Reklama

Z Andrzejem jesteśmy małżeństwem już od ponad dwudziestu lat. Poznaliśmy się w pierwszej pracy, do której trafiliśmy tuż po maturze. Oboje studiowaliśmy zaocznie i robiliśmy staż w miejscowym urzędzie gminy. Dla stażystów nie było tam zbyt wiele zajęć, dlatego mieliśmy czas, żeby dobrze się poznać. I tak z tego poznawania zostaliśmy parą, wzięliśmy ślub i założyliśmy rodzinę.

Reklama

Niemal nie wychodziliśmy z łóżka

Na początku nasz związek kwitł. Nigdy nie zapomnę naszej podróży poślubnej w góry. Pojechaliśmy na tydzień do Zakopanego. Na zagraniczne wycieczki nie było nas wtedy stać, a i taka podróż mocno nadszarpnęła nasz skromny wówczas budżet. Ale uparliśmy się, że nie zrezygnujemy z wyjazdu, chociaż rodzice próbowali nas namawiać, żebyśmy pieniądze zebrane na weselu przeznaczyli na inne rzeczy.

– A po co wam ta wycieczka? Nie macie teraz pilniejszych wydatków? Mieszkanie po babci wymaga gruntowanego remontu. Potrzebna jest wymiana hydrauliki, elektryki. Płytki w łazience i kuchni też są do zrobienia. Nie macie nawet porządnych mebli, a wam zabawa w głowie – doskonale pamiętam, że matka strasznie biadoliła na naszą lekkomyślność.

My jednak nie ustąpiliśmy. Byliśmy młodzi i zakochani w sobie do szaleństwa, mieliśmy, gdzie mieszkać, oboje pracowaliśmy. Wprawdzie na umowach śmieciowych i za przysłowiowe grosze, ale jednak. Chcieliśmy nacieszyć się sobą, a nie myśleć o kupnie nowych kafelków do łazienki. Zresztą, nie potrzebowaliśmy wiele do szczęścia. Wystarczyło nam, że mamy siebie.

Ech, gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że dotyk mojego męża będzie działał mi na nerwy, wyśmiałabym go prosto w twarz. Podczas naszej podróży poślubnej niemal nie wychodziliśmy z pokoju. Spacery po malowniczej okolicy? Wyjścia na Krupówki i inne miejscowe atrakcje? Szaleństwa na stoku? My mieliśmy w głowie zupełnie inne szaleństwa.

Nie mogliśmy się od siebie oderwać

Mieszkaliśmy w przytulnym pensjonacie i czas spędzaliśmy głównie tam. Niemal nie wychodziliśmy z łóżka, ciesząc się wreszcie swoją bliskością. Wcześniej oboje mieszkaliśmy z rodzicami, spotykaliśmy się raz w jednym, raz w drugim domu i wiecznie ktoś kręcił się nam pod drzwiami. Na spokojne czułości nie było zbyt dużych szans, dlatego podczas podróży poślubnej postanowiliśmy odbić sobie to powstrzymywanie się.

Zwyczajnie nie mogliśmy się sobą nasycić. Wystarczyło, że poczułam rękę Andrzeja na udzie czy biodrach, żeby przechodziły mnie prawdziwe ciarki. Byliśmy naprawdę nienasyceni. Aż właścicielka pensjonatu patrzyła na nas z dziwną miną. Teraz jestem przekonana, że inni goście mogli skarżyć się na dźwięki dobiegające z naszego pokoju.

Rozmarzyłam się do tych wspomnień. Czy to może jeszcze kiedyś wrócić? Bo już od dobrych kilku lat w naszej sypialni nie tylko wieje chłodem, ale wręcz panuje arktyczny mróz. No jednym słowem: prawdziwa Syberia. Co się z nami porobiło przez te wszystkie lata?

W naszej sypialni od dawna panuje chłód

Na naszą niekorzyść zadziałał chyba czas i codzienność, która przytłoczyła dawną miłość. Jeden ciężki poród, potem drugi. Praca, wychowywanie dzieci, codzienny bieg pomiędzy domem i biurem. Wieczny stres, brak czasu i nadrabianie domowych obowiązków po nocach.

