„Marzyłam o spokoju na starość, a jestem nianią, kucharką i sprzątaczką. Rodzina traktuje mnie jak darmową służącą”
„Chciałam cieszyć się życiem, a mam wrażenie, że jestem tylko darmową siłą roboczą. Może tak już musi być? Może właśnie tak wygląda życie każdej babci? Może jestem egoistką, skoro o tym myślę? A może... może jeszcze nie jest za późno, by coś zmienić?”.

- Redakcja
Mam na imię Maria. Sześćdziesiąt pięć lat, dwa wnuki, siwe włosy na głowie i sto tysięcy myśli w sercu. Odkąd przeszłam na emeryturę, miałam nadzieję, że wreszcie odpocznę. Że wreszcie zrobię to, na co nie było czasu przez całe życie: usiądę z książką w fotelu przy oknie, wyjdę na spacer bez planu, może nawet wyjadę na wycieczkę z kołem seniora, poznam ludzi, którzy też chcą cieszyć się jesienią życia.
Ale rzeczywistość? Och, rzeczywistość nie ma w zwyczaju pytać o nasze marzenia. Każdy dzień wygląda podobnie: budzę się o szóstej, bo mała Zosia już tupie nóżkami w swoim łóżeczku, a jej starszy brat Kuba zaraz będzie chciał kanapki do szkoły. Córka, Anna, wychodzi do pracy – jest nauczycielką – więc ja zostaję z dziećmi. Gotuję obiad, wstawiam pranie, ścieram kurze, odkurzam. Wieczorem jeszcze pomagam Annie w ogarnięciu lekcji dla dzieciaków w szkole, a czasem... jeszcze muszę posprzątać jej mieszkanie, bo „mamo, ty i tak masz czas, prawda?”.
A ja chciałam mieć czas dla siebie. Chciałam. Ale nie mam. I coraz częściej łapię się na tym, że zamiast czytać książkę, siedzę i patrzę w okno, zastanawiając się, kiedy wreszcie ktoś zapyta, czego ja chcę. Czego potrzebuję. I czy mam w ogóle prawo potrzebować czegokolwiek.
– Chciałam cieszyć się życiem, a mam wrażenie, że jestem tylko darmową siłą roboczą – myślę, kręcąc w palcach woreczek herbaty, zanim zaleję go wrzątkiem.
Może tak już musi być? Może tak wygląda życie babci? Może jestem egoistką, skoro o tym myślę? A może... może jeszcze nie jest za późno, by coś zmienić?
Nie miałam już na to siły
– Aniu, ja już nie mam siły... – zaczęłam nieśmiało, stojąc przy kuchence, mieszając w garnku z zupą. Zupa pachniała koperkiem, dzieciaki biegały po salonie, a ja czułam, że zaraz się rozpłaczę. – Codziennie to samo… Gotuję, sprzątam, a potem znowu to samo. To nie tak miało wyglądać.
Anna, moja córka, właśnie wróciła z pracy. Rzuciła torbę na krzesło, zrzuciła z siebie płaszcz i z westchnieniem opadła na kanapę.
– Mamo, no co ty znowu zaczynasz? – mruknęła, nie podnosząc wzroku znad telefonu. – Wiesz przecież, że mam ciężki okres w pracy. Nie dam rady jeszcze gotować i pilnować dzieci, no bądź poważna.
– A ja co, nie mam prawa do swojego życia? – Głos mi zadrżał, ale starałam się mówić spokojnie. – Od rana do wieczora zajmuję się wnukami, sprzątam twój dom, gotuję obiady, a ty… Ty nawet nie pytasz, czy mam ochotę, czy mam siłę.
Anna westchnęła głośno, jakbym mówiła od rzeczy.
– Mamo, ale przecież ty i tak masz czas. Co byś robiła, jak nie pomagała nam? Dzieci cię kochają. Nie przesadzaj, naprawdę.
– Kto mnie zapytał, czego ja chcę?! – podniosłam głos, czując, że w gardle rośnie mi gula. – Ja też mam marzenia, Anka. Też chciałam coś z życia mieć. A nie tylko garnek i mop!
Anna spojrzała na mnie z lekką irytacją, jakby moje słowa były dla niej niewygodne, jakby nagle musiała się zmierzyć z czymś, czego nie chciała słyszeć.
– Mamo, przestań dramatyzować, naprawdę. Zawsze tak było, od kiedy pamiętam. Ty zawsze byłaś… no wiesz… po prostu dla nas.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Zacisnęłam dłonie na ściereczce, żeby nie wybuchnąć. Tłumiłam łzy, bo wiedziałam, że jeśli się rozpłaczę, to tylko usłyszę, że przesadzam, że robię sceny. W myślach krzyczałam: „Naprawdę zawsze tak było? Czy ja naprawdę całe życie byłam tylko kucharką, nianią, sprzątaczką? A gdzie w tym wszystkim jestem JA?”.
Anna znowu wpatrzyła się w telefon, a ja... ja już nie miałam siły nic mówić. Tylko czułam w sercu taki ból, że aż mnie ścisnęło. I zrozumiałam, że jeśli czegoś nie zmienię, to już zawsze tak będzie.
Nie dawałam rady
Tomek wrócił z pracy trochę później niż zwykle. Wszedł do mieszkania, rzucił kurtkę na oparcie krzesła, rozsznurował buty i bez słowa usiadł w fotelu. Oczywiście z telefonem w ręku. Dzieci bawiły się w pokoju, a Anna parzyła sobie kawę. Ja stałam przy zlewie, myjąc naczynia, ale w środku aż mnie nosiło.
Podeszłam do niego, ścierkę nadal ściskając w dłoni.
– Tomek, możemy porozmawiać? – zapytałam cicho, ale w głosie czułam drżenie.
Podniósł wzrok znad ekranu, ale tylko na chwilę.
– Jasne, co tam? – mruknął obojętnie.
– Słuchaj… – zaczęłam, czując, że gardło mi się ściska. – Czy wy z Anką nie moglibyście czasem ogarnąć czegoś sami? Gotowanie, sprzątanie, dzieci… Ja już nie daję rady. Naprawdę.
Tomek parsknął pod nosem, jakbym mówiła coś śmiesznego.
– Oj, mamo, przecież to chwilowe. Teraz mamy taki trudny okres w pracy, to minie. Poza tym jesteś dla nas ogromnym wsparciem, naprawdę, doceniamy to.
Poczułam, że zaraz wybuchnę. Serce mi waliło, ręce drżały, ale mówiłam dalej:
– To chwilowe trwa już trzy lata, Tomek. Trzy lata! Wy macie swoje życie, a ja… Ja też mam prawo do swojego.
On tylko westchnął i spojrzał w telefon.
– Nie przesadzaj, mamo. Myślałem, że lubisz być z wnukami.
– Lubię… – odpowiedziałam cicho, ale głos mi zadrżał, bo w głowie dudniło jedno wielkie „Lubię, ale to nie znaczy, że chcę być tylko opiekunką i sprzątaczką!”.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale już nie miałam siły. Tomek wrócił do swojego ekranu, a ja… ja poszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i pozwoliłam łzom spłynąć po policzkach.
– Kiedy w końcu ktoś mnie zapyta, czego ja chcę? – wyszeptałam sama do siebie.
Muszę coś zmienić
Noc była ciężka. Leżałam w łóżku, ale sen nie chciał przyjść. Wstałam cicho, żeby nikogo nie obudzić i zeszłam do kuchni. Wzięłam kubek, zalałam herbatę wrzątkiem i usiadłam przy stole, wpatrując się w ciemność za oknem. Cichy szum lodówki i tykanie zegara tylko podkreślały tę ciszę, w której czułam się jak ktoś zupełnie niepotrzebny.
Siedziałam tak, dłubiąc w kocu palcami, i myślałam. O wszystkim. O swoim życiu, które miało być takie spokojne – a było tylko pasmem zmęczenia i cudzego oczekiwania. O młodości, która minęła mi na pracy, na wychowywaniu dzieci, na sprzątaniu, gotowaniu, dbaniu o innych. O marzeniach, które gdzieś po drodze się rozmyły.
Zawsze byłam „dla innych”. Dla męża, zanim zmarł. Dla dzieci, które teraz już mnie nie potrzebują jako matki, tylko jako darmowej pomocy. A teraz… teraz jestem dla wnuków. Znowu zniknęłam. Nie mam siebie.
Łzy spływały mi po policzkach, ciche, gorące, pełne żalu.
– Czy naprawdę jestem tylko kucharką, sprzątaczką i nianią? – wyszeptałam sama do siebie, głos drżał mi od stłumionego płaczu. – Czy to już koniec? Czy już zawsze tak będzie?
W głowie słyszałam swoje myśli jak echo: „Może tak już musi być, może tak wygląda życie starszej kobiety… Ale przecież ja też mam prawo do życia, prawda? Prawda?”.
Tylko kto by mnie wysłuchał? Kto by mnie zrozumiał? Kto by się przejął tym, co czuję?
Wzięłam łyk zimnej herbaty, skrzywiłam się i znów spojrzałam za okno, gdzie księżyc świecił na ciemnym niebie. I wtedy poczułam coś dziwnego – jakby coś we mnie pękło. Jakby nagle cała ta frustracja, smutek, zmęczenie zebrały się w jednym miejscu i wybuchły. Wiedziałam, że muszę coś zmienić.
Tylko… czy będę miała odwagę to zrobić?
W końcu nie wytrzymałam
Obiad był jak zawsze – głośny, pełen rozmów o wszystkim i o niczym. Anna opowiadała o swojej pracy, Tomek sprawdzał coś w telefonie, dzieci biegały po salonie, a ja nakładałam zupę. W końcu odłożyłam chochlę, wytarłam ręce o fartuch i stanęłam przy stole.
– Mam wam coś do powiedzenia – Mój głos był spokojny, ale czułam, jak całe ciało mi drży.
Anna spojrzała na mnie z zaskoczeniem, Tomek uniósł brwi, a dzieci ucichły, jakby wyczuły, że coś się dzieje.
– Co się stało, mamo? – zapytała Anna z lekkim niepokojem.
– Nie chcę już tak dalej żyć – powiedziałam, a słowa same wypływały ze mnie, jakby w końcu znalazły ujście. – Potrzebuję czasu dla siebie. Nie chcę być tylko kucharką, sprzątaczką i nianią. Chcę żyć.
Zapadła cisza.
Anna spojrzała na mnie, jakby mówiła: „Co ty wygadujesz?”, a potem prychnęła pod nosem.
– Mamo, co ty opowiadasz? Przecież lubisz być z nami.
Tomek, jakby chcąc rozładować atmosferę, rzucił półżartem:
– A kto teraz będzie z dzieciakami, mamo? My mamy swoje życie, pracę…
Poczułam, że mnie znowu ignorują, jakby moje słowa nie miały znaczenia. Ale tym razem nie odpuściłam.
– To nie jest mój obowiązek! – powiedziałam głośniej, a w oczach stanęły mi łzy. – Ja też mam prawo do życia! Chciałam podróżować, odpoczywać, może w końcu nauczyć się czegoś nowego… A nie być waszą służącą.
Anna skrzywiła się, jakby właśnie połknęła cytrynę.
– No, ale jesteśmy rodziną, trzeba sobie pomagać – powiedziała cicho, z wyrzutem, jakbym ją właśnie zdradziła.
Zacisnęłam dłonie w pięści, żeby nie krzyczeć.
– Rodzina to też wzajemny szacunek. A ja czuję się, jakbyście zapomnieli, że jestem człowiekiem, a nie robotem.
Zapadła cisza. Anna spuściła głowę, Tomek odsunął się od stołu, dzieci wpatrywały się we mnie szeroko otwartymi oczami.
– Przepraszam, ale nie jestem głodna – powiedziałam i odeszłam do swojego pokoju, zostawiając ich z tym, co powiedziałam. Drzwi zamknęły się za mną z cichym stuknięciem.
I wtedy poczułam... ulgę. Bo wreszcie powiedziałam to, co mnie dusiło od lat.
Zaczęłam myśleć o sobie
Siedziałam przy oknie i patrzyłam, jak wiatr poruszał gałęziami jabłoni w ogrodzie. Dzieciaki biegały gdzieś w tle, ale tym razem nie zerwałam się, by ich popilnować. Nie zawołałam, żeby uważały. Nie sprawdzałam, czy już pora podać obiad. Po prostu siedziałam. Oddychałam.
W głowie kłębiły mi się myśli – o tym, co powiedziałam przy stole. Przypominałam sobie twarze Ani i Tomka – zdziwione, zaskoczone, trochę oburzone, jakby nagle musieli zmierzyć się z kimś, kogo do tej pory nie znali. Zrozumiałam wtedy, że oni naprawdę mnie nie znali. Przez lata byłam tylko „mamą”, „babcią”, „tą, co ogarnia”, „tą, co zawsze zrobi”.
Czułam w sercu mieszaninę strachu i ulgi. Strachu – że coś się zmieni, że zostanę sama, że może mnie odrzucą. Ulgi – bo wreszcie, po tylu latach, powiedziałam, co myślę.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Czy Ania zrozumie, że też mam swoje potrzeby? Czy Tomek przestanie mnie traktować jak darmową pomoc? Czy dzieciaki zrozumieją, że babcia to nie tylko kucharka i sprzątaczka, ale też ktoś, kto ma własne marzenia?
Ale wiedziałam jedno: nie mogłam już wrócić do dawnego życia.
Spojrzałam na ogród i pomyślałam, że jutro posadzę te tulipany, które od dawna leżały w worku. A potem może pojadę gdzieś sama, choćby na wycieczkę, na spacer do parku, do teatru. Zasługiwałam na to.
Maria, 65 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rodzice chcieli ślubu, którego pozazdroszczą mi wszystkie sąsiadki. Szkoda, że nie dołożyli złamanego grosza”
- „Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Mąż twierdzi, że to moja powinność jako kobiety, ale pieluchy to nie dla mnie”
- „Mój mąż dobrze wie, że nie kocham go tak jak kiedyś. Ale nie stać mnie na rozwód i życie samotnej matki”

