„Matka ot tak porzuciła mnie w święta dla kochanka. Najpierw żałowałam, a potem odkryłam gorzką prawdę”
„Szuflada w dawnym pokoju mamy zacięła się, jakby sama nie chciała zdradzić tajemnicy. Ale pchnęłam mocniej. Zgrzyt, klik i ustąpiła. W środku były stare zeszyty, rachunki, opakowanie po perfumach i pudełko po czekoladkach. Z ciekawości je otworzyłam. W środku znalazłam koperty. Każda z nich była zaadresowana do mnie”.

Zawsze wracałam na święta. Nawet jeśli nie miałam z kim dzielić się opłatkiem, to wracałam. Wierzyłam, że wystarczy się pojawić, a atmosfera sama otuli mnie jak koc. Że mama się wzruszy, w tle poleci "Last Christmas", a my usiądziemy do barszczu i wszystko będzie jak kiedyś. Naiwność.
Wysiadłam z pociągu dzień przed Wigilią. Zadzwoniłam do mamy, żeby mnie odebrała, bo padał mokry śnieg, a tramwaje miały opóźnienia.
— Hej, już jestem. Możesz po mnie podjechać?
— Kochanie… My z Maksem właśnie jesteśmy w drodze do Zakopanego.
Zamarłam.
— Serio? Wyjeżdżasz? Na święta?!
— Jesteś już dorosła. Zobaczysz, też kiedyś tak zrobisz.
— Nie. Ja tak nie zrobię.
I się rozłączyła. Zostałam na peronie z walizką i myślą, że nawet mój własny dom nie czeka już na mnie. W mieszkaniu panowała cisza. Lodówka pusta, choinki brak, na stole kartka: "Pizza w zamrażarce. Maksa już znasz, nie bądź złośliwa. Buziaki!". Usiadłam z tą pizzą i serialem. A potem zrobiłam coś, czego nie powinnam. Zadzwoniłam do niej jeszcze raz.
Rzuciłam telefon na poduszkę
Pizza parzyła mnie w język, ale jadłam łapczywie, jakby od tego zależało moje przetrwanie. W tle leciał stary serial, w którym bohaterowie dekorowali pierniki i śmiali się przy kominku. Mój kominek to był ekran laptopa. I wcale mi nie było do śmiechu. Wzięłam telefon. Nie powinnam dzwonić, ale złość pulsowała mi w skroniach. Zadzwoniłam.
— Halo? — odebrała szybko, jakby się mnie spodziewała.
— Naprawdę myślisz, że to normalne? Zostawić własne dziecko w Wigilię, bo jakiś Maks zabrał cię na weekend w góry?
— Natalia, nie zaczynaj. Masz dziewiętnaście lat, nie jesteś dzieckiem. I nie „jakiś Maks”, tylko mój partner.
— On ma trzydzieści lat! Jest młodszy od twojego szefa!
— Przynajmniej mnie rozśmiesza. A ty tylko narzekasz.
— Bo może jedyna, która tu jeszcze coś czuje, to ja?
Chwila ciszy. Może ją to zabolało. Może coś zrozumiała. Raczej nie. Westchnęła tylko i zaczęła się tłumaczyć.
— Wiesz, że odkąd jesteś na studiach, to i tak prawie cię nie ma. Chcę też mieć swoje życie. Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań.
— Nie chodzi o oczekiwania. Chodzi o to, że już nawet nie próbujesz być matką.
— Nie dramatyzuj.
— Dramatyzuję? Ty mnie od dziecka traktujesz jak tło. Jak dodatek do swojego życia. Z tatą było to samo. I wiesz co? Może właśnie dlatego jestem sama w te święta. Bo się od ciebie tego nauczyłam.
I się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na poduszkę i zaczęłam płakać, tylko tym razem nie cicho. Płakałam tak jak dziecko, które zrozumiało, że nikt po nie nie przyjedzie.
Nie miałam siły odmawiać
Zawsze uważałam panią Jadwigę za nudną staruszkę z drugiego piętra, która wie wszystko o wszystkich. Ale gdy trzeciego dnia świąt zobaczyłam ją na klatce, jak męczy się z torbą, odruchowo podbiegłam pomóc.
— A ty sama, Natalko? — zapytała cicho, gdy wzięłam od niej zakupy.
— Tak wyszło — rzuciłam i chciałam już uciec, ale pokiwała głową.
— To chodź na herbatę. Z makowcem. Upiekłam za dużo.
Nie miałam siły odmawiać. Jej mieszkanie pachniało goździkami i czymś jeszcze — jakimś ciepłem, którego u nas w domu od dawna nie było.
— Twoja mama... ona kiedyś była inna — zaczęła nieśmiało. — Wiesz, bardzo kochała twojego ojca.
— Serio? — prychnęłam. — Bo wygląda, jakbyśmy nigdy nie byli rodziną.
— A może próbowała zapomnieć. Czasem ludzie tak robią, żeby nie zwariować.
Zamieszałam herbatę i spojrzałam na jej stół, zastawiony jakby ktoś miał zaraz wpaść z opłatkiem. Ale nikt nie przyszedł. Tylko ja.
— Pamiętam cię w wózku. Mała byłaś, a ona wciąż się rozglądała. Jakby bała się, że ktoś was śledzi. Twój tata chyba długo się z tym nie pogodził.
— Nie wiedziałam.
— Bo dzieciom nie mówi się wszystkiego. Ale może... już czas, żebyś się dowiedziała.
Zamilkła. Zrobiło się cicho. Zbyt cicho. Wróciłam do mieszkania i długo patrzyłam w sufit. Zaczęłam się zastanawiać, ile z mojego dzieciństwa było prawdziwe, a ile wymyślone przez tę małą mnie, która chciała wierzyć, że ma rodzinę.
Złapałam się za głowę
Szuflada w dawnym pokoju mamy zacięła się, jakby sama nie chciała zdradzić tajemnicy. Ale pchnęłam mocniej. Zgrzyt, klik i ustąpiła. W środku były stare zeszyty, rachunki, opakowanie po perfumach i pudełko po czekoladkach. Z ciekawości je otworzyłam. W środku znalazłam koperty. Każda z nich była zaadresowana do mnie.
„Natalio” — kaligrafia, której nie widziałam od lat. Ojciec. Dłonie mi zadrżały. Wzięłam pierwszy list i zaczęłam czytać: „Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Twoja mama nie odbiera, a ja... tęsknię. Kocham Cię, Nati. Chciałbym tylko Cię zobaczyć, choć raz na święta...”. Serce zabiło mi szybciej. Otworzyłam kolejny.
„Wysłałem paczkę na Dzień Dziecka. Mam nadzieję, że dotarła. Twoja mama mówi, że nie chcesz mnie widzieć. Ale ja nie wierzę. Ty nie możesz mnie tak po prostu wyrzucić z serca. Przecież kiedyś siedziałaś na moich kolanach i mówiłaś, że jestem Twoim bohaterem”. Zaciskałam zęby. Kolejne listy były jeszcze bardziej poruszające. Pisał o tym, jak bardzo za mną tęskni, jak próbował walczyć o kontakt w sądzie, jak odsyłała mu paczki, jak nie dopuszczała go do szkoły na wywiadówki.
Złapałam się za głowę. Mama... ona to wszystko zatrzymała? Od początku żyłam w przekonaniu, że tata nas porzucił. Że się nie odezwał, że odszedł, bo miał dość. A on... On pisał. Błagał. Był.
Wtedy coś się we mnie złamało. Zaczęłam płakać na głos. Nie z żalu, a z wściekłości. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim podniosłam telefon i wpisałam jego nazwisko w wyszukiwarkę. Musiałam go znaleźć. Musiałam wiedzieć.
Chciała coś powiedzieć
Matka wróciła dwa dni po świętach. Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a po mieszkaniu rozeszło się:
— Halo, wróciliśmy! Maks już wnosi walizki! — zawołała z entuzjazmem, jakby wracała z zakupów, a nie porzuciła córkę na Wigilię.
Stałam w kuchni. Na stole czekało pudełko po czekoladkach, a na nim listy. Wszystkie. Usiadła na krześle, spojrzała na mnie i zamarła.
— Co to jest? — zapytała już ciszej.
— Listy. Od taty. Od mężczyzny, którego, jak twierdziłaś, nie obchodziłam.
— Natalia, nie… nie rozumiesz.
— Zabrałaś mi ojca. Niechcący? Świadomie? Już nie ma znaczenia. Ale zrobiłaś to. Ukryłaś je wszystkie.
— Zrobiłam to, żeby cię chronić.
— Przed czym? Przed prawdą, że mnie kochał? Że nie zniknął bez słowa, tylko próbował mnie odnaleźć?
— Byłam zraniona. Bałam się, że cię skrzywdzi...
— To TY mnie skrzywdziłaś.
Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam. Wstałam, podeszłam do niej i położyłam dłoń na listach.
— To są moje wspomnienia, mamo. Zabrane. Zniszczone. Prawdziwe dzieciństwo, którego nigdy nie miałam szansy przeżyć.
— Natalia…
— Wiesz, co jest najgorsze? Że nawet teraz nie potrafisz powiedzieć „przepraszam”. Zawsze ucieczka. Zakopane, Maks, kolejne wyjazdy. Zawsze coś ważniejszego niż ja.
Jej oczy się zaszkliły, ale ja nie płakałam. Nie tym razem. Wzięłam listy do torby i wyszłam do przedpokoju.
— Nie wiem, czy ci wybaczę. Ale na razie nie chcę cię widzieć.
I zamknęłam za sobą drzwi.
Uśmiechnął się przez łzy
Znalazłam go przez Facebooka. Miał ten sam uśmiech, który znałam z dziecięcych zdjęć. Wysłałam wiadomość. Krótką, prostą: „Jestem Natalia. Twoja córka. Czy możemy się spotkać?”. Odpisał po godzinie. „Tak. Kiedy chcesz”. Spotkaliśmy się w kawiarni w centrum. Siedział już przy stoliku, nerwowo bawił się łyżeczką. Gdy mnie zobaczył, wstał, jakby nie wiedział, czy powinien mnie przytulić, czy podać rękę.
— Cześć — powiedziałam, siadając.
— Natalia… jesteś... inna niż myślałem. Dorosła — wykrztusił.
— A ty jesteś bardziej prawdziwy, niż to, co o tobie słyszałam.
Zamilkł. Wziął głęboki wdech.
— Przepraszam. Za wszystko. Za to, że cię nie było... choć chciałem.
— Wiem. — Wyjęłam listy z torby. — Zobacz.
Przeglądał je w milczeniu, potem otarł oczy rękawem swetra.
— Tyle razy chciałem zapukać do waszego mieszkania. Ale mama była nieprzejednana. W sądzie, u kuratora… wszędzie przegrywałem. A potem bałem się, że cię skrzywdzę. Że mnie znienawidzisz.
— Prawie to zrobiłam — przyznałam. — Ale już nie chcę się złościć. Chcę tylko wiedzieć, kim jesteś.
Uśmiechnął się przez łzy.
– Chcesz wiedzieć? Mam tyle historii. O tobie, jak byłaś mała. O tym, jak kupowałem ci w sekrecie książeczki z naklejkami. Nosiłaś czapkę z pomponem i mówiłaś do mnie „tato” z takim światłem w oczach, że myślałem, że niebo pęknie.
— Chcę to wszystko usłyszeć — powiedziałam cicho.
Wyszliśmy z kawiarni po dwóch godzinach. Na ulicy pożegnał mnie z wahaniem.
— Nie wiem, czy potrafisz mi wybaczyć.
— Nie wiem, czy potrafię. Ale chciałabym spróbować.
I pierwszy raz od lat ktoś mnie objął tak, jak powinien to robić rodzic.
Natalia, 19 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wybierałam choinkę i spotkałam dawną miłość. Rzuciłam dla niego wszystko, a on nagle zmienił zdanie”
- „Randkowanie to dla mnie istny koszmar. Mam dość facetów myślących, że zaimponują mi grubym portfelem”
- „Zerwałam zaręczyny, bo on nie chciał być ojcem. Teraz ma trójkę dzieci z inną kobietą”

