„Mąż latał za młodszą, choć to ja trzymałam rękę na naszych kasie. Boleśnie się przejechał na własnej bezmyślności”
„Nigdy nie robiłam awantur. Milczałam. Ale moje milczenie z czasem stało się planem. Bo prawda jest taka, że bałam się odejść. Nie dlatego, że kochałam – bałam się samotności, pustego mieszkania, świąt spędzanych z książką”.

- Redakcja
Przez ostatnich dziesięć byłam idealną żoną. Przynajmniej tak wszyscy mówili – znajomi, sąsiedzi, rodzina. „Macie z Markiem takie cudowne małżeństwo” – słyszałam to tyle razy, że sama zaczęłam w to wierzyć. Ale to była bajka dla naiwnych. Mój mąż był mistrzem pozorów. Facetem, który potrafił uwieść nawet kelnerkę, kiedy ja czekałam przy stoliku. A ja byłam tą cichą, cierpliwą żoną, która udawała, że nie widzi.
Znosiłam to
Przez lata wmawiałam sobie, że to tylko faza, że mu przejdzie. Mężczyźni tak mają, a prawdziwa miłość to umieć wybaczyć. I wybaczałam. Tyle że każda zdrada zostawiała we mnie rysę, której nie dało się już zamalować. Marek nie wiedział o folderze w moim komputerze, nazwanym niewinnie „Paragony”. Nie wiedział o zdjęciach, które robiłam, gdy śledziłam go pod hotelem. Nie wiedział o mailach, które skrupulatnie archiwizowałam.
Nigdy nie robiłam awantur. Milczałam. Ale moje milczenie z czasem stało się planem. Bo prawda jest taka, że bałam się odejść. Nie dlatego, że kochałam – bałam się samotności, pustego mieszkania, świąt spędzanych z książką. Bałam się życia bez jego półprawd, bez roli „żony Marka”.
Ale w pewnym momencie przestałam się bać. Nie wiem, czy to przez te wszystkie noce, kiedy zasypiałam sama, słuchając kłamstw o delegacjach. A może przez to, że w końcu spojrzałam w lustro i zobaczyłam w sobie kobietę, która zasługuje na coś więcej niż ochłapy uwagi.
Nie miał skrupułów
– Karola, wyjeżdżam jutro w delegację. Nie wrócę na noc – powiedział Marek, nie odrywając wzroku od telefonu.
Skinęłam głową i udawałam, że nic nie czuję.
– Jasne, rozumiem – odpowiedziałam spokojnie.
Pamiętałam, jak kiedyś pytałam go o każdą taką delegację, szukałam sensu w jego zdawkowych tłumaczeniach. Dziś już nie musiałam pytać. Wiedziałam, że to nie była żadna służbowa podróż. Ola, jego ostatnia zdobycz, lubiła chwalić się w mediach społecznościowych, gdzie spędza weekendy. Wystarczył mi rzut oka na jej profil, żebym znała cały harmonogram tej delegacji.
Marek całował mnie na pożegnanie, a ja odwracałam twarz, niby przez roztargnienie. W środku cała się paliłam. Przez lata marzyłam, żeby powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę, ale teraz, kiedy wreszcie byłam gotowa, nie zamierzałam tracić słów na próżno. Wiedziałam, że Marek jest już skazany. Tyle że jeszcze o tym nie wiedział.
Miałam plan
Gdy drzwi się za nim zamknęły, usiadłam przy stole i otworzyłam laptopa. Prawnik czekał na mój sygnał od kilku tygodni. Wystarczyło jedno kliknięcie, żebym uruchomiła machinę, która zniszczy Markowi życie tak samo, jak on latami niszczył moje.
Miałam już wszystkie dokumenty gotowe. Przelewy na moje zabezpieczone konto, dokumenty do wymeldowania go z mieszkania, które i tak było na mnie. Przez długi czas udawałam obojętność, a teraz przyszła kolej na działanie.
