Reklama

Trzy lata temu wyszłam za mąż za Jakuba. Był moim przyjacielem, rozsądnym i przewidywalnym. Wszyscy mówili: „Stabilny, porządny chłopak – z takim zbudujesz życie”. Zbudowaliśmy więc coś w rodzaju życia. Bez uniesień, ale i bez awantur. Ciche poranki, śniadania w milczeniu, wieczory osobno. Praca, zakupy, rachunki. Spanie w oddzielnych łóżkach. Mówią, że rutyna zabija związki. Naszego nie zabiła – nasz nawet nie zdążył się narodzić. Coraz częściej łapię się na tym, że brakuje mi powietrza. I dotyku. I rozmowy. Właściwie... wszystkiego. Nie wiem, kiedy przestaliśmy być razem. Może nigdy nie byliśmy?

Pierwsza kłótnia i cicha wojna

Siedzieliśmy przy kolacji. Zupa krem z dyni, grzanki, kompot z jabłek – wszystko jak zwykle. Cisza jak zwykle. Zebrałam się na odwagę.

– Jakub… może byśmy gdzieś wyszli w weekend? Do kina? Albo na spacer?

– Nie mam siły gadać – mruknął, nie podnosząc wzroku znad talerza.

Zamrugałam szybko, żeby nie dać się zalać łzom. Odłożyłam łyżkę.

– Czasem marzę, żeby cię nie było – powiedziałam cicho, ale wystarczająco wyraźnie, żeby usłyszał.

Zamarł na sekundę. Podniósł na mnie oczy, chłodne jak lód.

– To sobie znajdź kogoś, kto będzie gadał z tobą całymi dniami – odburknął i wrócił do jedzenia.

Talerze brzęczały o blat. Nawet dźwięk łyżki uderzającej o porcelanę był głośniejszy niż nasza rozmowa. Cisza wypełniła pokój jak ołów.

Wstałam, odniosłam talerz do zlewu, ale nie miałam siły go umyć. Patrzyłam przez okno na puste podwórko, jakbym szukała tam odpowiedzi. Albo ratunku.

Zaczęłam się zastanawiać, kiedy to się stało. Kiedy przestaliśmy być partnerami, a zaczęliśmy być współlokatorami. Może nigdy nie byliśmy czymś więcej?

Chciałam walczyć, ale nie miałam z kim. Jakub się zamknął w sobie, w swojej rutynie i znużeniu. A ja? Czułam, że tonę. Że coś we mnie pęka. Że staję się kobietą, której sama nie lubię – sfrustrowaną, zgorzkniałą, milczącą przez większość dnia. I coraz częściej łapałam się na tym, że nie wiem, jak to naprawić. I czy w ogóle warto.

Rozmowa z matką

Zaparzyła mi herbatę z maliną, jak za dzieciaka, gdy miałam gorączkę. Usiadłyśmy w kuchni, przy stole, który znał wszystkie nasze rozmowy – od śmiechu po łzy. Cisza wisiała między nami.

– Mamo… jak poznałaś, że tata cię kocha? – zapytałam w końcu.

Mama spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Ale ten uśmiech szybko zniknął, jakby zdążyła sobie coś przypomnieć.

– To się po prostu wie – odpowiedziała i zaczęła mieszać herbatę w filiżance, jakby to miało ją uratować od odpowiedzi.

– Ja nie wiem. Ja nic nie wiem. – Pokręciłam głową. – Mamo, czy ty mnie kiedykolwiek uczyłaś, jak kochać?

– Julia… nie każdy ma to szczęście – powiedziała cicho. – A Jakub to dobry chłopak. Pracowity. Ułożony. Nie bije, nie pije. Masz z nim stabilność.

– Stabilność? – podniosłam głos. – Mam z nim ciszę i osobne łóżko!

– Nie wybrzydzaj, dziecko. Dziś nikt nie ma idealnie. Ty chcesz bajki. A życie to nie bajka.

– Nie chcę bajki. Chcę… czuć, że jestem z kimś, a nie obok kogoś. Chcę miłości, a nie umowy o współżycie na dwóch metrach kwadratowych. Ty mnie uczyłaś, żeby być grzeczną. Praktyczną. Milczeć, żeby nie robić problemów. A ja nie chcę tak żyć!

Mama spuściła wzrok. Nie zaprzeczyła. A ja zrozumiałam, że ona też kiedyś przestała walczyć. I że wcale nie chcę skończyć tak jak ona – siedząc po latach przy tym samym stole, z tą samą herbatą, i pytaniem, którego nie zadała wcześniej.

Podsłuchana rozmowa

Wróciłam wcześniej z pracy. Drzwi do sypialni były przymknięte, a ze środka dochodził głos Jakuba. Rozmawiał przez telefon. Już miałam wejść, ale usłyszałam swoje imię. Zatrzymałam się.

– Ona się męczy, ja też… – powiedział z westchnieniem. – Ale co, rozwód? A potem co, wszystko od nowa?

Zamarłam.

– Może po prostu jesteście już po wszystkim? – usłyszałam kobiecy głos. Głos jego siostry, Magdy. – Zrób coś, zanim będzie za późno. Albo zakończ to po ludzku.

Cisza. A potem Jakub:

– Może już i tak jest za późno...

Stałam z drugiej strony drzwi i przez chwilę nie czułam nóg. Ani zaskoczenia. To było najgorsze – że wcale mnie to nie zaskoczyło. Bo ja też o tym myślałam. I też nie wiedziałam, co dalej.

Zapukałam cicho i otworzyłam drzwi. Jakub spojrzał na mnie jak na ducha.

– Słyszałam – powiedziałam spokojnie, ale w środku wszystko się we mnie gotowało. – Nie chcę się tak czuć już ani dnia dłużej. Musimy porozmawiać.

Zamilkł. Potem powoli usiadł na brzegu łóżka.

– Może już za późno na naprawę – rzucił beznamiętnie, ale jego głos pierwszy raz od dawna brzmiał jak prawdziwy.

Usiadłam naprzeciwko.

– Może. Ale to i tak więcej niż nic. Przynajmniej pierwszy raz od miesięcy mówimy, co naprawdę czujemy.

Nie płakaliśmy. Nie krzyczeliśmy. Rozmawialiśmy. I to bolało bardziej niż wszystko inne.

Zaskoczyło mnie to pytanie, ale jeszcze bardziej – moja odpowiedź

Usiadłyśmy z Agnieszką w małej kawiarni przy parku. Pachniało cynamonem i kawą, a w tle grała jakaś miękka, jazzowa melodia. Przed nami dwa latte i dwa ciastka – takie same jak zawsze, jakby czas się cofnął.

– No i jak to jest, pani mężatka? – zapytała z uśmiechem, ale spojrzenie miała uważne.

Wzruszyłam ramionami.

– Jakby mnie ktoś zapisał do związku zawodowego. Bez pasji, bez celu. Tylko obowiązki i regulaminy.

– Brzmi romantycznie – mruknęła, a potem dodała: – Nie kochałaś go nigdy, co?

Zaskoczyło mnie to pytanie, ale jeszcze bardziej – moja odpowiedź, która przyszła niemal natychmiast.

– Nie. Było… dobrze. Spokojnie. Bezpiecznie. To wtedy wydawało się wystarczające.

Agnieszka spojrzała na mnie z politowaniem, ale i współczuciem.

– Pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz pisać? Że pojedziesz do Lizbony i zostaniesz freelancerem z kotem?

– Teraz mam rachunki, kredyt i męża, który nie mówi mi już nawet „dobranoc”.

– Julia… gasi się w tobie światło. Ty kiedyś byłaś iskierką. Teraz… jesteś jak cień.

Zamilkłam. Wbiłam wzrok w swoje ciastko. Rzeczywiście – moje życie miało smak tego ciastka. Suche, trochę słodkie, ale bez wyrazu.

– Jakub nie lubi, jak coś się świeci – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niej. – Zasypiamy o 21:30, w ciemności. Mówi, że światło go rozprasza.

– A ciebie co rozprasza? – zapytała cicho.

Spojrzałam na nią i zrozumiałam. Mnie rozprasza to, że w ogóle zapomniałam, kim jestem.

Najtrudniejsza decyzja w życiu

Wieczorem nie włączyłam światła. Po prostu stałam w kuchni i patrzyłam przez okno, jak sąsiad wyprowadza psa. W dłoni trzymałam kubek z zimną herbatą. Słyszałam, jak Jakub zrzuca buty, jak włącza telewizor, jak światło z salonu odbija się na ścianie. I wtedy, jakby ktoś pociągnął za sznurek, ruszyłam.

Weszłam do pokoju. Stał przy stole, przeglądając wiadomości na telefonie.

– Jakub.

Podniósł wzrok.

– Nie chcę już tak żyć – powiedziałam spokojnie, bez łez. Ale głos mi lekko zadrżał.

– Julia… – zaczął, ale nie miał żadnych słów. Po prostu stał, jakby nie rozumiał, co właśnie usłyszał.

– Nie jesteśmy dla siebie wsparciem. Jesteśmy dla siebie ciężarem. – Przerwałam mu. – Codziennie wstaję z myślą, że nie wiem, po co tu jeszcze jestem.

Usiadł. Spojrzał gdzieś ponad moim ramieniem, jakby szukał pomocy u ściany.

– Próbowałem… – wyszeptał. – Naprawdę próbowałem.

– Wiem. Ja też. Ale już nie chcę próbować. Nie chcę walczyć o coś, czego nigdy nie było.

Podeszłam do szafy i zaczęłam się pakować. Powoli. Starannie. Jakby to miało nadać sens temu, co się działo.

Jakub nic nie powiedział. Tylko siedział. Jakby nagle zrozumiał, że tym razem to nie jest awantura. To jest koniec.

– Julia… gdzie pójdziesz?

– Do siostry. Na razie.

– Będzie cię… brakowało.

Odwróciłam się.

– Mnie sobie też brakowało przez ostatnie trzy lata.

Zamknęłam walizkę. I wyszłam.

Znowu można oddychać

Mieszkałam u siostry przez kilka tygodni. Pokój po jej córce, różowe zasłony i krzesło obite w jednorożce. Wcześniej by mnie to irytowało. Teraz cieszyłam się, że coś wreszcie ma kolor.

Rano wstawałam, robiłam sobie kawę i siadałam do laptopa. Najpierw tylko przeglądałam stare pliki, ale potem zaczęłam pisać. Z początku nieporadnie, krótkie scenki, wspomnienia, dialogi, które nigdy się nie wydarzyły, ale chciałam, żeby się wydarzyły.

Zaczęłam znowu oddychać. Na początku nieśmiało – jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Potem z większą pewnością.

Jakub nie dzwonił. Ani razu. I dobrze. Co miałby powiedzieć? Że tęskni? Że żałuje? Ja też żałowałam – że tak długo czekałam. Że przez trzy lata żyłam w czymś, co nazywało się małżeństwem, a było tylko wspólnym zameldowaniem.

Pewnego dnia wyszłam na spacer i po raz pierwszy od dawna nie spieszyłam się nigdzie. Weszłam do księgarni, kupiłam nowy notes i długopis z piórkiem. Głupota, ale sprawiła mi radość. Wieczorem zapisałam pierwsze zdanie: „Niektóre decyzje nie są odważne. Są konieczne”.

Moje małżeństwo nie było złe. Było puste. I to właśnie ta pustka zżera człowieka od środka. Teraz zaczynam od nowa. Może wciąż z bagażem, ale przynajmniej już nie na ślepo.

Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno: teraz to ja wybieram. Nie rozsądek. Nie presja. Nie cudze oczekiwania. Ja.

Julia, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama