Reklama

Nie jestem zazdrośnicą. Nigdy nie przyszło mi do głowy, aby sprawdzać telefon Mariusza czy przeglądać jego rzeczy. Ufałam, może za bardzo, ale całym sercem wierzyłam w naszą miłość. Tyle nas przecież łączyło, nie tylko wspólne mieszkanie. Słowo „zdrada” nie przechodziło mi przez gardło, ale nadszedł dzień, kiedy musiałam skonfrontować się z prawdą.

Tym, co najbardziej ceniłam w Mariuszu, był spokój. Nie należał do facetów, którzy w każdy piąteczek muszą wyjść z kolegami na piwo. Wolał posiedzieć w domu, poczytać książkę czy obejrzeć jakiś film. Nie kręciły go imprezy, w nosie miał też wyścig szczurów. Wiedział, w czym jest naprawdę dobry i na tym się skupiał. Czułam się przy nim niezwykle komfortowo, lecz stan ten nie trwał wiecznie. Nie chodzi o to, że miewał gorsze dni, bo każdy z nas ma do nich prawo i to jest normalne. Po prostu w pewnym momencie coś się zaczęło psuć. Nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że Mariusz oddała się ode mnie. Niestety, kobieca intuicja nie zawiodła.

Mąż się zmienił

Zaczęło się niepozornie, od nadgodzin od czasu do czasu, które w końcu stały się normą. Było ich coraz więcej i coraz częściej. Niedługo potem doszły do tego służbowe wyjazdy – Gdynia, Kraków czy nawet Frankfurt. Rozumiałam. Kierownicze stanowisko w dziale marketingu dużej firmy przynosiło z jednej strony niezłe pieniądze, a z drugiej wiązało się z pewnymi niedogodnościami. Tak więc nie dopytywałam. Wierzyłam na słowo.

Zachowanie męża tłumaczyłam zmęczeniem wynikającym z nadmiaru obowiązków. Nie oznacza to jednak wcale, że się nie męczyłam. Cierpiałam w milczeniu. W domu był kompletnie nieobecny duchem. Nasze rozmowy wyglądały zupełnie inaczej niż kiedyś. Wiało z nich chłodem. Zdawkowe zdania przypominające bezduszne komunikaty. Nasze życie intymne powoli zamierało, aż wreszcie przestało istnieć. Mariusz stał się bardzo drażliwy. Byle drobiazg natychmiast wyprowadzał go z równowagi. Stoicki spokój, który mnie w nim tak pociągał, gdzieś się ulotnił.

– Jestem wykończony przez pracę – twierdził.

Im mocniej chciał mnie utwierdzić w tym przeświadczeniu, tym większego nabierałam przekonania, że kłamie. I on o tym doskonale wiedział.

Znalazłam dowody zdrady

Nie chciałam w ogóle dopuścić do siebie myśli, że mógłby mnie zdradzić. Tłumaczyłam sobie, że to nie w jego stylu, że to nie ten typ mężczyzny. A jednak wszystkie znaki na ziemi i niebie jasno i klarownie wskazywały, że ma kochankę. Starałam się to wyprzeć ze swojej głowy, ale bezskutecznie.

Wreszcie nadszedł sądny dzień. Chcąc nie chcąc, stanęłam twarzą w twarz z faktami i nie byłam już w stanie dłużej odwracać od nich wzroku. Szykował się do wyjazdu. Brał prysznic i krzyknął z łazienki, abym przygotowała mu dwie białe koszule. Otworzyłam szafę. Pierwszą rzeczą, jaka od razu rzuciła mi się w oczy, był kawałeczek czerwonego materiału wystający z walizki. Zajrzałam do środka i poczułam się tak, jakby ktoś dał mi kopniaka centralnie w brzuch. Był to komplet czerwonej bielizny koronkowej w rozmiarze S, czyli nie w moim.

Obok leżała koperta, na której było narysowane serduszko. Przeczytałam liścik. Był od niej. Pisała, jak bardzo pragnie się z nim zobaczyć. Wspominała pobyt w Rzymie. Nie przypominałam sobie, aby Mariusz wspominał, że wybiera się do Włoch. Przekartkowałam kieszonkowy kalendarz. Wypadło z niego kilka zdjęć. Przedstawiamy mojego męża w towarzystwie znacznie ode mnie młodszej kobiety, piekielnie seksownej. Poczułam, że żołądek podchodzi mi pod gardło. Dostałam zawrotów głowy, a w ustach miałam tak sucho, że nie dałam rady przełknąć śliny. To było straszne.

Był zaskoczony

Już w tamtej chwili wiedziałam, że to koniec i że nie ma szans na odzyskanie Tomka. Kiedy wyszedł z łazienki, zastał mnie siedzącą na łóżku i bladą jak ściana.

– Uprasowałaś koszule? – rzucił cierpko.

– Widziałam walizkę.

Zbladł niczym ściana, ale nic nie powiedział. Nie było żadnych wyjaśnień. Nie usłyszałam „przepraszam”. Po prostu wzruszył ramionami i dalej, jak gdyby nigdy nic, się pakował. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nie pojmowałam, jak może być tak obojętny.

– Porozmawiamy? – wykrztusiłam z siebie nieśmiało.

– Nie ma o czym – ten chłód aż mnie zmroził.

Przestałam być żoną

Słysząc wcześnie rano, jak otwiera i zamyka drzwi, zdawałam sobie sprawę z tego, że już go nie zobaczę. Miał nasze małżeństwo w głębokim poważaniu. Ani mu się śniło o nie walczyć. Chciałam z nim pogadać, uzyskać od niego cokolwiek, ale nie odbierał moich telefonów. W końcu zablokował mnie wszędzie, gdzie się tylko dało. Wówczas dotarło do mnie ze zdwojoną siłą, że autentycznie mu nie zależy i nie chce mieć ze mną kontakt.

Byłam zła i rozżalona, ponieważ nie zasłużyłam na takie traktowanie. Po jakimś czasie wrócił po swoje rzeczy, a potem dostałam papiery rozwodowe. Zrzekł się swojej części mieszkania, zostawił mi je w całości. Na rozprawie się nie pojawił. Sąd od ręki orzekł rozwód. Z jednej strony poczułam ulgę, a z drugiej niewyobrażalne rozgoryczenie.

Jego matka przysłała mi wiadomość, w której napisała, że jest jej za niego wstyd. „Nie dorósł do małżeństwa. Przepraszam Cię za niego”. Zżerała mnie ciekawość. Pragnęłam się dowiedzieć, kim jest kobieta, do której odszedł. Przeprowadziłam małe śledztwo i udało się ją namierzyć. Miała na imię Paulina. Pracowali w jednej firmie. Była młodsza ode mnie i ładniejsza, co jeszcze bardziej wbiło mnie w kompleksy.

Nie było mi łatwo jako tako stanąć na nogi. To, co zrobił Tomek, odcisnęło na moim sercu i głowie ogromne piętno. Oglądałam nasze zdjęcia i zastanawiałam się, dlaczego tak postąpił. Kilka miesięcy po rozwodzie Paulina napisała do mnie: „Chcę tylko, żebyś wiedziała, że mnie zostawił tak jak ciebie i poszedł do innej”. Wszystko się wyklarowało. On nie umiał być. Miał problem ze sobą i szukał nie wiadomo czego. Prędzej czy później i tak zostałabym sama. Nie potrafił dać swojej obecności, stąd niedostępność emocjonalna. Pytanie jest takie, czy ja się kiedyś pozbieram i zacznę żyć w miarę normalnie?

Daria, 37 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama