„Mama kochała karierę bardziej ode mnie. Gdy na starość potrzebowała opieki, odezwał się w niej instynkt macierzyński”
„Przyniosłam stary album. Znalazłam go przypadkiem na dnie szafy, zakurzony, zapomniany. Usiadłam obok niej i otworzyłam na przypadkowej stronie. Byłam tam ja w białej sukience komunijnej, z wiankiem na głowie i poważną miną. Sama”.

- Redakcja
Jestem kobietą, która nauczyła się nie potrzebować nikogo. Moje życie jest ciche, poukładane, trochę za spokojne, może wręcz sterylne. Nie mam dzieci, nie mam męża. Mam za to świetnie wyposażoną kuchnię, trzy rodzaje kawy w szafce i psa, który warczy na każdego, kto podchodzi pod drzwi. Jestem niezależna.
Byłam sama
Nie otwieram się przed ludźmi. Mam kilka koleżanek z pracy, które myślą, że mnie znają, bo potrafię się uśmiechnąć i rzucić kąśliwy żart. Ale tak naprawdę, nigdy nikomu nie pokazałam, jak wygląda ta część mnie, która pamięta samotne noce w dzieciństwie i ciche, zamknięte drzwi pokoju mojej matki. Nikt nie wie, że wtedy nauczyłam się być sama. I że to była moja największa siła.
Mój dom to moje królestwo. Mam wygodny fotel, gdzie wieczorami czytam, i porządek, który daje mi kontrolę. Tylko że ostatnio ten porządek został zburzony przez moją matkę.
To było nagłe. Telefon ze szpitala: „Pani Doroto, pani matka miała udar”. Przez chwilę nie wiedziałam nawet, czy dobrze słyszę. Bo moja matka – ta silna, zimna kobieta – nie istniała w moim życiu od lat, a teraz nagle miała do niego wrócić. Chora, słaba, bezbronna.
Kiedy ją zobaczyłam, leżącą w szpitalnej sali, wychudzoną, z przymkniętymi powiekami, po raz pierwszy od dawna coś mnie w środku ścisnęło. Ale nie była to litość, tylko był gniew. Bo spojrzała na mnie i wyszeptała:
– Nie mam nikogo poza tobą.
A ja pomyślałam: „A gdzie byłaś, kiedy ja nie miałam nikogo poza sobą?”.
Potrzebowała mnie
Lekarz mówił o rehabilitacji i konieczności opieki, a ona leżała cicho, patrząc na mnie. I wtedy po raz pierwszy od lat usłyszałam jej głos, słaby, ale znajomy:
– Dorotko…
Zatrzymałam się. Nie słyszałam tego zdrobnienia od dzieciństwa. Spojrzałam na nią – zmęczoną, bladą – i nie potrafiłam jej dotknąć. Stałam w bezruchu, podczas gdy pielęgniarka poprawiała jej poduszkę. Wtedy właśnie podjęłam decyzję. Zabiorę ją do siebie. Nie dlatego, że ją kocham czy chcę. Dlatego, że mogę. Bo jestem silniejsza niż ona kiedykolwiek była.
Opiekowałam się nią, ale bez czułości. Robiłam to, co trzeba: podawałam leki, gotowałam lekkie zupy, pomagałam jej wstać i umyć się. Nie mówiłam więcej niż musiałam. Wszystko było mechaniczne. Nie chciałam tego robić, ale nie potrafiłam też zostawić jej samej. W końcu to była moja matka – cokolwiek to słowo miało dziś znaczyć.
Nic nie czułam
Pewnego popołudnia, kiedy odpoczywała po rehabilitacji, przyniosłam stary album. Znalazłam go przypadkiem na dnie szafy, zakurzony, zapomniany. Usiadłam obok niej i otworzyłam na przypadkowej stronie. Byłam tam ja w białej sukience komunijnej, z wiankiem na głowie i poważną miną. Sama.
– Pamiętasz ten dzień? – zapytałam cicho.
Odwróciła głowę w moją stronę, jej spojrzenie było mętne.
– Nie mogłam wtedy wrócić… To był ważny kontrakt – powiedziała.
– Miałam osiem lat i nikogo poza fotografem – odpowiedziałam i spojrzałam z powrotem na zdjęcie.
Nie powiedziała nic więcej. Chciała sięgnąć po album, ale jej ręka opadła. Zobaczyłam łzy na jej policzku, spływały powoli, cicho. Nie poruszyłam się. Nie poczułam potrzeby, by ją pocieszać.
Było mi przykro
W środku była tylko chłodna pustka i wspomnienie tamtego dnia, kiedy czekałam przed kościołem z babcią, a potem w domu. Wszystkie dzieci miały rodziców przy stole, ja miałam pusty talerz naprzeciwko. Pamiętam, że wtedy mówiłam sobie: nie płacz. Nie pokazuj, że ci zależy. Ona płakała teraz za nas obie.
Nie powiedziałam nic więcej. Zamknęłam album i wstałam, odłożyłam go na półkę. Z kuchni dobiegał dźwięk czajnika. Poszłam zrobić herbatę, jakby nic się nie wydarzyło.
Zaczęła mówić więcej. Czasem przy kolacji, czasem w czasie ćwiczeń, które robiłyśmy razem na macie w salonie. Była słaba, ale uparcie próbowała odzyskać choć część sprawności. Mówiła przy tym o Paryżu, o konferencjach, o kontraktach i znajomościach. O tym, jak świat był wtedy otwarty i jak bardzo chciała coś znaczyć.
– Robiłam to dla ciebie – powiedziała któregoś wieczoru, wpatrując się we mnie. – Chciałam, żebyś była dumna z matki. Żebyś miała wszystko.
– Wszystko oprócz ciebie – przerwałam jej ostro.
Nikogo nie miała
Zamilkła. Odstawiła kubek. Czekała, może liczyła na to, że powiem coś więcej, że wyciągnę do niej rękę. Ale ja nie byłam gotowa.
– Byłam młoda, głupia. Myślałam, że dam ci świat – spróbowała znów.
– Nie byłaś wtedy dla mnie. Byłaś wszędzie, tylko nie przy mnie.
Wstałam od stołu. Nie chciałam słuchać tych prób tłumaczenia. Nie potrzebowałam jej skruchy, nie chciałam jej łez. Chciałam tylko, żeby zrozumiała, co zostawiła za sobą, i ile lat samotności musiałam udźwignąć.
Wyszłam do ogrodu. Zastanawiałam się, co właściwie czuję. Gniew, żal, rozczarowanie. Ale też coś, co przypominało zmęczenie. Jakby w tej całej walce już nie było sensu.
Obudziłam się nad ranem, zanim jeszcze słońce wstało. Słyszałam ciche stukanie z jej pokoju. Podeszłam, lekko uchyliłam drzwi. Siedziała na łóżku, blada, z kocem narzuconym na ramiona. Patrzyła przez okno.
– Coś się stało? – zapytałam.
– Nie mogę spać – odparła. – Myślę o śmierci. Nie wiem, jak to będzie. Czy boli? Czy jest się wtedy bardzo samotnym?
Szukała współczucia
Stanęłam w progu. Nie chciałam tej rozmowy, ale wiedziałam, że się zaczęła i nie mogłam już jej zatrzymać.
– Chciałabym, żebyś mnie zapamiętała inaczej – powiedziała, nie odwracając głowy.
Milczałam. Przypomniało mi się, jak miałam dwanaście lat i złamałam rękę, a ona była wtedy w Tokio. Przysłała kartkę z gratulacjami z okazji castingu, na który nie pojechałam, bo byłam w gipsie.
– Nie wiem, czy potrafię – odpowiedziałam.
Odwróciła się wtedy i spojrzała na mnie. Widziałyśmy się naprawdę. Jej oczy były zmęczone, ale uważne. Może po raz pierwszy nie grała? Może po raz pierwszy chciała tylko być matką, a nie kimś więcej?
– Myślisz, że zasługuję na przebaczenie?
Zastanowiłam się długo, zanim cokolwiek powiedziałam.
– Nie wiem, czy chodzi o zasługi. Ja po prostu już nie wiem, czy coś zostało, co można by przebaczyć.
Odwróciłam się i wróciłam do siebie. Położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o listach, których nie dostałam, telefonach, które nie dzwoniły. O tym, jak wiele razy patrzyłam w drzwi, czekając na kogoś, kto nigdy nie przyszedł.
Próbowałam zrozumieć
Wzięłam się za porządki w szafie w jej pokoju, szukając jakichś dokumentów do rehabilitacji. Znalazłam pudełko. Niewielkie, zniszczone, z zatrzaskiem na sprężynie. W środku – stare zdjęcia, kartki pocztowe, kilka listów. Wszystko pachniało dawnym czasem, jakby przez te lata zatrzymało się tamto życie, którego nie znałam.
Na zdjęciach była młoda, elegancka, uśmiechnięta. Nowy Jork, Mediolan, Tokyo. Zawsze wśród ludzi, w miejscach, które znałam tylko z filmów. Z tyłu każdego zdjęcia napisała coś: „Tęsknię, ale muszę tu być”, „To dla nas”, „Dorotko, będziesz dumna”.
Patrzyłam na te słowa i nie wiedziałam, czy bardziej mnie bolą, czy śmieszą. Czy naprawdę myślała, że to wystarczy? Że jeden rządek liter, wysłany z drugiej strony świata zastąpi mi jej obecność?
Położyłam wszystko na stole i wyszłam. Nie chciałam być w tym domu, gdzie pachniało już nie tylko jej perfumami, ale też zmęczeniem i końcem.
Dorota, 43 lata
Czytaj także:
- „Dokarmiałam biedną sąsiadkę, a mąż się wściekał. Gdy dostała duży spadek, poczułam, że dobro wraca”
- „Teściowe dali nam działkę pod budowę domu. Gdy był gotowy, oszukali nas bez mrugnięcia okiem”
- „Wyszłam za mąż dla pieniędzy. Dopiero później zrozumiałam, że w tym raju w ogóle nie jestem szczęśliwa”