Reklama

Kiedy byłam mała, mama była dla mnie całym światem. To z nią piekłam pierwsze ciasteczka, to ona tuliła mnie po nocnych koszmarach i jako pierwsza wiedziała, kiedy płakałam nie z powodu zranionego kolana, tylko złamanego serca. Byłyśmy blisko, jak przyjaciółki. Jakbyśmy były jedną drużyną. Ale potem wszystko się zmieniło.

Zmieniła się

Rozwód z ojcem był tragedią. Mama długo wyglądała, jakby się rozpadała – płakała w kuchni, gapiła się w telewizor bez dźwięku, zapominała, czy zjadła śniadanie. Ale potem coś w niej pękło. Albo raczej: coś się w niej przełączyło.

Zaczęła się ubierać inaczej. Obcisłe sukienki, wysokie szpilki, czerwone usta. Przesiadywała w łazience po dwie godziny. Wieczorami znikała, a ja nawet nie wiedziałam gdzie. Najgorszy był jednak ten moment, kiedy otworzyłam Instagrama i zobaczyłam moją mamę w czarnej mini, z kieliszkiem prosecco, z podpisem „Nowy rozdział”. Zrobiło mi się niedobrze.

Mama, która jeszcze niedawno karmiła mnie rosołem i suszyła mi włosy, teraz wyglądała jak influencerka po rozwodzie, która próbuje udowodnić światu – a może przede wszystkim sobie – że życie dopiero się zaczyna. Poczułam się, jakby ktoś ukradł mi moją matkę i zastąpił ją lajkami. Nie chciałam tego przyznać, ale coraz częściej miałam jedną myśl: Czy ja naprawdę muszę być dorosłą w tej relacji?

Przez następne dni w naszym mieszkaniu panowała cisza. Mijałyśmy się w kuchni, udając, że siebie nie widzimy. Mama wstawała wcześniej niż zwykle i wychodziła, zanim zdążyłam się ubrać. Wracała późno, zamykała się w sypialni i tylko raz czy dwa słyszałam, jak rozmawia z kimś przez telefon.

Wstydziłam się

Znalazłam ten kanał przypadkiem. Szukałam jakiegoś tutorialu do prezentacji na zajęcia, wpisałam coś o rozmowie o zmianach, i nagle wyskoczyło mi sugerowane wideo o samotności po rozwodzie i jak przestać się bać. Zamarłam. Miniaturka przedstawiała moją mamę. W makijażu, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. W tle biała ściana z pastelowymi ramkami.

Włączyłam film. Przez pierwsze sekundy czułam tylko złość. Jakby weszła jeszcze głębiej w ten internetowy świat, w którym każdy problem da się skleić hashtagiem. Ale potem zaczęłam słuchać.

– Nie chcę być niewidzialna. Nie jestem tylko matką. Jestem kobietą. I chcę, żeby inne kobiety po czterdziestce to zrozumiały – mówiła do kamery. Jej głos nie był sztuczny. Nie był też krzykliwy. Był spokojny, miękki, jakby mówiła do siebie.

– Wiele lat podporządkowywałam się innym. Dzieci, mąż, dom, wszystko. I nagle zostałam sama. Pusta. Więc zaczęłam szukać siebie od nowa.

Byłam w szoku

W następnych minutach mówiła o samotności, o porankach, kiedy nie wiedziała, po co wstaje z łóżka. O tym, jak czuła się, idąc pierwszy raz sama do kawiarni. Jak długo nie potrafiła patrzeć w lustro, bo nie rozpoznawała tej kobiety, która się w nim odbijała.

Patrzyłam na ekran i czułam, że coś się we mnie przesuwa. Nie umiałam jeszcze nazwać tego uczucia, ale było silne. Bo nagle zobaczyłam coś więcej niż matkę w błyszczącej sukience. Zobaczyłam kobietę, która naprawdę się pogubiła, ale zamiast się rozpaść, postanowiła się złożyć od nowa. Nie chodziło o lajki, tylko o to, żeby się nie poddać.

Zamknęłam laptopa. Przez długą chwilę siedziałam w ciszy. I nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie to, że tego wcześniej nie widziałam, czy to, że mama nie powiedziała mi tego wprost.

Zebrałam się dopiero wieczorem. Weszłam do jej pokoju bez pukania, co kiedyś robiłam tylko wtedy, gdy chciałam ją czymś zaskoczyć. Teraz to ja czułam się zaskoczona – jej pokojem, jej vlogiem, jej historią, której nie znałam.

Było mi głupio

Siedziała na łóżku w dresie, bez makijażu, z kocem na nogach. Spojrzała na mnie niepewnie, jakby czekała, aż znowu ją zaatakuję. Ale ja już nie miałam w sobie tej złości.

– Nie rozumiałam, po co to robisz – zaczęłam powoli, stając pośrodku pokoju. – Myślałam, że chcesz być jak te puste laski z TikToka.

Zamrugała. Wzięła głęboki oddech, ale nie od razu odpowiedziała. Dopiero po chwili, cicho:

– Bo nikt mnie nie widział. Przez dwadzieścia lat byłam żoną, matką. I nagle zostałam sama. Musiałam się jakoś odnaleźć.

– Ale przecież miałaś mnie – powiedziałam cicho.

– Wiem – odpowiedziała równie cicho. – Ale czasem to nie wystarcza.

Zamilkłyśmy. Patrzyłam na nią i pierwszy raz od dawna zobaczyłam kobietę, nie matkę. Kobietę zmęczoną, z kruchą twarzą, której nikt nie widział naprawdę.

– Wiesz… – zaczęłam, dłubiąc paznokciem w szwie fotela. – Ja chyba też nie wiem, kim jestem. Może dlatego tak się wkurzałam. Bo ty miałaś odwagę coś z tym zrobić, a ja tylko narzekam.

Mama uśmiechnęła się słabo.

– Przestraszyłam się, że cię stracę. Ale nie potrafiłam inaczej. Musiałam coś zmienić, bo nie dawałam już rady udawać.

Zrozumiałam ją

Od tamtej rozmowy nie wszystko się nagle zmieniło. Nie zaczęłyśmy codziennie jeść razem śniadań ani nie chodziłyśmy razem na zakupy. Ale coś między nami złagodniało. Jakbyśmy przestały patrzeć na siebie przez szkło powiększające.

Pewnego dnia, kiedy wróciłam z uczelni, zastałam mamę przy komputerze. Siedziała w dresach z zapisem kolejnego nagrania.

– Pomożesz mi dobrać tło do nagrania? – zapytała, nie odwracając głowy.

Zatrzymałam się w progu, trochę zaskoczona.

– Tylko jeśli nie każesz mi tańczyć do żadnego trendu – odpowiedziałam, krzywiąc się lekko.

Mama się roześmiała. Ciepło. Prawdziwie.

– Obiecuję. Żadnych tańców.

Usiadłam obok niej i spojrzałam na ekran. Vlogowy skrypt był zaskakująco szczery. Pisała o wstydzie, który czuła, gdy pierwszy raz zrobiła sobie selfie. O tym, jak długo nie mogła wypowiedzieć słowa „samotna” na głos, bo brzmiało jak wyrok.

Niektóre rzeczy nadal mnie krępowały. Gdy mówiła z uśmiechem i z przesadną ekspresją, przewracałam oczami. Ale już jej nie oceniałam. Już nie chciałam jej zatrzymywać.

Nie wiem, co będzie dalej. Może znowu się pokłócimy. Może jeszcze wiele razy się nie zrozumiemy. Ale może nie chodzi o to, żeby matka była idealna. Może wystarczy, że jest sobą.

Dominika, 21 lat

Reklama
Reklama
Reklama