Reklama

Od lat interesuję się kulturą arabską i turecką. Kiedy do Polski weszły wreszcie pierwsze arabskie perfumy, wierciłam mężowi dziurę w brzuchu. To jednak nie powstrzymało go przed wycenieniem mnie na 25,99...

Reklama

Zaczęło się od miłości do arabskich seriali

Około roku 2015 wciągnęłam się w świat bliskowschodnich seriali. Zaczęło się, rzecz jasna, od Wspaniałego Stulecia, które w okolicy tamtej daty zaczęło być emitowane w telewizji. Oczarowały mnie bogato zdobione wnętrza, błyszcząca biżuteria i piękne stroje.

– Tak bym chciała przenieść się do tego świata... – mówiłam nieraz mężowi, wylegując się na kanapie przed telewizorem.

– I dzielić faceta z dziesięcioma kobietami? – jego ignorancja mnie powalała.

– To nie tak, Daniel! Ten aspekt akurat mnie nie interesuje. Takie seriale pokazują, jaki wpływ na mężczyzn u władzy mają kobiety. Gdybym mogła być taką księżniczką, od razu bym się za ciebie zabrała.

– A co jest ze mną nie tak? – spytał obrażony.

– Nie zabiegasz o mnie. Trochę intrygi może by w tym pomogło... – zażartowałam.

Daniel tylko prychnął. Uważał, że nalatał się za mną wystarczająco w przeszłości, a teraz może przychodzić na gotowe i zajadać ciepłą pomidorówkę.

– A swoją drogą, moja babcia też ogląda te seriale. Mam ci przypomnieć, że ma 89 lat? – zaatakował.

– No i dobrze, też może sobie pomarzyć. Ja doceniam, że woli to od filmów religijnych.

Nie wiem, co on sobie myślał. Że mnie tym obrazi? Pewnie babcia też nie doświadczyła fajnego życia i luksusy oglądać może tylko na ekranie. Zarówno jego mama, jak i babcia urodziły dzieci koło dwudziestki, a w małżeństwach mogły marzyć o ładnych podarkach.

Mąż jedynie się ze mnie śmiał

Potem przerzuciłam się na nieco bardziej współczesne seriale. Kupiłam też kilka książek. Ich bohaterki wydawały mi się takie silne i niezależne, pewne swojego seksapilu.

– Co myślisz? – spytałam męża, gdy zamówiłam biżuterię inspirowaną serialem.

– Dziadostwo – skwitował.

Faktycznie, kolczyki i bransoletki nie przypominały niczym złota i kamieni szlachetnych, ale w tamtych czasach dostać mogłam jedynie to. O perfumach arabskich mogłam wtedy pomarzyć. W 2017 roku kupiłam jedynie paletę cieni inspirowaną pustynią, od makijażystki z Bliskiego Wschodu. Zbierałam na nią pieniądze kilka miesięcy i specjalnie pojechałam po nią do perfumerii w dużym mieście.

– Ale wiesz, że kosmetyk nie sprawi, że zaczniesz wyglądać, jak one? – spytał uszczypliwie mąż, gdy tylko zobaczył mnie przy lusterku.

Uwaga męża mnie zabolała. Nigdy nie rozglądał się za innymi kobietami, ale też za specjalnie nie prawił mi komplementów. Też chciałam czuć się piękna.

– No i dobrze. Chcę wyglądać, jak ja. Odwal się od moich pasji, skoro sam żadnych nie masz.

Taka prawda. Wolałam już mój arabski świat od oglądania meczów z piwem w ręku. Daniel zdziadział, nie robił nic poza pracą i spotkaniami z kumplami w najtańszej melinie. Raz na jakiś czas zmieniał się w kibica i to byłoby na tyle.

Używałam zapachu z dyskontu

Perfumy z nutą orientu były w Polsce od zawsze, ale to nie było to. Raz, że nie było mnie stać na kilkaset złotych za butelkę, dwa, że zapachy były jedynie inspirowane krajami Wschodu. Mnie zawsze marzyły się oryginalne, arabskie perfumy, skomponowane właśnie tam i wybierane przez tamtejsze kobiety. Nie interesowały mnie wymysły francuskich perfumiarzy.

Kiedy jednak zaczęły pojawiać się u nas pojedyncze arabskie marki, wiedziałam, że któryś z flakonów musi być mój.

– Jaki jest sens w oglądaniu recenzji perfum, jeśli i tak ich nie kupisz? – komentował mąż, niczego się nie domyślając.

– Zawsze możesz podejrzeć i sam mi kupić.

– No to sobie poczekasz. Urodziny masz dopiero latem.

– A walentynki?

– Walentynki są dla dzieciaków. O co ci chodzi...

Obraziłam się na niego na kilka dni. Doskonale wiedział, że nigdy nie pozwalałam sobie na dobre perfumy i na co dzień używałam flakonów z dyskontów. Nigdy w życiu nie dostałam od męża drogiego zapachu. Byłam gotowa sama sprawić sobie prezent, ale zależało mi na tym, by Daniel zauważył swój błąd. Wydrukowałam dla niego listę arabskich perfum, które mnie interesują. Nie liczyłam na to, że sam namierzy idealny zapach. Od czegoś trzeba było jednak zacząć zmienianie męża na lepsze.

– Proszę bardzo. Rozpisane nuty, możesz dopasować zapach do mojego stylu i charakteru. Chociaż w ten sposób się wykażesz, skoro i tak będziesz losować prezent z gotowej listy – powiedziałam, wręczając mu plik papierów.

– Jola, a ty nadal nie wybiłaś sobie tego z głowy? – odburknął.

Przejrzał jednak listę. Myślałam, że wystarczy tylko czekać na wymarzony prezent, wywalczony mniejszym czy większym nakładem pracy...

Cały styczeń negocjował ze mną prezent

– Nie mamy w domu wanilii, że chcesz mieć ją w perfumach? Ja widziałem chyba w przyprawach – Daniel starał się udowodnić mi na każdym kroku, że nie potrzebuję drogich perfum.

– To cukier wanilinowy. Gdybyś potrafił zrobić chociażby jajecznicę, umiałbyś odróżnić wanilinę od wanilii.

– Żeś sobie wymyśliła, a tyle kwiatków rośnie na łąkach.

– To idź i zbieraj – nie zamierzałam się poddawać.

Zamilknął. Phi, już widzę go z ręcznie zebranym bukietem lub uwitym wianuszkiem. On też nie zamierzał jednak rezygnować z udowadniania mi, że nie potrzebuję takiego prezentu. Po kilku dniach zaatakował ponownie.

– Przecież Zośka pracuje jako jakaś tam konsultantka. Nie mogę po prostu zamówić ci czegoś z katalogu? No i dostanę zniżkę – mąż kombinował, jak koń pod górę.

– Jeśli w katalogu mają oryginalne perfumy arabskie, możesz śmiało zamawiać – odpierałam ataki. – Tylko upewnij się, jaki jest kraj pochodzenia i producent.

Przez kolejne dni próbował przekonać mnie, że firmy produkujące perfumy zdzierają kasę z naiwnych Europejek, gdy ich produkty w rzeczywistości warte są marne grosze. Podziwiałam zapał, z jakim stara się odwieść mnie od mojego pomysłu. W czasie, który na to poświęcił, zarobiłby na kilka takich flakonów!

– Daniel, dajże już spokój, człowieku. Mam tego serdecznie dosyć. Kup mi, co chcę, albo nie kupuj nic. Też mam własne pieniądze. Nie licz jednak na prezent przez najbliższe 30 lat.

– Niech ci będzie, jak już tak się uparłaś – odburknął obrażony.

Myślałam, że wygrałam.

Kupił mi podróbę

W walentynki odpakowałam ładnie zapakowany prezent. Zdziwiłam się, że znalazł fundusze na papier prezentowy i wstążeczkę. Prawda jednak szybko wyszła na jaw. Gdy tylko powąchałam zapach, o którym marzyłam, od razu wyczułam tanią podróbę.

– Co tyś mi kupił? To na pewno oryginał? – dopytywałam resztę popołudnia.

– No patrz. Dostała, co chciała, i nadal źle. Co ja z tobą zrobię, kobieto...

Poleciałam do sklepu i powąchałam oryginał. Te dwa zapachy różniło dosłownie wszystko. W tamtym momencie byłam już pewna, że kupił taniochę.

– I co, przyznasz się? – nalegałam, wiercąc mu dziurę w brzuchu.

– Po tej cenie mogę kupić ci jeszcze pięć butelek. Po co przepłacać, skoro na targu można dostać takie fajne rzeczy?

– Targ? Kupiłeś to na targu?

– No a jak. Miła sprzedawczyni przekonywała mnie, że to hit, i wszystko się zgadza. Nawet nie wiesz, ile kobiet takich, jak ty ustawiało się w kolejce do stoiska.

– To marna taniocha z Chin! – w końcu krzyknęłam na niego, ledwie hamując się przed rękoczynami.

– Jaka Arabka, takie perfumy – skwitował.

Zabolało mnie to.

– Skoro właśnie tak wyceniasz swoją żonę, może przestanę gotować ci obiadki. Wystarczą fast foody. Po pracy możesz zajeżdżać do drive'a.

Nie zamierzałam próżnować. Od czasu nieszczęsnych walentynek nie karmię go niczym, sama przygotowując sobie wykwintne kolacje dla jednej osoby. Patrzę, jak zajada się bułkami i chipsami ze sklepu osiedlowego. Przestałam też prasować jego koszule i prać jego brudne skarpetki. Kiedy nauczy się szacunku i przestanie żyć, jak u mamusi, wreszcie przekona się, że dobra żona kosztuje.

– Joluś, dasz trochę? Tak pysznie to wygląda... – już po kilku dniach zmięknął.

– Czekam na perfumy. Prawdziwe. Wtedy się zastanowię.

Już niedługo Dzień Kobiet. Ciekawe, czy mój marny mąż do tego czasu jakkolwiek się zreflektuje...

Jolanta, 44 lata

Reklama

Czytaj także:

„Żona każe mi wyprowadzać się z domu co 28 dni. Nie potrzebuję korepetycji z biologii, by wiedzieć, co się święci”
„Teściowa miała pretensje, że nie robię bigosu z jej przepisu. Awanturowała się, jakbym dopuściła się zdrady”
„Gdyby nie pączki, dziś nie miałabym cudownego męża. W jednym z nich zamiast różanej konfitury było coś innego”

Reklama
Reklama
Reklama