Reklama

Gdy Zbigniew odszedł, moje życie wydawało się zawieszone w próżni. Dni mijały jeden za drugim, nie różniąc się niczym od siebie, a jedyną stałą było uczucie straty, które mnie nie opuszczało. Byłam wdową i nie wiedziałam, co dalej robić z tym fantem. Rytuał codzienności, kawa o poranku, krzątanie się po pustym domu, rozmowy z przyjaciółkami – wszystko to zdawało się być częścią innego świata, do którego już nie pasowałam.

Reklama

– Pani Barbaro, jest tam pani? – usłyszałam w słuchawce głos mego prawnika, pana K.. Jego ton zawsze przypominał mi nauczyciela, który z cierpliwością tłumaczy trudny temat.

– Tak, przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam, próbując nie brzmieć zbyt nieobecnie.

– Chciałem przypomnieć o jutrzejszym spotkaniu w kancelarii. Chodzi o sprawy związane z majątkiem Zbigniewa. Zajmiemy się tym raz na zawsze.

Pokiwałam głową, choć K. tego nie mógł widzieć. Wydawało mi się, że znam wszystkie procedury na pamięć. Formalności, podpisy, załatwianie spraw. Myślałam, że to wszystko będzie proste, czysto techniczne.

Przygotowałam się na kolejny dzień, zastanawiając się, czy kiedykolwiek poczuję się normalnie. W głębi serca czułam, że to spotkanie będzie dla mnie tylko formalnością. Co jeszcze mogłoby mnie zaskoczyć?

Zostawił spadek obcej kobiecie

Weszłam do kancelarii notarialnej z przekonaniem, że zaraz stąd wyjdę z listą rzeczy do podpisania. Pan K. już czekał w swoim gabinecie, otoczony stosami papierów. Na jego twarzy dostrzegłam coś, co nie wyglądało na zwykłe zmęczenie pracą.

– Dzień dobry, pani Barbaro – powitał mnie z lekkim, choć wyczuwalnym napięciem w głosie.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, siadając naprzeciw niego. – Jakie mamy dziś formalności do załatwienia?

K. przez chwilę przewracał kartki, jakby szukał właściwego miejsca na rozpoczęcie rozmowy.

– Jest coś, co muszę pani powiedzieć – zaczął, spoglądając mi prosto w oczy. – Podczas przeglądania testamentu Zbigniewa okazało się, że część jego majątku została zapisana innej osobie.

– Jak to? – spytałam, a moje serce zaczęło bić szybciej. – Kto to jest?

Kobieta o imieniu Marta, z sąsiedniego miasta – odparł, przyglądając się mojej reakcji.

Czułam, jak moje myśli zaczynają wirować. Jakaś Marta? Jak to? Dlaczego mój mąż miałby zostawiać coś obcej kobiecie?

To pewnie jakaś pomyłka – stwierdziłam, próbując uspokoić chaos w mojej głowie. – Musi pan to jeszcze raz sprawdzić.

K. westchnął ciężko, jakby wiedział, że taka będzie moja reakcja.

– Rozumiem, że to trudne – powiedział, pochylając się nieco w moją stronę. – Ale jestem pewien, że to żadna pomyłka.

W drodze do domu moje myśli błądziły bez celu. Próbowałam znaleźć logiczne wyjaśnienie, ale jedyne, co znajdowałam, to więcej pytań. Jak mogłam przez tyle lat niczego nie zauważyć? Kim była ta kobieta, której imię teraz nie dawało mi spokoju?

Sąsiadka wiedziała więcej ode mnie

Nie mogąc znieść myśli, które mnie prześladowały, postanowiłam dowiedzieć się więcej o tej tajemniczej kobiecie, Marcie. Choć wydawało mi się to niemal niemożliwe, potrzebowałam odpowiedzi, które mogłyby choć trochę uspokoić mój umysł. Nie chciałam, aby ta sytuacja rządziła moim życiem.

Najpierw udałam się do sąsiadki, Krystyny, której wścibska natura mogła być teraz dla mnie pomocna.

– Cześć, Krysia – przywitałam się, próbując ukryć nerwowość. – Mam do ciebie pytanie.

Sąsiadka spojrzała na mnie z zaciekawieniem, odstawiając filiżankę z herbatą.

– Coś się stało, Basiu? – zapytała, przysuwając się nieco bliżej, jakby już wyczuwała, że to nie będzie zwykła rozmowa.

– Czy kiedykolwiek słyszałaś o kobiecie imieniem Marta? – spytałam bez owijania w bawełnę. – Podobno Zbyszek kogoś takiego znał.

Krystyna zamrugała kilka razy, próbując sobie przypomnieć, a potem uśmiechnęła się lekko.

– Tak, kojarzę, że Zbyszek czasami wspominał o jakiejś Marcie. Ale myślałam, że to tylko jego koleżanka z pracy.

Koleżanka z pracy? Ta informacja była kolejnym kamieniem rzuconym w mojego coraz bardziej kruszącego się światopoglądu.

Następnie rozmawiałam z innymi znajomymi i sąsiadami, próbując zebrać jak najwięcej informacji. Każdy z nich miał coś innego do dodania, ale żadna z informacji nie dawała mi pełnego obrazu. Wszystko było jedynie fragmentami większej układanki, która wciąż pozostawała niekompletna.

Z każdą kolejną rozmową moja frustracja rosła. Kim była Marta i jaką rolę odgrywała w życiu Zbigniewa? Czy moje małżeństwo było jedynie iluzją, którą mój mąż tak starannie budował? Moje serce było pełne niepewności, a ja potrzebowałam prawdy, choćby ta miała być najgorsza.

Nie mogłam uwierzyć w te plotki

Był chłodny wieczór, kiedy przypadkiem usłyszałam rozmowę sąsiadów, którzy komentowali sprawy, które znałam tylko z opowieści. Stałam za rogiem naszego wspólnego dziedzińca, ukryta w cieniu, nasłuchując każdego słowa.

– Wiesz, że podobno Zbyszek miał drugą rodzinę? – powiedział mężczyzna w średnim wieku.

– Słyszałem coś o tym – odpowiedział jego towarzysz, nie kryjąc ciekawości. – Podobno z jakąś Martą i nawet mają dziecko.

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Co? Dziecko? Moje myśli wirowały jak liście unoszone wiatrem. Jak mogłam niczego nie zauważyć przez te wszystkie lata?

Przełknęłam głośno, starając się nie zdradzić swojej obecności. Rozmówcy kontynuowali, ale ja nie mogłam już dłużej tego słuchać. Odeszłam szybko, czując, jak moje serce bije w szaleńczym tempie.

Wróciłam do domu, czując mieszaninę rozpaczy i wściekłości. Zdrada, która wykraczała poza moje najgorsze koszmary, nagle stała się rzeczywistością, z którą musiałam się zmierzyć. Byłam rozdarta między potrzebą konfrontacji a lękiem przed tym, co mogę jeszcze odkryć.

Jak mogłeś mi to zrobić, Zbyszek? – powiedziałam na głos do pustego mieszkania, a moje słowa odbijały się echem w ciszy, która teraz wypełniała mój dom.

To było jasne, że musiałam spotkać się z tą Martą. Musiałam dowiedzieć się więcej i zrozumieć, co się tak naprawdę wydarzyło. Bezsilność i gniew mieszały się we mnie, ale wiedziałam, że muszę iść naprzód. Musiałam poznać prawdę, choćby miała ona zranić mnie jeszcze bardziej.

Wysłuchałam jej wersji

Spotkanie zaaranżowałam w małej kawiarni na obrzeżach miasta. Wciąż nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć, czy jak się zachować, ale musiałam spojrzeć jej w oczy i usłyszeć prawdę. Kiedy weszłam do środka, już tam była – drobna kobieta o delikatnych rysach, które kontrastowały z moimi wyobrażeniami.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziała, przerywając ciszę, która między nami zapadła.

– Myślę, że to ja powinnam usłyszeć od ciebie prawdę – odpowiedziałam, nie mogąc ukryć gniewu, który mnie przepełniał.

Kobieta spojrzała na mnie z mieszanką żalu i determinacji. Wiedziałam, że dla niej ta sytuacja też nie była łatwa, ale moje serce nie chciało jej zrozumieć.

– Zbigniew mówił, że wszystko jest pod kontrolą. Że z tobą wszystko ma ustalone – zaczęła Marta, bawiąc się nerwowo serwetką. – Nigdy nie chciałam niszczyć twojego życia.

– A jednak tak się stało – przerwałam jej ostro. – Mieliście dziecko?

Skinęła głową, a łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.

Ania jest jego córką. Ma zaledwie pięć lat, a Zbigniew... my też go straciłyśmy – powiedziała z trudem.

W tej chwili poczułam, jak moja wściekłość zmienia się w coś bardziej złożonego. Oto przede mną siedziała kobieta, która, podobnie jak ja, kochała Zbycha, i która także doznała straty. Mimo to, nie mogłam wybaczyć jej roli w tej całej tragedii.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedział? – spytałam, próbując zrozumieć jego motywacje.

Marta westchnęła, przetarła łzy i spojrzała mi prosto w oczy.

– Nie wiem. Mnie obiecał, że kiedyś wszystko wyjaśni. Że wszystko się ułoży.

Nie mogłam już dłużej tego słuchać. Opuściłam kawiarnię z głową pełną sprzecznych emocji, zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić z tą wiedzą.

Będę walczyć o swoje

Kolejne dni spędziłam w zamyśleniu, próbując zrozumieć, co powinnam zrobić. Czułam się jak rozbity statek dryfujący po niespokojnych wodach. Żal i ból mieszały się z uczuciem zdrady, a ja wciąż nie mogłam znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły. Potrzebowałam zrozumieć swoje prawa i możliwości, aby wiedzieć, jak postąpić dalej.

Umówiłam się na spotkanie z moim prawnikiem, panem K., licząc na to, że pomoże mi odnaleźć jakąś stabilizację w tej burzy.

Usiadłam naprzeciw niego, czując, że moja determinacja powoli powraca.

– Chciałabym zrozumieć, co mogę teraz zrobić – powiedziałam, starając się utrzymać głos na tyle spokojny, na ile to możliwe. – Jakie mam prawa? Jak wygląda sytuacja prawna?

K. kiwnął głową, przeglądając dokumenty na biurku.

– Z prawnego punktu widzenia, testament Zbigniewa jest wiążący – wyjaśnił, po czym dodał z większym zaangażowaniem. – Ale można wnioskować o jego unieważnienie, jeśli uważasz, że został sporządzony w sposób sprzeczny z prawem.

Słuchałam go uważnie, czując, że choć moja sytuacja była trudna, nie jestem w niej zupełnie bezradna.

– Muszę się zastanowić, co dalej zrobić – powiedziałam po chwili ciszy. – Ale dziękuję za wyjaśnienie.

Rozmowa z K. pomogła mi spojrzeć na sytuację z innej perspektywy. Mimo że emocjonalnie czułam się zagubiona, wiedziałam, że nie mogę się poddać. Musiałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem, nawet jeśli oznaczało to podjęcie trudnych decyzji.

Barbara, 58 lat

Reklama

Czytaj także:
„Po śmierci ojca matka wpadła w wir randkowania. Przez jej mieszkanie przewijają się tabuny facetów”
„Wybaczyłam zdradę męża, ale to nie pomogło. Uznałam, że na zgodę musimy zasiać jego nasionko w moim ogródku”
„Gdyby nie sąsiadka nigdy nie poznałbym prawdy. Zrozumiałem, dlaczego ojciec nie darzył mnie ciepłymi uczuciami”

Reklama
Reklama
Reklama