„Marzyłam o romantycznych wakacjach w górach, ale mąż miał inną niespodziankę. Jednym zdaniem zniszczył wszystko”
„Czy on nie zauważył, że oboje potrzebujemy odskoczni? Że nasz związek przygasa i musimy w jakiś sposób go ożywić? A co jest lepszym przepisem na rozbudzenie dawnej namiętności, jeśli nie wyruszenie śladem najfajniejszych wspomnień i pięknych chwil z przeszłości?”.

- Listy do redakcji
Siedziałam przy kuchennym stole z laptopem na kolanach, a na ekranie migało mi morze wspomnień. Hotelik w górach, w którym się zaręczyliśmy. Mała restauracja nad jeziorem, gdzie Marek poprosił mnie do tańca, chociaż nienawidził tańczyć. My oboje: rozczochrani i brudni, ale szczęśliwi, wtulający się w siebie z całej siły. To pamiątka z naszego wypadu na Kaszuby, gdy ogromna ulewa zastała nas w samym środku lasu. Marek na kajaku, usiłujący nauczyć mnie wiosłować. Uśmiechnęłam się do siebie. To było dawno temu, ale przecież wciąż byliśmy razem. Wciąż byliśmy my.
Potrzebowałam odskoczni
– Co robisz? – zapytał, wchodząc do kuchni z kubkiem kawy.
– Przeglądam miejsca, w które moglibyśmy pojechać. Dużo się tego zebrało. Pamiętasz ten domek w Karpaczu? Mają jeszcze wolne noclegi. Co ty na to?
Marzył mi się wypoczynek tylko we dwoje. Oderwanie się od codzienności, zostawienie za sobą domu, pracy, problemów i pojechanie w jakieś fajne miejsce, gdzie wreszcie będziemy mogli poczuć się beztrosko. A może nawet na nowo odbudować nasze dawne uczucia, które w ostatnim czasie tak bardzo przygasły?
Spojrzał na mnie, jakbym zaproponowała mu lot w kosmos, a nie romantyczny wyjazd we dwoje. Przez chwilę myślałam, że żartuje. Ale jego mina była śmiertelnie poważna.
– Po co? – zapytał.
– Jak to po co? – roześmiałam się nerwowo. – Żeby pobyć razem. Sam na sam. Tak jak kiedyś. Nie pamiętasz już, jak było fajnie?
Czy on nie zauważył, że oboje potrzebujemy odskoczni? Że nasz związek przygasa i musimy w jakiś sposób go ożywić? A co jest lepszym przepisem na rozbudzenie dawnej namiętności, jeśli nie wyruszenie śladem najfajniejszych wspomnień i pięknych chwil z przeszłości?
Marek jednak zamilkł. Głośno odstawił kubek. Usiadł naprzeciwko mnie, z takim ciężarem, jakby ta rozmowa miała zmienić wszystko. No i zmieniła.
Mąż mnie zaskoczył
– Karolina – westchnął z jakąś nutką rezygnacji w głosie. – Ja nie chcę nigdzie jechać. I nie chcę udawać, że między nami teraz wszystko jest dobrze. I że jeszcze kiedyś tak będzie – dodał.
Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że mnie nie zrozumiał. Albo ja nie zrozumiałam jego. Może mówił o czymś innym?
– Ale ja nie chcę udawać! Chcę coś naprawić, Marek. Po to ta podróż. Żebyśmy przypomnieli sobie, jak to było kiedyś. I żebyśmy mogli na nowo poczuć ten żar. Marzy mi się coś romantycznego.
– Właśnie – odpowiedział cicho. – Jak to było kiedyś. Bo teraz tak nie jest. I już nie będzie. Myślę, że nigdy już nie będzie – zakończył.
Zrobiło mi się niedobrze. Słyszałam bicie własnego serca. Zbyt szybkie i zbyt głośne. Łzy napłynęły mi do oczu, ale jeszcze nie popłynęły po policzkach. Jeszcze z całej siły starałam się trzymać fason. Nie chciałam się przy nim rozkleić. Nie teraz. Nie po tym, co właśnie mi powiedział, rozbijając w drobny mak moje złudzenia.
– O czym ty mówisz? – szepnęłam. – Przecież jesteśmy razem. Dalej jesteśmy małżeństwem i jeszcze wszystko może być dobrze.
To był cios
On jednak tylko wzruszył ramionami.
– Jesteśmy. Ale tylko formalnie. Ty żyjesz w swojej codzienności, ja w swojej. Dzielimy dom, rachunki i łazienkę, ale nic więcej.
– Więc chcesz się poddać? Tak po prostu? – zapytałam. – Bo przestało być ekscytująco? Bo pojawiła się szara codzienność, problemy i piętrzące się obowiązki? Bo już nie jest jak na filmach? Wiesz, ludzi zawsze dopada proza rzeczywistości. Nie da się cały czas żyć niczym w bajce i robić wyłącznie niecodziennych rzeczy. Nie na tym to wszystko polega – próbowałam mu tłumaczyć, ale widziałam, że żadne moje słowo do niego nie trafia.
– Bo przestaliśmy się rozumieć i potrzebować wzajemnie. Bo każde z nas poszło w swoją własną stronę, a nasze ścieżki rozeszły się w zupełnie innych kierunkach – powiedział i odsunął krzesło.
– To nie tak – próbowałam mu wytłumaczyć, co ja czuję, ale przerwał mi:
– Karola, ja... ja myślałem o tym od dawna. I chyba pora, żebyśmy to powiedzieli na głos. Ja chcę się rozwieść – jego głos był bardzo pewny siebie.
Zupełnie jakby tę bolesną kwestię ćwiczył już od bardzo dawna. A może tak było? Skoro myślał, to może i ćwiczył. A teraz znalazł okazję, żeby wreszcie powiedzieć na głos to, co tkwiło mu w duszy i sercu.
Byłam załamana
Pamiętam tamtą noc, kiedy powiedział mi, że jestem jego „najlepszym życiowym pomysłem”. Pamiętam, jak zamykał mnie w ramionach, gdy miałam trudny dzień w pracy, a ja czułam, że niczym nie muszę się przejmować, bo mam jego. Jak zaskakiwał mnie ulubionym batonikiem z orzechami, kiedy miałam mieć okres i bez przerwy nachodziła mnie ochota na coś słodkiego. Jak tańczyliśmy w kuchni i śmialiśmy się, że jesteśmy parą z amerykańskiego filmu. Jak chichotaliśmy niczym opętani, nie zwracając uwagi na to, że przechodnie dziwnie się nam przyglądają.
A teraz? Teraz siedziałam w ciszy, z sercem roztrzaskanym na tysiąc kawałków i laptopem pełnym zdjęć, na których znajdowały się miejsca, które już nic nie znaczyły. Nie powiedziałam nic więcej. Nie tego wieczoru. Nie chciałam go prosić. Nie chciałam błagać o uczucie. Nie chciałam pytać, czy kogoś ma – chociaż ta myśl zatruwała mi głowę. Nie chciałam słyszeć kolejnych logicznych argumentów, że „lepiej teraz niż za rok”.
Nie spałam tej nocy. Leżałam i wpatrywałam się w sufit, zastanawiając się, kiedy właściwie zaczęliśmy się rozchodzić. Kiedy wygasła ta dawna iskra pomiędzy nami. Kiedy przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Może to było wtedy, gdy zaczął coraz później wracać z pracy? Wtedy, gdy przestał się interesować, co dzisiaj gotuję? Wcześniej zawsze razem planowaliśmy pyszności na kolację. Marek przychodził z pracy i zaglądał do wszystkich garnków. W piątki robiliśmy sobie kolacje przy świecach, które często przygotowywaliśmy wspólnie. Takiego sosu do spaghetti jak mój mąż nie potrafi zrobić nikt inny. Czy on naprawdę przestał mnie kochać?
Nie tak miało być
Przez kolejne dni unikaliśmy się jak obcy ludzie. On wychodził wcześniej, wracał później. Ja udawałam, że jestem zajęta pracą, chociaż patrzyłam tylko w pusty ekran komputera i nie byłam w stanie wymyślić niczego sensownego. Wiedziałam, że ten związek był dla mnie ważniejszy, niż chciałam przyznać. Że próbowałam walczyć nie tylko o nas, ale też o siebie.
Nie byłam w stanie zrozumieć, co się stało. Cały czas analizowałam, gdzie się podziało nasze dawne uczucie, co zrobiłam nie tak. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam przyjaciółkę:
– Myślisz, że go zaniedbałam? Że za bardzo skupiłam się na dzieciach, domu i pracy? Może Marek poczuł się nieważny? Odrzucony?
– Karola, przestań – odpowiedziała. – Nie jesteś jedyną odpowiedzialną osobą w tym małżeństwie. To związek dwojga ludzi i obie strony muszą się starać, żeby było dobrze.
Ale ja czułam się winna. Bo przecież nie zauważyłam, że mój mąż ode mnie odchodzi. Że się oddala, a uczucie pomiędzy nami wyraźnie się ochładza. Chciałam go zatrzymać romantyczną podróżą we dwoje. Ale już było za późno, skoro on wolał się pożegnać.
Czy naprawdę już nic nie zostało?
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem, po raz pierwszy od tamtej rozmowy. Marek zaproponował, żebyśmy spokojnie ustalili, co dalej. Chciał cywilizowanego rozstania. Mówił to takim tonem, jakby planował urlop. Opowiadał, jak podzielić rachunki, co z kredytem, jak powiedzieć o wszystkim naszym dzieciom.
Słuchałam, jakby mówił w jakimś zupełnie dla mnie obcym języku.
– A nie boisz się, że będziesz żałował? – zapytałam. – Że kiedyś, za kilka lat, obudzisz się i pomyślisz, że jednak mogliśmy spróbować?
– Może – przyznał. – Ale teraz czuję, że to jedyne wyjście.
Westchnęłam. Może rzeczywiście. Może lepiej skończyć coś porządnie, niż się do czegoś zmuszać na siłę. Ale czy naprawdę nie zasłużyliśmy na drugą szansę?
Marek wyprowadził się po dwóch tygodniach. Zabrał swoje ubrania, komputer, kolekcję filmów, którą zbierał od lat, książki. Ja zostałam z jego szlafrokiem, który wciąż wisiał na drzwiach łazienki. I ze wspomnieniami, które nie chciały zniknąć. Długo nie mogłam znieść dźwięku jego kluczy w drzwiach – albo raczej braku tego dźwięku.
A potem, któregoś dnia, odnalazłam plik z planem podróży. Mój plan na ratunek. Trasa, hotel, adres knajpki z najlepszymi pierogami w regionie, którymi niegdyś się zajadaliśmy. Dzieciaki zostawiłam z babcią i pojechałam sama. Usiadłam w tym samym miejscu, gdzie kiedyś Marek mi się oświadczył. Zamówiłam kieliszek białego wina. I chociaż bolało, poczułam, że jeszcze będę szczęśliwa.
Karolina, 39 lat
Czytaj także:
- „Wróciłam do męża i szybko tego pożałowałam. Teraz mam nauczkę, by nie wchodzić 2 razy do tej samej rzeki”
- „Odszedłem do bogatej kochanki, ale szybko zrozumiałem błąd. Nie mam pojęcia, czemu żona nie chce mnie znać”
- „Los rozdzielił nas na 30 lat, ale naszego uczucia nie dało się przerwać. Stara miłość nie rdzewieje”

