„Marzę o wnukach, ale córka zamiast pieluch woli kupować psią karmę. Żal mi jej, bo skończy jako samotna stara panna”
„Nie umiem zrozumieć, dlaczego Ania ciągle powtarza, że nie chce dzieci. Nasze rozmowy zawsze kończą się tak samo: Ania przewraca oczami, mówi coś chłodnym tonem, a potem zmienia temat. A ja się nie poddaję”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to wszystko tak się pogmatwało. Przez całe życie miałam proste marzenia – kochać i być kochaną, wychować dziecko, doczekać się wnuków. Tak jak moja mama cieszyła się, gdy urodziłam Anię, tak i ja wyobrażałam sobie, jak to będzie kupować małe buciki, przynosić prezenty, tulić pachnące niemowlę…
To moje marzenie
Czułam, że tak powinno być. Że to naturalna kolej rzeczy. W końcu Ania miała dobrą pracę, piękne mieszkanie. Czego więcej trzeba do szczęścia? Może tylko tego maleństwa, które przewróci cały świat do góry nogami, ale w najlepszy możliwy sposób.
Nie umiem zrozumieć, dlaczego Ania ciągle powtarza, że nie chce dzieci. Nasze rozmowy zawsze kończą się tak samo: Ania przewraca oczami, mówi coś chłodnym tonem, a potem zmienia temat. A ja się nie poddaję. Przynoszę jej małe prezenty – kocyk z mięciutkiego pluszu, śpioszki z napisem „Kocham Cię, Mamo!”, książeczki edukacyjne, drewniane zabawki.
Zawsze mówię, że to na przyszłość. Może Ania pomyśli wtedy o tym, jak cudownie byłoby mieć takie małe ciepłe ciałko w ramionach… Może poczuje ten instynkt, ten pęd do życia, który mnie tak kiedyś porwał.
Ale zamiast radości widzę w jej oczach złość. Wiem, że ją drażnię. Wiem, że ona to widzi inaczej. Ale co mam zrobić? Nie umiem przestać – to wszystko z miłości, dla jej dobra. Przecież tak powinna wyglądać rodzina.
Nie ustępowałam
Siedziałyśmy razem przy stole, a ja, jak zawsze, nie mogłam się powstrzymać. Znowu wyciągnęłam z torby małe, mięciutkie buciki, które kupiłam w promocji. Podałam je Ani z uśmiechem.
– Spójrz, jakie śliczne… może kiedyś się przydadzą – powiedziałam.
Ania zamarła na chwilę, wpatrując się w buciki. W jednej chwili jej twarz stężała, oczy zrobiły się ciemniejsze, a usta zacisnęły w cienką linię. Po sekundzie ciszy, która wydawała się wiecznością, wybuchła.
– Mamo, przestań już z tym! Ile razy mam ci mówić, że nie chcę dzieci?! – Jej głos był ostry, niemal krzykliwy.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Serce mi zabiło mocniej, jakby coś mnie ścisnęło w środku.
– Ale kochanie, ja to robię dla ciebie… – wyszeptałam, nie wiedząc, jak się obronić. – Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa.
– Nie rozumiesz, że to dla mnie nie jest szczęście?! – Ania patrzyła na mnie z wściekłością. – Ile razy mam ci to powtarzać? Nie chcę dzieci. Nie chcę być matką. Nigdy.
Zabrakło mi słów
Spojrzałam na te buciki, które jeszcze przed chwilą wydawały mi się takie piękne, a teraz leżały między nami jak jakiś obcy przedmiot, jak dowód mojej porażki. Cicho, prawie szeptem, powiedziałam:
– Psy to nie to samo…
Ania odchyliła się na krześle, skrzyżowała ręce na piersi i syknęła:
– Dla mnie są rodziną. Dlaczego nigdy tego nie akceptujesz?
Nie umiałam odpowiedzieć. Czułam, jakby coś we mnie zgasło. Patrzyłam na Anię, moją córkę, a widziałam kobietę, która patrzyła na mnie z wyrzutem i niezgodą. W głowie kłębiły mi się pytania – czy naprawdę robię coś złego? Czy moje marzenia są dla niej ciężarem? A może po prostu nie potrafię już być dobrą matką? Nie wiem, jak długo siedziałyśmy w tej ciszy, ale tamtego dnia czułam, że oddaliłyśmy się od siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie rozumiałam jej
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Ani. Nie chciałam, żebyśmy tak zostawiły tamtą rozmowę. Nie mogłam się pogodzić z tym chłodem, który między nami zawisł. W słuchawce usłyszałam jej ciche:
– Halo? – i poczułam, jak gardło mi się ściska.
– Aniu… ja nie chciałam cię zranić – zaczęłam nieśmiało. – Może kiedyś zmienisz zdanie? Wiesz… czasem ludzie potrzebują czasu, żeby dojrzeć do takich decyzji…
– Nie, mamo. Nie zmienię zdania – przerwała mi ostro. W jej głosie nie było złości, była za to zaskakująca stanowczość. – Ile razy mam ci to powtarzać? Nie chcę być matką. Nie czuję takiej potrzeby. Dlaczego to jest dla ciebie takie trudne do zrozumienia?
Zacisnęłam mocniej telefon w dłoni, czując, jak słowa Ani rozbijają się o moją głowę jak kamienie.
– Ale ja marzę o wnukach… – powiedziałam szeptem. – Nie rozumiesz?
Po drugiej stronie zapanowała cisza. A potem Ania odpowiedziała spokojnie, ale z dystansem, który zabolał mnie bardziej niż krzyk.
– Twoje marzenia to nie moje życie. Musisz to w końcu zaakceptować.
Zostałam z tą ciszą w słuchawce, z tymi słowami, które brzmiały w mojej głowie, jakby ktoś je wyrył na ścianach mojego domu. Twoje marzenia to nie moje życie. Poczułam, jak opadają mi ręce. Oparłam się o stół, patrząc w okno na ciche podwórko, na te drzewa, które kiedyś wydawały mi się piękne, a teraz były jakby obce, obojętne.
Oddaliłyśmy się
Zaczęłam się zastanawiać, czy to już koniec naszej bliskości. Czy kiedykolwiek jeszcze poczuję, że Ania mnie potrzebuje, że jestem dla niej ważna? A może powinnam przestać marzyć, przestać czekać, przestać mieć nadzieję? Tylko jak to zrobić, skoro całe moje serce było utkane z tych marzeń o wnukach, o rodzinnych obiadach, o głośnym śmiechu dziecka biegającego po salonie?
Siedziałam w kuchni, patrząc na ten wózek, który kupiłam Ani na wszelki wypadek. Stał teraz przy ścianie, przykryty folią, której nie zdążyłam jeszcze wyrzucić. Przesunęłam dłonią po rączce, gładkiej, jeszcze pachnącej nowością. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak go pcham – może do parku, może do sklepu, a może tylko tak, po osiedlu, żeby zaczerpnąć powietrza.
Widziałam w tej wizji małe rączki wystające spod kocyka, różowe policzki, maleńkie buciki. Serce ścisnęło mi się na myśl, że to tylko obraz w mojej głowie, a nie rzeczywistość.
„Może jeszcze zmieni zdanie” – pomyślałam. Może coś się w niej obudzi. Może kiedyś spojrzy na to dziecko, które przyjdzie na świat, i poczuje to, co ja czułam, kiedy pierwszy raz wzięłam ją na ręce. Bo jak można nie chcieć dziecka? Jak można odrzucić coś tak naturalnego, coś tak pięknego?
Miała inne plany
Przez chwilę poczułam, jakby cały dom wokół mnie zrobił się cichy, pusty. Wózek, te ubranka schowane w szafie, kocyk leżący na fotelu… To wszystko stało się ciężarem, który przygniatał mnie od środka. Czułam się, jakbym straciła coś więcej niż tylko marzenie o wnukach – jakbym straciła kawałek siebie, tę część, która wyobrażała sobie przyszłość w kolorach radości, w śmiechu dzieci, w zapachu ciastek pieczonych na niedzielne podwieczorki.
W głowie miałam jedno pytanie: czy ja naprawdę jestem tak ślepa, że nie widzę, czego ona potrzebuje? Może Ania jest szczęśliwa bez dzieci. Może powinnam przestać walczyć z jej decyzjami i zaakceptować, że nasza historia będzie inna niż sobie wymyśliłam. Ale jak się na to zgodzić, kiedy cała moja miłość do niej krzyczy, że rodzina to coś więcej? Jak mam się z tym pogodzić?
Zofia, 68 lat
Czytaj także:
- „Musiałam pójść na lekcje tańca, żeby mąż wstał z kanapy. Był pewien, że robię tam coś niemoralnego”
- „Mąż mnie zdradził z przyjaciółką, więc rzuciłam się w ramiona sąsiada. Ta zemsta dała jednak nieoczekiwany plon”
- „Zauroczyłam się w szpakowatym dżentelmenie z dansingu. Szybko okazało się, że to stary żigolak”