Gdy dzieci były małe, nie jeden raz kładłam się spać dobrze po drugiej, by zerwać się na dźwięk budzika dokładnie o piątej trzydzieści. Czy człowiek w takiej sytuacji ma ochotę na amory? Mój mąż, owszem miał. Ja już niekoniecznie. Przez lata marzyłam, żeby się po prostu wyspać.

– Zostaw, dzisiaj nie mam siły, dosłownie padam. Może w weekend – nie jeden raz odtrącałam Andrzeja, który zbyt mocno się do mnie przytulał, marząc o czymś więcej.

Teraz dzieciaki już są dorosłe. Bartek właśnie poszedł na studia, Karolina jest w drugiej klasie liceum i także ma mnóstwo swoich własnych spraw. Teoretycznie moglibyśmy spróbować odgrzać nasz związek i nieco popracować nad sytuacją w sypialni. Ale zwyczajnie nie mam na to ochoty. Przez te lata zniknął gdzieś żar, który niegdyś nas połączył. Nie tylko doskonale poznaliśmy swoje ciała, ale i chyba zwyczajnie się sobą znudziliśmy. Znamy każdy swój pieprzyk i to wcale nie jest romantyczne.

Jednak chyba to nie w tym tkwi problem. Mąż przez te wszystkie lata bardzo się zmienił. Tak, wiem, że ja także nie mam już giętkiego i jędrnego ciała dwudziestolatki. Staram się jednak o siebie dbać. Zapisałam się na zajęcia fitness, raz w tygodniu chodzę na basen. Ćwiczę też w domu, a wiosną i latem bardzo dużo jeżdżę na rowerze. Używam dobrych kosmetyków, dzięki czemu nie wyglądam na swoje czterdzieści pięć lat.

Mój mąż strasznie się zaniedbał

A Andrzej… Trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Mój mąż zwyczajnie się zapuścił. Po powrocie z pracy zasiada na kanapie z pilotem do telewizora, a jego ulubiona rozrywka to skakanie po kanałach. Mecz, seriale kryminalne, skoki narciarskie, jakiś boks. Mnóstwo sportu. Szkoda tylko, że wszystkie te dyscypliny jedynie biernie ogląda, opychając się przy okazji chipsami popijanymi piwem.

Już nawet nie zliczę, ile razy próbowałam wyciągnąć go ze sobą na basen czy chociażby na spacer. Ale on zawsze jest na nie. Wspólna jazda na rowerze? No daj spokój, czy my jesteśmy nastolatkami, żeby paradować po osiedlu w obcisłych spodniach i kasku na głowie? Tylko, kto niby każe mu zakładać obcisłe spodnie? Przecież spokojnie mógłby ubrać ten swój ulubiony dres.

W efekcie waży dobre trzydzieści kilogramów więcej niż na początku naszej znajomości, a w marynarkę od ślubnego garnituru weszłaby mu najwyżej jedna ręka. Zwyczajnie się roztył i do tego zrobił się strasznie leniwy. Praktycznie nic mu się nie chce. Już od dawna nigdzie wspólnie nie chodzimy. Czasami marzę, żeby zaskoczył mnie romantyczną kolacją w restauracji, spontanicznie kupionymi biletami do kina czy teatru, który od zawsze uwielbiałam. Ale on sam nigdy nie wpadnie na pomysł, żeby coś zorganizować.

– Jeśli już chcesz, to kup te bilety, to może z tobą pójdę – to jest jego dyżurna odpowiedź na każdą moją propozycję spędzenia wieczoru w inny sposób niż w domu przed telewizorem.

Mówi to z takim akcentem, jakby robił mi wielką łaskę tym wyjściem. W ten sposób, to ja nie chcę. Czy więc ktoś może się dziwić, że na harce w sypialni z tym moim leniwcem nie mam najmniejszej ochoty? Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale on zupełnie mnie już nie pociąga. Gdyby nieco o siebie zadbał, postarał się, może byłoby inaczej. Ale on liczy raczej na szybki numerek pomiędzy filmem a snem, a nie gorącą noc ze swoją żonką. W efekcie, gdy mnie tylko dotyka, mam ciarki. Ale wcale nie z pożądania, ale zwyczajnej żenady.

Zbliżenia przestały dawać mi przyjemność

Ta jego słaba kondycja i zupełny brak ruchu robią swoje. No bądźmy szczerzy, Andrzej już od dawna w sypialni mnie zupełnie nie zaspokaja. Wszystko jest szybko, niezgrabnie i bez żadnej dbałości o moją przyjemność. Gdzie się podział ten facet, który samymi opuszkami palców czy językiem potrafił doprowadzić mnie na szczyt? Nie mam pojęcia. Chyba przeminął wraz z naszą młodością, zostawiając na jego miejsce jedynie marny substytut.

Kiedyś, w chwili szczerości, pożaliłam się przyjaciółce. Akurat spotkałyśmy się we dwie na babski wieczór z winem i pizzą. Po kolejnym kieliszku mojego ulubionego półwytrawnego trunku, zebrałam się na szczerość i opowiedziałam jej o naszej drętwej atmosferze w sypialni. Na co liczyłam? Chyba na jakąś kobiecą radę. Może podpowiedzenie, co zrobić, żeby na nowo rozgrzać naszą relację. Nie spodziewałam się jednak akurat takiej szczerości Magdy.

– A ty myślisz, że my to szalejemy jak dwadzieścia lat temu? Ty i tak masz szczęście, bo twój Andrzej dopiero dobiega pięćdziesiątki. Mój Witek jest dziesięć lat starszy i już dawno przestałam nalegać na częste zbliżenia – koleżanka również wypiła sporo alkoholu, dlatego odpowiedziała mi szczerze.

– Ale jak to? To wy już ze sobą nie sypiacie?

– Owszem, sypiamy. To znaczy mamy oddzielne sypialnie, bo mąż strasznie chrapie. Ale czasami odwiedzamy się wzajemnie. Przeciętnie tak raz w miesiącu, czasami rzadziej – powiedziała, a ja zrobiłam wielkie oczy. – Ale mnie to nie przeszkadza. Mam swoje własne sprawy i wcale nie potrzebuję figlów – mrugnęła do mnie okiem i zakończyła rozmowę.

Znalazłam odskocznię i ani myślę o figlach

Więcej nie wracałyśmy do tego tematu. Ja sobie jednak coś przemyślałam i doszłam do wniosku, że chyba powinna zachowywać się podobnie. To znaczy znaleźć sobie własne hobby, zbudować odskocznię od codzienności i nie liczyć na ognisty seks, bo to już chyba nie czas ku temu.

Tak też zrobiłam. Zapisałam się na warsztaty z jogi i lekcje włoskiego. Częściej umawiam się z przyjaciółkami, czasami nawet wspólnie wyjeżdżamy na weekendy do Spa, chodzimy w różne fajne miejsca. Zaczęłam być szczęśliwa i przestałam z rozrzewnieniem wspominać naszą szaloną młodość.

Tylko, jak na złość, mojego męża chyba dopadł kryzys wieku średniego i zaczyna coraz częściej mieć ochotę na zbliżenia. Nie mam pojęcia, co nagle mu odbiło. Dla mnie to jednak jakieś nieporozumienie. Gdy się kochamy, częściej myślę o tym, co jutro zrobię na obiad, niż o jego ciele, które już dawno przestało mnie kręcić. Cóż, taka widocznie jest kolej rzeczy i nie ma co tego zmieniać. Przecież nie będę teraz myśleć o rozwodzie czy szukać kochanka.

Iza, 45 lat

Reklama

Czytaj także:
„Nie stać mnie na prezenty, więc rok temu wydziergałam wnukom szaliki. W tym roku córka nie zaprosiła mnie na święta”
„Sprawiłam mężowi wyjątkowy prezent na Gwiazdkę. Tak go zaskoczył, że z pawlacza wyjął walizkę, spakował się i wyszedł”
„Próbowałam zaimponować teściowej i zaprosiłam ją na wigilię. A ona pluła moim barszczem i rozgrzebywała pierogi”

Reklama
Reklama
Reklama