„Mąż chwali się, że jest głową rodziny, ale to ciapa. Nawet PIT muszę rozliczać sama, bo unika odpowiedzialności”
„– Skoro jesteś głową rodziny, to zachowuj się jak ktoś, kto potrafi wziąć odpowiedzialność. A nie tylko podpisuje się pod cudzym wysiłkiem. Zanim wyszłam z kuchni, spojrzałam jeszcze na niego. Był zaskoczony. Jakby nie wiedział, że we mnie to wszystko się kisiło od lat”.

Zawsze byłam tą ogarniającą. I w pracy, i w domu. Ludzie się dziwią, że daję radę – dwójka dzieci, pełen etat w księgowości, dom na głowie. Mówią: „Karolina, ty to jesteś rakieta”. A ja już dawno przestałam się z tego cieszyć. Bo prawda jest taka, że ta rakieta to się powoli wypala.
Tomek, mój mąż, od zawsze twierdzi, że to on jest głową rodziny. Ale jak przychodzi co do czego – do decyzji, do obowiązków, do tych wszystkich codziennych „pierdół” – to nagle wszystko spada na mnie. Przykład z ostatnich dni? PIT. Klasyka.
– Ty się na tym lepiej znasz – rzucił lekko, nawet nie patrząc znad telefonu.
A ja siedziałam z laptopem na kolanach, z otwartym segregatorem i piszczącym dzieckiem obok. Wtedy to poczułam. To coś jak pęknięcie. Jakby ktoś nagle wcisnął przycisk, który zbyt długo był trzymany w napięciu. I po raz pierwszy od dawna pomyślałam: może to nie ja przesadzam. Może to on od lat tylko gra tego „mężczyznę domu”, a ja robię wszystko na zapleczu. Może już czas przestać to udawać.
Pokłóciliśmy się
– Ty przecież zawsze ogarniasz takie rzeczy – mruknął Tomek, zerkając tylko przelotnie na plik dokumentów, które rozłożyłam na stole.
– Serio? – spojrzałam na niego jak na obcego człowieka. – A może tym razem ty się za to weźmiesz, skoro jesteś głową rodziny?
– No weź, Karola, nie rób afery. Przecież wiesz, że ja się na tym nie znam. Po co mam coś spartolić?
– Ale rządzić to potrafisz, co? Ustawiasz, decydujesz, rozporządzasz. A jak trzeba coś zrobić, to nagle jestem „lepsza”, „ogarniająca”. Mam już dość.
Tomek podniósł wzrok. W końcu. Ale zamiast jakiejś refleksji, tylko się skrzywił.
– O co ci chodzi, no naprawdę? Przecież dzielimy się obowiązkami...
– Ty chyba naprawdę w to wierzysz... – przerwałam mu, śmiejąc się gorzko. – A wiesz, że ja się już nie śmieję? Ja się zastanawiam, jak długo jeszcze dam radę udawać, że to normalne.
Przez chwilę była cisza. Tylko tykanie zegara i chrupanie kanapki przez naszego syna przy drugim końcu stołu. Wstałam, odsunęłam krzesło z takim impetem, że aż zaskrzypiało.
– Skoro jesteś głową rodziny, to zachowuj się jak ktoś, kto potrafi wziąć odpowiedzialność. A nie tylko podpisuje się pod cudzym wysiłkiem.
Zanim wyszłam z kuchni, spojrzałam jeszcze na niego. Był zaskoczony. Jakby nie wiedział, że we mnie to wszystko się kisiło od lat.
Musiałam się wygadać
– No i wybuchłam – powiedziałam, siorbiąc latte u Anety na kanapie. – Tak naprawdę, z grubej rury.
– Nareszcie! – parsknęła, opierając nogi o ławę. – Ja się dziwię, że tyle wytrzymałaś.
– Ale serio… czy ja wymagam za dużo? Chciałabym po prostu, żeby ktoś ze mną dzielił to życie. A nie tylko mówił, że je „prowadzi”.
– Karola – Aneta spojrzała na mnie uważnie – faceci to mają łatwiej. Oni chcą być królami, ale jak przychodzi co do czego, to królowa zasuwa jak służba.
– On mówi, że to „naturalne podziały”. Że on robi „męskie rzeczy”, a ja ogarniam dom, dzieci, papiery, wszystko.
– A jakie to są „męskie rzeczy”? Wbijanie gwoździ raz do roku? – Aneta prychnęła. – Może powiedz mu, że teraz ty będziesz „naturalnie” leżeć na kanapie, a on niech zasuwa z mopem.
Uśmiechnęłam się, ale coś we mnie drgnęło. Bo im dłużej mówiłam, tym bardziej słyszałam samą siebie. Jakbym opowiadała historię kogoś obcego. Kogoś, kto całe życie grał rolę. Aż zapomniał, że to tylko teatr.
– Aneta… Ja chyba za długo udawałam, że wszystko gra. Że mi to nie przeszkadza.
– To przestań udawać, kobieto. I nie bój się, że coś się rozpadnie. Może nie warto wszystkiego sklejać, tylko dlatego, że kiedyś było inaczej.
Mąż nie widział problemu
Usiadłam naprzeciwko niego, wieczorem, kiedy dzieci już spały. Bez emocji, bez krzyków. Tak po prostu.
