„Mąż bez pytania spakował moje rzeczy i wyrzucił je na śmietnik. Przez jego durne widzimisię straciłam lata wspomnień”
„Zamiast odpowiedzieć, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Moja młodsza siostra mieszkała w Krakowie, kawał drogi z Gdyni. Może wystarczająco daleko, żebym nie powiedzieć do męża o kilka słów za dużo. Jak on mógł. Nie jestem rupieciarą, ani żadną zbieraczką. To wspomnienia naszego wspólnego życia”.

Zaczęło się od konia. Od ośmiu lat stał dumnie na półce nad telewizorem, choć nie w centralnym miejscu – to zajmował kryształowy wazon mojej babci. Koń był na lewo, odwrócony do ściany poszarganym bokiem. Po niemal dekadzie wydawało się, że koń był tam od zawsze. Aż pewnego dnia zniknął…
– Artur, gdzie jest koń?
Męża znalazłam w piwnicy, stał na stołku i szukał czegoś na górze starego regału.
– Jaki koń? – spytał.
Uznałam, że jak zawsze był po prostu rozkojarzony. Nie wiedziałam jeszcze, że to pytanie było kluczową przesłanką – a być może potencjalnym ostrzeżeniem.
– Koń znad telewizora – sprecyzowałam.
– Ach, ten. Wyrzuciłem, był połamany.
– Ale to był mój koń!
– Ala, daj spokój, przywieźliśmy go wieki temu z Sopotu razem z dziesięcioma innymi durnostojkami. Mamy ładniejsze.
Zaskoczył mnie tak, że dałam mu spokój
I pewnie gdyby był to tylko ten nieszczęsny koń, na tym by się skończyło. Ale koń to był dopiero początek. Kiedy kilka dni później wróciłam z pracy, w mieszkaniu było jakoś… inaczej. Czegoś brakowało – to tu, to tam – i choć na pierwszy rzut oka nie wiedziałam konkretnie, co zniknęło, natychmiast zorientowałam się, co się stało.
– Artur! – ryknęłam.
– Co? – mąż wyszedł z dużego pokoju, w rękach niosąc spory karton. Z pudła wystawały rzeczy. Moje rzeczy.
– Artur, co robisz z tym pudłem? Gdzie są moje lusterka?
– Sprzątam. Tutaj trzeba w końcu posprzątać, bo żyjemy w rupieciarni i ja się duszę.
Teraz to mnie porządnie zdenerwował!
– W końcu posprzątać?! – obruszyłam się. – Ja tutaj sprzątam codziennie, odkurzam, zbieram twoje ciuchy, robię pranie…
– Wiesz, o co mi chodzi – przerwał mi niewygodną dla siebie wyliczankę.
– Nie, nie wiem, o co ci chodzi. Wracam do domu i zastaję cię z pudłem moich rzeczy, które uznałeś za śmieci do wyrzucenia. A już o tym rozmawialiśmy i wiesz, że się na to nie zgadzam.
– To jest też mój dom.
– Tak! Jest! – wyrzuciłam ręce w górę. – Dlatego ja twoich rupieci nie wywalam! Oddaj mi to – sięgnęłam po karton, ale Artur odsunął go poza mój zasięg.
– Nie, dosyć tego. Zamieniasz się w jakąś patologiczną zbieraczkę!
– Coś ty powiedział?!
– Zamieniasz się w patologiczną zbieraczkę. Mam tego dość – powtórzył, przeszedł obok mnie z pudłem, otworzył drzwi łokciem i wyszedł.
A ja stałam jak wryta. Nawet podczas kłótni nigdy się nawzajem nie obrażaliśmy. Skojarzyłam, dokąd zmierzał i rzuciłam się za nim w pogoń.
Musiałam od niego uciec
– Artur!
Za późno. Zobaczyłam tylko, jak mój mąż unosi pudełko moich skarbów i ciska je gniewnie do kontenera na śmieci. Krzyknęłam w jego kierunku niecenzuralne słowo, obróciłam się na pięcie i pobiegłam do domu. Złapałam torebkę, komórkę…
– Ala! – mąż próbował mnie zatrzymać, gdy mijaliśmy się w korytarzu.
– Zostaw mnie. Jadę do Kasi.
– Do Kasi? Teraz?!
Zamiast odpowiedzieć, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Moja młodsza siostra mieszkała w Krakowie, kawał drogi z Gdyni. Może wystarczająco daleko, żebym nie zamordowała męża.
Przywitała mnie z otwartymi ramionami. Jej córka ledwo zaczynała wychodzić z pieluch, więc z entuzjazmem przyjęła mnie jako dodatkową parę rąk do pomocy.
– No więc o co chodzi? – spytała siostra, gdy mała przestała płakać i wreszcie usiadłyśmy przy kubku kawy. Przez telefon, z pociągu, powiedziałam tylko, że jadę i będę nabuzowana.
– Nawet nie wiem, jak zacząć. Wiesz, jak ja zawsze chwalę Artura, że się nigdy nie kłócimy i on taki spokojny, wyważony?
– No wiem… aż za dobrze.
– Efekt tego taki, że ja zupełnie nie potrafię się z nim kłócić. A jak się okazuje, czasami trzeba! – fuknęłam i opowiedziałam jej o tym, jak bezradnie gapiłam się na moje rzeczy lądujące w śmietnikowym kuble.
– Chciałam go zatrzymać, powinnam się była postawić, ale po prostu mnie zamurowało. Trzęsie mnie, jak o tym gadam, ale na samą myśl, żeby zadzwonić do niego i zrobić porządną awanturę, ogarnia mnie bezsilność.
– Wierzę, biorąc pod uwagę, że uciekłaś przed tą awanturą na drugi koniec Polski. Ale, Ala…
– Co, Ala? – spytałam zaczepnie.
– Nie wiem, jakoś trudno mi uwierzyć, że on tak po prostu wziął i wyrzucił twoje rzeczy. Nie Artur.
– A jednak.
– Ale powiedziałaś, że on już przy tym koniu wiedział, że się nie zgadzasz na wyrzucenie niczego. A to było przed waszą kłótnią–nie–kłótnią.
Westchnęłam zniecierpliwiona.
Potrzebny nam kompromis
– Bo to jest powracający temat. W kółko to samo: wyrzucić to, wywalić tamto, ciągle mu powtarzam, żeby zostawił. I zawsze zostawiał. Teraz chce pozbyć się wszystkiego!
– A dałaś mu wyrzucić cokolwiek?
– Nie, dlaczego miałby coś wyrzucać? To są moje rzeczy.
– Ale wasz wspólny dom.
– Oczywiście, że tak. I ja w życiu bez pytania nie wyrzuciłam nic, co należy do niego.
– Dla ciebie dom to rzeczy, ale dla niektórych dom to przestrzeń. Potrzebny wam kompromis.
– Ale jaki kompromis? Gdzie ja mam trzymać te rzeczy, jak nie we własnym domu? Nie stać mnie na wynajem przechowalni. Plus, że ja chcę mieć do nich dostęp.
– Do wszystkich?
– Tak. Do wszystkich. Każda z nich niesie ze sobą jakieś wspomnienie, coś dla mnie znaczy. To moje życie.
– A twój mąż?
Westchnęłam.
W brzuchu miałam skręt – Artur tak samo
– Spróbuję mu to jakoś jaśniej wytłumaczyć. Bez krzyku…
– Według mnie, to sobie powinnaś coś wytłumaczyć – mruknęła Kasia tak cicho, że nie byłam pewna, czy dobrze ją usłyszałam. Być może tak, a być może usłyszałam po prostu to, co wiedziałam, że powinnam usłyszeć.
Wróciłam do domu na drugi dzień – dwanaście godzin w pociągach! Głupota. Ale po cichym wieczorze w pokoju gościnnym siostry poczułam, że nie chcę tego przeciągać. W brzuchu miałam skręt – Artur na pewno tak samo. W kwestii nietolerowania konfliktu byliśmy jak bliźniaki. A on… nie zasłużył na tę awanturę. Kasia miała rację. To ja nigdy nie poszłam z nim na żaden kompromis, bo nie rozumiałam potrzeb męża.
Rzecz w tym, że nie musiałam ich rozumieć. Wystarczyło je zauważyć. Przecież to mój Artur, nie chcę, żeby źle czuł się w naszym domu. A większość najdroższych mi wspomnień to te dzielone z nim. Weszłam do domu z przeprosinami na ustach, ale słowa utknęły mi w gardle. Pod szafką na buty stało pudło z wszystkimi bambetlami, które przedwczoraj mąż wrzucił do kontenera.
– Artur! – zawołałam go.
Wyszedł z kuchni powoli, jak skarcony pies.
– Ale to capi! Chodź, pomóż mi zanieść to z powrotem na śmietnik – powiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale było mi tak strasznie głupio, że wyszedł z tego jakiś dziwny grymas.
– Próbowałem je wyczyścić… – powiedział cichutko.
Podbiegłam i przytuliłam się do niego.
Boże, nie zasługuję na tego faceta
– Przepraszam – wyszeptałam. – Byłam zołzą.
– Daj spokój, nie powinienem tego zrobić. Miałem zły dzień. Zły tydzień – poprawił. – Za dużo stresu w pracy i…
– Stop. Cicho – przerwałam mu, kładąc palec na jego ustach. – To jest nasz wspólny dom i chcę, żebyś czuł się tu dobrze – spojrzałam mu w oczy. – Wyrzuć, co chcesz wyrzucić. To są tylko rzeczy.
– One są dla ciebie ważne. Jak będę się dusił, otworzę okno – zażartował.
– No tak. Teraz ja będę chciała ci dogodzić, a ty mi przychylić nieba. I znów sytuacja robi się patowa – roześmiałam się.
– Jesteśmy beznadziejni – uśmiechnął się.
– Mam pomysł – wypuściłam męża z objęć i podeszłam do pudła, gdzie szturchnęłam wystający plastikowy świecznik (zwinęłam go z baru, gdzie świętowaliśmy spontanicznie rocznicę, o której oboje zapomnieliśmy). – Chcę zachować wspomnienia, ale nie muszę trzymać ich na półkach. Zrobimy fotograficzne archiwum wszystkich moich rzeczy, dobra?
– I album – zasugerował.
– Z podpisami. A potem porządki. Nie chcę z mieszkania robić muzeum.
– Ale nie wyrzucimy wszystkich twoich rzeczy – zastrzegł.
– Wszystkich nie… Ale przyda się w naszym domu trochę przestrzeni.
Czytaj także:
„Kochałam się z mężem tylko raz, żeby zajść w ciążę. Ludzie uważają nas za dziwaków, bo nie chodzimy ze sobą do łóżka”
„Najlepszy przyjaciel sabotował mój nowy związek. Podrzucił mi swoje bokserki do sypialni, żeby wrobić mnie w zdradę”
„Wnuki pochłaniały wszystkie moje oszczędności. Przez nie musiałam zrezygnować ze spokojnej, dostatniej starości”

