Reklama

Nie wiem, jak to się stało, że nagle moje życie zaczęło się kręcić wokół jednego tematu: ciąży. Przestałam być kobietą, partnerką, żoną – stałam się „potencjalną matką”, inkubatorem, który według mojego męża powinien jak najszybciej spełnić swoje „naturalne powołanie”. Jeszcze rok temu mieliśmy inne plany – podróże, remont mieszkania, awans w pracy. A teraz? Piotrek patrzy na mnie jak na nieudany eksperyment, bo dwa paski na teście nie pojawiły się natychmiast po naszym ślubie.

Reklama

Tylko o tym mówi

Gdybym wiedziała, że po przysiędze małżeńskiej czeka mnie codzienna kontrola temperatury ciała i analizowanie śluzu szyjkowego przy kolacji, to chyba bym uciekła sprzed ołtarza. Ale nie uciekłam. I teraz muszę się zmierzyć z rzeczywistością, w której moje ciało nie jest już moje – stało się projektem mojego męża.

– Kochanie, kiedy masz dni płodne? – zapytał Piotrek z pełną powagą, odstawiając kubek z herbatą na stół.

Zamarłam z widelcem w dłoni. Mieliśmy spokojny wieczór, kolację przy świecach – myślałam, że może w końcu odpuści. Ale nie. On znowu o tym.

– Nie wiem – mruknęłam, udając zainteresowanie swoim talerzem.

– Jak to nie wiesz? – Spojrzał na mnie podejrzliwie. – Przecież miałaś to monitorować.

Westchnęłam. Piotrek traktował to całe „staranie się” jak projekt w pracy. Wszystko miało być zaplanowane, przeanalizowane, a potem skutecznie wdrożone. Problem w tym, że ja nie chciałam, żeby moje życie wyglądało jak schemat tabelki w Excelu.

– Może przestaniemy o tym rozmawiać przy jedzeniu? – zaproponowałam, sięgając po kieliszek wina.

Piotrek spojrzał na mnie jak na zbrodniarkę.

– Wiesz, że alkohol obniża płodność? – powiedział z wyrzutem. – Jeśli naprawdę chcemy mieć dziecko, to musisz o siebie dbać.

– Może ty chcesz mieć dziecko – warknęłam, odkładając kieliszek. – Bo mnie się wydaje, że tobie chodzi o coś zupełnie innego.

– O co niby? – zmrużył oczy.

– O kontrolę. O to, żeby wszystko było tak, jak ty chcesz, w twoim tempie i według twojego planu.

Piotrek przewrócił oczami i oparł się o krzesło.

– Przecież oboje o tym rozmawialiśmy. Mówiliśmy, że chcemy mieć rodzinę.

– Tak, ale nie teraz! – podniosłam głos. – Miałeś awansować, mieliśmy pojechać w końcu do Hiszpanii. I co? Nagle wszystkie nasze plany się nie liczą, bo tobie włączył się tryb tatusia?!

Patrzył na mnie w milczeniu. W końcu wziął głęboki wdech i powiedział:

– Boję się, że jak będziemy czekać, to się nie uda. Nie jesteśmy już tacy młodzi, a potem będzie coraz trudniej.

– Mamy po trzydzieści lat, a ty się zachowujesz, jakbyśmy byli na ostatniej prostej przed emeryturą! – prychnęłam.

Piotrek wstał od stołu, zgarnął talerz i ruszył w stronę kuchni. Trzasnęły drzwi od zmywarki.

– Może kiedyś mnie zrozumiesz – rzucił jeszcze przez ramię.

Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niedokończoną kolację. Coś mi mówiło, że ta rozmowa będzie mieć swoją kontynuację.

Nie potrafił odpuścić

Piotrek obraził się na dwa dni. Nie było cichych dni w pełnym tego słowa znaczeniu – odpowiadał na moje pytania, ale zdawkowo, jakbym była koleżanką z pracy, a nie jego żoną. Wieczorem kładł się spać odwrócony do mnie plecami, demonstracyjnie przewracając się na drugi bok, gdy tylko poruszyłam się na łóżku.

– Będziemy tak się bawić? – zapytałam, kiedy w niedzielę rano przyniosłam sobie kawę do salonu i usiadłam na kanapie.

Nie odpowiedział od razu. Przez chwilę tylko wpatrywał się w ekran telefonu, aż w końcu westchnął i odłożył go na stolik.

– Nie bawię się – powiedział. – Po prostu nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć, żebyś mnie zrozumiała.

– A ty mnie? – oparłam się na poduszce. – Naprawdę myślisz, że ja się po prostu uparłam, żeby ci zrobić na złość?

– Nie. Myślę, że nie rozumiesz, co to dla mnie znaczy.

Popatrzyłam na niego uważnie. W jego oczach widziałam coś, czego nie dostrzegałam wcześniej – nie tylko irytację i zawód, ale też strach.

– Boisz się, że nie będziemy mogli mieć dzieci, tak?

Skinął głową.

– Moja mama miała problem z zajściem w ciążę. Lekarze mówili jej, że zwlekała za długo. Boję się, że będziemy w tej samej sytuacji.

Zrobiło mi się głupio. Nie dlatego, że nagle zmieniłam zdanie, ale dlatego, że nigdy nie spojrzałam na to z tej perspektywy.

– Może nie zwlekajmy z rozmową – powiedziałam w końcu. – Ale zacznijmy od tego, co czujemy.

Piotrek kiwnął głową. Może to był jakiś początek.

Wytłumaczyłam swoje racje

– Okej, porozmawiajmy – powiedział, splatając dłonie. – Ale powiedz mi szczerze: ty w ogóle chcesz mieć dzieci?

Zawahałam się. Nie dlatego, że nie znałam odpowiedzi. Po prostu czułam, że cokolwiek powiem, może być użyte przeciwko mnie.

– Kiedyś tak – przyznałam. – Ale nie teraz. Nie czuję tej potrzeby.

Piotrek pokiwał głową, ale jego mina mówiła mi, że nie jest zadowolony.

– A jeśli to „kiedyś” nigdy nie nadejdzie? – zapytał. – Jeśli będziemy czekać, a potem okaże się, że już za późno?

– Ale dlaczego zakładasz, że będzie za późno? – westchnęłam. – Jesteśmy zdrowi, mamy czas.

– To nie jest takie proste – potrząsnął głową. – Moja siostra też mówiła, że ma czas, a teraz wydaje fortunę na in vitro.

– To nie znaczy, że nas to też spotka – odparłam. – A nawet jeśli, to czy naprawdę wolałbyś, żebyśmy mieli dziecko teraz, bez przekonania, byle nie ryzykować problemów?

Nie odpowiedział od razu. Przetarł twarz dłońmi i wbił wzrok w podłogę.

– Po prostu myślałem, że to jest coś, czego oboje chcemy – powiedział cicho.

Poczułam ukłucie winy. Nie dlatego, że miał rację, ale dlatego, że wiedziałam, jak bardzo mu na tym zależy.

– Nie chcę podejmować tej decyzji pod presją – powiedziałam łagodnie. – Może zamiast planować, spróbujmy po prostu… żyć?

Temat wracał jak bumerang

Piotrek odpuścił na kilka dni, ale czułam, że to tylko cisza przed burzą. Niby było normalnie – oglądaliśmy razem seriale, śmialiśmy się z memów, nawet poszliśmy na kolację do restauracji. Ale w jego spojrzeniu było coś nowego. Coś, co przyprawiało mnie o dreszcze. A potem zaczęły się „przypadkowe” spotkania.

Najpierw kolacja u jego kuzynki, która właśnie urodziła bliźniaki. Słuchałam, jak opowiada o nieprzespanych nocach i o tym, jak cudownie jest być matką, a Piotrek wpatrywał się we mnie, jakby sprawdzał, czy już się „nawróciłam”.
Potem wizyta u znajomych, którzy mieli roczne dziecko. Ledwo weszliśmy, a już wepchnięto mi niemowlaka na ręce.

– No zobacz, jak jej pasuje! – zachwycała się gospodyni, a Piotrek uśmiechał się znacząco.

Z każdą taką sytuacją coraz bardziej mnie to irytowało. Czułam się, jakby próbował mnie tresować, wmanewrować w macierzyństwo podstępem.
Pewnego wieczoru, kiedy kolejny raz zaproponował wizytę u swoich znajomych „bo mają taką słodką dwulatkę”, nie wytrzymałam.

– Piotrek, dość – powiedziałam twardo. – Wydaje ci się, że jak będę oglądać dzieci, to nagle mi się odmieni?

– Chciałem tylko, żebyś zobaczyła, jakie to może być piękne – odpowiedział z pozorną niewinnością.

– A może ty powinieneś zobaczyć, że zmuszanie mnie do czegoś nie sprawi, że nagle to pokocham?

Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam coś nowego. Lęk. Jakby zaczynał rozumieć, że nie jestem projektem do zrealizowania.

Przyjdzie na to czas

Od tego wieczoru Piotrek już nie próbował mnie „oswajać” z dziećmi. Nie było wizyt u znajomych, żadnych ukrytych aluzji. Ale nie znaczyło to, że odpuścił. Wręcz przeciwnie. Zaczął traktować mnie z chłodnym dystansem. Niby rozmawialiśmy, niby wszystko było jak dawniej, ale czułam, że coś się zmieniło. Jakby w jego głowie pojawiła się myśl, której nie chciał wypowiedzieć na głos.

Aż w końcu pewnego wieczoru sam się do niej przyznał.

– Nie wiem, czy dam radę tak żyć – powiedział, kiedy leżeliśmy w łóżku, każde odwrócone na swoją stronę.

Zamarłam.

– Co masz na myśli? – zapytałam cicho.

– Jeśli nigdy nie będziesz chciała mieć dziecka… to co dalej?

W moim żołądku zacisnął się lodowaty węzeł.

– Myślałam, że kochasz mnie, a nie moje potencjalne macierzyństwo – powiedziałam ostrożnie.

– Oczywiście, że cię kocham! – uniósł się na łokciu. – Ale myślałem, że mamy wspólną przyszłość, a teraz zaczynam się bać, że widzimy ją inaczej.

Zapanowała cisza. Wiedziałam, że to była chwila, w której muszę zdecydować. Czy powiedzieć mu „tak”, tylko po to, by go zatrzymać? Czy być z nim szczera, nawet jeśli to oznacza, że możemy się nie dogadać. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech.

– Nie wiem, Piotrek. Naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa.

A on tylko westchnął ciężko. I wiedziałam, że to nie koniec tej rozmowy.

Może tak miało być?

Cisza między nami trwała kilka dni. Udawaliśmy, że wszystko jest w porządku, ale każde słowo wydawało się ważyć więcej niż zwykle. Piotrek unikał tematu, a ja nie miałam odwagi do niego wracać. Bałam się, że jeśli powiem coś więcej, wszystko się rozpadnie. Aż w końcu sam podjął decyzję.

– Nie chcę cię do niczego zmuszać – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w salonie. – Ale jeśli ty nie chcesz mieć dzieci, a ja nie umiem sobie wyobrazić życia bez nich… to co nam zostaje?

Nie odpowiedziałam od razu.

Chcesz mnie zostawić? – zapytałam w końcu, choć znałam odpowiedź.

Piotrek spuścił wzrok.

– Chcę być szczęśliwy – powiedział cicho. – I chcę, żebyś ty też była. Ale jeśli nasze marzenia się rozmijają… może powinniśmy to zaakceptować, zanim zaczniemy siebie nienawidzić?

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Kochałam go. Naprawdę go kochałam. Ale czy mogłam zmusić się do życia, którego nie chciałam? Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

– Może masz rację – szepnęłam.

Tego wieczoru Piotrek spał na kanapie. Tydzień później powiedział, że się wyprowadza. Patrzyłam, jak pakuje swoje rzeczy, i zastanawiałam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Może powinnam była spróbować. Może powinnam była dać mu to, czego pragnął. Ale w głębi serca wiedziałam, że nie mogłam. Nie każda miłość wystarcza, by zostać. I nie każda rozłąka oznacza porażkę.

Sandra, 30 lat

Reklama

Czytaj także:
„W walentynki zamiast sufletu czekoladowego, najadłam się wstydu. Żałuję, że przy rozwodzie nie wcisnęłam syna jego ojcu”
„Miałem dla dziewczyny niespodziankę na walentynki, ale jej nie doceniła. Niepotrzebnie się tak starałem”
„Teściowa zepsuła nam romantyczne walentynki. Nie mogłam patrzeć na jej różowy sweterek i w końcu pękłam”

Reklama
Reklama
Reklama