„Mąż kazał mi siedzieć w domu dla dobra dzieci. Teraz ja jestem bez środków do życia, a on gdzieś z kochanką”
„Trzy miesiące temu spakował się i odszedł do kochanki. Zostawił mi dom i trójkę dzieci. Przelewa mi jakieś pieniądze, ale coraz rzadziej. Coraz mniej. Grozi, że powie w sądzie, że dzieci będą miały lepiej z nim. Że ja i tak nic nie potrafię. A ja? Nie wiem, co mam zrobić. Nie mam zawodu. Nie mam doświadczenia. Nie mam nic”.

- Listy do redakcji
Mam 38 lat i nie potrafię nic. Naprawdę – nic konkretnego, czym mogłabym się pochwalić. Nie wiem nawet, kiedy to się stało. Przecież jeszcze w liceum miałam plany. Wielkie, kolorowe, rozpisane w głowie na lata do przodu. Studia pedagogiczne, może coś z psychologią. Chciałam pracować z dziećmi, pomagać im, być kimś ważnym, ale zaraz po maturze coś się we mnie wypaliło. Zabrakło mi siły, samozaparcia, wiary w siebie. Na uczelnię zapisałam się dwa razy i zrezygnowałam.
Pracowałam dokładnie trzy razy. Pierwszy raz w sklepie zoologicznym. Pamiętam, że właścicielka powiedziała mi po jednym dniu, że mam „złe podejście do zwierząt” – serio, tak to ujęła. Potem jako hostessa w galerii – wynagrodzenie nigdy nie wpłynęło, firma nagle upadła.
Ostatnia próba? Pakowanie paczek w magazynie. Praca fizyczna, ciężka, ręce sine od kartonów. Zrezygnowałam po tygodniu. Wróciłam do rodziców z podkulonym ogonem. Mama nigdy nic mi nie wyrzuciła, ale widziałam jej spojrzenie. To takie, w którym miesza się rozczarowanie z litością. Czas leciał. Jeden rok, drugi, piąty… A ja siedziałam w miejscu. Tylko z coraz większym wstydem, że wciąż jestem nikim. I wtedy poznałam Roberta.
To się potoczyło szybko
Był wysoki, pewny siebie, w dobrze skrojonym płaszczu. Podjechał pod lokal, gdzie spotkałam się z koleżanką, i zaproponował podwózkę – mnie, nie jej. Jeszcze długo później się zastanawiałam, co we mnie zobaczył. Zwyczajna dziewczyna, włosy związane w kucyk, zero makijażu, ubrana w za duży sweter. Taka, co sama przed sobą udaje, że wszystko gra.
A jednak napisał. I zadzwonił. I zaprosił. A potem kolejne spotkanie. I kolejne. Trzy miesiące później byłam w ciąży. Nie wpadliśmy w panikę. Wręcz przeciwnie – Robert się ucieszył. Wydawał się wręcz dumny. W szóstym miesiącu ciąży wzięliśmy ślub – skromny, szybki, bez fanfar. Ale dla mnie to było coś ogromnego. Po raz pierwszy w życiu czułam się… zauważona. Wybrana.
Kiedy na świat przyszła Lena, trzymałam ją w ramionach i miałam ochotę krzyczeć do całego świata: „Zobaczcie! Już nie jestem nikim!” Bo wtedy naprawdę wierzyłam, że odnalazłam swoje miejsce. Że wszystko, co było przedtem, było po to, żebym teraz była szczęśliwa.
Marzyłam o takiej stabilizacji
Po narodzinach Leny wszystko się zmieniło. Miałam swoje dziecko, męża, dom. Nie byłam już córką, która nie potrafiła się odnaleźć. Byłam mamą. Kimś ważnym i potrzebnym. Robert stanął na wysokości zadania. Kupił nowy wózek, łóżeczko z baldachimem, zlecił remont pokoju dziecięcego. Wkrótce wprowadziliśmy się do domu pod miastem – przestronnego, jasnego, z ogrodem. Patrzyłam na te białe zasłony, nowe meble i myślałam: „To moje? Naprawdę moje?”
Zawsze marzyłam o takiej stabilizacji. Pochodziłam z zatłoczonego mieszkania w kamienicy, gdzie słychać było kłótnie sąsiadów i dźwięk cieknącego kranu. Tutaj było czysto, cicho i bezpiecznie.
Robert zarabiał dobrze. Prowadził własną działalność i regularnie powtarzał:
– Ty się, Magda, niczym nie przejmuj. Twoim zadaniem jest wychowanie Leny. I potem kolejnych dzieci.
I rzeczywiście – wkrótce urodził się Jaś, a potem Basia. A ja weszłam w tryb domowy na sto procent. Gotowałam, prałam, odrabiałam z dziećmi lekcje. Nie miałam pojęcia, jak wygląda świat poza moją kuchnią i ogrodem. Ale wtedy to mi nie przeszkadzało.
– Kochana, znajdź coś dla siebie – mówiła Daria, moja jedyna bliska koleżanka. – Choćby praca raz w tygodniu. Choćby kurs online.
– I co, mam zostawić trójkę dzieci z opiekunką? Po co? Robert zarabia więcej, niż ja bym kiedykolwiek zarobiła – wzruszałam ramionami.
Bo wtedy naprawdę wierzyłam, że to jest wystarczające. Że mam wszystko, czego mi potrzeba.
Zaczęło się od drobnych zmian
Robert coraz częściej nie wracał na kolację. Tłumaczył się spotkaniami biznesowymi, problemami z klientami, korkami. A ja wierzyłam. Bo chciałam wierzyć.
Potem zaczął znikać na całe weekendy. Mówił, że wyjeżdża służbowo, że ma szkolenia, kontrakty. Wtedy jeszcze próbowałam nie myśleć. Przekonywałam siebie, że przesadzam, że przecież mamy dom, dzieci, wspólne zdjęcia na ścianach, ale pewnego wieczoru zostawił telefon na stole. Ekran się zaświecił. Zdjęcie młodej dziewczyny w obcisłej sukience i wiadomość, że tęskni.
Kiedy go skonfrontowałam, wzruszył ramionami.
– A co ci do tego? Ty się dziećmi zajmujesz, ja zarabiam. Każdy ma swoją rolę.
Poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował. Płakałam, krzyczałam, błagałam. Nic nie działało. Robert tylko się śmiał.
– Chcesz odejść? – zapytał kiedyś lodowato. – I dokąd pójdziesz, Magda? Do mamy? Z trójką dzieci i pustym kontem?
Zamilkłam. Bo wiedziałam, że nie mam dokąd pójść. Wszystko, co miałam, dostałam od niego.
Trzy miesiące temu spakował się i odszedł do kochanki. Zostawił mi dom i trójkę dzieci. Przelewa mi jakieś pieniądze, ale coraz rzadziej. Coraz mniej. Grozi, że powie w sądzie, że dzieci będą miały lepiej z nim. Że ja i tak nic nie potrafię. A ja? Nie wiem, co mam zrobić. Nie mam zawodu. Nie mam doświadczenia. Nie mam nic.
Nie poradzę sobie
Dom zaczął się zmieniać. Najpierw wyłączyli mi platformy z serialami. Potem internet przestał działać. Przyszło wezwanie do zapłaty za prąd. Chwilę później za wodę. Robert przestał się odzywać. Pieniądze przysyłał raz na miesiąc, coraz mniej. Zaczęłam wyprzedawać rzeczy. Najpierw kurtki dzieci, z których wyrosły. Potem swoją torebkę, prezent ślubny. W końcu blender i inne sprzęty, które rzadko używam.
Daria podsunęła mi ogłoszenia o pracy. „Tu szukają pomocy biurowej. Tu do kuchni. Tu na kasę.” A ja patrzę i nie wiem nawet, jak się za to zabrać. Jak napisać CV? Co w nim wpisać? „Przez ostatnie dziesięć lat gotowałam, prałam i usypiałam troje dzieci”?
Próbuję czegoś się nauczyć, ale trudno mi skupić się na czymkolwiek, kiedy w tle płacze Basia, Jaś krzyczy, że zgubił zeszyt, a Lena zamyka się w łazience i nie chce wyjść. Czasem myślę, że może Robert miał rację. Może naprawdę jestem do niczego. Może naprawdę nie nadaję się do tego świata. A potem widzę, jak Jaś śpi wtulony w poduszkę, Lena nakrywa siostrę kocykiem, i coś we mnie pęka.
Magda, 38 lat
Czytaj także:
- „Wzięłam ślub, choć od lat byłam zakochana w innym. Ani mąż, ani Bóg, nie wybaczą mi tego, co zrobiłam po weselu”
- „Znalazłam 20 tysięcy złotych w skrzynce na listy. Gdy przeczytałam dołączony do nich list, nogi się pode mną ugięły”
- „Mąż jest bogaty, ale skąpy. Nie jeździmy na wakacje, a zakupy muszę robić na promocjach w dyskontach”

