Reklama

Odkąd pamiętam, mama prosiła mnie, żebym nie przyznawała się do tego, że jestem jej córką.

Reklama

– Przecież wyglądamy bardziej jak siostry! Po co mam się postarzać? – chichotała.

Gdy byłam dzieckiem, trochę mnie to bawiło. To był pewien rodzaj naszej wspólnej gry, jakiejś zabawy. W okresie dojrzewania zaczęło mi to jednak ciążyć: matka zdawała się zupełnie nie dostrzegać, że staję się dorosłą kobietą, że zaczynam wzbudzać zainteresowanie chłopców, że krewni mówią o mnie “Ale piękna młoda kobieta!”. Ona uparcie widziała we mnie dziecko i ignorowała wszystkie znaki świadczące o tym, że dorastam.

Oddaliłyśmy się od siebie

Mniej więcej w liceum zrozumiałam, że moja bliska relacja z matką to przeszłość. Gdy tylko zorientowała się, że nie budzi już powszechnego zachwytu, gdziekolwiek się ze mną pojawi, a faceci bardziej interesują się mną niż nią, zrobiła się wobec mnie oziębła. Wiedziałam, że nie będę mogła na nią liczyć, więc niczego jej nie mówiłam. Nie wiedziała o moim pierwszym chłopaku, nie wiedziała o kłótniach z przyjaciółkami czy moich ambicjach. Kiedy powiedziałam, że myślę o pracy jako modelka, spojrzała na mnie od stóp do głów i powiedziała lodowato:

– Jeśli uważasz, że masz warunki... Poza tym, uroda mija. Nawet nie wiesz, jak szybko.

Nie prosiłam ją, żeby woziła mnie na castingi. Sama jeździłam. Gdy zdobyłam pierwszy stały kontrakt, wszystkie przyjaciółki świętowały razem ze mną. Matka zareagowała obojętnością. Nie ukrywam, było mi przykro. Obiektywnie odniosłam pewien sukces, zaczynałam zarabiać porządne pieniądze w bardzo młodym wieku, szybko się usamodzielniłam.

Chciałam, żeby była ze mnie dumna

W głębi duszy chciałam, żeby mnie pochwaliła, żeby powiedziała, że wiedziała, że mi się uda i że dla niej zawsze byłam najpiękniejszą dziewczynką na świecie. To wszystko przecież powiedziałby normalny, kochający rodzic. Ona nie potrafiła. Kiedyś jej to wykrzyczałam.

– Dlaczego nie jesteś ze mnie dumna?!

Spojrzała na mnie obojętnie, z lekkim politowaniem.

– A co takiego osiągnęłaś? Urodziłaś się ładna, bo ja jestem ładna. Miałaś to w genach. Żaden sukces – wzruszyła ramionami.

Rozpłakałam się. Wtedy zdecydowałam, że czas się wyprowadzić – a że było mnie na to stać, nie było się nad czym zastanawiać. Gdy zabierałam walizki, miałam wrażenie, że coś ją tknęło. Na chwilę się zawahała, kiedy niezbyt czule obejmowała mnie na pożegnanie. Ale nic nie powiedziała. „Jak widać, jednak nie ma niczego do powiedzenia”, pomyślałam. Nie czekałam. Nie dopytywałam. Pożegnałam się i wyszłam.

Bez matki odzyskałam radość życia

Być może to okrutne, ale życie bez matki okazało się być moim wybawieniem. Czułam się szczęśliwa, zadowolona z siebie, dumna. Lekka. Gdy tylko oderwałam się od wiecznego niezadowolenia matki, dostrzegłam jak wiele mam zalet. Przestałam je chować w obawie przed ciągłą krytyką, przed tym, że zamiast pochwały, usłyszę tylko coś, co wgniecie mnie w podłogę.

Jesteś zupełnie inną osobą, odkąd mieszkasz sama – zauważyła moja przyjaciółka.

– Wiem. Każdego dnia czuję, że coraz bardziej jestem sobą. Nie muszę ciągle się chować, umniejszać własnych osiągnięć, chodzić wokół kogoś na paluszkach, byle tylko go nie rozdrażnić samą moją obecnością. Miałam tego dosyć – wyrzuciłam z siebie.

Przez dwa lata miałam bardzo mały kontakt z matką. Dzwoniłyśmy do siebie raz w miesiącu, żeby zdawkowo opowiedzieć co tam u nas słychać, spotykałyśmy się na święta, czasem na urodziny, ale nic poza tym. W tym czasie zdążyłam zrobić jakąś karierę: może nie chodziłam w pokazach u największych projektantów, ale miałam stałe zlecenia, dobrze zarabiałam, zdarzało się, że gościłam na plakatach dużych marek rozwieszonych w centrum miasta. Coraz więcej dalekich krewnych i znajomych zaczęło się do mnie odzywać.

Przypomniała sobie o mnie

– Asia, nie miałam pojęcia, że jesteś taka popularna! Mama musi być z ciebie dumna – szczebiotała mi do słuchawki jedna z ciotek.

– Tak, oczywiście... – skłamałam.

Nie chciałam wchodzić w szczegóły nasze relacji. Prawdę znali tylko moi najbliżsi przyjaciele. Ale im bardziej rozwijała się moja kariera, tym bardziej w zachowaniu matki coś zaczynało się zmieniać. Częściej dzwoniła, pytała co u mnie. Momentami nawet brzmiała, jakby była szczerze zainteresowana moim życiem.

Myślisz, że coś sobie przemyślała? – zapytała mnie któregoś dnia moja przyjaciółka Julka.

– Nie wiem. Może?

– Może i tak – westchnęła. – Ale bądź ostrożna. Ta kobieta myśli przede wszystkim o sobie.

Te słowa długo miałam z tyłu głowy.

To nie była troska

Matka jednak zachowywała się, jakby naprawdę zaczęło jej zależeć na naszej relacji. Kilka razy zaprosiła mnie na obiad, zabrała do kina. Robiła wszystko, co umiała, żeby złagodzić napięcie między nami.

– Myślę, że byłam dla ciebie trochę zbyt surowa. Ja po prostu nie chciałam, żebyś straciła głowę dla tego modelingu, żebyś definiowała siebie wyłącznie przez to, jak wyglądasz – usprawiedliwiała się.

– Nigdy się tak nie definiowałam. Chyba ty powinnaś wiedzieć najlepiej, że nie jestem próżna – zauważyłam ostrożnie.

– Tak, ale... Tyle możliwości dla takiej młodej dziewczyny. Każdemu zawróciłoby to w głowie.

Zamyśliłam się na chwilę. Może miała trochę racji? Spojrzałam na jej zachowanie z trochę innej perspektywy. Nie zmieniło to jednak faktu, że nadal czułam się przez nią skrzywdzona. Nie do końca wierzyłam, że za jej zachowaniem stała wyłącznie troska o mnie. I miałam rację: im bardziej ponownie się do siebie zbliżałyśmy, tym bardziej rozumiałam, że matka po prostu znalazła sobie nowy sposób na odmłodzenie się. Nie miało to wiele wspólnego z chęcią odbudowania relacji.

Matka rozkwitała

Zauważyłam to na jednym z przyjęć branżowych, na które ją zabrałam.

– Pani jest mamą Joasi? Powiedziałbym, że siostrą – fałszywie skomplementował ją jeden z fotografów.

Doskonale znałam te nieszczere pochwały. Wiedziałam, że ci ludzie są mistrzami w tzw. gadce-szmatce. Nie przywiązywali żadnej wagi do tego, co mówią. Po prostu gadali: byle było miło, byle nawiązywać nowe znajomości, byle roztaczać wokół siebie aurę słodyczy i serdeczności. Taki był ten biznes. Ale matka chwytała się każdej takiej uwagi jak szalupy ratunkowej.

– Och, naprawdę? – rozpromieniła się. – Piękna ta moja Asia, ma pan rację. Nie wiem, po kim...

Jak to, po kim? Po pani, oczywiście! – kadził jej dalej facet.

Matka rozkwitała jak kwiat na słonecznej łące. A ja w duchu gorzko wyśmiewałam tę jej troskę o moją „próżność”. Nie znałam bardziej próżnej osoby od niej samej.

Była bezczelna

Na następnym przyjęciu była jeszcze bardziej bezczelna i spragniona komplementów.

Wyobraża pan sobie, że to sukienka mojej córki? Ona jest modelką, a na mnie pasuje jak ulał! – chwaliła się ordynarnie.

Oczywiście, w tych kręgach nie trzeba było długo czekać na odpowiedź.

– Co pani opowiada! Faktycznie, leży bosko! – zachwycały się przypadkowe osoby pracujące dla producenta kosmetyków, który zaprosił nas na przyjęcie.

– Asia, powiedz im, że ludzie zawsze mylili nas z siostrami! Pamiętasz? – wciągnęła mnie do rozmowy matka.

– Ta... Tak było – odparłam kwaśno, ale dziewczyny nawet nie wyczuły nieszczerości w moim głosie. – Chodź, mamo, musimy już iść.

– Daj spokój, przecież jest tak miło! – wyrwała mi swoją rękę.

Co za wstyd

Westchnęłam głęboko i poszłam do baru. Byłam w stanie zignorować wiele jej wybryków: mogła podbierać mi ciuchy (chociaż wyglądała w nich jak dzidzia piernik), mogła opowiadać farmazony obcym ludziom na przyjęciach. Ale gdy zobaczyłam jak pcha się na kolana 20–letniemu modelowi, postanowiłam, że mam tego dosyć.

– Chodź, idziemy – syknęłam, zaciskając rękę na jej ramieniu.

– O co ci chodzi? Przecież tylko dobrze się bawię – zachichotała jak infantylna nastolatka.

– Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś przy okazji nie robiła mi wstydu. Buduję tu sobie kontakty, od tego zależy moja kariera, a ty zachowujesz się jak pusta małolata – odparłam.

Śmiertelnie się obraziła. Nie odzywała się do mnie przez całą drogę powrotną, a potem przez dwa tygodnie nie dzwoniła. Myślałam, że mnie to zrani, ale tak nie było. Chyba jednak od początku nie do końca wierzyłam w tę jej przemianę, dlatego nie byłam rozczarowana, gdy okazało się, że matka zupełnie się nie zmieniła. Nadal myślała wyłącznie o sobie. Jeśli przeprosi, może będziemy jeszcze miały jakąś relację. Ale wiem już, że nie pozwolę jej wiecznie podbudowywać swojego ego moim kosztem.

Reklama

Joanna, 21 lat

Reklama
Reklama
Reklama