu. Po jego wybudowaniu i wykończeniu mieliśmy się doń przeprowadzić i nie płacić już za wynajem mieszkania.
Jednak domy nie powstają na pstryk. Budowa domu to było przedsięwzięcie, które pochłonęło bez reszty czas i rezerwy finansowe mojego męża. Pomagałam, na ile mogłam, ale raz że obowiązki zawodowe nie zawsze pozwalały mi na pełną swobodę, a dwa że wcale nie byłam przekonana do tego pomysłu. Ale skoro mąż miał takie życzenie…
Tymczasem w pracy czekała mnie rewolucja. Szef wezwał mnie na rozmowę i poinformował, że zostałam wytypowana do wymiany z miastem partnerskim we Francji. Miałam poznać nowe standardy, nauczyć się obsługi nowych programów, a przy okazji podszlifować swój francuski. Poprosiłam o chwilę do zastanowienia, tłumacząc, że chciałabym sprawę przedyskutować z mężem.
Jeszcze tego samego dnia przy kolacji podzieliłam się z Andrzejem nowiną.
– Zaproponowano mi wyjazd na wymianę do Francji. Miałabym podobne obowiązki jak teraz, ale poznałabym wiele nowinek, które później miałabym wdrażać u nas.
– To ciekawe. A finansowo jak to się przedstawia?
– No właśnie całkiem nieźle. Przy podobnym zakresie obowiązków pensja wyższa, niż u nas. Nawet dość sporo wyższa.
– No, ale koszty życia we Francji…
– Tak, ale zakwaterowanie i abonament w stołówce pracowniczej pokrywa pracodawca. Czyli moje realne wydatki w stosunku do pensji byłyby dużo niższe, niż obecnie. Biorąc pod uwagę, że budowa domu okazuje się studnią bez dna, to każdy dodatkowy grosz się liczy.
– Racja. To jeszcze pytanie zasadnicze: na jak długo ten wyjazd?
– No i to jest jedyny minus. Co najmniej rok. Wiele będzie zależało od tempa wdrażania pewnych projektów, ale umowę miałabym podpisać na rok, z opcją przedłużenia w razie potrzeby.
– Czy ja wiem, czy to taki minus? Im dłużej będziesz otrzymywać wyższą pensję, tym więcej kasy wpłynie do naszego domowego budżetu. Budowa na pewno nie potrwa krócej, ty i tak przy niej niewiele pomagasz, więc może to i lepiej, że wyjedziesz zarabiać.
– Czyli co: mam podpisać tę umowę?
– Podpisuj!
Załatwiłam wszystkie formalności i już dwa tygodnie później siedziałam w samolocie do Francji…
Czekała mnie niespodzianka
Ostatecznie za granicą przepracowałam prawie półtora roku. Gdy wróciłam, Andrzej stwierdził, że w samą porę, bo trzeba zacząć wykończenie domu i do tego będę mu jednak potrzebna. Pojechałam więc z nim na budowę i oniemiałam.
– Andrzej, litości, co to jest? – zapytałam, wskazując na olbrzymie domiszcze.
– Nasz nowy dom! – odparł z dumą.
– Dom?! Chyba pałac! Czyś ty zwariował?
– Ale o co ci chodzi? Nie podoba ci się?
– Chłopie, czy ty wiesz, ile będzie kosztowało ogrzanie tego hangaru?
– Bez przesady, konstrukcja jest przemyślana, sięgnąłem po najnowsze rozwiązania, nie będzie tak źle!
– A kto to będzie sprzątał?!
– Wiesz co, Karolinko, strasznie marudna z tej Francji przyjechałaś. Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma. Bierzmy się do roboty, zamiast gadać po próżnicy!
Byłam wściekła. Moje marzenia o małym, białym domku właśnie poszły się gonić. Zamiast tego miałam zamieszkać w dwupiętrowej willi z niezliczoną ilością pomieszczeń i równie nieokreśloną liczbą okien do mycia. Trzeba przyznać, mój mąż miał gest. Szkoda tylko, że nie wziął pod uwagę mojej awersji do sprzątania…
Mój mąż okazał się w swoim szaleństwie wręcz nieobliczalny. Nie dość, że uznał, że potrzebujemy dla nas dwojga kilku sypialni, trzech salonów i czterech łazienek, to jeszcze postanowił zaplanować pokoje gościnne i wyposażyć je nie tylko w łazienki, ale też w aneksy kuchenne. Okazało się, że wymyślił, by zamiast płacić za hotel dla swoich partnerów biznesowych, stworzyć im możliwość nocowania w naszym domu.
Jestem strasznie zmęczona
Gdy tylko willa nadawała się do zamieszkania, wymówiliśmy najem mieszkania i przenieśliśmy się do naszego nowego lokum. Dość szybko poczułam w kościach, co znaczy odkurzyć i umyć kilkaset metrów kwadratowych podłóg. Andrzej ani myślał mi w tym pomagać – wszak on ciężko pracował. A ja po kilku godzinach siedzenia przy biurku i picia kawki (jak raczył określić moje obowiązki zawodowe) powinnam się cieszyć z dodatkowej porcji ruchu, jaką mi zapewnił.
Niebawem przekonałam się, że obowiązków będę miała znacznie więcej. Latanie na mopie to jedno, a partnerzy biznesowi musieli przecież spać w czystej pościeli, mieć świeżo wysprzątane łazienki i przygotowane wyposażenie aneksu kuchennego. A że Andrzej gościł kogoś przynajmniej raz w tygodniu, to oprócz normalnego sprzątania doszło mi też regularne zmienianie pościeli w pokojach gościnnych, pranie i prasowanie bielizny pościelowej i ręczników oraz regularne uzupełnianie zapasów w mini lodówkach i barkach.
To szaleństwo trwa już od pół roku. Wstaję rano, rozładowuję zmywarkę, szykuję śniadanie i idę do pracy. Po pracy robię zakupy, po czym do wieczora ogarniam dom. Każdego dnia sprzątam inną jego część, bo przecież nie sposób byłoby za jednym zamachem choćby odkurzyć i umyć wszystkie podłogi. A przecież muszę też ugotować sobie i mężowi jakiś obiad, przygotować kolację, ogarnąć kuchnię…
Do tego przynajmniej raz w tygodniu dochodzi dodatkowe pranie i prasowanie. Całe szczęście, że udało mi się przekonać Andrzeja do zainwestowania w suszarkę, bo gdybym jeszcze miała tę pościel i ręczniki rozwieszać do suszenia, to chyba bym się powiesiła zamiast nich. Czuję się jak darmowa pokojówka w hotelu. Nie wiem, jak długo to jeszcze wytrzymam, ale chyba najwyższa pora poważnie porozmawiać z moim mężem…
Karolina, 32 lata
Czytaj także:
„Po 30 latach żona uznała mnie za wadliwy towar. Jestem pewien, że stara baba szybko pożałuje bycia singielką na rencie”
„Dziewczyna zabawiła się moimi uczuciami i zniknęła. Po latach wróciła tylko po to, by narobić bigosu”
„Mąż po ślubie zmienił się z romantyka w tyrana. Skończyły się czułe słówka, a zaczęła się jazda o wszystko”