Reklama

Nigdy nie byłam córeczką mamusi. W naszym domu to Sylwia, moja młodsza siostra, dostawała ciepło, uwagę i każde dobre słowo. Ja byłam tą zaradną, tą co zawsze sobie poradzi. Mama lubiła powtarzać, że na mnie można liczyć, ale to nie miało nic wspólnego z bliskością — raczej zwalniało ją z obowiązku bycia obecną w moim życiu. Zresztą, wtedy nie zadawałam pytań. Może dlatego, że nie chciałam znać odpowiedzi.

Dziś jestem grubo po trzydziestce, mam dwójkę dzieci i męża, który pracuje na zmiany. Moje życie to ciągła logistyka: szkoła, obiady, praca, choroby, zebrania, wieczorne czytanie bajek i pranie o północy. W chwilach zmęczenia, kiedy jedno dziecko ma gorączkę, a drugie płacze, bo nie ma czystych legginsów do przedszkola, zdarza mi się pomyśleć: „Może mama mogłaby choć raz pomóc?”.

Ale kiedy w końcu się przemogłam i zadzwoniłam do niej z prośbą, usłyszałam:

Swoje dzieci już wychowałam, Lena.

Kilka dni później Sylwia wrzuciła na Facebooka zdjęcie: mama na kanapie u niej w salonie, w piżamie, z wnuczkami na kolanach. Podpis pod fotką: „Weekend u babci”. Stałam wtedy nad zlewem, w rękach trzymałam tłustą patelnię, a w sercu przepełniał mi żal. Po co ja się w ogóle łudziłam?

Miałam nie przeszkadzać

— Mamo, ja wiem, że jesteś zmęczona, ale naprawdę potrzebuję pomocy — odezwałam się niepewnie. — Michał ma gorączkę, muszę iść do pracy, a przedszkole Kai nie przyjmuje dzieci z objawami. Mogłabyś wpaść, chociaż na dwie godziny?

— Lena, ja nie mam już siły na małe dzieci — usłyszałam po drugiej stronie. — Poza tym... wiesz, że w ten weekend i tak jadę do Sylwii.

— Ale przecież dziś środa — zauważyłam trafnie.

— No tak, ale muszę wypocząć przed wyjazdem – dodała po chwili ciszy. — I pamiętaj, swoje dzieci już wychowałam, Lena.

Nie wiem, co bolało mnie bardziej: jej słowa czy ton, jakim je wypowiedziała. Taki... obojętny. Jakby pomaganie mi było wydumaną fanaberią, a nie wsparciem dorosłej córki. Rozłączyłam się i stałam chwilę w milczeniu, wpatrując się w telefon. Michał kaszlał w pokoju obok. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do sąsiadki, do tej dobrej duszy, która już kilka razy ratowała mnie z opresji. Udało się.

Dwa dni później, gdy akurat miałam przerwę na kawę, zawibrował mój telefon. Messenger. Na ekranie zobaczyłam zdjęcie Sylwii. Moja matka z wnuczkami na kolanach. W tle bajzel, zabawki, otwarta paczka chrupek. Mama oczywiście uśmiechnięta od ucha do ucha. Podpis głosił: „Weekend zaczęty wcześniej! Babcia najlepsza na świecie”.

Tego dnia po pracy nie wracałam od razu do domu. Poszłam się przejść, tak o, spontanicznie, żeby poradzić sobie z natrętnymi myślami. Usiadłam później na ławce pod blokiem i w głowie odtwarzałam scenki z dzieciństwa. Jak mama broniła Sylwii, gdy potłukła kubek. Jak mnie skrzyczała, gdy przydarzyło mi się to samo. Jak Sylwia mogła wszystko. A ja? Miałam nie przeszkadzać.

Mama wbiła wzrok w podłogę

— To boli, wiesz? — powiedziałam, wchodząc do jej kuchni bez zbędnych powitań. — To, jak mnie traktujesz.

Mama odwróciła się od zlewu i wytarła dłonie w ścierkę.

— O co ci chodzi tym razem? — burknęła.

— O to, że kiedy Sylwia dzwoni, stajesz na rzęsach, a mnie wiecznie mówisz tylko „nie mam siły”, „jestem zmęczona”, „to twoje dzieci”. Jakby moje dzieci były jakimś obowiązkiem, a Sylwii radością — rzuciłam.

— Lena, ty zawsze miałaś do mnie żal — stwierdziła. — Od małego. Wszystko brałaś do siebie.

— Bo może miała powód?! — Podniosłam głos. — Sylwii pozwalałaś wracać po północy, ja musiałam być o dziewiątej. Ona miała markowe ciuchy, ja „odzież z darów”. Jej wybaczałaś wagary, mnie robiłaś awanturę za trójkę z matmy!

Mama wbiła wzrok w podłogę. Widziałam, że się spina.

— Sylwia zawsze była... bardziej delikatna — mruknęła. — Wrażliwsza. Ty jesteś silna.

— Nie, mamo — zaprotestowałam stanowczo. — Ja nauczyłam się być silna, bo musiałam. Bo nikt nie stawał po mojej stronie. Nawet ty.

W powietrzu między nami zawisła ciężka cisza. Przez chwilę myślałam, że mama coś powie. Że przeprosi albo chociaż się rozpłacze. Ale ona tylko wzięła głęboki oddech, podniosła wzrok i rzuciła:

Nie rób z siebie ofiary, Lena. Każda z was miała inaczej. Życie to nie wyścig.

Zrozumiałam, że nie usłyszę tego, co chciałam. Na pewno nie teraz, a może... nigdy do tego nie dojdzie.

Nie zamierzałam odpuścić

Wpadłam do mamy tylko po prześcieradło z gościnnego. Dzieciaki zaraziły się od siebie nawzajem i chciałam, żeby miały czyste łóżka. Mama siedziała w salonie i rozmawiała przez telefon. Nie zauważyła, że wróciłam po zostawioną torbę. Stałam w przedpokoju, gdy usłyszałam jej głos, cichszy niż zwykle, pełen napięcia.

— Nie, nie, Sylwii nic nie mówiłam. Ale ona ma prawo wiedzieć. Zresztą, wiedziała od dawna. Lena... nie. Ona nie może się dowiedzieć. Nie powinna. To by wszystko zepsuło.

Serce mi stanęło. Wstrzymałam oddech. „To by wszystko zepsuło”?

— Nie, nie mam wyrzutów sumienia. Ona nigdy nie była taka... jak Sylwia. Zawsze miała w sobie coś obcego. Zresztą, gdyby nie tamta sytuacja...

Nie usłyszałam więcej. Nogi same mnie poniosły. Wpadłam do pokoju jak burza.

— Nie powinnam się dowiedzieć o czym, mamo? — rzuciłam.

Zamarła. Telefon wypadł jej z dłoni i z głuchym stukiem uderzył o podłogę. Patrzyła na mnie jak na ducha. Albo jak na bombę z opóźnionym zapłonem.

— Lena... ty... od jak dawna tu jesteś? — wydukała.

— Wystarczająco długo. — Skrzyżowałam ramiona na piersi. — Mów, o co chodzi. Co takiego przede mną ukrywasz?

Zebrała telefon z podłogi. Trzęsły jej się ręce.

To nie rozmowa na teraz — powiedziała cicho. — Ani na szybko.

— Mów! — warknęłam. — I tak nie wyjdę stąd, dopóki się nie dowiem.

Popatrzyła na mnie z tą samą mieszaniną chłodu i paniki, którą znałam z dzieciństwa. Ale tym razem nie zamierzałam odpuścić.

Zerwałam się z fotela

— Byłam młoda... — zaczęła po dłuższej chwili — ...głupia i... zakochana. Nie w twoim ojcu.

