„Matka się mnie wyrzekła, bo zamieszkałem z dziewczyną. Związek bez ślubu kościelnego to według niej krok do piekła”
„Wtedy po raz pierwszy poczułem, że moja matka widzi mnie już nie jako syna, tylko jako odstępcę. Grzesznika. Jakby jeden wybór mógł przekreślić całe życie, całe dzieciństwo, wszystkie te dni, kiedy byliśmy razem jak matka i syn”.

- Redakcja
Mieszkam w dużym mieście, w nowym bloku na osiedlu, które jeszcze pięć lat temu było polem rzepaku. Na studiach zakochałem się w Paulinie. Zaczęliśmy od wspólnych notatek i kaw w bufecie, skończyliśmy na wynajętym razem mieszkaniu. Mamy tu balkon z widokiem na przystanek autobusowy. Może nie brzmi jak marzenie, ale to nasze życie – ciepłe, codzienne, trochę śmieszne, czasem trudne.
Sprzeciwiała się
Jest tylko jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. A właściwie – jedna osoba. Moja matka. Kiedyś dzwoniła codziennie. Pytała, czy zjadłem, czy się modlę, czy nie zapomniałem, żeby w niedzielę pójść na mszę. Przysyłała słoiki i artykuły o grzechu nieczystości. Teraz nie wiem nawet, czy żyje. Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą kilka lat temu, choć „rozmawialiśmy” to dużo powiedziane.
Gdy zamieszkaliśmy z Paulina razem, długo odkładałem tę chwilę, kiedy będę musiał powiedzieć o tym matce. Wiedziałem, jak zareaguje. Wreszcie wybrałem jej numer.
– Halo? – odebrała szybko.
– Cześć, mamo. Mam dla ciebie wiadomość – zawahałem się. – Przeprowadziłem się.
– O, tak? To dobrze, a gdzie? – zapytała.
– Wynajęliśmy z Pauliną mieszkanie.
Cisza. I nagle powietrze zrobiło się ciężkie, jakby w tej ciszy zawisło wszystko, czego się bałem.
– Czy ty naprawdę powiedziałeś mi to bez wstydu? – Jej głos był ostry. – Mieszkasz z kobietą, która nie jest twoją żoną?
Była wściekła
– Mamo, proszę cię… Przecież Paulina cię lubi. Chciałaby cię poznać. Przecież…
– Łamiesz przykazania. Nie chcę znać syna, który sypia z kobietą przed ślubem – powiedziała chłodno.
– Mamo! – podniosłem głos. – Naprawdę wolisz Boga niż mnie? Przecież Paulina ci nic nie zrobiła.
– Ty mnie zawiodłeś.
– A może po prostu nie chcesz mnie znać, bo nie mieścimy się w twoim świecie, w którym miłość jest grzechem, jeśli nie ma papierka z kościoła?
– Nie wyzywaj Pana Boga, Kuba.
– Nie wyzywam. Po prostu próbuję zrozumieć, dlaczego twoja religia jest ważniejsza ode mnie.
Rozłączyła się. Stałem wtedy w kuchni z telefonem w ręce. Paulina weszła i zapytała:
– Nie poszło dobrze?
– Nie poszło wcale – odpowiedziałem.
Wtedy po raz pierwszy poczułem, że moja matka widzi mnie już nie jako syna, tylko jako odstępcę. Grzesznika. Jakby jeden wybór mógł przekreślić całe życie, całe dzieciństwo, wszystkie te dni, kiedy byliśmy razem jak matka i syn.
Chciałem to naprawić
Przez kilka miesięcy wysyłałem jej SMS-y: „Wesołych Świąt, mamo”, „Z Pauliną wszystko dobrze, myślimy o tobie”, „Chciałbym, żebyśmy pogadali”. Bez odpowiedzi. Wysłałem też list. Wiem, że listy mają inną wagę. Pisałem w nim o tym, że ją kocham, że rozumiem jej wiarę, ale proszę o miejsce także dla nas. Paulina któregoś wieczorem, zapytała:
– Ile razy jeszcze dasz się jej zranić? Może po prostu musisz zaakceptować, że ona cię nie chce?
– To moja matka. Nie chcę się poddać. Może kiedyś zrozumie.
– A może to ty musisz w końcu zrozumieć?
Zaręczyliśmy się jesienią. Klęknąłem przy stawie w parku, tam, gdzie kiedyś karmiliśmy kaczki i śmialiśmy się, że nie stać nas na restaurację. Zapytałem, czy wyjdzie za mnie. Powiedziała „tak”, jakby to było „w końcu”. Planowaliśmy małe wesele, bez długiej listy gości, bez wystawnych dań, bez wielkiego show. Chcieliśmy, żeby to było rodzinne świętowanie: rodzina, przyjaciele, muzyka, jedzenie. Ciepło, bez zadęcia.
Nie przyszła
Matka oczywiście miała dostać zaproszenie. Wiedzieliśmy oboje, że to ryzyko, ale ja musiałem spróbować jeszcze raz. Może ten jeden raz byłby inny. Przecież to ślub, moje małżeństwo. Chciałem, żeby przynajmniej miała wybór. Albo w tym będzie, albo nie – ale nie dlatego, że nic nie wiedziała.
Wsunąłem zaproszenie do środka, a potem dodałem zdjęcie – jedno z naszych ulubionych, zrobione telefonem, niepozowane. Siedzieliśmy przy oknie w kawiarni, wyglądaliśmy na szczęśliwych. I byliśmy. Wysłałem zaproszenie następnego dnia. Czekałem tydzień.
W końcu przyszła odpowiedź. Usiadłem przy stole i otworzyłem wolno kopertę, ostrożnie, jakby w środku mogło coś wybuchnąć. W środku był tylko jeden cytat, czarno na białym, zapisany długopisem: „Niechaj grzesznicy będą wygładzeni z ziemi” – psalm 104,35. I nic więcej. Żadnego „synu”, żadnego „twoja mama”. Nawet kropki na końcu zdania. Tylko ten wers. Biblijna kulka w serce.
– Co to jest…? – Paulina stała za mną, spojrzała przez ramię.
Nic nie powiedziałem.
– Ona ci naprawdę to wysłała? Na ślub?
Skinąłem głową.
– To chore. Nawet na ślubie nie potrafi być matką.
Byłem załamany
W dłoniach ściskałem tę kartkę, jakby to był dowód zbrodni.
– To koniec – powiedziałem w końcu. – Nie mam już siły. Nie mam matki.
Paulina położyła dłoń na mojej, ale ja już odpływałem gdzieś daleko, w miejsce, gdzie byłem znów małym chłopcem, siedzącym z nią w kościele, patrzącym, jak ściska różaniec i szepcze pod nosem modlitwy. Myślałem wtedy, że jak się jest dobrym, to wszystko będzie dobrze. Teraz już tak nie myślę.
To był piękny dzień. Pogoda jak zamówiona – słońce, lekki wiatr, ludzie uśmiechnięci, a Paulina wyglądała, jakby świat się do niej uśmiechał. Ale we mnie było pusto. Patrzyłem na gości, na jej rodziców, na przyjaciół. Wszyscy obecni, poza jedną osobą, której brakowało mi jak powietrza – i której obecność bolałaby pewnie jeszcze bardziej.
W głowie przewijały się obrazy z dzieciństwa: jak razem modliliśmy się wieczorem, jak czytała mi bajki, jak mówiła, że Bóg wszystko widzi. Myślałem wtedy, że miłość rodzica to coś, co jest niezniszczalne. Ale okazuje się, że są wyjątki. Jeśli kochasz Boga bardziej niż dziecko, to nawet ślub syna może być dla ciebie zgorszeniem.
Po ceremonii, kiedy już wszyscy składali nam życzenia, Paulina przytuliła mnie i powiedziała:
– Może kiedyś będzie żałować.
– A jeśli nie? Jeśli naprawdę wierzy, że umrę w grzechu?
Nie odpowiedziała. I może dobrze, no na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi.
Jakub, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ubzdurałam sobie, że mąż mnie zdradza. To jednak nie on zniszczył nasze małżeństwo, tylko moje pokręcone domysły”
- „Myślałam, że malowanie jest dobre dla dzieci. Nie sądziłam, że powrót do dawnego hobby może mnie tak uskrzydlić”
- „Mąż mnie ignorował, więc go zdradziłam. Jeszcze nie wiem, czy to miłość, ale przynajmniej czuję, że żyję”

