Reklama

Czasem wspominałam czasy liceum i lata studiów. Wtedy wszystko było prostsze, weselsze, bardziej spontaniczne i… po prostu jakieś. Teraz, choć od ośmiu lat byłam w całkiem szczęśliwym małżeństwie z Robertem, wiało nudą.

Reklama

Było nudno

Tęskniłam za szaleństwami, brakiem stresu i ciągłych, monotonnych obowiązków. Rano wychodziłam do pracy, gdzie musiałam jakoś wytrwać te osiem godzin, wracałam po południu, robiłam obiad, potem, gdy wrócił już Robert, siedzieliśmy chwilę razem, a potem przychodził czas na kolację, czasem jakiś film i szliśmy spać.

W moim życiu tak naprawdę nic się nie działo. Nie wyjeżdżaliśmy, bo nie było dokąd. Z drugiej strony, zawsze, gdy rozważaliśmy taką opcję, dochodziliśmy do wniosku, że w sumie nie warto tracić na to pieniędzy.

– Są ważniejsze sprawy – mówił zwykle Robert. – Lepiej odłożyć, bo kto wie, jak to się dalej wszystko potoczy.

– Niby tak – przyznawałam mu rację po dłuższym zastanowieniu. – Po co tyle wydawać na jakąś głupią podróż, a potem narzekać, że na nic nie mamy kasy?

To jednak nie zmieniało faktu, że przez większość czasu nudziłam się jak mops. Oczywiście, Robert tego nie rozumiał. Ani trochę.

Czułam walentynkowy nastrój

Luty zaczął się tak samo, jak każdy inny miesiąc. Nie widziałam w nim niczego fascynującego, dopóki nie zaczęły się zbliżać walentynki. To był jedyny moment, który zimą wprowadzał do mojego życia odrobinę ciepła. Przypomniały mi o nim sklepowe wystawy, pełne czerwonych i różowych serduszek, a także nastrojowe, romantyczne dekoracje, które przewijały się na każdym rogu miasta.

Kiedy z kolei w weekend wybraliśmy się na zakupy, wszędzie pełno było bombonierek w kształcie serc i słodyczy w atrakcyjnych cenach, w sam raz dla zakochanych, którzy chcieli wkrótce obchodzić swoje święto. Robert nigdy nie był jakimś szalonym romantykiem, ale zawsze coś tam kupił, złożył jakieś życzenia, czasem szarpnął się na kolację w dobrej knajpie.

W poprzednim roku nie wyszło nam to świętowanie, bo akurat dorwało go jakieś choróbsko i leżał obłożnie chory w domu. Nie męczyłam go wtedy, bo i nie było sensu, ale wtedy… wtedy liczyłam, że stanie na wysokości zadania.

To dlatego co rusz ukradkiem zerkałam na regały zastawione słodkościami z serduszkowymi dekoracjami, a kiedy przechodziliśmy potem koło jubilera, wzdychałam tęsknie do kolczyków. Robert uśmiechał się do mnie niemal przez cały czas, więc byłam prawie pewna, że załapał aluzję, a na Walentynki przygotuje coś naprawdę ekstra.

Marzyłam o czymś romantycznym

Nie mogłam się więc doczekać dnia zakochanych. Nawet codzienne życie od rana do wieczora stało się jakieś takie bardziej znośne. Przestałam się przejmować jego monotonią, skupiając się wyłącznie na tym, co miało nastąpić lada moment.

Macie z mężem jakieś plany na walentynki? – zagadnęła mnie koleżanka z pracy, Amanda.

– Jeszcze nie wiem. – Westchnęłam, trochę rozmarzona. – Nic konkretnego, ale mam nadzieję, że Robert mnie czymś zaskoczy.

– No, mnie Marek ma zabrać na weekend w góry – pochwaliła się. – Wreszcie jakaś odmiana, bo tak to tylko Warszawa i Warszawa. Jakbym dużego miasta nie widziała, naprawdę.

Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się szeroko.

– Mnie to się marzy coś takiego… romantycznego – stwierdziłam. – Sama nie wiem. Jakaś kolacja przy świecach, spacer przy księżycu, może… no nie wiem, może jakiś wieczór w filharmonii?

Amanda parsknęła śmiechem.

– Poważnie? – spytała. – Jagoda, to ja nie wiedziałam, że ty taka wrażliwa na muzykę i te sprawy jesteś!

Prychnęłam z irytacją.

– A dałabyś spokój! – mruknęła. – Nic, tylko siedzimy w tym domu. Ani gdzieś wyjść, bo wiecznie któreś jest zmęczone, ani nawet nie mamy czasu, żeby coś porządnie zaplanować. Przydałaby się chwila… oddechu. Takiej, wiesz, odmiany.

Pokiwała głową, wciąż się śmiejąc.

– No rozumiem, rozumiem. Mam nadzieję, że ci się spełni, Jagoda. Poważnie.

Cierpliwie czekałam

No i kiedy nastał ten cudowny dzień, niemal przebierałam nogami z ekscytacji. Moje pragnienie spełnionych walentynek podsyciła jeszcze atmosfera w pracy. Jedna z koleżanek dostała róże od tajemniczego wielbiciela, Paweł z naszego działu wręczył wszystkim dziewczynom po czekoladzie, a Amanda pochwaliła się pięknym, złotym naszyjnikiem.

– A twój jak? – rzuciła od razu. – Postarał się?

Machnęłam ręką.

– Na razie to poleciał do pracy – stwierdziłam. – Pewnie czeka na wieczór.

Czas w biurze jeszcze nigdy tak koszmarnie mi się nie dłużył. W efekcie zrobiłam wszystko szybciej niż zwykle i poleciałam, by czym prędzej wrócić do domu.

Mąż mnie zignorował

W mieszkaniu nie zastałam Roberta. To w sumie nie było nic zaskakującego – mąż kończył pracę po mnie, ale mimo wszystko trochę posmutniałam, bo przecież mógł się zwolnić wcześniej i tym samym zrobić mi przyjemną niespodziankę. Niezrażona, zaczęłam się jednak krzątać po kuchni, żeby przygotować obiad. Zrobiłam spaghetti – ulubione danie Roberta. Chciałam przecież, żeby też poczuł się dzisiaj ważny.

Wrócił nawet później niż zazwyczaj. Byłam troszkę poddenerwowana, ale nie dałam tego po sobie poznać.

– Jak ci minął dzień, kochanie? – zapytałam, gdy wszedł do domu.

– A, beznadziejnie – przyznał. – Wszystko nie tak. I jeszcze szef się czepiał o zeszły miesiąc, jak wszystko na mojej głowie było.

– No tak. – Westchnęłam i uznałam, że pewnie temat na bardziej przyjemny zmienimy przy obiedzie.

– A to jakaś okazja? – rzucił w zdumieniu, gdy przyniosłam talerze z makaronem. – Jakieś święto dzisiaj?

Uznałam, że żartuje, więc zamrugałam niby niewinnie i stwierdziłam:

– Nie no, skąd.

Myślałam, że udaje

Zdziwiło mnie, że nie podjął tematu, ale milczałam, dopóki nie poszedł do salonu i nie włączył sobie telewizora. Zupełnie jakby walentynki dla niego nie istniały.

Czekałam na jakiś znak. Tajemniczy uśmiech, gest – coś, co powiedziałoby mi, że pamiętał. Że zaplanował coś na dzisiejszy wieczór. Ale nie, on nadal twardo siedział przed telewizorem i narzekał ile wlezie.

– Żeby nic w tej telewizji ciekawego nie było! – usłyszałam w końcu. – Wszędzie tylko jakieś przesłodzone romansidła. No pomyślałby kto, że normalnych filmów nie ma!

– Co za pech – mruknęłam, stając tuż za nim. – Może taka pora, co?

Popatrzył na mnie, zastanawiając się wyraźnie nad moimi słowami.

– Że po osiemnastej? – spytał. – No właśnie dziwna trochę. Zawsze te rozlazłe komedie romantyczne puszczali po dwudziestej!

Walentynki był koszmarne

Usiadłam na fotelu nieopodal, z książką w ręku, tak, żeby mieć Roberta na widoku. On, zupełnie niezrażony, skakał dalej po kanałach, marudząc o tym, że wszędzie same odgrzewane kotlety. Próbowałam robić obrażoną minę, wzdychać, pokazywać, że coś jest bardzo nie tak, ale on nawet nie zwracał na mnie uwagi!

W końcu, z braku lepszego pomysłu, podniosłam książkę z kolan i zajęłam się lekturą. Bo on autentycznie zapomniał! Nie odezwał się o walentynkach ani słowem! Zapytał tylko kilka razy, czy nie chciałabym się może położyć, bo wyglądam na zmęczoną, zwłaszcza że zwykle jestem taka rozgadana, a teraz milczę jak zaklęta.

Nie wie, o co mi chodzi

Robert przesiedział całe walentynki przed telewizorem, a ostatecznie zasnął na kanapie. Teraz nie ma pojęcia, czemu się na niego boczę i co zrobił nie tak. Do kalendarza najwidoczniej nie postanowił zajrzeć.

W dodatku musiałam ściemniać Amandzie, jak to zabrał mnie do najdroższej restauracji w mieście, a potem wracaliśmy piechotą do domu i jak to czułam się, jakbym znowu miała dwadzieścia lat. Nie mogłam przecież przyznać, że ten gamoń kompletnie zapomniał o Dniu Zakochanych! A może nie zapomniał, tylko przestał uznawać walentynki za święto? Sama już nie wiem, co gorsze. Wiem natomiast, że tak łatwo mu nie odpuszczę – może przynajmniej w końcu wpadnie na to, skąd u mnie ten podły humor!

Jagoda, 32 lata

Czytaj także: „Teściowa wparowała na naszą kolację walentynkową. Macała moje bicepsy i mizdrzyła się, bo liczyła na coś więcej”
„Mąż od 30 lat robi mi romantyczną niespodziankę w walentynki. Koleżanki kpią, że to nie wypada w tym wieku”
„W Walentynki mąż dał mi tylko bukiet róż. Wściekłam się, bo liczyłam na perfumy i błyskotki, a nie na tanie badyle”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama