„Mąż byczy się w domu, a ja ledwo zarabiam na czynsz. Nie wiem, jak powiedzieć leniowi, żeby wziął się do roboty”
„Nie miałam już nawet siły pytać go, czy przeglądał ogłoszenia o pracę. Brakowało mi sił na kolejną kłótnię, a dzień w pracy powodował, że pragnęłam już tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Sęk w tym, że ktoś jeszcze musiał przygotować coś do zjedzenia. A lodówka i tak była prawie pusta”.

Beztroski chłopak jawił mi się jako ktoś warty pozazdroszczenia. W końcu każdy chciał takiego wyluzowanego, przystojnego faceta – po co było się rozglądać za tymi wszystkimi kujonami czy pracusiami? Jarek wprowadzał do mojego życia trochę rozrywki. Przy nim nie musiałam myśleć o studiach, nauce czy środkach do życia. Mogliśmy się bawić, chodzić na imprezy, oglądać filmy i śmiać się przy serialach.
Kiedyś wydawał mi się wyluzowany
– Powinnaś mieć chłopaka z pomysłem na siebie – twierdziła uparcie moja matka. – Takiego, co to wie, co będzie robić w życiu.
Puszczałam to wtedy mimo uszu. Nie myślałam o takich rzeczach – byłam młoda i wydawało mi się, że wszystko jakoś się poukłada. Przecież najważniejsze, że się kochaliśmy i mieliśmy taki udany związek. Bez kłótni, przepychanek i szeregu ciężkich tematów.
Nasze zaręczyny, a potem ślub to była w zasadzie tylko kwestia czasu. Choć moi rodzice byli nieco niechętni temu związkowi, nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. W końcu musieli odpuścić i zaakceptować naszą relację. Ojciec przekonywał zresztą matkę, że na pewno jakoś sobie razem poradzimy – ja przecież miałam już nagraną pracę w niewielkim biurze nieruchomości jako sekretarka, a Jarek… Jarek miał się jeszcze wyrobić.
Nie skończył studiów. Uznał, że za bardzo go to męczy, a wiele rzeczy, które wbijają tam do głowy, w ogóle nie przyda mu się w życiu.
– Poszedłem na studia tylko dlatego, że matka się uparła – przyznał. – Gdyby nie truła i nie truła, zająłbym się czymś pożyteczniejszym.
Nie zapytałam wtedy, co pożyteczniejszego miał na myśli, a on nie kontynuował. Mimo tego zauważyłam, że nie potrafi sobie znaleźć żadnego zajęcia. Niby z początku przeglądał oferty pracy w internecie, ale prawie nigdzie się nie zgłaszał.
– Nie uwierzysz, jakie oni wszyscy mają wymagania – mówił z wyraźnym oburzeniem. – Tu skończ to, tu miej taki papierek… A wszędzie chcą doświadczenia! A skąd ja niby mam mieć takie „doświadczenie”, skoro nigdzie bez niego nie przyjmują?
Nie po drodze mu z pracą
Oczywiście, było wiele prostych prac – takich, do których przyjęliby go bez doświadczenia i praktycznie od ręki, ale Jarek uparł się, że nie będzie się zniżał do takiego poziomu.
– Nie będę harował za grosze – twierdził z przekonaniem. – O nie, co to, to nie! Powinni się dobrze zastanowić, co oni robią i dostosować te wszystkie oferty do obecnej sytuacji na rynku pracy, a nie!
W pewnym sensie rozumiałam jego oburzenie, ale nie umiałam pojąć, dlaczego nie chce spróbować. W końcu co mu szkodziło? Ja miałam pracę, więc mógł sobie póki co pozwolić na eksperymenty. Najwyraźniej jednak on miał inne zdanie na ten temat. Żeby być szczerą – moja praca nie przynosiła wielkich zysków.
Choć z biegiem lat przeniosłam się do innego biura, przez które codziennie przewijało się bardzo wielu ludzi, nadal byłam tylko sekretarką. Dyplom z zarządzania niewiele pomagał mi w czymkolwiek, zresztą… lubiłam pracę biurową i całkiem nieźle się w niej odnajdywałam. Tyle tylko, że z uwagi na rosnące wydatki i ciągły brak pracy Jarka, ciągle musiałam brać nadgodziny.
Wszystko na mojej głowie
Po powrocie do domu, zwykle bardzo późnym, męża zastawałam przed telewizorem. Nawet nie udawał, że myśli jeszcze w ogóle o jakimkolwiek zatrudnieniu. Przede wszystkim oglądał co tylko akurat leciało, a koło dwudziestej trzeciej brał się za laptopa i nadrabiał wszelkie możliwe seriale. Oczywiście, ode mnie oczekiwał, że nie tylko przyniosę z pracy dość pieniędzy, by nas na spokojnie utrzymać, to jeszcze zajmę się przy okazji domem i zadbam o to, by przypadkiem nie był głodny.
– Wiesz przecież, że nie bardzo potrafię gotować – tłumaczył się za każdym razem, kiedy próbowałam zaprotestować. – Ty to zrobisz lepiej. Poza tym, wiesz, że ja mam inne sprawy na głowie.
Nie miałam pojęcia, o jakich innych sprawach mówi – najprawdopodobniej chodziło mu o kolejne programy do zobaczenia w telewizji. Lata mijały, a u nas nic się nie zmieniało. Ja rano wychodziłam do pracy, wracałam praktycznie pod wieczór, a Jarek tkwił w domu, niczym się nie przejmując. Rodzice ciężko się na mnie obrazili, bo jak twierdzili, dałam sobie wejść na głowę i nawet nic z tym nie robiłam, przyjaciółki widywałam bardzo rzadko, bo przez większość czasu pracowałam.
To powoli zaczęło u mnie wywoływać frustrację. Zaczęłam wszczynać kłótnie, gdy nie mogłam już wytrzymać, ale nigdy nie precyzowałam, o co dokładnie mi chodzi i dlaczego jestem zła. Mąż zaczął więc reagować na moje zachowanie strachem, bo zwyczajnie go nie rozumiał. A ja i tak nie potrafiłam przekonać go do podjęcia jakichkolwiek nowych kroków
Mam granice wytrzymałości
Któregoś dnia miałam naprawdę kiepski dzień. Szefowa wylała na mnie wszystkie swoje frustracje, wszyscy w biurze chodzili wściekli jak osy, a ja pozostawałam w tym sama – kompletnie zagubiona i ledwie przytomna. Do domu wróciłam jak zwykle późno, mając nadzieję, że trochę odpocznę, a przy okazji choć trochę dojdę do siebie. A co mnie przywitało na miejscu? Jarek wpatrujący się bezmyślnie w telewizor, rozwalony na sofie.
Nie miałam już nawet siły pytać go, czy przeglądał ogłoszenia o pracę. Raczej nie wyświetlały się na ekranie telewizora, przed którym jak zwykle tkwił. Brakowało mi sił na kolejną kłótnię, a dzień w pracy powodował, że pragnęłam już tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Sęk w tym, że ktoś jeszcze musiał przygotować coś do zjedzenia. A lodówka i tak była prawie pusta.
Ostatecznie nie zrobiłam nam wtedy kolacji. Niewiele myśląc o tym, do jakich wniosków dojdzie Jarek, położyłam się i momentalnie zasnęłam. I w zasadzie to było najprzyjemniejsze, co spotkało mnie w ostatnim czasie. W któryś piątek po pracy, gdy akurat wyjątkowo mogłam skończyć wcześniej, umówiłam się w kawiarni z przyjaciółkami. To było bardzo… oczyszczające. Cieszyłam się na tę chwilę jak dziecko, bo wreszcie nie musiałam pracować – ani w biurze, ani w domu.
– Źle wyglądasz, Honoratko – stwierdziła Kasia, jakbym co najmniej tego nie wiedziała. Zastanawiałam się, czy bardziej chce mi się śmiać na tę uwagę, czy raczej płakać. – Nie sypiasz dobrze?
– Sypiam niewiele – mruknęłam. – Nie bardzo mam na to czas.
– Na spanie? – zdziwiła się Olga. – Ale jak to możliwe? Może ty… się przepracowujesz?
Pokiwałam głową.
– To powinnaś przestać! – stwierdziła z przekonaniem Kasia. Oczywiście uważała, że to takie proste. – Może niech Jarek weźmie na siebie więcej, co?
Jak mam do niego dotrzeć?
Zaśmiałam się, bo już dłużej nie mogłam się powstrzymać. One tak bardzo nic nie wiedziały.
– Jakie więcej? – spytałam. – Przecież on w ogóle nie pracuje!
Obie były w szoku. Przez dłuższą chwilę trwała między nami cisza. W końcu odezwała się Olga:
– Honorata, tak nie można – rzuciła z wyraźnym oburzeniem. – Ty musisz coś zrobić, żeby on wreszcie wziął się za siebie!
– Albo zostaw nieroba! – zasugerowała Kasia. – Po co masz się nim obciążać!
Takiego rozwiązania nawet nie rozważałam, ale zgadzałam się z tym, że coś zrobić trzeba.
Od mojej rozmowy z koleżankami upłynęły dwa tygodnie. Jestem coraz bardziej przekonana, że rzeczywiście powinnam nakłonić Jarka do pracy. A przynajmniej do jakichkolwiek starań w jej kierunku. Nie mogę przecież cały czas zaharowywać się sama! Gdyby chociaż złapał jakieś zlecenia… Gorzej, że nadal nie mam pojęcia, jak do niego trafić. On doskonale wie, że od niego nie odejdę, więc nie przestraszy się takiej groźby. Liczę, że na coś jeszcze wpadnę. Albo ktoś pomoże mi w wymyśleniu dobrego planu. A póki co będę się musiała mierzyć z problemami, które sama na siebie ściągnęłam, a teraz nie potrafię z nich za nic wybrnąć.
Honorata, 38 lat
Czytaj także:
- „Chodziłam do kościoła, żeby poczuć, że żyję. Odmawiałam różaniec w majówkę, ale wypatrywałam tylko księdza wikarego”
- „Sprawdziłam nasz wspólny PIT w kwietniu i aż się wystraszyłam. Mój mąż ukrywał coś takiego tuż pod moim nosem”
- „Teściowa zawsze mnie ocenia i kopie pode mną dołki. Nawet sałatki jarzynowej nie mogę zrobić w spokoju”

