Reklama

Związki powinny opierać się na równouprawnieniu i wzajemnym szacunku. Dwoje ludzi stanowi bowiem jeden organizm. Wspólnie tworzą rodzinę, a więc powinni dbać o siebie wzajemnie. Tak zawsze myślałam i tak to miało być w moim małżeństwie. Rzeczywistość jedna bardzo mnie zaskoczyła. Karol był miłością mojego życia. Poznaliśmy się lata temu na obozie, gdzie oboje byliśmy wychowawcami. Mieliśmy bowiem dwie pasje, które sprawiły, że się tam pojawiliśmy. Jedną były rowery, a drugą – młodzież i dzieci. Piękna, letnia pogoda także sprzyjała romantycznym uniesieniom.

Taki obóz to może niezbyt dobre warunki dla płomiennego romansu, ale za to daje możliwość dobrego poznania się z drugim człowiekiem. Jest całkiem sporo czasu na rozmowy i dzielenie się pasjami. Byliśmy tam na dwa turnusy, czyli w sumie cały miesiąc. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy więc razem. Dawno tak dobrze mi się z nikim nie rozmawiało.

– W sumie bardzo się do ciebie przyzwyczaiłam i do naszych rozmów. Nie mam ochoty z tego rezygnować – powiedziałam pod koniec drugiego turnusu.

Nie wiem, skąd nagle wzięła się we mnie odwaga. Nigdy nie należałam do osób, które jako pierwsze zaczynają takie rozmowy. Bardziej w sumie usłyszałam, że to mówię i wtedy chwyciła mnie niepewność. A może on tak tylko z okazji wyjazdu, a w rzeczywistości nie jest mu tak fajnie jak mnie z nim?

– Ja też nie – usłyszałam, a z serca spadł mi wielki ciężar.

– Ale nie mieszkamy w tym samym mieście.

– Ja w Łodzi, a ty w Skierniewicach, a to nie taka znowu wielka odległość – powiedział do mnie i puścił oko.

I tak to wszystko się zaczęło

Widywaliśmy się w sumie co tydzień i w różne wolne dni. Szczerze wyczekiwałam każdego naszego spotkania. I to z biciem serca. Czasem ja jeździłam do niego, czasem on do mnie. I tak po prawie roku, gdy siedzieliśmy w parku, Karol nagle powiedział:

– Wiesz co? Męczy mnie już to jeżdżenie.

– Wiedziałam… – powiedziałam ze smutkiem, a moje serce zamarło. Zawsze czułam, że związki na odległość nie mają szans na przetrwanie.

– Mam też dosyć dużego miasta. Zamierzam przeprowadzić się do Skierniewic – powiedział do mnie z uśmiechem, a moje serce teraz dla odmiany z radości chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.

Jakiś czas później wzięliśmy ślub. I tak zaczęła się nasza nowa przygoda. Pół roku po ślubie zaszłam w ciążę. Okazało się, że bliźniaczą. Nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Podwójnego. Był jednak i strach…

– Jak my sobie poradzimy finansowo? Bo ja przez pewien czas będę przecież bez pracy… – powiedziałam któregoś dnia, gładząc się po brzuchu.

– Nic się nie martw. Nie chciałem się chwalić na zapas, ale znalazłem dużo lepszą pracę. Wszechświat nam sprzyja – powiedział i mnie pocałował. Czułam się cudownie.

– A z opieką? Nie wiem, czy dam radę z dwójką sama… – biadoliłam jednak dalej. Chciałam podzielić się wszystkimi obawami.

– Będzie nas stać na nianię. Dbaj o siebie i o nasze dzieci. Nic więcej nam nie jest potrzebne.

I rzeczywiście tak było. Karol zaczął zarabiać trzy razy tyle, co dotychczas. Stać nas było może nie na wszystko, ale zdecydowanie nie musieliśmy się martwić o pieniądze. Ja mogłam się poświęcić opiece nad dziećmi i nie mieć koszmarów, że umrzemy z głodu. A raczej było tak do momentu, gdy dzieciaki ukończyły pół roku. Nie wiedziałam wtedy, co się nagle zmieniło w świadomości Karola, ale zaczął się zachowywać inaczej. Zrobił się opryskliwy i oschły.

Już nie było tak kolorowo

Któregoś dnia wróciłam z zakupów i jak zawsze zarzuciłam na szyję ręce mężowi. Ten delikatnie mnie odsunął i mówi:

Co ty tam nakupowałaś w tym markecie?

Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc pytania. Nigdy nie przepytywał mnie z zakupów.

– Jak to co? To samo co zawsze, czyli jedzenie, pieluchy, jakieś drobne kosmetyki…

– Drobne?

– No sam zobacz przecież – powiedziałam i zaczęłam wypakowywać torby.

– Musisz kupować firmowe? Są tańsze wersje – komentował co drugą rzecz.

Do tej pory nie zgłaszałeś zastrzeżeń – powiedziałam w dalszym ciągu zdziwiona.

– I to był mój błąd – powiedział i wyszedł z kuchni. Postanowiłam nie drążyć. Może ma zły dzień? Ma prawo. Dużo pracuje, jest jedynym żywicielem rodziny. Do tej pory nic takiego się nie działo, więc postanowiłam, że nie będę robiła z igły, wideł. Tymczasem to był dopiero początek.

Każde wyjście moje gdziekolwiek było przez niego monitorowane pod kątem ilości wydanych pieniędzy. Zaczęłam obsesyjnie sprawdzać wszystkie ceny, by potem móc usprawiedliwić zakup masła o trzydzieści groszy droższego. Aż w końcu powiedziałam – basta! Co się takiego stało, że Karol oszalał? Miałam się o nic nie martwić, a teraz nie dość, że czuję niepokój, to jeszcze strach!

Sprawdziłam wyciągi z konta

Otworzyłam laptopa i sprawdziłam nasze wspólne konto. I wtedy zobaczyłam, że w ostatnim czasie, tak od mniej więcej trzech miesięcy, wydaje ciągle jakieś spore kwoty. Gdy prześledziłam je dokładniej, to były to wydatki na przykład na tablet za tysiąc złotych, nowy telefon, jakaś biżuteria i ekspres za pięć tysięcy złotych! Żadnej z tych rzeczy nie widziałam u nas w domu. Postanowiłam poruszyć ten temat z Karolem, ale w moim sercu pojawił się lęk. Nie musiałam długo czekać na okazję do tej rozmowy.

– Znowu wydałaś krocie w drogerii… – zaczął od drzwi, zamiast po prostu: „cześć kochanie”.

– Ja wydałam? A powiedz, gdzie jest tablet czy jakaś biżuteria, którą widziałam na wyciągu?

– Nie twoja sprawa.

– Że co? A co to za ekspres za pięć tysi?

– Jaki masz w tym problem i kto ci pozwolił przeglądać konto? – krzyknął i poczerwieniał na twarzy.

– Nie krzycz, bo obudzisz dzieci, a do konta mam dostęp, bo jest nasze! Nie pamiętasz?

– Jakie nasze? To ja haruję na utrzymanie tej rodziny, a ty sobie siedzisz w domu!

Z moich ust wydobył się pusty śmiech. Nie wierzyłam w to, co słyszę.

– Siedzę? Może ty pobędziesz sobie z bliźniętami przez dwie trzy doby, to porozmawiamy na ten temat. Poza tym taki był układ i to był twój pomysł – postanowiłam też zadać oczywiste pytanie. – Lepiej powiedz, od kiedy ją masz?

Zapadła cisza, która rozerwała mi duszę na pół. W zasadzie nie musiał już odpowiadać.

– Skąd wiesz?

– Jaja sobie ze mnie robisz? Czy uważasz mnie za ćwierć inteligentną?

Oszczędzę wam szczegółów dalszego jego tłumaczenia się. Istotne jest to, że moje podejrzenia się potwierdziły. Teresa, bo tak ma na imię owo dziewczę, wyprowadziła się od męża, który ją bił i nic nie ma, więc on jej chciał pomóc. Altruista się znalazł! No i tak wyszło samo, że się przy okazji zakochał, bidulek.

W tej sytuacji, co oczywiste, przestał mu się spinać budżet domowy, bo utrzymywał dwa gospodarstwa domowe. Musiał więc wszcząć procedurę oszczędzania, no ale przecież nie będzie tego robił na nowej kobiecie, przed którą właśnie się popisuje możliwościami finansowymi. Można to jednak zrobić kosztem rodziny. Przecież wiadomo, że żony wydają za dużo. Oczywiście teraz czeka nas rozwód i całe to zamieszanie z tym związane. Gdyby wypłacał gotówkę i kupował w ten sposób, pewnie bym się czepiła, on by się jakoś usprawiedliwił i dalej nic bym nie wiedziała. A on okłamywałby mnie nie wiadomo, jak długo.

Agnieszka, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama