Reklama

Poznaliśmy się z Tomkiem na imprezie u wspólnych znajomych. Podszedł do mnie jako pierwszy, a ja – świeżo po bolesnym rozstaniu – długo się wahałam. Ale on był inny. Czuły, spokojny, dojrzały. Wydawał się gotowy na poważny związek. Wiedziałam, że miał trudną relację za sobą, ale powiedział, że to zamknięty rozdział. Uwierzyłam. Chciałam uwierzyć.

Z początku było idealnie. Szybko zamieszkaliśmy razem, a po dwóch latach oświadczył się podczas spaceru po Gdańsku. Płakałam ze wzruszenia. Tylko że z czasem zaczęły pojawiać się rysy. Zdjęcie Magdy przypadkiem odnalezione w szufladzie. Książka z jej dedykacją. Piosenki, których słuchał, które „kojarzyły mu się z dawnymi czasami”. Najpierw tylko łapałam te sygnały. Potem zaczęły mnie dusić.

Wciąż twierdzi, że mnie kocha. Ale ja widzę, jak się zamyśla, jak czasem patrzy gdzieś poza mnie, jakby wspominał coś – albo kogoś – kto był dla niego ważniejszy.

Rozmawiałam o tym z Ewą, moją przyjaciółką. Kiedy ostatnio siedziałyśmy w jej kuchni, rzuciła prosto z mostu:

– Nie uważasz, że za często ją wspomina? Przecież to nie jest normalne.

Broniłam go. Jak zawsze.

– Ewa, on po prostu wspomina, nie można wymazać przeszłości.

– Anita, serio? On nie „wspomina”, on ją trzyma na piedestale. Jesteś jego żoną, a zachowuje się, jakby był wdowcem po jakiejś wielkiej miłości.

Nie powiedziałam nic. Może dlatego, że w głębi duszy... wiedziałam, że ma rację.

Przeszłość w naszym życiu

– Ale Magda zawsze robiła te klopsiki z sosem koperkowym, nie z pomidorowym – rzucił Tomek z uśmiechem, oblizując łyżkę. – Ale twoje też są okej.

Na sekundę zamarłam z widelcem w dłoni. Znowu ona. Zwykły czwartek, zwykła kolacja, a ja znowu siedziałam naprzeciwko ducha tej kobiety. Z trudem przełknęłam kęs.

– Może powinieneś był z nią zostać, skoro była taka idealna? – wycedziłam cicho.

Tomek uniósł wzrok znad talerza. Milczał. Przez ułamek sekundy jego twarz coś zdradziła – jakby ból, wahanie? A może tylko poczucie winy. Tylko przez moment. Potem wróciła ta jego kamienna maska.

– Anita, nie zaczynaj znowu.

– To ty zacząłeś. Nie mogę już tego słuchać. Magda tak, Magda owak, Magda gotowała, Magda śpiewała w aucie, Magda, Magda, Magda. Ja tu jestem. Ja. A czuję się, jakbym była tłem do twoich wspomnień.

– To tylko wspomnienia, przeszłość – burknął, ale nie spojrzał mi w oczy.

– Przeszłość, która codziennie siedzi z nami przy stole – rzuciłam, wstając gwałtownie. – Wiesz, jak się czuję, kiedy robisz takie porównania? Jak jakaś wersja demo.

Tomek podszedł do zlewu, odwrócił się plecami. Czułam, jak cała się trzęsę. Nic nie odpowiedział. Tylko cisza. Najgorsza. Najbardziej krzycząca.

Stałam jeszcze chwilę, jakby czekając, że powie: „Przepraszam. Kocham cię. Nie chciałem”. Ale nie powiedział nic. I wtedy pierwszy raz naprawdę poczułam się jak ktoś drugi. Nigdy pierwszy.

Nie jestem w jego typie?

Spotkałam Basię przypadkiem, w piekarni przy naszej ulicy. Miała w rękach siatkę z bułkami i kubek kawy na wynos. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy mnie zobaczyła.

– Anita! O, cześć! Dawno cię nie widziałam – uśmiechnęła się serdecznie. – Jak tam Tomek? Wszystko w porządku?

Wzruszyłam ramionami. Pomyślałam, że to pytanie z tych, na które nie da się odpowiedzieć szczerze, jeśli nie chcesz wywołać lawiny.

– Po staremu – mruknęłam.

Wyszłyśmy razem na zewnątrz, stanęłyśmy na rogu chodnika, z dala od zgiełku.

– Wiesz... czasem się zastanawiam, czy on w ogóle mnie kocha – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Basia zmarszczyła brwi. Zawahała się, ale coś w jej oczach powiedziało mi, że długo nosiła w sobie te słowa.

– Wiesz... ja myślałam, że on nigdy się po Magdzie nie podniesie. A potem pojawiłaś się ty.

Zamarłam.

– Co to ma znaczyć?

– Nie zrozum mnie źle – zaczęła szybko. – Po prostu... zawsze myślałam, że on i Magda to była ta wielka miłość. A ty jesteś... inna.

– Inna jak?

Basia spuściła wzrok. Przerzuciła siatkę z bułkami z jednej ręki do drugiej.

– No wiesz, ona była taka... wysoka, pewna siebie, artystyczna dusza. Taki typ. Tomek miał zawsze taki typ.

Patrzyłam na nią bez słowa. Typ. Artystyczna dusza. A ja? Kim byłam ja?

– To znaczy, że ja do niego nie pasuję?

– Nie, Anita... nie o to mi chodziło. Przepraszam. Po prostu czasem mówię za dużo – uśmiechnęła się blado.

Ale to już nic nie zmieniało. Zdanie zostało wypowiedziane. Typ. Taki jak Magda. Nie ja.

Byłam opcją awaryjną

Nie chciałam słuchać. Przysięgam – nie chciałam. Ale kiedy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle, usłyszałam głos Tomka w salonie. Siedział w fotelu, mówił przez telefon. Drzwi były uchylone. Jego głos był cichy, poważny.

– Czasem się zastanawiam, co by było, gdyby Magda wtedy nie wyjechała... Może wszystko wyglądałoby inaczej.

Zamarłam.

– Nie, nie żałuję... Ale wiesz... Z nią wszystko było takie… inne. Głębsze. Jakby więcej się czuło – ciągnął.

Stałam w korytarzu jak skamieniała. Słowa dźwięczały mi w głowie jak echo. Drzwi zaskrzypiały pod moją dłonią. Weszłam.

– To ciekawe – powiedziałam sucho. – Bo myślałam, że to ja jestem twoją żoną.

Tomek poderwał się z fotela, zaskoczony, jakby mnie nie poznał.

– Anita, to nie było... To nie tak...

– Nie tak? – przerwałam. – To może powiedz mi, jak to jest. Bo chyba właśnie usłyszałam, że ciągle ją kochasz. Że ze mną czujesz mniej.

– Nie powiedziałem, że czuję mniej! – rzucił, próbując podejść bliżej.

– Nie zbliżaj się – cofnęłam się o krok. – Powiedz mi prawdę. Zawsze ją kochałeś. Ja byłam tylko... opcją awaryjną, tak?

Zamilkł. Patrzył na mnie z czymś w oczach – może strachem, może żalem, a może po prostu wiedział, że nie da się tego już cofnąć.

– Powiedz to. Na głos. Chcę to usłyszeć. Zasługuję na to.

Milczenie. A potem:

– To była inna miłość, Anita.

I to wystarczyło. Jakby nagle w całym domu zgasło światło.

„Jakoś się potoczyło”

Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Tomek kręcił w palcach długopisem. Ja trzymałam dłonie splecione na kolanach, żeby ich nie widział – bo drżały. Na zewnątrz lało jak z cebra. Idealne tło do rozmowy, która miała mnie do końca rozbić.

– Kocham cię, Anita. Naprawdę – powiedział w końcu, nie podnosząc wzroku. – Ale nie tak jak ją.

Poczułam, jakby ktoś wbił mi gwóźdź prosto w serce.

– Co to znaczy „nie tak”? – zapytałam szeptem.

– Magda była... wszystkim. Była pierwszą osobą, przy której czułem, że żyję naprawdę. Że jestem sobą. Po jej wyjeździe długo nie mogłem się pozbierać. A potem... byłaś ty.

Zacisnęłam szczękę, żeby nie płakać. Ale i tak czułam, że coś we mnie pęka.

– Czyli byłam plastrem na twoje rany – wycedziłam. – Łatwym wyborem. Spokojną przystanią po burzy.

– Nie tak to widzę – westchnął. – Po prostu... nie byłem gotowy na nową miłość, kiedy cię poznałem. A potem jakoś... to się wszystko potoczyło.

– „Jakoś”? – uśmiechnęłam się gorzko. – To nasze życie, Tomek. Nasze małżeństwo. Ty się po prostu wepchałeś w nie z duszą, która ciągle siedziała przy niej.

Spojrzał na mnie. Wreszcie. Po raz pierwszy od dawna naprawdę spojrzał.

– Nie wiedziałem, że to ciągle tak boli... Mnie też.

I wtedy ja już nie wytrzymałam. Płakałam. Po cichu, ze ściśniętym gardłem. On siedział naprzeciwko, bezsilny. A ja tylko myślałam o jednym. Jak się kocha kogoś, kiedy wie się, że w jego sercu od początku była inna.

Uciekłam od tego zaduchu

Spakowałam się bez wielkich dramatów. Kilka ubrań, ładowarka, kosmetyczka. Wszystko wrzuciłam do sportowej torby, jakbym jechała na weekend. Ale nie wiedziałam, na ile wyjeżdżam. Po prostu musiałam stamtąd wyjść. Oddychać. Uciec, zanim zapomnę, jak to jest czuć coś innego niż żal.

– Gdzie jedziesz? – Tomek stał w drzwiach sypialni, blady.

– Do Ewy – odpowiedziałam krótko, nie patrząc mu w oczy.

– Możemy jeszcze porozmawiać?

Zatrzasnęłam zamek torby.

– Rozmawialiśmy. Teraz muszę... przemyśleć, czy w ogóle da się coś jeszcze posklejać.

Nie powiedział nic więcej. Chyba pierwszy raz zobaczył, że naprawdę mogę odejść.

Ewa przyjęła mnie bez pytań. Weszłam, rzuciłam torbę na podłogę i rozkleiłam się, zanim zdjęłam buty. Usiadłyśmy w kuchni, ona zaparzyła herbatę i postawiła na stole kawałek ciasta, którego i tak nie tknęłam.

– Opowiedziałam mu wszystko – wydusiłam. – I on mi to potwierdził. Że mnie kocha, ale inaczej. Że ona była tą „pierwszą”.

Ewa pokiwała głową i przez chwilę milczała.

– Wiesz, Anita... musisz sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy jesteś w stanie żyć z tym, że jesteś tą drugą. Nawet jeśli on dziś wybiera ciebie.

– Nie wiem – szepnęłam.

– Bo czasem miłość to za mało – dodała cicho. – Zwłaszcza jeśli ciągle walczysz z duchem innej kobiety.

W nocy nie mogłam spać. Siedziałam na kanapie pod kocem, patrzyłam w okno. Za szybą światła miasta mrugały obojętnie. Myślałam o tym, ile z siebie oddałam, żeby ten związek się udał. O tym, jak długo żyłam złudzeniem, że jestem jego światem.

A byłam tylko jego ratunkiem. Nie wiedziałam, czy wrócę. Nie wiedziałam, czy potrafię. Ale pierwszy raz od dawna czułam, że to ja podejmuję świadomą decyzję.

Anna, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama