„Mąż karmił mnie kłamstwami, a inną kobietę kolacjami za 500 złotych. Myślał, że ujdzie mu to na sucho”
„Znalazłam go przypadkiem. Szukałam spodni Kuby na WF, a że Marek zostawił swoją walizkę otwartą w sypialni, zajrzałam tam z rozpędu. I wtedy zauważyłam paragon z logo restauracji, której nazwę kojarzyłam z reklam w internecie. Kolacja dla dwóch osób”.

- Redakcja
Marek znowu zniknął. Niby fizycznie był obecny — siedział po drugiej stronie stołu, jadł, czasem nawet coś mruknął pod nosem — ale mentalnie był zupełnie gdzie indziej. Patrzył w telefon, przewijał coś bezwiednie, jakby życie, które prowadziliśmy razem przez ostatnie osiem lat, było tylko jakimś rozdziałem, który właśnie zamierzał zamknąć.
Coś było nie tak
– Marek, odłóż to na chwilę – poprosiłam, sięgając po sól. – Chciałam pogadać.
– Hm? – oderwał wzrok od ekranu. – Co się stało?
– Nic się nie stało. Po prostu chciałabym… porozmawiać. O nas.
Westchnął cicho, odłożył telefon ekranem do dołu.
– Joasiu, nie teraz, dobrze? Jestem wykończony. Klient mnie dzisiaj męczył przez trzy godziny, a jutro znów wyjazd.
– No właśnie. Znów wyjazd – powtórzyłam jak echo.
Ostatnio ciągle były wyjazdy. Służbowe kolacje, konferencje, szkolenia. Kiedyś Marek zabierał mnie na nie, nawet jeśli miał obowiązki, potrafił znaleźć chwilę, byśmy razem poszli na spacer czy kolację. Teraz wracał z delegacji zmęczony i milczący. Albo nie wracał wcale.
Kuba kręcił się wokół stołu, bawił się resztkami ziemniaka na talerzu. Dla niego Marek był nadal tatą, który przywoził autka i czasem budował z nim zamek z klocków. Ale dla mnie…? Nie wiem, kim już był. Partnerem? Mężem? Obcym człowiekiem, który spał obok mnie w łóżku?
Wieczorami siedziałam sama. Włączony serial grał w tle, ale ja przeglądałam nasze stare zdjęcia. Z wakacji we Włoszech, z sylwestra w górach, z tej głupiej wycieczki nad Biebrzę, gdzie zalało nam namiot i kłóciliśmy się przez pół dnia. Ale tamten Marek… ten Marek ze zdjęć… On mnie kochał. Chciał być blisko. A teraz? Teraz karmił milczeniem. I półsłówkami. I wymówkami. Ale wtedy jeszcze wierzyłam. Może to przepracowanie, może wypalenie. Może coś się zmieni. Musi. Prawda?
Pierwszy zgrzyt
Znalazłam go przypadkiem. Szukałam spodni Kuby na WF, a że Marek zostawił swoją walizkę otwartą w sypialni, zajrzałam tam z rozpędu. I wtedy zauważyłam paragon z logo restauracji, której nazwę kojarzyłam z reklam w internecie. Kolacja dla dwóch osób, wino, deser. Rachunek na pięćset złotych.
– Służbowo, co? – rzuciłam z przekąsem, trzymając paragon między palcami, kiedy wrócił wieczorem.
Zamarł. Zmarszczył brwi.
– Skąd to masz?
– Z twojej torby. Leżało na wierzchu. Widzisz datę? Trzynasty września. Tego dnia mówiłeś, że jesteś w Poznaniu, że zamówiłeś room service i nie masz siły wychodzić.
– Bo tak było. To… była kolacja z klientem. W Krakowie. Pojechałem tam z szefem na jeden dzień, nie mówiłem, bo to był spontan.
– Spontan za pięć stów?
– Asia, błagam cię, nie rób afery o głupi rachunek. Przecież to nie są twoje pieniądze.
– Ale twój czas jest mój. I twoje kłamstwa też. – spojrzałam mu prosto w oczy. – Po jego twarzy widziałam, że kłamie. Ale czemu?
Wzruszył ramionami, próbując wyglądać na znudzonego. Jakbym była kolejnym punktem w agendzie do załatwienia. Ale coś w nim pękło. Ta jego wyćwiczona obojętność — już nie była taka szczelna. A ja pierwszy raz od dawna poczułam, że się boję. Nie że mnie zdradza. Tylko że już przestało go obchodzić, czy to odkryję.
Musiałam się wygadać
– Mówię ci, on coś kręci – Magda usiadła naprzeciwko mnie z kubkiem kawy, której i tak prawie nie ruszyła. – Te jego kolacje, te twoje samotne wieczory, te „niespodziewane wyjazdy”… Asia, przecież to wszystko śmierdzi na kilometr.
Siedziałam skulona na kanapie, owinięta kocem, choć było ciepło. Zrobiłam się ostatnio taka czujna, że dźwięk powiadomienia na telefonie Marka potrafił mnie wyrwać ze snu.
– Ale może to nie to. Może tylko… chce mieć więcej przestrzeni? Może go męczy ten dom, dziecko, obowiązki?
– A ciebie nie męczy? – prychnęła. – Tylko że ty, zamiast iść do restauracji i kupować prosecco za dwie stówki, to siedzisz tu i rozkminiasz, czy twój mąż jeszcze cię kocha.
Zawahałam się. Bo przecież Marek był kiedyś inny. Pisał do mnie wiadomości typu: „Czekam, aż wrócisz, nie zasnę bez ciebie”. A teraz?
Teraz pisał: „Kuba ma jutro wf. Nie zapomnij o stroju.”
– Wiesz… może ja się czepiam. Może jestem przewrażliwiona. Może to moje frustracje, moja niska samoocena… – zaczęłam niepewnie.
Magda aż się zaśmiała. Gorzko.
– Albo może nie chcesz widzieć prawdy. Bo to by oznaczało, że on nie jest tym facetem, za którego go brałaś.
Zamilkłam. Bo może właśnie o to chodziło. Nie o strach, że mnie zdradza. Tylko że nie był już tym Markiem, którego kochałam. I że ja już dawno to wiedziałam. Ale nie miałam odwagi tego przyznać.
Śledziłam męża
Zainstalowałam aplikację śledzącą na jego telefonie. Nie była to jakaś hakerska akcja — po prostu znałam jego hasło. Kiedyś mi je sam podał, z dumą mówiąc: „Nie mam przed tobą tajemnic”. Ironia, prawda?
Pierwsze dni nic nie wykazały. Trasa: dom – praca – siłownia. Wszystko jak w zegarku. Ale potem nadeszła kolejna delegacja. Marek mówił, że jedzie do Wrocławia na trzy dni, konferencja, nocleg w hotelu.
Tyle że wieczorem, siedząc w łóżku z telefonem w dłoni, zobaczyłam, że zatrzymał się… w Piasecznie. Dwadzieścia kilometrów stąd.
– Służbowo, co? – wyszeptałam sama do siebie.
Zanim zdążyłam się zastanowić, wsiadłam do samochodu. Jechałam jak zahipnotyzowana. W głowie dudniło mi jedno zdanie: *Jeśli zobaczę go z kimś, co wtedy?*
Nie miałam planu. Ale kiedy zaparkowałam pod restauracją i zobaczyłam go — jego sylwetkę, jak otwiera drzwi przed nią, uśmiechniętą, młodą, w sukience tak krótkiej — nie czułam furii. Czułam pustkę. Obserwowałam, jak się śmieje, jak pochyla się w jej stronę. Jak obejmuje ją lekko w talii. A potem, jak ją całuje. Tak, jak kiedyś mnie.
Wróciłam do domu, zanim on zdążył dotrzeć do samochodu. Położyłam się obok śpiącego Kuby. I tylko jego ciepłe ciało powstrzymało mnie przed tym, żeby nie wyć. Telefon Marka zadzwonił po północy.
– Przepraszam, późno wrócę. Spotkanie się przeciągnęło.
– Wiem – powiedziałam cicho. – Widziałam was.
Zamilkł. A ja już wiedziałam, że tego się nie da cofnąć.
Pokłóciliśmy się
Wrócił w nocy. Wszedł cicho, jakby nie chciał nikogo obudzić, ale mnie już nie dało się zaskoczyć. Siedziałam w kuchni, w szlafroku, z kubkiem herbaty, której nie tknęłam. Patrzyłam, jak zdejmuje buty, jak odkłada klucze. I jak przez sekundę zastanawia się, czy wejść do sypialni, czy tu — do mnie. Wybrał kuchnię.
– Asia… – zaczął.
– Widziałam was. Kolacja, uśmiechy, dotyk. Co ja jestem? Twoja gosposia?
Stanął przy blacie. Nie miał już siły kłamać. Tylko spuścił głowę i szeptem powiedział:
– Nie chciałem tego. To się po prostu… wydarzyło. Karolina… ona dała mi oddech.
Zamrugałam. Gwałtownie.
– A ja ci dawałam dom. I dziecko. Miłość. Ale to za mało, prawda?
– Asia… tu było tylko napięcie. Ciągłe pretensje. Cisza. A ona… słuchała mnie. Nie oceniałam.
– Bo nic nie wiedziała. Bo nie musiała ci zmieniać pościeli, kiedy miałeś gorączkę. Nie widziała, jak wywracasz oczami, kiedy Kuba płacze w nocy. Karolina zna twoją najlepszą wersję. A ja znałam prawdziwego ciebie. I nadal cię kochałam.
Milczał. A ja zdjęłam obrączkę.
Podjęłam decyzję
– Mamusiu, a gdzie tata? – zapytał Kuba, kiedy pakowałam jego ulubione klocki do torby.
– Tata zostanie tu. My pojedziemy na kilka dni do babci, dobrze? – uśmiechnęłam się, choć miałam wrażenie, że każdy mięsień twarzy drży mi z wysiłku.
Nie płakałam. Już nie. Przepłakałam całą noc, leżąc na kanapie, słysząc jego cichy szelest w sypialni, czując jego obecność w każdym kącie tego mieszkania. Ale nie podszedł. Nie próbował walczyć. Może wiedział, że przegrał. Może mu ulżyło.
Kiedy znieśliśmy torby do auta, wyszedł za nami. Stał w drzwiach, jakby nie wiedział, czy może się zbliżyć.
– Asia… nie wiem, co powiedzieć – zaczął, ale ja już nie chciałam nic słyszeć.
– Nie musisz nic mówić. Słyszałam wystarczająco.
– Chcę to naprawić. Dla Kuby. Dla ciebie. Będę chodził na terapię. Zerwałem z Karoliną.
Zamknęłam drzwi samochodu i spojrzałam na niego przez szybę.
– Za późno. Już wszystko zniszczyłeś.
Chciał podejść, może mnie dotknąć, może jeszcze raz zobaczyć w moich oczach coś, co zniknęło. Ale to już nie było jego miejsce. Obok mnie siedział mój syn. Mój powód. Włączyłam silnik. W lusterku widziałam, jak Marek powoli cofa się do mieszkania, w którym zostawiłam wszystko — oprócz siebie.
Kiedy dojechaliśmy do mamy, wyściskała nas bez słów. A ja… pierwszy raz od miesięcy odetchnęłam. Nie dlatego, że było łatwo. Tylko dlatego, że nie musiałam już udawać. Nie byłam silna. Ale w końcu wiedziałam, że chcę rozwodu.
Joanna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie odkładałam na emeryturę, bo brałam kredyty dla dzieci. Teraz one o mnie zapomniały, a ja liczę każdą złotówkę”
- „Przez 2 lata ukrywałem przed żoną, że wygrałem miliony. Musiałem sprawdzić, czy mnie jeszcze kocha”
- „Odkąd stosujemy w domu zasadę 3xZ, oszczędności mnożą się same. Nasze małżeństwo też ma się lepiej”