Każdy jego krok, każde wyjście z domu, każda fałszywa delegacja były dla mnie jak kolejne kamienie budujące fundament pod to, co teraz miało się wydarzyć. Tym razem nie czułam już strachu. Tylko zimną satysfakcję. Uśmiechnęłam się, choć nikt tego nie widział. To była ta chwila, której wyczekiwałam.
– Pani Karolino, gratuluję. Niewiele osób jest tak dobrze przygotowanych. Pan Marek chyba nie ma pojęcia, co go czeka – powiedział mecenas, kiedy tylko usiadłam naprzeciw niego.
Przytaknęłam, a w środku aż kipiało mi serce. Jeszcze kilka miesięcy temu trzęsłabym się z nerwów na samą myśl o spotkaniu z prawnikiem. Dziś czułam się, jakbym odzyskiwała powietrze, którego przez lata mi brakowało.
Nie spodziewał się
Marek myślał, że jestem uległa, bo nie krzyczałam. A ja po prostu gromadziłam dowody.
– Wie pan, panie mecenasie, przez lata bałam się zostać sama. Ale jeszcze bardziej bałam się zostać z nim do końca życia – powiedziałam nagle, sama zdziwiona własnymi słowami.
– I to jest najlepszy moment, żeby przestać się bać – odparł spokojnie.
Wiedziałam, że od tego dnia Marek nie tylko straci żonę, ale i cały ten teatrzyk, w którym przez lata grał główną rolę. Tym razem to ja byłam reżyserem.
Wróciłam z banku do mieszkania i od razu zabrałam się za pakowanie. Marek myślał, że jak zwykle wróci do mnie, do stałego punktu programu. Nie wiedział, że tym razem to ja zniknę z jego życia. Ale nie zamierzałam zostawić po sobie bałaganu.
Gdy spakowałam jego rzeczy, zamówiłam kuriera. Na etykiecie napisałam dokładny adres jego matki. Ona przez lata udawała, że nie widzi, kim jest jej syn. Teraz będzie miała okazję przyjąć go z całym tym „dorobkiem”. Potem zadzwoniłam po ślusarza, by zmienił zamki i wykupiłam bilet w jedną stronę do Hiszpanii.
Zadbałam o siebie
Siedziałam na tarasie hotelu w Hiszpanii, popijając kawę i patrząc na spokojne fale. Morze miało w sobie coś uspokajającego. Byłam tu od dwóch dni, ale wciąż miałam wrażenie, że mój telefon zaraz zadzwoni, że Marek zaraz napisze, gdzie jestem, z kim, po co. A jednak nie dzwonił. Jeszcze nie wiedział, że zniknęłam naprawdę.
W dniu, kiedy wrócił z delegacji, dzwonił do mnie cztery razy. Nie odebrałam. Po piątym telefonie przyszedł SMS: „Karolina, co się dzieje? Nie mogę wejść do mieszkania! Dlaczego moje rzeczy są u mojej matki? Gdzie ty jesteś?”.
Przez chwilę wpatrywałam się w ekran. Nie było mi łatwo wyobrazić sobie Marka w tamtym momencie – stojącego na klatce schodowej, zdezorientowanego, może z odrobiną strachu, którego nigdy wcześniej nie znał. Zawsze uważał, że wszystko mu się należy.
„Odpoczywam. Ty też powinieneś. Może w końcu znajdziesz swoje miejsce” – odpisałam krótko. Odpowiedzi już nie było. Byłam pewna, że Marek zastanawia się, co się właśnie wydarzyło.
Dla mnie to był pierwszy poranek, kiedy nie obudził mnie żaden dźwięk poza szumem morza. Po raz pierwszy od lat nie czekałam, aż wróci mężczyzna, który mnie zdradzał.
Karolina, 41 lat
Czytaj także:
- „Myślałam, że tworzę z mężem idealny duet. Wszystko rozsypało się przez jedną schadzkę w krzakach na polu borówek”
- „Wczoraj byłam szczęśliwą matką i żoną, dziś jako wdowa płaczę w poduszkę. Starość bywa okrutna i nie ma litości”
- „Żona wysłała mnie na wieś, żebym wreszcie oderwał się od pracy. Gdy zadzwoniła po tygodniu, nie miałem zamiaru wracać”

