Reklama

Nie czułam się nieszczęśliwa. Praca w dużej firmie dawała mi satysfakcję i stabilność finansową. Po godzinach robiłam, co chciałam – chodziłam na jogę, uczyłam się hiszpańskiego, a w weekendy zwiedzałam świat. Raz Santorini, raz Lizbona, innym razem trekking w Dolomitach. Nie miałam wątpliwości, że moje życie wyglądało dokładnie tak, jak chciałam.

Mama ciągle pytała o to samo

A jednak za każdym razem, gdy dzwoniła mama, wiedziałam, że prędzej czy później padnie to jedno, niezmienne pytanie:

– Oliwko, a ty kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?

Czasami próbowałam być dyplomatyczna.

– Mamo, mam świetną pracę, podróżuję, mam mieszkanie, przyjaciół. Jest mi dobrze.

– Ale kto się tobą zaopiekuje na starość? – pytała z troską, jakby to było coś, czym powinnam się martwić już teraz.

Innym razem próbowałam obrócić to w żart.

– Wiesz, mamo, mam tyle na głowie, że ciężko byłoby mi jeszcze dźwigać małżeństwo.

Ale ona się nie śmiała.

– Przecież wszyscy chcą mieć rodzinę – mówiła ze smutkiem. – Nie rozumiem, dlaczego ty tego nie chcesz.

A ja nie rozumiałam, dlaczego moje życie nie może być wystarczające w jej oczach. Czy naprawdę spełnienie było możliwe tylko wtedy, gdy ma się męża i dzieci? Najgorsze było to, że im częściej słyszałam te pytania, tym bardziej zaczynałam się nad tym zastanawiać. Czy faktycznie coś ze mną było nie tak.

To było męczące

Zapach pieczonego kurczaka roznosił się po całym mieszkaniu, a w tle cicho grało radio. Niedzielne obiady u mamy były niemal świętością, a ja, mimo wewnętrznego oporu, nie potrafiłam z nich zrezygnować. Może dlatego, że gdzieś głęboko w środku wciąż chciałam wierzyć, że pewnego dnia nasza relacja przestanie kręcić się wokół jednego tematu.

Mama nakładała na talerze ziemniaki, surówkę i solidną porcję mięsa, po czym spojrzała na mnie uważnie. Już wiedziałam, że to ten moment.

– A ten twój kolega z pracy? Może byście spróbowali czegoś więcej?

Westchnęłam i odłożyłam widelec.

– Mamo, on ma żonę.

– Ale chyba się rozwodzi? Nigdy nie wiadomo...

Pokręciłam głową, starając się nie przewrócić oczami.

– Mamo! A może zamiast wpychać mnie w związki, zapytasz, czy jestem szczęśliwa?

Mama otworzyła usta, jakby chciała odpowiedzieć od razu, ale zawahała się na ułamek sekundy. W jej oczach zobaczyłam to samo, co zawsze – troskę, której nie potrafiłam zaakceptować.

– Ależ oczywiście, że nie jesteś! – odparła, jakby to było oczywiste. – Samotność jest okropna.

Zacisnęłam usta. Było mi dobrze tak, jak było. Sama podejmowałam decyzje, miałam swobodę, realizowałam marzenia. Ale w oczach mojej matki samotność równała się porażce.

Każdy argument był zły

Obiad ciągnął się w nieskończoność. Starałam się skierować rozmowę na inne tory – opowiadałam o nowym projekcie w pracy, o podróży, którą planowałam na lato, o nowej książce, którą właśnie czytałam. Mama słuchała, kiwając głową, ale nie mogła się powstrzymać przed kolejnym pytaniem.

– A co, jeśli się rozchorujesz? Kto ci wtedy pomoże?

– Mamo, mam przyjaciół, mam oszczędności, nie jestem sama na świecie.

Przyjaciele to nie to samo. Kiedyś wrócisz do pustego domu i zrozumiesz.

Nie miałam siły tłumaczyć jej po raz setny, że pusty dom nie jest dla mnie synonimem nieszczęścia. Zamiast tego dokończyłam obiad w milczeniu, a potem pomogłam jej posprzątać. Pożegnałyśmy się ciepło, ale czułam w sobie ciężar tej rozmowy.

W drodze do domu włączyłam głośno muzykę w samochodzie, próbując zagłuszyć myśli. Czy naprawdę zawsze będę musiała się tłumaczyć? A może mama nigdy nie przestanie wierzyć, że moje życie jest niepełne?

Spotkałam się z przyjaciółką

Kawiarnia była zatłoczona, ale my miałyśmy swoje stałe miejsce – stolik w rogu, przy oknie, z którego rozciągał się widok na miejskie kamienice. Kiedy weszłam, Anka już tam była, mieszając łyżeczką swoją latte i próbując uspokoić wściekłe niemowlę w wózku.

– Nie pytaj – rzuciła, gdy tylko usiadłam. – Noc z koszmaru. Kuba ma katar, nie spałam od trzeciej.

Uśmiechnęłam się, ale w jej oczach nie było śladu rozbawienia. Była zmęczona. Nie takim zwykłym zmęczeniem po nieprzespanej nocy, ale tym, które kumuluje się miesiącami.

Chcesz się zamienić? – rzuciłam pół żartem, pół serio.

Anka westchnęła.

– Oliwia, powiedz mi szczerze – gdybyś mogła cofnąć czas, wyszłabyś za mąż?

Roześmiała się, ale w tym śmiechu było coś nerwowego.

– Co za pytanie… No pewnie, że tak. Chociaż… czasem marzę o tym, żeby mieć jeden dzień tylko dla siebie.

– Widzisz, ja mam ich mnóstwo – powiedziałam, upijając łyk kawy. – I naprawdę mi to pasuje.

To była ważna rozmowa

Anka spojrzała na mnie uważnie, jakby pierwszy raz od dawna przyglądała mi się naprawdę.

– To czemu masz wrażenie, że musisz się tłumaczyć?

Zawahałam się. Nie miałam gotowej odpowiedzi. Może dlatego, że mama nie dawała mi spokoju? A może dlatego, że świat podsuwał mi obraz kobiety spełnionej tylko wtedy, gdy ma rodzinę?

– Nie wiem – przyznałam w końcu. – Może dlatego, że inni uważają, że coś jest ze mną nie tak.

Anka wzruszyła ramionami.

– Może to z nimi jest coś nie tak, skoro uważają, że istnieje tylko jeden sposób na szczęście?

Przez chwilę milczałyśmy, każda zanurzona w swoich myślach. Po chwili Kuba zaczął płakać, a Anka, nie zwracając uwagi na ludzi wokół, zaczęła go uspokajać.

– Wiesz, Oliwka… – powiedziała nagle. – Czasem myślę, że zamieniłam jedno życie na inne i nawet nie wiem, kiedy to się stało.

Patrzyłam na nią i widziałam to, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałam – tęsknotę. Za czym? Za sobą sprzed kilku lat? Za wolnością, którą miała, zanim pojawiły się dzieci? Może wcale nie byłam tą, która przegapiła coś ważnego. Może po prostu każda z nas wybrała inną drogę, a to, co wydawało się idealne z zewnątrz, wcale takie nie było.

Tego dnia wracałam do domu później niż zwykle. Po rozmowie z Anką nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedziała. Czy naprawdę musiałam czuć się winna z powodu życia, które sama sobie wybrałam? Dlaczego za każdym razem, gdy rozmawiałam z mamą, czułam, jakbym musiała się przed nią tłumaczyć?

Chciałam być szczera

Podjęłam decyzję – muszę z nią porozmawiać. Nie chcę kolejnych lat spędzać na unikaniu jej pytań albo szukaniu wymówek. Chcę, żeby w końcu zrozumiała.

Mama otworzyła drzwi od razu, jakby stała przy nich i na mnie czekała.

– Oliwka! Właśnie miałam do ciebie dzwonić – powiedziała z uśmiechem, a ja wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, zanim rozmowa pójdzie w dobrze znanym mi kierunku.

Usiadłyśmy w kuchni. Na stole czekała herbata i talerz ciastek, jakby rozmowa o mojej przyszłości miała smakować lepiej w towarzystwie cukru i cynamonu.

– Mamo – zaczęłam spokojnie. – Chcę ci coś powiedzieć.

Mama spojrzała na mnie uważnie.

– Tak?

– A co jeśli ja jestem szczęśliwa taka, jaka jestem?

Widziałam, jak marszczy czoło, jakby próbowała zrozumieć znaczenie moich słów.

– To niemożliwe – odpowiedziała w końcu. – Kobieta bez męża to jak dom bez fundamentów.

Uśmiechnęłam się lekko.

– A ja myślę, że dom może stać świetnie – bez żadnego fundamentu, który mnie ogranicza.

Przez chwilę panowała cisza. W oczach mamy zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Smutek. Ale nie tylko. Coś jeszcze – cień wątpliwości?

Nie rozumiem cię – powiedziała cicho. – Po prostu nie rozumiem.

– Nie musisz – odpowiedziałam. – Po prostu zaakceptuj, że jestem szczęśliwa.

Mama spuściła wzrok. Nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę to zaakceptuje, ale pierwszy raz poczułam, że powiedziałam coś, co miało znaczenie.

Nareszcie mam spokój

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Mama już nie zapytała mnie o męża ani o dzieci. Nie wiedziałam, czy naprawdę pogodziła się z moim wyborem, czy po prostu uznała, że nie ma sensu mnie przekonywać. Może zobaczyła w moich oczach coś, czego wcześniej nie dostrzegała – pewność, że nie potrzebuję innego życia, by czuć się spełniona. Nie oczekiwałam, że nagle zacznie mnie rozumieć. Ale przynajmniej przestała walczyć.

W międzyczasie spotkałam się ponownie z Anką. Tym razem bez dzieci, w zupełnie innym nastroju. Śmiałyśmy się, piłyśmy wino i opowiadałyśmy sobie o tym, co się u nas dzieje.

– Wiesz co? – powiedziała nagle, obracając kieliszek w dłoniach. – Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym poszła inną drogą. Gdybym nie wyszła za Pawła, nie miała dzieci. Ale wtedy myślę, że życie zawsze wygląda lepiej, gdy patrzy się na nie z zewnątrz.

– Może po prostu nie ma jednej dobrej ścieżki – powiedziałam. – Każdy wybiera swoją.

Anka uśmiechnęła się i podniosła kieliszek.

– Za nasze wybory?

– Za nasze wybory.

Wieczorem, wracając do domu, czułam w sobie lekkość. Moje życie było moje. Mogłam podróżować, pracować, uczyć się nowych rzeczy, robić, co tylko chciałam. Może nigdy nie zmienię myślenia mojej mamy, ale w końcu przestałam się tłumaczyć. I to mi wystarczało.

Oliwia, 33 lata

Czytaj także: „Teść złożył mi propozycję, której nie mogłam odrzucić. W oczach Henryka jestem kimś więcej niż tylko synową”
„Życie w Warszawie było dla mnie za drogie, więc szukałam łatwej kasy. Myślałam, że bogaty facet da mi ją ot tak”
„Dzięki perfumom od męża zaszłam w ciążę. Zapach białego lotosu uratował nasze małżeństwo w jedną noc”

Reklama
Reklama
Reklama