Reklama

Marzę o życiu, które przypomina to z kolorowych magazynów. Gdzie kawa to nie rozpuszczalna w kubku z gratisu, tylko latte w marmurowej kawiarni. Gdzie wakacje to nie działka u cioci, tylko Santorini albo Bali. Zawsze byłam realistką, ale coraz częściej pytam siebie: czy to już wszystko? Czy naprawdę mam spędzić całe życie przy boku mężczyzny, który zarabia najniższą krajową i cieszy się, że „udało się zapłacić wszystkie rachunki”?

Niby wszystko dobrze

– Kochanie, mamy dziś na kolację spaghetti – powiedział z dumą mój mąż, stawiając na stole dwa talerze.

– Znowu? – rzuciłam, nie kryjąc zniechęcenia.

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, a potem usiadł, jakby nie usłyszał mojego komentarza. Zjedliśmy w milczeniu. Mieszkanie było ciche, jak zwykle. Tylko z radia sączyła się jakaś lista przebojów.

Nie mogę powiedzieć, żeby był złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie – był uczciwy, pracowity, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Ale ile razy można powtarzać sobie, że „ważne, że jest miłość”, kiedy zakładasz tę samą kurtkę piąty sezon z rzędu, a twoje koleżanki w pracy pokazują ci zdjęcia ze spa w Zakopanem?

– Może wyskoczymy gdzieś w weekend? – zaproponował nieśmiało.

– A za co niby? – rzuciłam ostro, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Zrobiło mu się przykro, widziałam to w oczach. Ale ja też byłam zmęczona. Tą walką o każdy grosz, tym tłumaczeniem samej sobie, że to normalne. Wcale nie było.

Spotkanie, które wszystko zmieniło

Poznałam go na szkoleniu firmowym z rozwoju kompetencji. Przyszedł spóźniony, pachniał drogimi perfumami i miał na sobie garnitur, który od razu przyciągał wzrok. Usiadł obok mnie.

– Mam nadzieję, że nie przegapiłem najciekawszego – zażartował.

Uśmiechnęłam się, czując dziwne ciepło w brzuchu. Przedstawił się – Bartek. Prowadził własną firmę, ale przyszedł na szkolenie, bo jego nowa partnerka biznesowa nalegała na „integrację z branżą”.

W przerwie zaprosił mnie na kawę. Poszliśmy do kawiarni obok, gdzie za filiżankę płaciło się więcej niż za naszą domową kolację. Zapłacił bez mrugnięcia okiem. Rozmawiało nam się lekko, swobodnie.

– Masz w sobie coś, co przyciąga ludzi – powiedział po udanej rozmowie, patrząc mi prosto w oczy.

Czułam się wyjątkowo. Jakby ktoś wreszcie mnie zauważył, docenił. Zasłuchałam się w jego opowieściach o podróżach, inwestycjach, życiu na własnych zasadach. A potem wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie mąż z paczką przecenionych ciastek i filmem na DVD. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może istnieje inne życie. Że może naprawdę zasługuję na więcej.

Mój mały sekret

Zaczęłam się z nim spotykać. Na początku to były niewinne kawy, lunche „w przerwie od pracy”. Potem dłuższe wieczory, długie rozmowy. Z każdym spotkaniem czułam, jak oddalam się od męża.

– Coś się zmieniło? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy zapomniałam, że obiecałam ugotować jego ulubioną zupę.

– Jestem po prostu zmęczona – odpowiedziałam, unikając wzroku.

W głowie miałam obraz Bartka, który dwa dni wcześniej zabrał mnie do restauracji z widokiem na rzekę. Dał mi wtedy w prezencie apaszkę z jedwabiu.

– Pasuje do ciebie. Trochę luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziło – powiedział, zakładając mi ją delikatnie na szyję.

Zaczęłam żyć w dwóch światach. W jednym byłam żoną człowieka, który przeliczał każdy grosz i cieszył się z promocji w markecie. W drugim – kobietą adorowaną przez mężczyznę z klasą, który nie pytał, ile kosztuje kawałek tortu. Wiedziałam, że to nie może trwać wiecznie, ale nie potrafiłam zrezygnować z żadnej strony. Jedna dawała mi bezpieczeństwo, druga – ekscytację i obietnicę czegoś więcej.

Koniec ukrywania

– Widziałem cię z nim – powiedział mój mąż spokojnie, kiedy wróciłam późno pewnego wieczoru.

Zamarłam na moment, ale zaraz udawałam, że nie rozumiem.

– Z kim?

– Z tym facetem. Widziałem, jak cię odwoził. I jak cię pocałował na pożegnanie.

Usiadłam ciężko na krześle. Nie zaprzeczałam.

– I co teraz? – zapytałam, czując, jak serce wali mi jak młotem.

– Nie wiem. To chyba ty musisz zdecydować.

Patrzył na mnie tak, jakby pierwszy raz widział mnie naprawdę. Bez tych wszystkich wspólnych kolacji, śmiechów i kompromisów.

– Próbowałem. Robię, co mogę. Ale jeśli to za mało, to... to powiedz wprost.

Milczałam. Nie potrafiłam wybrać. Bartek dawał mi to, o czym marzyłam. Ale mój mąż znał mnie od lat, znał mnie bez makijażu, z gorączką, z porażkami. I mimo wszystko mnie kochał. Tamtej nocy nie spałam w sypialni. On też nie. Przesiedzieliśmy osobno do rana, każde ze swoimi myślami.

Luksus nie wystarcza

Bartek pokazał mi mieszkanie – apartament z marmurową kuchnią, ogromną garderobą i widokiem na centrum miasta.

– Tu mogłabyś zacząć nowe życie – powiedział, kładąc mi dłoń na plecach.

Ale coś mnie powstrzymywało. Jego świat był piękny, gładki, bezpieczny – ale czy był mój? Czy naprawdę chciałam wieczorami siedzieć przy jego znajomych, słuchać rozmów o rynkach i inwestycjach, nosić drogie sukienki, za które wstydziłabym się, gdyby zobaczyli mnie moi rodzice?

Wróciłam do domu i zastałam męża przy zmywaniu.

– Nie wiem, co będzie dalej – powiedziałam cicho, siadając przy stole.

– Ja też nie. Ale jeśli chcesz próbować, jestem tu – odparł.

Nie miał marmurów. Miał popękane dłonie i ciepłe oczy. I chyba pierwszy raz naprawdę zobaczyłam, ile to znaczy.

Czego tak naprawdę chcę?

Minęły trzy miesiące. Z Bartkiem nie mam już kontaktu. Czasem jeszcze nachodzi mnie tęsknota za jego światem, ale już nie tak często jak kiedyś.

Z mężem próbujemy na nowo. Wybaczył mi. Jest ciężko, ale prawdziwie. Otworzyłam się przed nim – powiedziałam, że czasem mam dość tego życia, tej wiecznej oszczędności, tej przeciętności. Zamiast się obrazić, wysłuchał. I zapytał, co może zrobić, by było nam lepiej.

Zaczęliśmy planować – małe zmiany, większe cele. Nie obiecał luksusu, ale obiecał, że zrobi wszystko, by było nam razem dobrze. A ja, pierwszy raz od dawna, poczułam, że to wystarczy. Bo może nie potrzebuję marmurów. Może wystarczy mi człowiek, który mnie widzi i chce iść obok – nieważne jak daleko, byle razem.

Oliwia, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama