Reklama

Dzień zaczął się całkiem zwyczajnie. Bartek zdążył już wyjść do pracy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kurier. Na progu stał z bukietem tulipanów – moich ulubionych.

Reklama

– Dzień dobry, przesyłka dla pani Natalii.

To musiała być pomyłka

Uśmiechnęłam się, przyjmując kwiaty. No tak, Bartek nigdy nie zapominał o Dniu Kobiet. Nawet jeśli rano nie zdążył powiedzieć mi nic czułego, to zawsze czekało na mnie coś miłego.

Rozpakowałam folię i zaczęłam wkładać kwiaty do wazonu, gdy między łodygami coś zamigotało. Mała, złożona kartka.

Pewnie jakiś miły dopisek od Bartka – pomyślałam, rozkładając ją.

"Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Tęsknię, Alicjo. Bartek."

Zamrugałam. Coś musiało mi się przewidzieć. Przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze raz. Alicjo? Nie Natalko. Nie Kochanie. Tylko Alicjo. Serce zaczęło mi bić szybciej. Oparłam dłoń na blacie, czując nagły chłód rozlewający się po ciele.

To… musiała być jakaś pomyłka. Na pewno. Karteczka paliła mnie w palcach. Czytałam ją raz za razem, jakbym za którymś razem miała zobaczyć inne słowa. Ale nie – wciąż było tam to samo. Poczułam dziwne mrowienie w skroniach, a serce waliło mi w piersi jak szalone. Może kwiaciarnia coś pokręciła? Może dołączyli bilecik do złego bukietu? Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej coś mi się nie zgadzało.

Chciałam to wyjaśnić

Czułam, jak napięcie narasta we mnie z każdą godziną. Nie mogłam skupić się na pracy, na serialu, nawet na kawie, którą wypiłam, nie pamiętając smaku. Tylko ta karteczka, ciągle w mojej dłoni, w mojej głowie.

Gdy usłyszałam klucz w zamku, aż drgnęłam.

– Cześć – rzucił Bartek, jakby nigdy nic, odwieszając kurtkę.

– Cześć – odpowiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał normalnie.

Nie czekałam, aż zdejmie buty. Wyciągnęłam dłoń i pokazałam mu karteczkę.

To było w moim bukiecie – powiedziałam spokojnie, choć w środku cała się trzęsłam. – Chcesz mi coś wyjaśnić?

Zamarł. Przez ułamek sekundy jego twarz była idealnie pusta, jakby jeszcze nie zdecydował, co zrobić.

– Skarbie, to... to jakieś nieporozumienie – rzucił nerwowo, ale jego głos nie brzmiał przekonująco.

– Nieporozumienie? – Uniosłam brew. – To twój podpis, prawda?

Patrzył na mnie, a ja widziałam. Widziałam, że jego mózg gorączkowo pracuje, szuka odpowiedzi. Nie zaprzeczył od razu. Nie roześmiał się i nie powiedział „O mój Boże, ale wtopa! Pewnie kwiaciarnia coś pomieszała!”. Nie, on milczał.

Kim jest Alicja, Bartek? – spytałam cicho.

Przełknął ślinę. I wtedy już wiedziałam.

Mąż coś kręcił

– To nie tak, jak myślisz – powiedział w końcu Bartek.

Jego głos był dziwnie płaski. Nie przekonywał, nie próbował się bronić, po prostu rzucił pierwsze zdanie, jakie przyszło mu do głowy.

– A jak? – Skrzyżowałam ręce na piersi. – Bo ja widzę twoje imię pod listem do jakiejś Alicji. W moim bukiecie. Na Dzień Kobiet. Może mi wyjaśnisz, co tu się dzieje?

Odwrócił wzrok. Błąd. Gdyby spojrzał mi w oczy, gdyby od razu rzucił jakąś wymówkę, może bym się jeszcze zawahała. Może bym uwierzyła. Ale on spuścił głowę, jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

– To tylko… stara znajoma – zaczął, a ja prychnęłam.

– Stara znajoma? Której wysyłasz kwiaty i liściki, jakbyś umierał z tęsknoty?

Zacisnęłam pięści, próbując utrzymać głos na równym poziomie. Nie chciałam krzyczeć. Nie teraz.

– Miałem jej wysłać kwiaty. To wszystko – powiedział w końcu i westchnął ciężko. – Musieli coś pomylić w kwiaciarni.

– Przypadkiem do mojego bukietu włożyli liścik dla niej?

– Tak.

Jego twarz była niewzruszona, ale ja już nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Nie odpowiedziałam. Zamiast tego odwróciłam się i ruszyłam do gabinetu. Musiał zostawić jakiś ślad.

Przeczesywałam szuflady, dokumenty, stare rachunki, aż natrafiłam na coś, co sprawiło, że zrobiło mi się zimno. Nie pamiętam, jak długo patrzyłam na ten paragon. Dwa bukiety. Jeden dla mnie. Drugi dla niej. Nie była to już pomyłka kwiaciarni, niefortunny zbieg okoliczności. To był plan. Starannie przemyślany, tylko przypadkiem coś się w nim nie udało.

Podsłuchałam jego rozmowę

Wrzuciłam paragon z powrotem do szuflady i wyszłam z gabinetu. Bartek stał w salonie, plecami do mnie, z telefonem przy uchu. Mówił cicho, ale ton jego głosu od razu zdradzał, że jest spięty.

Zatrzymałam się w korytarzu, serce waliło mi tak mocno, że bałam się, że mnie usłyszy.

– Tak, wiem… – mówił. – Nie, ona niczego się nie domyślała… do dzisiaj.

Zacisnęłam usta.

– Nie wiem, jak to się stało… – westchnął. – Może pomylili bukiety.
Milczał przez chwilę, słuchając odpowiedzi.

– Nie, nie mogę teraz… To byłby najgorszy możliwy moment. Musisz zrozumieć.

Serce podeszło mi do gardła. On nie kończył tego. On to odkładał.
Zrobiłam krok do przodu i odchrząknęłam. Bartek aż podskoczył. Odwrócił się gwałtownie, a ja spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie przeszkadzam? – zapytałam lodowato.

Szybko się otrząsnął.

– Muszę kończyć – powiedział do telefonu i rozłączył się.

– Kto dzwonił? – zapytałam, jakby to było zwykłe pytanie.

Bartek przełknął ślinę.

– Kolega z pracy.

– Kolega? – Uniosłam brew. – Który martwi się, czy niczego się nie domyślam?

Jego twarz nagle zrobiła się biała jak ściana. I wtedy już wiedziałam na pewno.

Czułam smród zdrady

Patrzył na mnie, ale już nie widziałam w jego oczach tego, co kiedyś. Nie było tam miłości, troski, nawet wyrzutów sumienia. Było tylko przytłumione zmęczenie, jakby właśnie podjął decyzję, że nie chce już walczyć.

– Zdradziłeś mnie. – Powiedziałam to powoli, celowo, żeby każde słowo wbiło się w niego jak nóż.

Wziął głęboki oddech i przymknął oczy.

– Tak – powiedział cicho.

Zamrugałam. Na ułamek sekundy zabrakło mi powietrza. Tak? Ot, po prostu? Bez zaprzeczania, bez wymówek, bez desperackich prób tłumaczenia się?

– Tak?! – krzyknęłam, czując, jak coś we mnie pęka. – To wszystko, co masz do powiedzenia?!

– Natalia… – Uniósł ręce, jakby chciał mnie uspokoić.

– Nie! Nie mów do mnie tak! – warknęłam. – Masz jaja, żeby mnie zdradzić, ale już nie masz ich, żeby się tłumaczyć?!

Zacisnął szczękę.

– Spotkałem ją przypadkiem. Zaczęliśmy rozmawiać. I… – zawahał się, a ja aż się zaśmiałam.

– I co? – rzuciłam sarkastycznie. – I magia? I nagle odkryłeś, że brakuje ci emocji w małżeństwie?

Bartek spuścił wzrok.

– Nie planowałem tego.

Zrobiłam krok w jego stronę, czując, jak całe ciało aż mnie pali.

– Ale zrobiłeś to – wysyczałam. – Spałeś z nią?

Oczy mu pociemniały, a ja zobaczyłam odpowiedź jeszcze zanim otworzył usta.

– Tak.

Serce mi stanęło. Dosłownie. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.
Po chwili wróciło mi powietrze – wzięłam głęboki oddech, a potem… zamachnęłam się i uderzyłam go w twarz. Bartek cofnął się o krok, złapał się za policzek, ale nawet nie wyglądał na zaskoczonego.

– Tego się nie da cofnąć – powiedziałam.

A potem poczułam, że moje oczy pieką od łez. Alicja wygrała.

To był dla mnie cios

W pokoju panowała ciężka, lepka cisza. Tylko moje przyspieszone oddechy przerywały ten martwy spokój. Bartek wciąż stał z dłonią na policzku, tam gdzie go uderzyłam. Ale nie powiedział nic. Bo nie miał nic do powiedzenia.

Jak długo mnie oszukiwałeś? – zapytałam, choć bałam się odpowiedzi.

Przetarł twarz dłonią.

– Pół roku.

Pół roku. Sześć miesięcy kłamstw, ukradkowych spojrzeń na telefon, spóźnionych powrotów do domu, głupich wymówek. Sześć miesięcy życia w iluzji, że wszystko między nami jest w porządku.

Wolno pokiwałam głową.

– A więc wcale nie byłeś przypadkiem zagubionym facetem, który się zaplątał – wycedziłam przez zęby. – Miałeś czas, żeby przemyśleć każdą decyzję. I za każdym razem wybierałeś ją.

Bartek podniósł głowę.

– Przestałem – rzucił.

– Przestałeś? – Zaśmiałam się gorzko. – No, gratulacje! Medal ci dać? „Mąż roku”?!

– Chcę to naprawić.

– Naprawić?! – Zrobiłam krok w jego stronę. – Tego się nie da naprawić!

– Wiem, że cię zraniłem… – zaczął, ale już nie mogłam tego słuchać.

– Zniszczyłeś nas! – wykrzyczałam, a moje własne słowa odbiły się echem w mojej głowie.

Patrzyłam na niego i czułam, że stoję przed kimś obcym. Kimś, kto już nie jest moim mężem. Tylko facetem, który mnie zdradził.

– Wiesz co? – wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu prosto w oczy. – Idź do niej.

Bartek zesztywniał.

– Natalia…

– Idź. Do. Niej.

Bo ja już nigdy nie będę twoja.

Było już ciemno, gdy zostałam sama. Usiadłam przy stole i spojrzałam na bukiet, który jeszcze rano wydawał mi się symbolem miłości. Teraz był tylko dowodem zdrady. Sięgnęłam po niego, czując chłód łodyg pod palcami. Nagle zapach tulipanów wydał mi się duszący, mdlący. Jakbym wąchała kłamstwo, które przez tyle miesięcy mnie otaczało.
Wstałam. Otworzyłam balkon i bez wahania cisnęłam kwiaty na trawnik. Dzień Kobiet zakończył moje małżeństwo.

Natalia, 34 lata

Czytaj także: „Syn krytykował to, jak go wychowałam. Na własnej skórze się przekonał, że rodzicielstwo to nie tylko lukier i pistacje”
„Przekroczyłam z teściem w windzie wszelkie granice. Gdy mąż bawił się za ścianą, teść dawał mi najlepszy urodzinowy prezent”
„Relacja z teściową wiąże bardziej niż święty sakrament. Chciała zmusić nas do małżeństwa, bo rozwód to przecież grzech”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama