„Matka całe życie traktowała mnie jak śmiecia. Przykro mi było tego słuchać, ale w końcu poznałem powód”
„– A ty tu po co? – burknęła matka od progu. – Słyszałam, Hanka mówiła, że teraz udajesz takiego wielkiego bogacza, niby w jakiejś korporacji pracujesz czy czymś takim. A dla mnie i tak wiecznie ci będzie słoma z butów wyłazić. Popatrzyłem na nią trochę już tym wszystkim zmęczony”.

Moje dzieciństwo wspominam nie najlepiej. Pamiętam, że nie miałem prawie żadnego czasu wolnego, a gdy nie ślęczałem nad lekcjami, musiałem pomagać w domu, ogrodzie albo wykazać się w innych „pożytecznych” zajęciach. Mimo tego, że zamiast łazić gdzieś z kolegami czy siedzieć przy laptopie, cały czas robiłem wszystko to, co kazała mi mama, wiecznie słyszałem:
– Jesteś do niczego! Każdy zrobiłby to lepiej! Dlaczego musiałam urodzić takiego nieudacznika?
Zazdrościłem innym dzieciakom
Niestety, byłem zdany tylko na nią. Ojca nie pamiętałem – ciocia Hania, siostra matki, powiedziała mi kiedyś, że zmarł, zanim się urodziłem. Sama matka w ogóle nie chciała o nim wspominać – podobno to był dla niej bardzo drażliwy temat. Starałem się więc robić wszystko, by jakoś zadowolić jedynego rodzica, jakiego miałem, ale matka zawsze trzymała mnie na dystans i gasiła, jak tylko mogła. Nigdy nie usłyszałem od niej żadnego dobrego słowa. Nie zwracała uwagi na moje dobre oceny, a kiedy przynosiłem ze szkoły te gorsze, nakręcała się i wyzywała mnie od niedorajd i półgłówków. Nie okazywała mi też nigdy żadnych cieplejszych uczuć.
Koledzy wychodzili z rodzicami na rodzinne spacery, jeździli do restauracji, zaliczali wczasy nad morzem czy w górach, a ja? Ja albo siedziałem w domu, próbując zadowolić matkę, albo z ciocią Hanią, gdy matka decydowała się gdzieś wyjechać – zawsze sama.
Prawie nie mieszkałem w domu
Kiedy poszedłem do liceum, przestałem zabiegać o uwagę matki. Uznałem, że skoro dla niej jestem nikim, nie musi mi być wcale w życiu potrzebna. Większość czasu spędzałem więc u cioci Hani, która świetnie sprawdzała się w roli przyszywanej mamy, często też nocowałem u kolegów. Miałem takich dwóch bliskich kumpli – Daniela i Franka, z którymi byliśmy niemal nierozłączni. Trwało to bardzo długo, właściwie aż do czasu studiów. Z Danielem przyjaźniliśmy się nadal, ale Franek wybrał uczelnię w zupełnie innej części Polski i jakoś tak z czasem kontakt się urwał.
Uczyłem się dobrze, a do kolejnych osiągnięć motywowała mnie ciocia Hania.
– Świetny z ciebie chłopak, Artur – powtarzała mi. – Jak coś sobie założysz, na bank to osiągniesz! Jestem z ciebie taka dumna!
Z początku trochę bolało mnie, że nigdy takich słów nie usłyszałem od matki. Nie mogłem tak całkowicie się od niej wyprowadzić, bo to byłoby trochę dziwne, poza tym, nie chciałem, żeby popsuły się relacje między ciocią a matką. W domu jednak czułem się jak intruz i starałem się w ogóle nie odzywać. Bo jeśli już to zrobiłem, zwykle wybuchała awantura. Bo miałem zdecydowanie dość skwapliwego potakiwania i stawania na rzęsach, by niezadowolona mamusia wreszcie spojrzała na mnie przychylniejszym okiem. Z czasem ten brak zainteresowania z jej strony przestał mnie w ogóle ruszać.
Na studiach niemal zapomniałem o niej
Na studia wyjechałem do większego miasta, jednak nie aż tak oddalonego od rodzinnej miejscowości, by nie wpadać do cioci Hani co drugi weekend. Do matki nie zaglądałem w ogóle. Wystarczył mi jej komentarz, gdy już dostałem się na upragniony kierunek i zacząłem się przygotowywać na wyjazd.
– Myślisz, że taki mądry jesteś? – spytała mnie wtedy, a na jej twarzy pojawił się nieprzyjemny, ironiczny uśmiech. – Żadne studia nie nauczą myślenia, jak się nie ma mózgu. A ty? Co ty niby chcesz pokazać? Zbłaźnisz się tam na pewno i wrócisz z podkulonym ogonem prosto do Hanki! Ale cieszę się, że wreszcie nie będę cię musiała oglądać!
– Spokojna głowa – nie wytrzymałem wtedy. Bardzo siliłem się na opanowanie, choć w środku aż się gotowałem. – Więcej mnie nie zobaczysz. To właściwie miłe się od ciebie uwolnić.
W jaki ona wtedy wpadła szał. Krzyczała coś, że jestem niewdzięczny, że od ust sobie odejmowała, żeby mi dogodzić i takie tam, ale dalej nie słuchałem – wyszedłem z domu i tyle mnie widziała.
Chciałem się pojednać
Lata mijały, a mnie było dobrze z dala od matki. Skończyłem studia, poznałem świetną dziewczynę, Kingę i się jej oświadczyłem. Oczywiście matka o niczym nie wiedziała – jedyną wtajemniczoną osobą była ciocia Hania. Kindze jednak nie do końca podobało się, że nie chcę w ogóle rozmawiać o matce.
– Słuchaj, ja też byłam skłócona ze swoim tatą – powiedziała mi kiedyś. – Upierałam się przy swoim i upierałam, a w końcu okazało się, że jest chory. Kiedy się dowiedziałam, było już za późno i nie zdążyłam się z nim pożegnać. Mówię ci, kiepsko popełnić taki błąd.
Z początku trochę się krzywiłem na takie rozwiązanie. Nie chciałem myśleć o matce, a co dopiero się z nią spotykać – w jakichkolwiek okolicznościach. Kindze nie dało się przetłumaczyć, że w tym przypadku to tylko paskudny charakter. Ostatecznie jednak, po wielu rozmowach, uległem. Uznałem zresztą, że może jest w tym trochę racji. Że może matka sama za mną tęskniła, ale było jej wstyd i nie wiedziała, jak do mnie zagadać. Zapytałem cioci Hani, co o tym myśli. Trochę się zmieszała, ale mnie nie powstrzymywała. Ostatecznie więc zajrzałem do rodzinnego domu.
– A ty tu po co? – burknęła matka od progu. – Słyszałam, Hanka mówiła, że teraz udajesz takiego wielkiego bogacza, niby w jakiejś korporacji pracujesz czy czymś takim. A dla mnie i tak wiecznie ci będzie słoma z butów wyłazić.
Popatrzyłem na nią trochę już tym wszystkim zmęczony.
– Mamo, a nie mogłabyś już trochę odpuścić? – spytałem wtedy z nadzieją. – Co ja ci takiego zrobiłem, co?
Prychnęła gniewnie.
– Urodziłeś się – burknęła. – To właśnie mi zrobiłeś!
Ciocia wyznała mi prawdę
Nie kontynuowałem rozmowy z matką – nie było sensu. Byłem jednak tak wypluty emocjonalnie, że od niej pojechałem prosto do cioci Hani. Niewiele myśląc, opowiedziałem jej o przebiegu naszego uroczego spotkania, a ona zmarszczyła brwi, wyraźnie zafrasowana.
– To się wszystko bardzo źle toczy – stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami.
– Daj spokój – mruknąłem. – To wszystko jej wina.
Ciocia Hania spojrzała na mnie niepewnie, trochę jakby się wahała, a potem westchnęła z rezygnacją i gestem przywołała mnie bliżej.
– A, w sumie jesteś już dorosły i ukrywanie tego przed tobą nie jest w porządku – stwierdziła. – I tak robiłam to już zbyt długo na prośbę twojej matki. I czuję się z tym okropnie.
Byłem poważnie zaniepokojony tym, co mogę za chwilę usłyszeć.
– Twoja matka – zaczęła niepewnie – poznała twojego ojca na studiach. Zakochała się na zabój. Opowiadała mi, jak to wezmą ślub, będą mieli gromadkę dzieci i tak dalej. A mnie to się ten jej Robert od początku podejrzany wydawał. Po imprezach sam chodził, za innymi się oglądał…
– Mój ojciec? – wtrąciłem trochę zdezorientowany.
– Tak, tak – potwierdziła. – No i wiesz, gdy twoja matka zaszła w ciążę, była przeszczęśliwa. Tyle tylko, że jak on się dowiedział, że spodziewa się dziecka, to nagle się ze wszystkiego wycofał. Stwierdził, że na to się nie umawiali, a on jej nic nie obiecywał. Że ma jeszcze czas na ojcostwo i te sprawy, a w ogóle, to chyba nigdy nie zdecyduje się na taki krok.
Zamrugałem.
– Czyli on nie umarł? – wykrztusiłem.
Pokręciła głową.
– Zostawił ją? – drążyłem. – Przeze mnie?
– Nie możesz się o to obwiniać – zaczęła szybko. – To on po prostu był niedojrzały, a twoja matka źle ulokowała swoje uczucia. A teraz nie potrafi z tym sobie poradzić.
To nie ma już znaczenia
Opowieść cioci mocno mną wstrząsnęła. Oczywiście przybliżyłem ją Kindze, a ona, jak na idealną narzeczoną przystało, szybko podniosła mnie na duchu. Wiedza, którą nabyłem, niewiele jednak zmienia. Bo i co mógłbym zrobić? Znów usiłować rozmawiać z matką? Wysłuchać kolejnych obelg i przyznać, że się z nimi zgadzam?
Zaprosimy ją na nasz ślub i to wszystko, co zamierzam zrobić. Jeśli stanie na wysokości zadania i przyjdzie, pomyślimy, co dalej, a jeśli nie… Jeśli nie, to niech dalej żyje mrzonkami o facecie, który zostawił ją, bo nie starczyło mu odwagi na dziecko i poważny związek.
Artur, 24 lata
Czytaj także:
- „Dawałem matce pieniądze bez umiaru i byłem dobrym synkiem. Ale gdy wystawiłem jej rachunek, przestała się odzywać”
- „Przyszłam do urzędu z PIT-em, a wyszłam z kochankiem. Dostałam coś znacznie cenniejszego niż zwrot podatku”
- „Trafiłam szóstkę w totolotka, ale wygrana przeszła mi koło nosa. Wszystko przez moją matkę”