– Musimy pogadać – zaczęłam.
– Znowu o tym PIT-cie? – jęknął, zerkając znad telefonu.
– Nie. Tym razem o nas.
Odłożył telefon, powoli. Jakby już wyczuł, że to nie będzie zwykła rozmowa.
– Powiedz mi, serio... Uważasz, że dajesz z siebie wszystko?
– Karola, co ty… Pracuję, płacę rachunki, nie chleję, nie biję… To teraz też już za mało?
– A kiedy ostatnio sam z siebie ogarnąłeś coś domowego? Dzieci? Obiady? Zebrania w szkole? Kiedy odebrałeś młodego, nie po mojej prośbie, tylko sam z siebie?
Milczał. Patrzył gdzieś w bok.
– Odpowiedz.
– Nie wiem… Nie liczę tego. Po prostu… Ty zawsze jesteś szybsza. Ogarniesz, zanim zdążę.
– Bo wiem, że jak nie ja, to nikt. I już nie chcę tak żyć.
Spojrzał na mnie. Inaczej niż zwykle. Może pierwszy raz zobaczył, że mi naprawdę pękło serce. Że już nie proszę. Że ostrzegam.
– Jeśli nic się nie zmieni, Tomek… to nie wiem, czy ja chcę jeszcze z tobą być.
Westchnął ciężko. Pokiwał głową.
– Nie wiedziałem, że aż tak. Serio. Myślałem, że to ci pasuje.
– Bo nigdy nie zapytałeś.
Teściowa musiała się wtrącić
Telefon zadzwonił w sobotę rano. Numer teściowej. Westchnęłam. Miałam nadzieję, że może chociaż weekend będzie spokojny.
– Karolinko, mogę z tobą chwilkę porozmawiać? – zaczęła słodkim tonem, który zawsze zwiastował problemy.
– Jasne, słucham.
– Tomek wczoraj do mnie przyszedł. Powiedział, że u was… że się źle dzieje. Że ty nie chcesz już z nim być.
– A on ci powiedział, dlaczego?
– Mówił, że jesteś zmęczona, że masz dość, ale… wiesz, ja myślę, że to po prostu teraz kobiety za dużo wymagają.
Zacisnęłam zęby. Miało być grzecznie.
– A może po prostu mamy już dość robienia wszystkiego za wszystkich?
Cisza. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, głos teściowej złagodniał.
– Wiesz co, Karolinka… Może masz rację. Może ja też go tak wychowałam. Zawsze wszystko za niego robiłam. Może to moja wina, że teraz nie umie być partnerem.
Zamilkłam. To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam od niej coś takiego.
– Ale jemu naprawdę zależy. On cię kocha, tylko… on nie umie inaczej. Nauczył się, że kobieta ogarnia, a facet „załatwia”.
– Tyle że on nic nie załatwia. I ja już nie mam siły.
– Może spróbujcie jeszcze raz. Ale tak naprawdę. Powiedz mu, czego chcesz. Może tym razem cię usłyszy.
Nie spodziewałam się tego. Szczerego, ciepłego tonu. Może i ona zobaczyła, że coś się wali. Że jeśli on się nie obudzi, to zostanie sam – z matką, ale bez rodziny.
Mąż chciał się zmienić
Pierwszy raz od lat to on wyjął papiery z szuflady. Rozsiadł się przy stole, otworzył laptopa i... naprawdę zabrał się za PIT. Nie pytał co pięć minut. Przyszedł dopiero na koniec, z pytaniem, czy może sprawdzić. Bez oczekiwania, bez pretensji. Po prostu – chciał się upewnić, że dobrze zrobił.
Następnego dnia wstał wcześniej. Zrobił śniadanie, zapakował dzieciom drugie śniadanie. Odbierał je ze szkoły, choć miał robotę do zrobienia. Wieczorem ugotował makaron z sosem, nawet nie najgorszy. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Nie wzruszało mnie. Jeszcze nie.
– Robisz to dlatego, że się boisz, że odejdę? – zapytałam wieczorem.
– Tak. I dlatego, że masz rację. Zawaliłem.
Milczałam. Nie chciałam pocieszać. Chciałam, żeby to poczuł.
– Nie chcę być twoją służącą – powiedziałam w końcu. – Ani twoją mamą. Chcę być żoną. Partnerką. A nie człowiekiem od listy zadań.
– Wiem. I chcę się tego nauczyć.
Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty. Bałam się ufać. Ale coś w jego oczach było inne. Nie skrucha. Nie strach. Może zrozumienie. Małżeństwo nie zmienia się z dnia na dzień. Ale czasem wystarczy, że ktoś przestanie udawać, że wszystko gra. I zacznie mówić prawdę.
Karolina, 34 lata
Czytaj także:
- „Dawałem matce pieniądze bez umiaru i byłem dobrym synkiem. Ale gdy wystawiłem jej rachunek, przestała się odzywać”
- „Przyszłam do urzędu z PIT-em, a wyszłam z kochankiem. Dostałam coś znacznie cenniejszego niż zwrot podatku”
- „Trafiłam szóstkę w totolotka, ale wygrana przeszła mi koło nosa. Wszystko przez moją matkę”

