Reklama

Mariusz wciąż był taki, jak go zapamiętałam. 20 lat minęło, a on niewiele się zmienił. Dojrzał, nabrał dorosłych rysów twarzy, a siwe kosmyki włosów wyłaniały się z jego bujnej czupryny. Może i nie przypominał dzieciaka, za którym szalałam w młodości, ale jednocześnie był właśnie nim. Moim ideałem.

Przeglądałam się w każdej witrynie, żeby upewnić się, że dobrze wyglądam. Chciałam być dla niego perfekcyjna. W końcu tak długo na to czekałam. Kochałam go, odkąd skończyłam 16 lat. Był moim marzeniem, przewijał się w każdym śnie. Ciągle myślałam tylko o tym, co muszę zrobić, żeby był tylko mój. Nie miał powodów, dla których mógłby się we mnie zakochać. Byłam zwykłą, szarą myszką.

Klasowe piękności ustawiały się do niego w kolejkach, nie miałam z nimi żadnych szans, więc nawet nie próbowałam. Tak bardzo się przy nim stresowałam. Analizowałam każde moje zachowanie. Zastanawiałam się, czy nie śmieje się za głośno z jego żartów, czy z mojej buzi nie pachnie brzydkim oddechem, czy przypadkiem włosy układają mi się w dobrą stronę. Tak bardzo chciałam, żeby mnie zauważył, ale nie mogłam dopuścić do tego, żeby się zbłaźnić.

Ta głupia kawa był moim marzeniem

Na myśl o tych wspomnieniach aż pociekła mi łza. Żal mi siebie z młodości, byłam tylko szaleńczo zakochanym dzieciakiem, który myślał, że na miłości życie się kończy. Dziś mam trochę inne podejście, a i tak na to spotkanie idę z uwierającą gulą w gardle.

Przez lata Mariusz był dla mnie ideałem, do którego dążyłam. Nie spotykałam się z chłopakami, którzy wyglądem byli daleko od niego. Każdy musiał mieć w sobie coś z Mariusza, inaczej mnie wzbudzał we mnie zainteresowania. Nawet mój mąż był jego kopią. Marną, ale wciąż kopią.

Moja małżeństwo z Pawłem było pomyłką. To moja wina. Potraktowałam go okropnie, ale nie potrafiłam nic na to poradzić. Za późno zrozumiałam, że nic do niego nie czuję, że to wszystko jeden wielki błąd. Sądziłam, że nam się uda. Że troch poudaję i uczucie przyjdzie samo. W końcu nie każde małżeństwo bierze się z wielkiej miłości. Niestety, do nas ona nigdy nie przyszła. W głowie i w sercu miałam kogoś innego.

Im dłużej tkwiłam w tym beznadziejnym małżeństwie, tym gorzej się czułam. Dusiłam się, czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę. Paweł był naprawdę świetnym facetem, czułym, troskliwym i niejedna koleżanka mówiła, że mam w swoim domu ideał. Być może, ale nie dla mnie. Mój ideał chodził po świecie i prawdopodobnie nie pamiętał o moim istnieniu.

Mąż wiedział, że nasze małżeństwo zmierza tylko w jedną stronę. Oddalałam się i nawet nie próbowałam temu zaprzeczać. Z zewnątrz pewnie wyglądaliśmy jak szczęśliwa para, ale w środku byliśmy jak współlokatorzy, nic więcej. Nie było uczucia, a przynajmniej nie z mojej strony.

Znów byłam tą zestresowaną małolatą

A teraz szłam na spotkanie z moją wielką miłością. Aż musiałam się zatrzymać, żeby uspokoić natłok myśli, który kotłował mi się pod kopułą. Dla niego to pewnie zwykła kawa ze starą znajomą ze szkoły jednak dla mnie to spotkanie urastało do rangi randki mojego życia. Do najważniejszego wydarzenia ostatnich lat. Ta głupia kawa był moim marzeniem.

Mariusza odnalazłam na portalu społecznościowym. Od dawna mu się przyglądałam, dlatego wiedziałam, że nie ma już żony, że jest po rozwodzie. Pewnie, gdyby wiódł szczęśliwe życie u boku innej kobiety, podeszłabym do sprawy inaczej i dała sobie spokój. Jednak był sam, a to dawało mi tę głupią nadzieję, że może akurat to jest moja szansa. Zaczęliśmy pisać.

Początkowo o bzdurach, przewijały się wspominki z czasów młodości, lekkie newsy z codzienne życia. Z czasem Mariusz opowiedział mi o rozwodzie, zdradził trochę więcej prywaty. Ciągle zastawiałam małe pułapki na niego, żeby w końcu wyjść poza strefę internetową. Bałam się, że jeśli będę zbyt bezpośrednia, to go spłoszę. Wymyśliłam więc jakąś bajerę o wspólnym planowaniu wyjazdu integracyjnego. Tak właśnie szłam teraz na spotkanie z miłością mojego życia.

Zobaczyła go przy stoliku i zamarłam. To był on. Nagle ta pewność siebie, którą wyrobiłam sobie na przestrzeni lat, ulotniła się jak kamfora. Znów byłam tą zestresowaną małolatą. Podeszłam bliżej, a on odwrócił się i przeszył mnie wzrokiem. Nagle rzucił:

– Jesteś taka sama, jak w młodości. Nic się nie zmieniłaś! – wstał z krzesła i utulił mnie na przywitanie.

Zachowuje się jak totalny burak

Zaczęliśmy rozmawiać. O sobie, o szkole, o życiu i o nas. Właściwie to on cały czas mówił, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, byłam zauroczona. Chciałam go słuchać godzinami. Tak mi się początkowo wydawało. Tylko raz wtrąciłam mu się w słowo, ale szybko sprowadził mnie do parteru. Nie dawał mi dojść do słowa, jakby wygłaszał swoje orędzie. Nagle nachylił się nade mną:

– Wiesz, muszę przyznać szczerze, że początkowo nie chciało mi się przychodzić na spotkanie.

Zdębiałam.

– Proszę?

– No, bo my się chyba w sumie nie spotykaliśmy, prawda? Nie mieliśmy jakichś wspaniałych stosunków, właściwie to nawet początkowo nie mogłem sobie o tobie nic szczególnego przypomnieć.

–Chodziłeś z moją najlepszy przyjaciółką. Maryśką, nie pamiętasz?

– Aaa, no tak. Wiesz, że ponoć nie najlepiej skończyła? – rzucił bezczelnie.

Poczułam, jakby kurtyna opadła. Wszystko, co sobie przez te lata wyobrażałam, nagle straciło sens. O czym on mówi? Zachowuje się jak totalny burak.

–Wiesz, za to ty całkiem dobrze się trzymasz. A ja...

Zaczął znów swój monolog, a ja odpłynęłam. Jak mogłam być taka ślepa? Jakieś młodzieńcze wyobrażenie idealnego mężczyzny prawie zniszczyło mi życie.

Wynagrodzę mu to!

– Ej, ty mnie słuchasz?

Przywołał mnie tylko do porządku i dalej nawijał. Gdyby nie telefon, który agresywnie zawibrował w mojej torebce, znów udałabym się na wędrówkę myśli i zastanawiałabym się, co ja tutaj robię. Na ekranie telefonu wyświetlił się numer męża.

– Przepraszam, to ważne, muszę odebrać – przerwałam mu, z czego nie był szczególnie zadowolony.

– Kaśka? Wszystko z tobą okej? – zapytał troskliwie mąż.

– Tak, a dlaczego pytasz?

– Nie wiem, miałem dziwne wrażenie, że coś mogło ci się stać. Kiedy będziesz w domu? Martwię się.

– Obiecuję, że już wszystko ze mną dobrze. Mnie tez coś dziś sprowadziło na ziemię. Jak wrócę do domu, to wszystko ci wyjaśnię.

Byłam mu to winna. Wyjaśnienia. Nie wiem, jak na to zareaguje, ale uświadomiłam sobie, że ideał od zawsze miała przy swoim boku i nie mogę pozwolić, żeby nastoletnie wyobrażenia przekreśliły to, co przez lata budowaliśmy. Wynagrodzę mu to!

Katarzyna, 43 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama