„Matka zawsze dyktowała mi, w co mam się ubrać i z kim się spotykać. Niektóre relacje mogą zatruć całe życie”
„Ona zawsze mówiła wprost. Ale nigdy wcześniej nie poczułam się aż tak upokorzona. Jakby moja odrobina radości była czymś, co trzeba natychmiast zgnieść, zdeptać i wyrzucić z pamięci”.

- Redakcja
Czasem się zastanawiam, czy jestem jeszcze kobietą, czy już tylko jej cieniem. Pracuję w dziale administracji w dużej firmie i codziennie rano ubieram się jak duch: szarobura spódnica, bluzka, której nie szkoda poplamić kawą, i płaski but, żeby nie rzucać się w oczy. Bo po co się wyróżniać? Życie nauczyło mnie jednego: im mniej cię widać, tym spokojniej.
Żyłam w rutynie
Wstaję codziennie o szóstej, robię kawę, budzę matkę, szykuję kanapki do pracy. Wsiadam do tramwaju i znikam w tłumie podobnych do mnie – ludzi niewidzialnych. W pracy wykonuję wszystko na czas, nie wychylam się, nie rozmawiam zbyt wiele. Przychodzę, robię swoje, wracam do domu. I tak od lat. Ale kilka tygodni temu coś się we mnie obudziło.
To był zwykły piątek. Siedziałam w tramwaju i obserwowałam młodą dziewczynę – miała rude włosy związane w niedbały kok, intensywnie czerwoną szminkę i szeroki, szczery uśmiech. Jej obecność była jak uderzenie prądu. Pomyślałam: „Też mogłabym tak wyglądać”.
Tego samego dnia, po pracy, weszłam do salonu fryzjerskiego.
– Chciałabym coś zmienić – powiedziałam, zanim zdążyłam się wycofać.
Godzinę później miałam krótsze włosy z delikatnymi refleksami i nowy cień w oczach. W weekend kupiłam sukienkę. Kolorową, w drobne kwiaty, niepraktyczną. Po przymierzeniu w kabinie spojrzałam na siebie i… popłakałam się z żalu za straconym czasem.
Chciałam coś zmienić
W poniedziałek przyszłam tak do pracy. Spięta, z bijącym sercem. Nikt nie rzucił mi się na szyję, ale coś się zmieniło.
– Emilia, coś ty zrobiła z włosami? – Tomek wychylił się zza swojego monitora.
Uśmiechnęłam się nerwowo i odsunęłam od komputera.
– Tak wyszło – odpowiedziałam z udawaną nonszalancją.
– Wyglądasz… inaczej. Dobrze. Naprawdę dobrze.
To jedno słowo – „dobrze” – uderzyło mnie bardziej, niż powinno. Może dlatego, że tak dawno nikt nie patrzył na mnie z taką życzliwością. Poczułam, że się rumienię, jakbym znów miała dwadzieścia lat. A przecież byłam po czterdziestce. Introwertyczna, wycofana, ubrana w kwiaty, które nosiły dziewczyny o połowę młodsze.
Tomek przysiadł się na chwilę, a ja udawałam, że porządkuję dokumenty.
– Nie wyskoczyłabyś kiedyś na kawę? Mam wrażenie, że ostatnio ciągle się mijamy. A szkoda.
Spojrzałam na niego, zaskoczona. Nie umiałam od razu odpowiedzieć, więc zaśmiałam się cicho.
– Kiedyś… może – wymamrotałam.
– W takim razie uznam, że „tak”. Przypomnę ci się jutro.
Byłam speszona
Mrugnął i odszedł, zanim zdążyłam się wycofać. Patrzyłam za nim, czując, że drżą mi ręce. To było coś tak nowego, tak obcego mojemu uporządkowanemu światu, że nie potrafiłam się z tego ucieszyć. Przynajmniej nie do końca. Lęk zawsze był we mnie szybszy niż radość.
Po pracy wyszłam jak zwykle o siedemnastej. Ulica była jeszcze ciepła po październikowym słońcu, ale ja prawie biegłam do domu, nie wiedząc, przed czym uciekam. Może przed tą kawą, a może przed samą sobą. W kuchni czekała na mnie matka. Siedziała przy stole z książką w ręce, ale tylko udawała, że czyta. Obserwowała mnie od chwili, gdy przekroczyłam próg.
– Co to za sukienka? – spytała, zanim zdążyłam zdjąć płaszcz.
– Kupiłam sobie. Ot, tak. Na poprawę humoru.
Spojrzała na mnie znad okularów i się skrzywiła.
– Nie masz już dwudziestu lat, żeby się tak stroić. Z daleka widać, że próbujesz coś udowodnić. Ale komu?
Krytykowała mnie
Odetchnęłam głęboko, próbując nie odpowiadać ostro.
– To tylko sukienka, mamo.
– Chcesz, żeby wszyscy z pracy pomyśleli, że jesteś jakąś desperatką?
Zamarłam. Nie dlatego, że mnie to zaskoczyło, bo nie. Ona zawsze mówiła wprost. Ale nigdy wcześniej nie poczułam się aż tak upokorzona. Jakby moja odrobina radości była czymś, co trzeba natychmiast zgnieść, zdeptać i wyrzucić z pamięci.
– Mamo… przestań. – Podniosłam głos, ale ręce mi się trzęsły. – To, że próbuję wyglądać jak człowiek, nie znaczy, że…
– Nie znaczy? – przerwała mi z ironią. – Dobrze wiem, co znaczy. W twoim wieku kobieta powinna mieć rozum, a nie latać za chłopcami.
– Nikt za nikim nie lata! – wybuchłam. – Spotkało mnie coś miłego. Tyle.
– I już biegniesz w tym kolorowym worku, żeby się pokazać? Litości, Emilio. Nie ośmieszaj się.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku, wciąż w tej przeklętej sukience, i poczułam, jak rośnie we mnie smutek.
Miałam jej dość
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie wciąż brzmiały słowa matki: „desperatka”, „w twoim wieku”, „nie ośmieszaj się”. Powtarzałam je w myślach, jakby mogły mnie do czegoś przekonać. Może do tego, żeby się nie wychylać i znów zniknąć.
Tamtego dnia podjęłam decyzję, że muszę z nią porozmawiać. Chciałam zapytać, dlaczego zawsze mnie podcina, kiedy próbuję choć odrobinę się wyprostować.
– Czemu tak mówisz do mnie? Dlaczego zawsze musisz mi wszystko obrzydzić?
Zmrużyła oczy.
– Bo wiem, jak to się kończy. Naiwne kobiety, jak ty, kończą z rozbitym sercem i pustym portfelem. Ja cię chronię.
– To nie jest troska. To duszenie, mamo – zaczęły mi drżeć ręce. – Ja się ciebie boję.
– Przesadzasz. Gdyby nie ja, dawno byś się pogubiła.
Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Łzy napłynęły mi do oczu. Już nie miałam siły się bronić.
– Odwołałam spotkanie. Możesz być spokojna.
Odwróciłam się i wyszłam, zanim znów mnie zrani.
Wyznałam jej prawdę
W pracy unikałam Tomka. Zerkałam na niego tylko ukradkiem. Rozmawiał z kimś, śmiał się. Wyglądał, jakby zupełnie zapomniał o tej kawie. A może po prostu miał dość kobiet, które nie wiedzą, czego chcą.
Pamiętałam podobną sytuację sprzed lat. Wtedy zakochałam się w mężczyźnie z pracy. Delikatny, ciepły, chciał ze mną być. Matka powtarzała: „On cię zostawi, po co ci to”. I zostawił. Może dlatego, że jej posłuchałam. Tego wieczoru nie wytrzymałam. Po raz pierwszy od dawna powiedziałam matce, co naprawdę czuję.
– Rani mnie to, jak się do mnie odnosisz – powiedziałam spokojnie. – Za każdym razem, kiedy próbuję żyć po swojemu, ty wchodzisz i wszystko gasisz.
– Bo ktoś musi myśleć za ciebie – odpowiedziała bez wahania. – Jesteś za miękka, Emilia. Świat nie jest dla takich jak ty. Mężczyźni tylko wykorzystują.
– Może właśnie przez ciebie jestem sama! – krzyknęłam. – Może wcale nie ratujesz mnie, tylko trzymasz w klatce!
Wstałam od stołu. Drzwi zatrzęsły się, gdy wyszłam. Szłam przed siebie, bez celu. Nogi same mnie niosły. Miasto było ciche, światła rozmazane od łez. Usiadłam na ławce w parku i rozpłakałam się jak dziecko.
Postawiłam na swoim
Następnego dnia, gdy zostałam sama w domu, długo patrzyłam na ekran telefonu. W końcu napisałam: „Przepraszam. Czy nadal aktualna ta kawa?”. Serce mi biło, jakbym znów miała siedemnaście lat. Minęło pół godziny, zanim odpisał: „Jasne. Powiedz kiedy”.
Nie powiedziałam o tym matce. Po prostu wyszłam. Włożyłam tę samą sukienkę, której tak nienawidziła. Po drodze myślałam, że zaraz się wycofam, że wrócę, że spanikuję. Ale nie. Tomek czekał już przy stoliku. Uśmiechnął się, jakby nie zauważył tych wszystkich moich prób ucieczki.
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział.
Rozmowa była prosta. O pracy, o filmach, o niczym ważnym. Ale jego spojrzenie było ciepłe, a kiedy się śmiałam, nie udawałam. Przez chwilę naprawdę poczułam, że może nie wszystko stracone. Tylko że strach siedział we mnie dalej. Cichy, przyczajony, gotowy wrócić przy pierwszej okazji.
Emilia, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Włożyłam do pracy żakiet z lumpeksu za 20 zł. Nie sądziłam, że dzięki niemu nauczę się, czym jest prawdziwa wartość”
- „Na urodziny teściowej wykosztowałam się jak dla królowej. Okazało się, że taką zołzę gryzie nawet najdroższy jedwab”
- „Zacierałem ręce na spadek po matce, ale postawiła mi 1 warunek nie do przejścia. Zawahałem się i teraz żałuję”

