Reklama

Sylwester był dla mnie zawsze czymś wyjątkowym. Nie chodziło o petardy, huczne imprezy ani postanowienia noworoczne, które i tak lądowały w koszu po tygodniu. Uwielbiałam ten wieczór za magię bliskości, za to, że można było zatrzymać czas chociaż na chwilę i spojrzeć na drugiego człowieka z czułością. W tym roku marzyłam o romantycznym sylwestrze z moim mężem – tylko we dwoje, bez gości, bez rozpraszaczy.

Zostawiłam dzieci u moich rodziców, zaplanowałam kolację, świece, szampana i… kupiłam bieliznę, jakiej jeszcze nigdy nie miałam na sobie. Miało być intymnie i trochę filmowo. Tymczasem drzwi naszego mieszkania otworzyły się o godzinie osiemnastej, a do środka weszła moja teściowa – w futrze, z fryzurą jak na galę i walizką, jakby przyjeżdżała na tydzień.

Miałam ochotę krzyczeć

W kuchni unosił się zapach pieczonego łososia w ziołach. Przygotowałam też przystawki – krewetki w maśle czosnkowym, a na deser suflet czekoladowy. Pół dnia spędziłam na sprzątaniu, układaniu poduszek i dopieszczaniu każdego kąta. Nawet lodówka wyglądała jak z reklamy, a moje włosy po raz pierwszy od dwóch tygodni nie były spięte w niechlujnego koka.

Na stole czekało różowe prosecco, a ja zachodziłam w głowę, jak zaprezentować się w tej nowej bieliźnie. Kupiłam ją kilka dni wcześniej, czarna koronka, zmysłowa góra z wycięciem w kształcie serca. Wiedziałam, że Michał zaniemówi, jak mnie zobaczy.

Kochanie, będzie bosko – powiedziałam sama do siebie, zerkając w lustro i poprawiając szminkę.

Michał miał wrócić o osiemnastej trzydzieści. Wystarczyło jeszcze tylko trzydzieści minut, by przygotować przystawki i przebrać się z sukienki w coś bardziej „niestosownego”. Zbyt długo się nie cieszyłam. Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślania. Pomyślałam, że może sąsiedzi przyszli z życzeniami – w końcu to ten czas. Otworzyłam z szerokim uśmiechem i…

– Cześć, kochanie! Mam nadzieję, że macie wolną kanapę! – powiedziała mama Michała, wpadając do środka jak huragan. Z ustami umalowanymi szminką w kolorze śliwki i w szpilkach, których nie powstydziłaby się żadna celebrytka.

Zamarłam. W ręce trzymała walizkę, na ramieniu torebkę, a w drugiej ręce – butelkę.

– Mamo? Co ty… – wydukałam.

– No przecież dzwoniłam rano do Michała, mówiłam, że może wpadnę, jak mi się znudzi siedzenie samej. No to jestem! – uśmiechnęła się promiennie. A ja? Ja miałam ochotę wrzasnąć.

Nici z moich planów

Stałam jak wryta, a w mojej głowie kotłowały się wszystkie możliwe słowa, których nie wypadało wypowiedzieć na głos. Michał wiedział o wszystkim, a mimo to nie powiedział mi ani słowa. Gdy tylko wrócił, uściskał matkę, wziął jej walizkę i jakby nigdy nic, zaczął napełniać kieliszki.

– Kochanie, coś się stało? – zapytał z uśmiechem, gdy zobaczył moją minę.

– Nie, wcale. Przecież uwielbiam niespodziewane odwiedziny – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

Patrzyłam na teściową, jak zrzuca futro na oparcie fotela i rozsiada się na naszej sofie, układając się jak królowa. Michał wręczył jej kieliszek, a mnie spojrzeniem prosił o zachowanie spokoju. No pięknie.

Plan romantycznego wieczoru leżał i kwiczał. Moja koronka mogła wylądować z powrotem w szufladzie. Zamiast zmysłowej atmosfery mieliśmy sałatkę jarzynową i narzekanie na stawy oraz zmarszczki. Bo tak, teściowa zaraz zaczęła wyciągać kremy i dyskutować o wizycie w sanatorium.

Spojrzałam na zegarek. Była dziewiętnasta dwadzieścia. Zamiast ciepła męskich rąk miałam wizję oglądania fajerwerków w telewizji. Gdy Michał zapytał mnie, czy podgrzeję łososia, zacisnęłam zęby i poszłam przygotować kolację.

To nie było po mojej myśli

Usiadłam obok teściowej, która właśnie rozwijała temat nowej znajomej z sanatorium.

– Wiesz, Martusia, a ta Zosia z pokoju obok to dopiero miała bieliznę! Czerwona koronka! No mówię ci, jakby z katalogu! Sześćdziesiąt lat, a chodzi jak modelka. I jeszcze ten masażysta, co ją odwiedzał… – mówiła z błyskiem w oku.

Zrobiłam się czerwona, nie tylko z zakłopotania. Teściowa opowiadała o cudzej koronce, a ja miałam na sobie swoją, którą kupiłam z myślą o jej synu. Ironia losu. Michał był dziwnie spokojny. Przez cały czas siedział jakby trochę zawstydzony, ale nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu. Nie próbował wyprosić matki, nie zasugerował, że może lepiej wybrałaby nocleg w hotelu. Milczał.

– Gdzie śpię? – zapytała jego mama w końcu.

– Na sofie, mamo. – odparł krótko.

A ja? Ja planowałam na tej sofie noc, która teraz zmieniła się w domowe sanatorium.

– Może zagramy w coś? – zaproponował Michał. – Na przykład kalambury?

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę? Kalambury z jego matką? W sylwestra? Miałam ochotę zamknąć się w łazience i nie wychodzić aż do nowego roku. Michał chyba zorientował się, że przekroczył granicę.

– Kochanie… może jednak się przebierzesz? – szepnął mi do ucha. – Wyglądasz przepięknie w tej sukience, ale nie musisz się tak starać.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły.

Zachowywała się jak królowa

– Czemu nic mi nie powiedziałeś? – wysyczałam do Michała, gdy tylko teściowa zamknęła się w łazience.

– Bo nie byłem pewien, czy przyjedzie. Rano mówiła tylko, że może… – tłumaczył się, jak uczniak.

– A jakbym zaprosiła swojego ojca i jego nową żonę, też by ci to nie przeszkadzało?

– No ale przecież to moja matka…

A ja jestem twoją żoną. I planowałam wieczór z tobą – czułam, że coś mi się zaciska w gardle.

– Marta… Przepraszam, naprawdę. Po prostu nie umiałem jej odmówić. Sam wiesz, jaka jest. Powiedziała, że siedzi sama, że się boi. A ja… spanikowałem.

– Więc zamiast porozmawiać ze mną, wybrałeś wygodę i uniknąłeś konfrontacji. Brawo – odparłam i wyszłam do kuchni, trzaskając garnkami.

Podgrzewałam łososia bez słowa. Gdy zasiadaliśmy do kolacji, na stole było pięknie, ale w powietrzu coś wisiało.

– Ale pyszne! – pochwaliła teściowa. – Aż się chce żyć! Martusia, ty to byś mogła prowadzić własny catering!

Poczułam ukłucie. Nie chciałam gotować dla gości. Chciałam zjeść to z Michałem, w koronce. Odłożyłam widelec, bo nagle straciłam cały apetyt. Milczałam przez resztę wieczoru. Już miałam ochotę pójść spać na przekór wszystkim, ale po dwudziestej trzeciej teściowa uznała, że warto już się przebrać na powitanie nowego roku.

– Martusiu, nie gniewaj się, ale w tej kiecce już mnie wszystko cisnęło – wyszła z łazienki w grubym, różowym szlafroku.

Szła przez salon jak królowa balu – tylko że zamiast trenu miała polarowy koc przerzucony przez ramię. Zamiast pantofli – grube bambosze z bazaru. W ręku trzymała kieliszek z napojem „sylwestrowym”.

– To co, wychodzimy na balkon? Zobaczyć jak świat się zmienia? – powiedziała z tym swoim radosnym entuzjazmem, który czasem rozczulał, ale tej nocy – drażnił jak zgrzytanie widelcem po talerzu.

Nie było mi do śmiechu

Nie chciałam iść. Chciałam siedzieć sama w łazience i wypłakać się do bąbelków w wannie, ale nie mogłam już nawet tam uciec – teściowa zajęła łazienkę pół godziny wcześniej, „bo trzeba się zrelaksować, przecież mamy nowy rok”.

Michał był już w kurtce, pod którą miał piżamę. Nawet nie próbował być romantyczny. Wyszedł na balkon, z teściową po jednej stronie, ze mną po drugiej. Kiedy zegar w telewizji wybił północ, usłyszeliśmy chóralne „Sto lat!” z ekranu i kilka wystrzałów zza okna. Ktoś na osiedlu odpalił petardy.

Nowy rok, nowa ja! – zakrzyknęła teściowa i uniosła kieliszek do toastu.

My również stuknęliśmy się szkłem. Michał pocałował mnie w policzek.

– Szczęśliwego nowego roku, kochanie.

Musnęło mnie ciepło jego ust, ale to było jak dotknięcie przez szybę. Nie poczułam niczego poza tym, że jest mi zimno. W środku i na zewnątrz.

– Tobie też – odpowiedziałam cicho.

Kiedy weszliśmy do środka, Michał włączył telewizor. Leciały powtórki kabaretów sprzed dziesięciu lat. Teściowa zajęła połowę naszej kanapy, zasnęła owinięta kocem jak burrito i chrapała z taką siłą, że wibracje szły po podłodze. Michał próbował udawać, że go to bawi.

– Jak fajnie, że jednak przyszła. Trochę śmiesznie, co?

– Śmiesznie? – spojrzałam na niego ostro. – Tak. Umieram ze śmiechu.

On zamilkł. Może pierwszy raz tego wieczoru zrozumiał, że naprawdę jestem zraniona.

Zamknęłam się w naszej sypialni, która tej nocy była już pokojem gościnnym. Zdjęłam sukienkę, zsunęłam koronkową bieliznę. Stałam przez chwilę w półmroku, patrząc w lustro. Miałam ochotę rzucić tą koronką w ścianę. Miała być symbolem bliskości, a stała się pamiątką po sylwestrze, którego nie było. Włożyłam dres i zasnęłam bez słowa.

Może nie wszystko stracone

Rano obudziłam się pierwsza. W kuchni było cicho, zbyt cicho. Zaparzyłam kawę, nalałam mleka i usiadłam przy stole. Przez chwilę słuchałam własnego oddechu. Potem usłyszałam skrzypienie drzwi – teściowa.

Dzień dobry! – powiedziała z szerokim uśmiechem, jakby nie zauważyła napięcia z poprzedniego wieczoru. – Ale się wyspałam! Macie naprawdę wygodne łóżko. No i te zasłony... Człowiek się czuje jak w hotelu!

Nie odpowiedziałam. Upijałam łyk po łyku, aż kawa straciła smak. Michał wyszedł z sypialni z rozczochranymi włosami i spojrzeniem pełnym skruchy.

– Marta… możemy pogadać?

– Jasne – skinęłam głową i wskazałam mu krzesło.

– Wiem, że to wszystko było nie tak. Wiem, że zepsułem nam noc. Powinienem był powiedzieć ci, że mama planuje przyjechać. Ale… nie chciałem się z nią kłócić. I myślałem, że jakoś to przejdzie.

– Właśnie, „jakoś”. Tylko że ja nie chcę „jakoś”. Chcę czuć się ważna. Chcę, żeby moje plany coś dla ciebie znaczyły. Żebyś nie układał naszego życia pod jej humory.

Patrzył na mnie w milczeniu. A potem zrobił coś, czego się nie spodziewałam – wstał i poszedł do teściowej.

– Mamo, cieszę się, że przyjechałaś, naprawdę. Ale następnym razem uprzedzaj nas wcześniej. Marta i ja mieliśmy inne plany i… nie możesz tak po prostu wchodzić z walizką, jakbyś mieszkała tu na stałe.

Teściowa spojrzała na niego jak obrażona królowa.

– Ja tylko chciałam spędzić z wami trochę czasu…

– I dobrze, ale następnym razem – mamo – zapytaj. Nie jesteś sama na świecie.

Byłam w szoku. Teściowa wyjechała po południu, trochę obrażona, a ja zostałam z Michałem w tej ciszy po burzy. Wieczorem wyjął z szuflady bieliznę, którą schowałam.

Przepraszam – powiedział cicho. – Czy mogę chociaż dziś… naprawić część tego, co zepsułem?

Spojrzałam na niego długo.

– Możesz spróbować. Ale nie zaczynaj od koronek. Zacznij od rozmowy.

Nowy Rok nie zaczynał się od szampana, ale może właśnie to był lepszy początek niż się spodziewałam. Bez iluzji. Za to z prawdą.

Marta, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama