„Mąż ciągle porównywał mnie do swojej siostry. W końcu w naszym małżeństwie zabrakło miejsca dla mnie”
„Po tej kłótni długo nie rozmawialiśmy, ale po głowie zaczęły mi krążyć dziwne myśli. Zaczęłam przypominać sobie wszystkie te teksty w stylu: „A Ola by tak nie zrobiła”, „Ola nigdy nie marudzi”, „Ola to załatwia od ręki”. Ola była wszędzie, w każdym naszym temacie — jak standard, do którego miałam dążyć, ale nigdy nie miałam prawa go osiągnąć”.

- Redakcja
Jeszcze do niedawna myślałam, że moje małżeństwo jest normalne — może nie zawsze romantyczne, ale bezpieczne, jak taka znajoma przystań. Z Marcinem jesteśmy razem od dekady, a małżeństwem od sześciu lat. Na początku było trochę jak w romantycznym filmie: on, mężczyzna pełen ciepła, uważności, który zawsze pamiętał, że wolę białe wino i nie znoszę kolendry. Czułam się kochana i akceptowana.
Aż niepostrzeżenie w nasze życie weszła ona – Ola. Jego siostra. Nic mi nie zrobiła, naprawdę! Była uprzejma, pogodna, całkowicie neutralna. Nigdy się nie wtrącała, nie komentowała tego, co działo się między nami, a jednak z czasem to właśnie jej obecność zaczęła mnie najbardziej dręczyć. Początkowo w żartach, które brzmiały mniej więcej tak: „Ola robi to lepiej”, „Ola nie narzeka”. Potem robiło się coraz poważniej. „Ola zawsze wie, jak się zachować”, „Ola nie dramatyzuje” — słyszałam.
Zaczęłam się zmieniać. Gotować jej przepisy, uśmiechać się wtedy, kiedy trzeba, milknąć, gdy coś mnie bolało. Chciałam być idealna — taka jak Ola. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się jak cień. Marcin może nigdy tego nie powiedział wprost, ale czułam, że wszystko, czym jestem, jest „prawie”, ale nie jak „Ola”.
A przecież ona niczego ode mnie nie oczekiwała. To nie Ola zniszczyła nasze małżeństwo, a jego wyobrażenie o niej. Ja tylko próbowałam mu dorównać. I przegrałam.
Ola była wszędzie
Był zwyczajny wieczór. Marcin wrócił z pracy, rzucił torbę na podłogę, siadł do stołu, podciągnął rękawy koszuli. Starałam się. Naprawdę. Obiad jak z programu kulinarnego: pieczony schab z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty. W jego stylu.
— Smacznego — powiedziałam z uśmiechem.
— Dzięki, pachnie dobrze — odpowiedział. — Ale wiesz co? Ola do tej kapusty zawsze dodaje jabłko. I trochę majeranku. To robi różnicę.
Zamarłam z widelcem w powietrzu.
— Może zacznij jeść u Oli — rzuciłam. — Albo w ogóle… może trzeba było się z nią ożenić?
Zakrztusił się kawałkiem mięsa.
— Zgłupiałaś? — prychnął. — To moja siostra!
— No właśnie — zgodziłam się z przekąsem. — A mówisz o niej, jakby była twoją żoną. Ola to, Ola tamto. Codziennie. Mam tego dość.
— Nie przesadzaj — mruknął. — Przecież tylko mówię, co lubię. Musisz się o wszystko obrażać?
— Owszem. — Wstałam od stołu. — Bo ty już nie mówisz, co lubisz. Mówisz, jaka powinnam być. Jak ona.
Zapanowała cisza. A ja pierwszy raz od dawna poczułam… ulgę. Że to wreszcie powiedziałam.
Po tej kłótni długo nie rozmawialiśmy, ale po głowie zaczęły mi krążyć dziwne myśli. Zaczęłam przypominać sobie wszystkie te teksty w stylu: „A Ola by tak nie zrobiła”, „Ola nigdy nie marudzi”, „Ola to załatwia od ręki”. Ola była wszędzie, w każdym naszym temacie — jak standard, do którego miałam dążyć, ale nigdy nie miałam prawa go osiągnąć.
Ola nie była winna
Były imieniny teściowej. Typowy rodzinny obiad: rosół, schab, sernik. Ola siedziała naprzeciwko mnie, elegancka jak zawsze — schludna sukienka, delikatny makijaż, uśmiech, który nie był ani za szeroki, ani za sztywny. Jakby nawet jej wyraz twarzy był odpowiednio wyważony.
— Julita, chcesz jeszcze kompotu? — zapytała grzecznie, podsuwając dzbanek.
— Dzięki. — Skinęłam głową i wzięłam głęboki oddech. — Mogę cię o coś zapytać?
— Jasne — odpowiedziała trochę zaskoczona.
Nachyliłam się, żeby nikt inny mnie nie słyszał.
— Czy Marcin mówi ci czasem, co mówi o tobie… u nas w domu?
Zawahała się.
— W sensie? — spytała.
— Bo ja mam wrażenie, że od kilku lat jestem tylko kiepską wersją ciebie — wyznałam. — Ciągle cię cytuje. Ola by zrobiła tak. Ola mówi, że lepiej tak. Jakbyś była... jego wzorem od wszystkiego.
Ola odchyliła się lekko, jakby ktoś ją spoliczkował.
— Boże… Julita. Nie… nie wiedziałam — wydukała. — On… on rzadko ze mną o czymkolwiek rozmawia, serio. Zwłaszcza o was.
— Czyli to wszystko… to tylko we mnie siedzi. I między mną a nim. A ty... jesteś tylko jego obsesją — wymamrotałam, zaskoczona własnym smutkiem.
— Przykro mi, że tak się czujesz — przyznała. — Naprawdę.
Pokiwałam głową i już nic nie odpowiedziałam. W tej jednej chwili zrozumiałam, że Ola nie była winna. Ona... nie musiała nic robić — to Marcin ją sobie stworzył. Obraz idealnej kobiety: z jej twarzą, jej głosem, jej spokojem. A potem zaczął porównać mnie z tym obrazem. Codziennie.
Nie jestem twoją siostrą
To był przypadek. Wróciłam wcześniej z pracy, bo zawiesiły nam się systemy na komputerach. Weszłam do mieszkania cicho, nie dawałam znać, że już jestem. Marcin rozmawiał przez telefon na głośniku w kuchni. Miałam tylko przejść do łazienki, ale usłyszałam swoje imię. Zatrzymałam się w pół kroku.
— …bo Julita mnie nie rozumie, mamo — mówił. — Serio, z nią się wszystkiego trzeba domyślać. Z Olą zawsze było łatwiej. Nie musiałem tłumaczyć, o co mi chodzi. Zawsze od razu wszystko łapała.
Zamknęłam oczy, a potem zrobiłam to, czego nigdy wcześniej nie robiłam — zaczęłam podsłuchiwać.
— Może dlatego, że Ola to twoja siostra — usłyszałam spokojny głos teściowej. — Znacie się całe życie.
— No właśnie — westchnął. — I czasem się zastanawiam, czy ja po prostu nie pomyliłem… znaczy nie wiem, jak to ująć. Z nią wszystko było takie naturalne. A z Julitą to ciągle jakieś napięcie.
Wyszłam z łazienki, celowo głośno zamykając drzwi. Marcin się wzdrygnął, usłyszałam, jak cicho kończy rozmowę. Usiadłam na kanapie, patrząc w jeden punkt. On wszedł, próbując wyglądać normalnie.
— Słyszałaś? — rzucił.
— Tak — odpowiedziałam spokojnie. — I wiesz co? Myślę, że powinieneś się z nią ożenić. Może wtedy byłbyś szczęśliwy.
— Julita, proszę cię…
— Nie — przerwałam stanowczo. — Posłuchaj mnie. Ja nie jestem twoją siostrą. I nigdy nie będę. A jeśli szukałeś sobie żony na jej podobieństwo, to naprawdę pomyliłeś osoby.
Pierwszy raz widziałam, że nie wie, co powiedzieć. A ja z kolei pierwszy raz powiedziałam wszystko.
To nie jest ucieczka
Pakowałam się spokojnie. Powoli, wszystko równiutko, koszulka składana po koszulce. Nie rzucałam niczym, nie płakałam. Nawet nie słuchałam muzyki. Cisza była lepsza.
W sypialni stała moja walizka, a obok niej dwa kartony: z książkami, kosmetykami, kilkoma pamiątkami. Patrzyłam na wszystko wokół: na zasłony, które razem wybieraliśmy, na komodę, która miała być „naszym stylem”. I nie czułam już nic.
Marcin pojawił się w progu pokoju.
— Serio to robisz? — burknął. — Przez jakieś głupie porównania?
— Nie — odparłam spokojnie. — Przez to, że już nie wiem, kim jestem przy tobie. Nie chcę się codziennie mierzyć z obrazem kogoś, kim nigdy nie będę.
— Przestań — rzucił. — To chore.
— Chore jest to, że kochasz wyobrażenie — zauważyłam. — Nie człowieka.
Podeszłam do niego. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam najważniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek wypowiedziałam w tym związku:
— Powinieneś był się z nią ożenić.
— Julita…
— Nie — weszłam mu w słowo. — Nic nie mów. I nie próbuj mnie przekonywać, że coś zmienisz. Ja nie chcę już być dla ciebie jakąś marionetką. Mam dosyć.
Zamknęłam walizkę i podeszłam do drzwi. Odwróciłam się jeszcze raz, żeby przekonać się, że dałam radę odejść. Że wybrałam siebie. Że to nie jest ucieczka, tylko poważna decyzja. Potem wyszłam bez słowa i po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę oddycham.
Nie odmówiłam
Spotkałyśmy się przypadkiem, na przystanku tramwajowym w sobotnie popołudnie. Ona stała z lnianą torbą pełną warzyw, ja z kawą na wynos i bez planu na resztę dnia. Chciałam udawać, że jej nie widzę, ale ona zauważyła mnie pierwsza.
— Julita?
Zatrzymałam się, a wtedy uśmiechnęła się niepewnie.
— Hej. Słyszałam... że się wyprowadziłaś.
— Tak — mruknęłam. — Już jakiś czas temu.
— Mogę cię zaprosić na herbatę? — spytała.
Nie odmówiłam. Może chciałam tej rozmowy bardziej, niż przyznawałam przed sobą. Usiadłyśmy w małej kawiarni, pachnącej imbirem i ciastem drożdżowym. Przez chwilę milczałyśmy.
— Wiesz, nie wiedziałam, że aż tak cię to bolało — powiedziała cicho.
— Bo to było tam we mnie, w środku. Jakby ktoś dzień po dniu wycierał mnie gumką i rysował coś na moim miejscu. — Spojrzałam jej w oczy. — Ciebie rysował, Ola.
Przygryzła wargę.
— On naprawdę tak dużo o mnie mówił?
— Za dużo — stwierdziłam. — I zawsze byłaś tą lepszą, a ja... Ja nigdy nie byłam wystarczająca, wiesz?
Ola spuściła wzrok.
— A ja ci zazdrościłam — przyznała. — Myślałam, że on cię kocha do szaleństwa. Tak mówił. Tak patrzył. Tak się wydawało.
— Może i kochał, ale nie mnie — powiedziałam. — Tylko obraz, który sobie wykreował. Na twoje podobieństwo.
Zamieszała łyżeczką w herbacie.
— Przykro mi.
— Mi też — odparłam. — Ale wiesz co? Nie jesteś winna. Ty po prostu byłaś. A on... nie zauważył, że ja też jestem.
Nie jestem Olą
Nie wiem, co dalej. Mam wynajęte mieszkanie z widokiem na niepozorne podwórko, gdzie słyszę dźwięk tramwaju o siódmej rano. Mam pół pustej szafy i zaskakującą ilość spokoju. Czasem czuję się, jakby mi ktoś wyjął serce i w zamian wsadził kamień — ciężki, zimny, ale taki, który nie czuje bólu. A innym razem... śmieję się sama do siebie, bo nagle wszystko jest moje. Nikt mi nie mówi, że „Ola zrobiłaby to inaczej”.
Nie tęsknię za Marcinem. Tęsknię za sobą sprzed kilku lat. Tą dziewczyną, która myślała, że jest kochana. Tyle że ta dziewczyna przestała istnieć w chwili, gdy po raz pierwszy usłyszała „Ola nie robi problemu z takich rzeczy”.
Dziś nie chcę być niczyją wersją. Nie chcę być oceniana przez pryzmat cudzych oczekiwań. Już nigdy więcej. Nie będę gotować jak ktoś, śmiać się jak ktoś, wyglądać jak ktoś. Będę się mylić, bywać głośna, niecierpliwa, chaotyczna. Ale będę sobą. I tak ma być. Nie jestem Olą i nigdy nie będę. Teraz wiem, że to dobrze.
Julita, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałam od mojej teściowej sprawdzoną poradę na leniwego męża. Udało się go naprawić, ale wyszło aż zbyt dobrze”
- „Znalazłam paragon od jubilera w kieszeni chłopaka i szykowałam się na pierścionek. Dostałam coś całkiem innego”
- „Małżeństwo z bogatym facetem traktuję jak pracę. Daję z siebie 100%, by żadna kobieta mnie nie zastąpiła”