Siedziałam na tym samym fotelu, co zawsze. Na tym, na którym nigdy nie pozwalała mi siadać, bo „to fotel dla gości”.

— Co ty mówisz? — nie rozumiałam.

— Zaszłam w ciążę z kimś innym. Takie... krótkie zauroczenie — mówiła dalej. — Twój ojciec o tym wiedział. Wybaczył mi. Wziął mnie z brzuchem. Powiedział, że wychowa cię jak swoją. I dotrzymał słowa.

Zaniemówiłam.

— Ty... — wyjąkałam. — Chcesz mi powiedzieć, że tata... nie był moim ojcem?

Skinęła głową.

— Nie biologicznym — przyznała. — Ale to on cię trzymał na rękach, jak miałaś gorączkę. To on uczył cię jeździć na rowerze. To on... był przy tobie, choć nie musiał.

— A ty? — Głos mi zadrżał. — Ty musiałaś, ale nigdy nie chciałaś.

— Nie tak to wyglądało — rzuciła twardo. — Twoje pojawienie się... zrujnowało moje życie, moje wszystkie plany. Rodzice się mnie wstydzili. Ja się siebie wstydziłam. A potem na świat przyszłaś ty... taka podobna do niego. Przypominałaś mi o wszystkim, czego nie chciałam pamiętać.

Zakręciło mi się w głowie.

— I dlatego zawsze kochałaś Sylwię bardziej? — wyszeptałam.

— Sylwia była dzieckiem z miłości — powiedziała z nutą czułości w głosie. — Była moim nowym początkiem.

Zerwałam się z fotela.

— Dla ciebie może nowym początkiem — warknęłam. — A dla mnie? Byłam dla ciebie tylko błędem. Przypomnieniem o tym, czego żałowałaś. A ja... całe życie próbowałam cię zadowolić.

Wybiegłam ze świadomością, że tak naprawdę nie byłam kochana. Nigdy.

Spróbujmy

Sylwia otworzyła mi drzwi w legginsach i bluzie, z kubkiem kawy w dłoni. Na mój widok zamarła.

— Coś się stało? — spytała ostrożnie.

— Wiedziałaś? — rzuciłam bez żadnego „cześć”. — Wiedziałaś, że nie jestem córką taty?

Spuściła wzrok i to wystarczyło mi za całą odpowiedź.

— Domyślałam się — powiedziała cicho. — Słyszałam kiedyś, jak mama mówiła do cioci: „Na szczęście Sylwia ma nasze oczy. A Lena... cóż”. — Wzruszyła ramionami. — Wiesz, nie chciałam mieszać.

Nie chciałaś mieszać?! – wrzasnęłam. — Całe życie czułam się gorsza, a ty po prostu... milczałaś?!

— A co miałam zrobić? — jęknęła. — Mama nigdy nie była łatwa, a z tobą... Ty zawsze byłaś jakoś na uboczu, zamknięta w sobie. Jakbyś nie chciała być częścią tej rodziny.

Zaśmiałam się gorzko.

— Bo może nie byłam — stwierdziłam. — Nie miałam pojęcia, że wszyscy poza mną grali w jakąś chorą grę pozorów.

Usiadłam na jej kanapie. Patrzyła na mnie, jakby nie wiedziała, co zrobić z moją złością.

— Wiesz, co mnie najbardziej boli? — spytałam po chwili. — Nie to, że mama mnie nie kochała. Najbardziej przykre jest to, że nigdy nawet nie próbowała.

Sylwia milczała. Po chwili jednak przysiadła się do mnie.

— Może mama nie była wobec ciebie fair — przyznała łagodnie. — Ale my... możemy jeszcze zmienić to, co jest między nami. Nadal jesteśmy siostrami.

Spojrzałam na nią. Może i byłyśmy.

— Spróbujmy — powiedziałam cicho. — Ale nie dla mamy. Dla siebie.

Lena, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama