„Mama płaciła za wszystko, żebym miała lepsze życie. Teraz oczekuje, że ja będę jej bankomatem na starość”
„– Ty naprawdę jesteś niewdzięczna, Julia. Wszystko ci dałam. Najlepsze szkoły, korepetycje, ubrania. A teraz ja siedzę w czterech ścianach, z bolącymi plecami i rachunkami, a ty przyjeżdżasz raz w tygodniu i jeszcze masz pretensje? – powiedziała”.

- Redakcja
– Julia, kochanie, coś się stało z telewizorem. Same paski, śnieżenie… To chyba koniec. Może masz coś odłożone, co? – głos mamy w słuchawce był niewinny, prawie rozczarowany.
Westchnęłam, patrząc na zimną kawę. Znów to samo. Zamiast zapytać, jak się czuję, znowu chodzi o pieniądze.
– Zobaczę, mamo – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że i tak go kupię.
Po chwili dostałam SMS-a: „Znalazłam jakiś w promocji, tylko 1899. Porządny. Weź zobacz”.
To nie pierwszy raz. Co tydzień nowa lista: rachunki, zakupy, naprawy. Mama mówi, że wszystko „dla mnie”, że chce tylko trochę „pomocy”. Ale czasem czuję się nie jak córka, tylko jak bankomat.
Mam 38 lat. Nie mam dzieci, nie mam męża. Mam pracę w PR-ze, którą raz kocham, raz nienawidzę. I matkę, która twierdzi, że jestem jej oczkiem w głowie – ale coraz częściej mam wrażenie, że jestem inwestycją, która ma się zwrócić.
Pokłóciłyśmy się
– To może jeszcze fotel ci kupię? Taki, co się rozkłada. Żebyś miała na czym wygodnie siedzieć i mówić mi, jak bardzo cię zawodzę! – podniosłam głos, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Mama spojrzała na mnie znad filiżanki. Zaskoczona. Ale nie zraniona. Raczej… urażona.
– Ty naprawdę jesteś niewdzięczna, Julia. Wszystko ci dałam. Najlepsze szkoły, korepetycje, ubrania. A teraz ja siedzę w czterech ścianach, z bolącymi plecami i rachunkami, a ty przyjeżdżasz raz w tygodniu i jeszcze masz pretensje?
– Bo to nie jest pomoc, mamo. To obowiązek. Lista zadań. Kiedy ostatnio zapytałaś, co u mnie?
– Ty zawsze wszystko robisz po swojemu. Nie chciałaś dzieci, nie chciałaś męża. Ale jak przychodzi co do czego, to matka ma ci nie zawracać głowy? – głos jej zadrżał, ale nie ze smutku – z wyrzutu.
– Może dlatego nie mam dzieci, że nigdy nie widziałam, jak wygląda wolność. Bo uczyłam się, że dziecko to coś, co ma cię trzymać przy życiu. Jak lokata.
Cisza. Ta najgorsza. Jakby każda z nas cofnęła się do swojej roli – ja: bezczelna córka, ona: cierpiąca matka.
– Ja ci życie dałam, Julia – powiedziała w końcu cicho – a ty nie potrafisz kupić mi porządnego fotela?
– Może dlatego, że nigdy nie dałaś mi prawa do mojego życia – powiedziałam. I wyszłam, zanim zdążyłam się rozkleić.
Wróciłam do mieszkania. Siadłam w ciszy. Po raz pierwszy powiedziałam głośno to, co myślę od lat. Bolało. Ale było też w tym coś… uwalniającego.
Takiej mamy nie znałam
– Piotrze, pamiętasz, jaka była mama… zanim się urodziłam?
Wujek Piotr, brat mamy, zmarszczył brwi. Siedzieliśmy przy kuchennym stole w jego mieszkaniu pachnącym kawą i starym drewnem.
– Oj, Julia… twoja mama była wtedy zupełnie kimś innym. Miała marzenia. Chciała zostać architektką. Dużo rysowała. Miała znajomych, chodziła na koncerty. A potem… zniknął twój ojciec i wszystko się zmieniło.
– Zniknął?
– Po prostu wyjechał. Bez słowa. Wcześniej obiecywał cuda. A potem nagle: cisza. Iwona się załamała. A potem wzięła się w garść. „Dla Julii” – powtarzała. „Zrobię wszystko, żeby miała lepiej niż ja”.
Zrobiło mi się duszno. Bo to „wszystko” zaczęło brzmieć jak więzienie.
– Ona nigdy nie potrafiła być sama – dodał cicho wujek. – Ty byłaś jej wszystkim. Całym światem. Rodziną, projektem… może i… ratunkiem.
Spojrzałam na swoje dłonie. Chciałam zapytać, czy ona kochała mnie jako mnie, czy tylko jako sens swojego życia? Ale nie miałam odwagi.
– Piotrze… A ona była szczęśliwa?
– Nie wiem – westchnął. – Ale się poświęciła. Bez reszty.
Wyszłam z mieszkania z głową pełną obrazów kobiety, której nie znałam – młodej, marzącej, zakochanej. I kobiety, która z tych wszystkich marzeń zrobiła klatkę. Dla siebie. I dla mnie.
Puściły nam emocje
Nie miałam zamiaru podsłuchiwać. Po prostu weszłam do mieszkania bez dzwonienia – jak zawsze. Mama była w kuchni, rozmawiała przez telefon. Głos miała lekki, zadowolony, prawie rozbawiony.
– No mówię ci, Maryśka… Julia to moja emerytura. Zainwestowałam w nią wszystko, teraz czas, żeby oddała.
Zamarłam.
– Przecież nie miałam życia. Wakacje? Facetów? Tylko Julia i Julia. A teraz? Przecież mnie nie zostawi. Ma wyrzuty sumienia.
Stałam w korytarzu, jakbym wpadła do lodowatej wody.
– Mamo – powiedziałam, wchodząc do kuchni – nie jestem twoim funduszem inwestycyjnym ani bankomatem.
Mama zerwała się z krzesła. – Co ty tu robisz?
– Przyszłam… Ale słyszałam. Wszystko.
– To nie tak, jak myślisz – zaczęła, ale głos jej zadrżał. – Ja cię kocham. Po prostu… Mam już tylko ciebie.
– Wiem. I może właśnie dlatego tak trudno mi oddychać, mamo. Bo to jest miłość… która nie zostawia miejsca na mnie.
– Czyli co? Mam ci już nie zawracać głowy? Mam umrzeć cicho w kącie, żebyś mogła spokojnie pić prosecco z koleżankami?
– Nie. Chcę tylko, żebyś mnie widziała. Jako człowieka, nie inwestycję. Bo jeśli tak to ma wyglądać… to nie chcę.
Popatrzyła na mnie z taką wściekłością, że aż mnie cofnęło. A potem… usiadła. I zaczęła płakać.
Nie wiedziałam, czy płacze z bólu… czy dlatego, że inwestycja jest nietrafiona.
Odcięłam się
Nie odbierałam. Ani razu. A dzwoniła codziennie. Raz nawet po 23:00. Zostawiała wiadomości: najpierw ciche i skruszone, potem zniecierpliwione, na końcu z nutą szantażu. „Myślisz, że będziesz szczęśliwa, zostawiając własną matkę na pastwę losu?”
Ale ja… potrzebowałam ciszy. Nie odwiedzałam jej już w soboty. Zaczęłam w końcu zostawać w swoim mieszkaniu. Gotować tylko dla siebie. Spać do dziesiątej. Zajmować się sobą. I z każdym dniem… czułam się trochę mniej winna.
Spotkałam się z Tomkiem w kawiarni. Zawsze był moją kotwicą – nie ocenia, nie dramatyzuje. Przyniósł mi cynamonową bułkę, jak zawsze.
– Nie odbieram od niej od dwóch tygodni – powiedziałam, zanim zdążył zapytać.
– I jak się z tym czujesz?
Zamyśliłam się. – Jakbym ucinała pępowinę tępymi nożyczkami.
Tomek uśmiechnął się smutno.
– Może czas wyrosnąć z bycia córką-żywicielką.
– Ale przecież ona nie ma nikogo poza mną.
– To prawda. Ale ty też nie masz nikogo… poza nią. I jeśli chcesz mieć kiedykolwiek coś więcej – miłość, spokój, nawet psa – to musisz jej oddać odpowiedzialność za jej samotność. To nie twoja wina, że ona nie potrafi być sama.
Wróciłam do domu i odblokowałam telefon. Piętnaście nieodebranych. Ale nie oddzwoniłam. Jeszcze nie. Siedziałam na kanapie, a w mojej głowie pierwszy raz od lat było cicho.
Chciała się pogodzić
Stała pod moim biurem. W za dużej kurtce, z reklamówką w dłoni. Zawsze wiedziała, gdzie mnie znaleźć.
– Przyszłam… – zaczęła, ale głos jej zadrżał.
– Mamo, nie tutaj. Chodźmy gdzieś – powiedziałam i zaprowadziłam ją do pobliskiego parku. Usiadłyśmy na ławce.
Milczała chwilę.
– Wiem, że coś zepsułam. Ale nie wiem… jak to naprawić.
Patrzyłam na nią długo. Zmęczoną. Starą. Taką, jakiej nigdy nie chciałam widzieć. Nie czułam już gniewu. Czułam tylko żal.
– Myślałam, że jak wszystko ci dam, to będziesz moja – powiedziała. – Nie wiedziałam, że przez to cię stracę.
Zacisnęłam palce na ławce. – Nie straciłaś mnie. Ale nie masz już mnie na własność.
– Nie umiem być sama, Julia. Nie umiem żyć bez celu. A ty… zawsze byłaś tym celem.
– Wiem. I chyba przez to nie umiem być swoim własnym.
Spojrzała na mnie, z oczami pełnymi niepewności.
– Czy możemy zacząć od nowa?
– Nie od nowa. Od teraz.
Nie padły wielkie słowa. Nie było przytulenia. Ale coś się zmieniło. Już nie było między nami długu. Ani inwestycji. Zostały dwie kobiety, które próbowały na nowo się nauczyć, jak się kochać, nie raniąc się przy tym.
Julia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zasada 50/30/20 zmieniła nasz sposób wydawania pieniędzy. W końcu przestaliśmy żyć od wypłaty do wypłaty”
- „Teść śmiał się ze mnie i moich 3 sposobów na oszczędzanie. Gdy pokazałem mu, jak zachować w kieszeni 900 zł, zamilkł”
- „Mój syn ma 27 lat i dalej jest na moim garnuszku. Wstydzę się za niego, ale przecież nie mogę go wyrzucić z domu”

