„Matka uznała, że małżeństwo to pierwszy krok do rozwodu, więc nie zaprosiłam jej na ślub. Nie sądziłam, że się zemści”
„Patrzyłam na nią w milczeniu, a w mojej głowie kłębiły się setki odpowiedzi. Chciałam krzyknąć, że jest okrutna, że nie ma prawa odbierać mi radości, że nie wie nic o moim związku, ale wiedziałam, że to nie ma sensu”.

Moja matka nigdy nie była zadowolona. Cokolwiek robiłam, zawsze znajdowała coś do poprawki. Gdy jako dziecko przynosiłam rysunek ze szkoły, zamiast pochwalić, mówiła: „Nie mogłaś bardziej się postarać? Te kolory są okropne”. Kiedy wybrałam liceum, skwitowała: „To błąd, nie poradzisz sobie”. Gdy dostałam się na wymarzone studia, przewróciła oczami i rzuciła: „Sztuka? A co ty z tym zrobisz? Będziesz malowała portrety na ulicy?”.
Krytykowała mnie
Marek był pierwszą osobą, która sprawiła, że poczułam się wystarczająca. Od początku widział we mnie coś więcej niż tylko zestaw niedoskonałości, które wytykała mi matka. Gdy wróciłam do domu i oznajmiłam, że się zaręczyliśmy, nie liczyłam na owacje, ale miałam nadzieję, że chociaż raz usłyszę coś ciepłego. Może krótkie „gratuluję”?
– To pomyłka – powiedziała. – Rozwiedziesz się za rok.
Patrzyłam na nią w milczeniu, a w mojej głowie kłębiły się setki odpowiedzi. Chciałam krzyknąć, że jest okrutna, że nie ma prawa odbierać mi radości, że nie wie nic o moim związku, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Zawsze miała rację, przynajmniej we własnych oczach.
Tamtego dnia coś we mnie pękło. Przez lata próbowałam zasłużyć na jej akceptację, ale dotarło do mnie, że to nigdy nie nastąpi. Postanowiłam, że nie pozwolę, by zatruła mi dzień ślubu. Gdy Marek zapytał, czy zamierzam ją zaprosić, odpowiedziałam bez wahania:
– Nie.
– Nie? – Marek uniósł brwi. – To twoja matka.
– Wiem – odparłam, zaciskając palce na kubku herbaty. – Ale nie pozwolę, żeby zepsuła mi ten dzień.
Podjęłam decyzję
Siedzieliśmy w naszym małym salonie, a za oknem lało jak z cebra. Zawsze lubiłam deszcz, ale tym razem czułam, że przytłacza mnie jeszcze bardziej. Marek przyglądał mi się uważnie, jakby ważył każde słowo, które zamierzał powiedzieć.
– Może powinnaś się nad tym zastanowić? – zaproponował ostrożnie. – Wiem, że jest trudna, ale to nie jest jakaś obca osoba, to twoja matka. Może gdy zobaczy cię w sukni ślubnej, gdy zobaczy, jak bardzo jesteś szczęśliwa, coś się w niej zmieni?
Parsknęłam gorzkim śmiechem.
– Nie zmieni się. Nigdy.
Marek milczał. Wiedział, że mam rację. Przez cztery lata naszego związku ani razu nie usłyszał od mojej matki nic ciepłego na mój temat. Zawsze coś było nie tak – albo źle się ubieram, albo jestem naiwna, albo nie mam żadnych ambicji. Nawet jego traktowała z chłodnym dystansem.
– Karola… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Nie chcę, żeby tam była. Nie chcę patrzeć na jej twarz, gdy będę mówić ci „tak” i zastanawiać się, co sobie myśli. Nie chcę słuchać kolejnych kąśliwych uwag. Nie chcę, żeby ten jeden dzień w moim życiu był kolejnym, w którym czuję się jak… – ugryzłam się w język – jak nic niewarte dziecko.
Marek przygryzł wargę i pokiwał głową.
– Dobrze. Jeśli tak czujesz, uszanuję to.
Poczułam ulgę, ale też coś jeszcze. Coś, co ścisnęło mnie w środku. Wątpliwość. Czy naprawdę powinnam całkowicie się odciąć?
Chciałam się uwolnić
Kilka dni później siedziałam w kawiarni naprzeciwko Ani, mojej przyjaciółki jeszcze z czasów liceum. Kiedy powiedziałam jej, że nie zamierzam zaprosić matki na ślub, zrobiła minę, jakbym właśnie oznajmiła, że zamierzam lecieć na Księżyc na własnoręcznie skonstruowanej rakiecie.
– Okej, rozumiem, że masz z nią trudną relację – zaczęła, ostrożnie mieszając cappuccino. – Ale żeby aż tak?
– Nie trudną, Anka. Toksyczną. Całe życie mnie podcinała, czepiała się wszystkiego, nigdy nie powiedziała mi, że jest ze mnie dumna. Myślisz, że teraz nagle stanie się kochającą matką, która wzruszy się na moim ślubie i powie, że pięknie wyglądam?
Ania wzruszyła ramionami.
– Może teraz jesteś pewna, że nie chcesz jej tam widzieć, ale czy za dziesięć lat też tak będziesz myśleć?
Przewróciłam oczami.
– Anka, proszę cię…
– Nie, serio – przerwała mi. – Wyobraź sobie, że za dziesięć lat przeglądasz zdjęcia ze ślubu. Widzi je twoje dziecko i pyta: „Mamo, a gdzie babcia?”. I co mu powiesz?
Patrzyłam na nią, czując, jak coś mnie ściska w środku. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Chciałam, żeby wszystko było proste – matka mnie raniła, więc matka nie ma miejsca w moim życiu. Koniec.
– Powiem mu prawdę – odburknęłam.
– A jeśli kiedyś będziesz tego żałować?
Byłam zdecydowana
Ania zawsze była tą rozsądną, tą, która patrzyła na wszystko z dystansu. Ale teraz naprawdę mnie irytowała.
– Nie będę – powiedziałam w końcu. – To moja decyzja.
Przytaknęła, ale widziałam, że nie jest przekonana. I niestety, jej słowa zostały w mojej głowie na dłużej, niż bym chciała.
Dzień ślubu był dokładnie taki, jak sobie wymarzyłam. W białej sukni czułam się jak w drugiej skórze. Marek wyglądał cudownie – przystojny, uśmiechnięty, zakochany. Sala weselna lśniła światłem świec, kwiaty pachniały tak intensywnie, że aż kręciło mi się w głowie. Byłam szczęśliwa.
Przez pierwsze godziny nie myślałam o niej wcale. Wygłupialiśmy się na parkiecie, Marek śmiał się, że za bardzo się stresuję pierwszym tańcem, a ja zapomniałam, że w ogóle mam jakieś wątpliwości. Czułam się wolna.
A potem zobaczyłam puste miejsce. Stół w rogu sali, przy którym siedziała moja ciotka z wujkiem, miał jedno wolne krzesło. Zrobiło mi się zimno.
– Wszystko w porządku? – Marek ścisnął moją dłoń, nachylając się do mnie.
– Tak – uśmiechnęłam się odruchowo. – Po prostu… głupia rzecz.
– Karola – spojrzał mi w oczy, a ja wiedziałam, że mnie przejrzał.
Westchnęłam i odwróciłam wzrok.
– Po prostu… zobaczyłam puste miejsce i pomyślałam… nieważne.
Myślałam o niej
Nie pytał więcej, tylko ścisnął moją rękę mocniej. Ale tamta myśl nie chciała mnie opuścić.
Moja matka nie była tam, bo sama ją odsunęłam. Sama podjęłam decyzję, która teraz odbijała się echem w mojej głowie.
Dwa dni po ślubie, kiedy jeszcze nie zdążyłam nacieszyć się statusem mężatki, dostałam wiadomość. Odblokowałam ekran i poczułam, jak coś ściska mnie w klatce piersiowej. Zdjęcie. Moja matka w eleganckiej sukience, w pełnym makijażu, z włosami ułożonymi perfekcyjnie, jakby właśnie miała wyjść na jakąś uroczystość. A pod zdjęciem jedno zdanie: „Byłam gotowa, ale mnie nie potrzebowałaś”.
Przez kilka sekund patrzyłam na ekran, nie mogąc się poruszyć. Coś we mnie krzyczało, że to manipulacja, że dokładnie takiego zagrania mogłam się po niej spodziewać. Ale jednocześnie... Poczułam ukłucie gdzieś w środku, którego nie umiałam nazwać.
Czy naprawdę tam siedziała, czekając? Czy liczyła, że w ostatniej chwili zmienię zdanie i zaproszę ją chociaż na chwilę? A może chciała tylko, żebym teraz czuła się winna?
– Co jest? – Marek usiadł obok mnie, zaglądając na ekran.
Zanim zdążyłam pomyśleć, podałam mu telefon. Przeczytał wiadomość, skrzywił się lekko i oddał mi urządzenie.
– No i?
– No i nie wiem – przyznałam.
Byłam na rozdrożu
Marek oparł się o kanapę, patrząc na mnie uważnie.
– Może obie popełniłyście błędy – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Słowa krążyły mi po głowie, ale żadna myśl nie chciała się skleić w coś sensownego.
Zablokowałam telefon i odłożyłam go na stolik. Nie wiedziałam, co zrobić, ale wiedziałam jedno – nie chciałam myśleć o tym teraz. Byłam świeżo po ślubie, miałam cieszyć się tym, co przede mną. Nie chciałam wracać do przeszłości, która i tak zawsze była ciężka jak kamień przywiązany do mojej kostki.
Przez cały dzień łapałam się na tym, że wracam do tamtej wiadomości. Widok mojej matki, gotowej na ślub, choć nieproszonej, nie dawał mi spokoju. Przecież powtarzałam sobie, że jej na mnie nie zależy, że nigdy jej nie obchodziłam. To dlaczego zrobiła coś takiego?
Pod wieczór, kiedy Marek był pod prysznicem, odblokowałam telefon i jeszcze raz spojrzałam na jej zdjęcie. Palec zawisł nad klawiaturą. Mogłam odpisać. Mogłam zapytać, co miała na myśli. Mogłam nawet spróbować zacząć rozmowę, choć nie wiedziałam, czy to miało jeszcze sens. Ale zamiast tego, wyłączyłam ekran i odłożyłam telefon. Nie odpisałam. I nie wiedziałam, czy kiedykolwiek to zrobię.
Karolina, 31 lat

