Reklama

Nie pamiętam, żebyśmy z Anetą kiedykolwiek były „typowymi siostrami”. Byłyśmy dla siebie wszystkim – przyjaciółkami, rywalkami, powierniczkami i przeszkodami. Kiedyś nie mogłyśmy bez siebie żyć. Miałam wtedy poczucie, że zawsze będę ją miała obok. Z wiekiem coraz więcej rzeczy zaczęło nas dzielić. Ona – spontaniczna, lekko szalona, zawsze w biegu. Ja – uporządkowana, trzymająca się planu. Ona mówiła: „życie jest jedno, trzeba korzystać”, ja odpowiadałam: „nie można zawieść tych, którzy na ciebie liczą”. Kiedy zaręczyłam się z Piotrem, Aneta była pierwszą osobą, której powiedziałam. Płakałam przez telefon ze szczęścia, ona zaśmiała się i rzuciła:

– No, w końcu! Już myślałam, że zostaniesz starą panną.

Planowałam ten ślub przez rok. Chciałam, żeby był piękny, wzruszający, taki, który scali rodzinę. Marzyłam, że Aneta będzie moją świadkową. Że będzie się śmiała ze mną, kiedy wpadnę w panikę, i płakała, kiedy powiem „tak”. Ale kiedy ją zapytałam, odpowiedziała:

– Ja nie wiem. To tyle roboty. Po co mi to?

Zrobiło mi się przykro, ale zrozumiałam. Zrezygnowałam z jej udziału jako świadkowej. Ale nie zabrałam jej miejsca przy stole, zaraz obok mamy i taty. Zrobiłam nawet specjalną winietkę. Tydzień przed ślubem, dostałam wiadomość, niczym policzek w twarz: „Jednak nie dam rady. Trafił się lot do Grecji. Trudno. Bawcie się dobrze!”.

Zraniła mnie

Stałam jak wryta. Zrobiło mi się gorąco, potem zimno. Przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze. Ale treść się nie zmieniała. Nie „przepraszam”, nie „mam nadzieję, że się nie obrazisz”, tylko „trudno”. Jakby to był tylko grill u cioci albo urodziny koleżanki z pracy. Nie odpisałam. Nie byłam w stanie. Nie wiedziałam nawet, co miałabym napisać. „Szkoda”? „Jest mi przykro”? „Spodziewałam się po tobie więcej”? Wszystko brzmiało zbyt grzecznie, zbyt bezsilnie. A we mnie buzowały emocje, których sama nie rozumiałam.

– Kasiu, wszystko w porządku? – zapytała mama, wychylając się z salonu.

– Aneta nie przyjedzie. Poleciała do Grecji – wyszeptałam, nie patrząc na nią.

Mama milczała przez chwilę, jakby nie zrozumiała. W końcu weszła do kuchni i dotknęła mojego ramienia.

– Kochanie… nie bierz tego tak do siebie. Może naprawdę nie mogła inaczej…

Odwróciłam się. Czułam, jak zaciska mi się gardło.

– Mamo, przestań ją bronić, dobrze? Wiedziała, jak bardzo mi zależy. Wiedziała, że zostawiłam jej miejsce przy stole. Wiedziała wszystko.

Mama zamilkła. Westchnęła, jakby chciała powiedzieć coś więcej, ale nie umiała.

Wszystko zepsuła

Nie mogłam już tego znieść. Założyłam kurtkę i wyszłam z domu. Chodziłam bez celu, byle tylko nie wrócić do tej kuchni, do tej rozmowy, do tej wiadomości. Usiadłam na ławce w parku. I tam, po raz pierwszy od bardzo dawna, płakałam tak naprawdę, bez wstydu, bez oporu. Płakałam za tą dziewczynką, z którą kiedyś dzieliłam pokój. Za sobą – naiwną, która myślała, że rodzina zawsze stanie za tobą murem.

Płakałam, bo zrozumiałam, że Aneta nie była już moją siostrą. Była tylko kobietą, która wybrała Grecję.

Dzień mojego ślubu był dokładnie taki, jak sobie wymarzyłam. Pogoda jak z bajki – ciepło, ale nie duszno, niebo bez jednej chmury. Piotr wyglądał przepięknie, a jego spojrzenie, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy w sukni, przypominało mi, dlaczego to wszystko robimy. Rodzice wzruszeni, goście roześmiani, orkiestra grała „Perfect” Sheerana z takim uczuciem, że niejedna osoba otarła łzę. Wszystko się zgadzało. Wszystko… oprócz tego pustego miejsca.

To miejsce rzucało się w oczy od razu. Tuż przy stole rodzinnym, przy białym obrusie, z winietką „Aneta” napisaną ozdobną czcionką. Krzesło stało puste przez całą uroczystość. Nikt na nim nie usiadł, nikt nie zapytał, czy można je przestawić. Jakby wszyscy czuli, że to nie jest po prostu brak jednego gościa – to była luka.

Byłam załamana

Fotograf podszedł do mnie w trakcie zdjęć rodzinnych. Ustawił wszystkich z pieczołowitością i zapytał:

– A może kogoś jeszcze do zdjęcia? Siostra, brat? Ktoś z rodziny?

Wzruszyłam ramionami, starając się nie dać po sobie poznać, że serce właśnie mi pęka. Uśmiechnęłam się słabo i powiedziałam:

– Nie, już wszyscy są.

A potem jeszcze była koleżanka z liceum, Marta, która podeszła z drinkiem i klepnęła mnie po ramieniu.

– Hej, a gdzie Aneta? Miała być świadkową, nie?

– Poleciała do Grecji – odpowiedziałam sucho, może zbyt chłodno.

– Serio? W ten weekend? – zapytała zdziwiona.

– Serio. Trafił się lot – zacytowałam niemal złośliwie.

– No to rzeczywiście… niezły timing – mruknęła Marta i odeszła z wyraźnym poczuciem niezręczności.

Wszystko było dobrze, ale w środku czułam jakby ktoś wylał mi do serca wiadro lodowatej wody. To był mój dzień. Jedyny taki w życiu. I nie mogłam się nim w pełni cieszyć, bo cały czas patrzyłam kątem oka na to puste miejsce. Na krzesło, które miało być zajęte przez kogoś, kto znał mnie najlepiej na świecie. A jednak wybrał coś innego.

Zawiodła mnie

Kilka dni po weselu, kiedy emocje opadły, w skrzynce znalazłam pocztówkę. Zdjęcie: leżak, błękitne morze, biały parasol. Tekst: „Było cudownie. Aneta”.

Bez „kocham”, bez „żałuję, że mnie nie było”. Trzymałam tę kartkę jak dowód w sprawie o zdradę emocjonalną. Próbowałam doszukać się ukrytego sensu. Nic. Ani przeprosin, ani cienia refleksji.

– Może tak jej lepiej? – powiedział Piotr, kiedy wieczorem powiedziałam mu o kartce.

Nagle poczułam się jak dziewczynka, której starsza siostra po prostu przestała się nią interesować. Pojechałam do niej bez zapowiedzi. Wiedziałam, że będzie w domu – widziałam na Instagramie zdjęcie kawy i książki z podpisem „domowe popołudnie”. Otworzyła z zaskoczeniem, ale wcale nie z ulgą.

– Chciałam z tobą porozmawiać. Tak po prostu.

Westchnęła, weszłam za nią do kuchni.

– Słuchaj, to był tylko ślub. Chciałam w końcu coś zrobić dla siebie – rzuciła, jakby chodziło o pójście do kina.

– Dla siebie?! Przez całe życie cię wspierałam! Byłaś dla mnie najważniejsza! – głos mi się załamał.

– Nie mogę być ciągle dla kogoś. Nie mam na to siły – powiedziała obojętnie.

I wtedy zrozumiałam. Ta kobieta przede mną to już nie była moja siostra. Przynajmniej nie taka, jaką znałam.

Katarzyna, 33 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama