Reklama

Marzyłam o urlopie nad morzem, chciałam odpocząć opalając się na pustej plaży, z dala od tłoku. Mój mąż jednak jest wielbicielem gór. Nie wyobrażał sobie wypoczynku bez zdobywania któregos z wielokrotnie już pokonanych szczytów. Mnie to zupełnie nie bawi.

Wiedząc jednak, jak bardzo cieszy go perspektywa wyjazdu, jak entuzjastycznie opowiada o tym, co zobaczymy w tym roku, jakimi trasami będziemy przechodzić, które schroniska odwiedzimy – znowu zrezygnowałam ze swoich marzeń. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że nie znoszę tych jego ukochanych gór. Nawet na zdjęciach nie mogłam już na nie patrzeć.

Góry. Co roku ta sama historia!

Znowu i tym razem, jak co roku, tak i teraz zgodziłam się na następny urlop w górach, starałam się nawet udawać, że jestem z tego zadowolona.

– Serio, Jolka? – przyjaciółka z pracy, której zwierzyłam się ze swoich obaw, patrzyła na mnie ze zdziwieniem. – Czemu po prostu nie powiesz mu, że nie cierpisz gór? Chyba nie boisz się własnego meża?

Ceniłam ją za jej bezpośredni charakter, którego mi brakowało.

– On zawsze tak czeka na te wakacje... – zaczęłam z niepewnością. – Jest podekscytowany jak małe dziecko, na samą myśl o tym, że pokaże mi swoje ulubione miejsca, które zapamiętał z czasów spacerów z dziadkiem. Nie chciałabym go zawieść. Nie potrafiłabym...

Monika machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.

– Gadasz głupoty. Jesteście małżeństwem dopiero od pięciu lat, a ty już się załamujesz. A co jeśli będziecie musieli przetrwać tyle co my?

– Chciałabym – odpowiedziałam.

Zawsze byłam pełna podziwu dla Moniki i jej męża, którzy po dwóch dekadach małżeństwa nadal darzyli się miłością i przyjaźnią. To są najważniejsze elementy, o których tak wiele par zapomina, a potem tłumaczą rozwód "niezgodnością charakterów".

– Czy zastanawiałaś się kiedykolwiek, jak długo może trwać małżeństwo zbudowane na nieprawdzie? – spytała prosto z mostu. – Powiedziałaś mu kiedyś, że nie masz ochoty jeździć z nim w góry? Zasugerowałaś coś innego? Czy może zaproponowałaś mu, aby sam wybrał góry, a ty spędziłaś czas nad morzem, które tak kochasz?

– Ależ skąd! – wybuchnęłam. – Oddzielne wakacje? Jak by to wyglądało?

– Oczywiście! Co powiedzą sąsiedzi, rodzina...? Jolka, to jest twoje życie i twój związek. Po ślubie nie stałaś się niewolnicą. A co by było, gdyby twój Arek uwielbiał wędkować?

Spojrzałam na nią osłupiała

Łowienia ryb nie znosiłam jeszcze bardziej niż wspinaczki po górach. Raz poszłam z ojcem i to wystarczyło na całe moje życie. Prawie umarłam z nudów.

– Musisz porozmawiać z mężem. Powiedz mu, że nie jesteś fanką chodzenia po górach. Jeśli cię kocha, to zrozumie – powiedziała niby żartem, ale brzmiało to dosyć poważnie.

"Jeśli ma uczucia..." Wymamrotałam do siebie i skierowałam wzrok na ekran komputera.

Prawdopodobnie to skutek mojego niskiego poczucia własnej wartości i nieśmiałości, ale mimo pięciu lat bycia żoną, nie potrafiłam otwarcie rozmawiać z Arkiem. Po prostu nie chciałam go zasmucać. Uznawałam, że jest wyjątkowy, skoro zdecydował się na małżeństwo ze mną. Zbyt dobrze zapamiętałam komentarze mojej matki na temat mojego wyglądu. Czy raczej jego niedoskonałości.

"Jak ktoś ma cię zauważyć? Z takim wyglądem i sylwetką? Tutaj zbyt dużo, tam zbyt mało".
Powinnam być filigranową blondynką o sylwetce Barbie, ale zamiast tego byłam wysoką brunetką o pełnych kształtach.

Moja matka pragnęła, abym została modelką lub aktorką, o której wdzięki mężczyźni będą się zabijać, a za mąż miałam wyjść za jakiegoś atrakcyjnego milionera. Żaden z tych planów się nie ziścił, o czym matka mi regularnie przypominała. Nie mogła zrozumieć, że wolę pracować w urzędzie miasta, niż błyszczeć na scenie. A ja czułam się spełniona kiedy klient, zadowolony z szybkiego załatwienia swojej sprawy, przyniósł mi czekoladki w ramach podziękowania ...

To właśnie tak spotkałam Arka. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz wydawał się trochę bezradny. Przytargał stos dokumentów do wypełnienia. Wręczył mi je z taką miną, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Od tamtej pory coraz częściej się do niego uśmiechałam... On z kolei nie miał nic przeciwko temu, że nie jestem słodką blondynką.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się dziecka, postanowiliśmy natychmiast wziąć ślub. Arek był niezmiernie szczęśliwy z tego, że zostanie ojcem. Gdy głaskał mój brzuch, z entuzjazmem planował, jakie górskie szlaki pokaże naszemu maluchowi. Już wtedy byłam pewna, że nigdy nie zrezygnuje ze swojego ulubionego hobby.

Niestety straciłam ciążę

Być może to dziwne, ale bardziej martwiłam się tym, że zawiodłam Arka, niż tym, że straciłam ciążę. Nie mogłam sobie darować, jakby to była moja wina. Do tego moja matka, która nieustannie mi radziła, jak powinnam postępować w związku małżeńskim. „Pamiętaj, troszcz się o męża. Z twoją aparycją nie znajdziesz nikogo lepszego, więc trzymaj się tego, co masz”...

A teraz Monika sugeruje mi, aby otwarcie porozmawiać z Arkiem i powiedzieć mu co czuję? Przecież ja nigdy się na to nie odważę. Boję się, że go utracę.

– Czułby się zraniony i oszukany – powiedziałam, próbując wytłumaczyć swoje stanowisko sobie i przyjaciółce.

– Napewno będzie wniebowzięty, gdy odkryje to dekadę później – odpowiedziała Monika. – To wy dwoje jesteście małżeństwem. Nie ty i twoja mama. Jeżeli jest taka rozsądna, powinna sama poszukać sobie mężczyzny, zamiast planować twoje życie – podkreśliła.

Początkowo pomyślałam, że nie ma racji, ale później zaczęłam analizować jej sugestie. "Czyżbym naprawdę pozwalała mamie zbyt często na narzucanie swojego zdania? I czy rzeczywiście zachowywałam się jak małe dziecko, którym już dawno przestałam być?" Moja przyjaciółka zasugerowała mi, że mogę mieć własne zdanie. Mimo to, wciąż nie potrafiłam powiedzieć Arkowi, że nie chcę wyjechać z nim w góry.

W ciszy odliczałam czas do wyjazdu. W dniu wyjazdu obudziłam się później niż zazwyczaj i ponownie zamknęłam oczy. Z łazienki dobiegało radosne gwizdanie Arka. Po chwili drzwi się otworzyły i usłyszałam jego kroki.

– Pobudka śpioszku – cmoknął mnie w policzek. – Zrobiłem ci śniadanie i kawę, przygotowałem już wałówkę na drogę i zaczynam znosić rzeczy do auta – poinformował mnie dziarsko i wyszedł.

Niechętnie przekręciłam się na drugą stronę, otulając się szczelnie ciepłą kołdrą. Z radością przesiedziałabym całe wakacje w łóżku, zamiast wstawać skoro świt i pędzić z nim w góry.

Zauważyłam, że moja irytacja zaczyna rosnąć. Byłam wkurzona także na Arkadiusza – przecież nie mógł nie dostrzegać, że tylko udaję, że uwielbiam górskie wędrówki. Natychmiast jednak przypomniałam sobie rady mojej mamy: „Zrób wszystko, by był z tobą szczęśliwy, bo w przeciwnym razie cię porzuci”.

Strach pokonał gniew

Gdy Arek wrócił po następną torbę, rzuciłam mu szeroki uśmiech, wczuwając się w postać odważnej podróżniczki. I tak zachowywałam się przez kolejny tydzień. Budziłam się wraz z mężem, przygotowywałam śniadanie, towarzyszyłam mu w podróżach po Bieszczadach, udając jak co roku, że nic mi po zmęczeniu, niedospaniu czy otarciach na nogach.

Wewnątrz stawałam się coraz bardziej zła na niego i na siebie. Kroplą, która przelała czarę był ogromny pęcherz na pięcie. Cierpiałam w ciszy! – a Arek, jak gdyby nic, szykował się na kolejną wędrówkę po górach. Kiedy zobaczyłam, jak daleko zamierza iść, nie mogłam dłużej wytrzymać.

– Już nie dam rady! – krzyknęłam.

Arek spojrzał na mnie ze zdumieniem.

– Cały czas tylko góry i góry! – wykrzyczałam, nie mogąc powstrzymać łez. – Nie cierpię ich! Nie znoszę tego wczesnego budzenia. Mam dość wschodów słońca! Nie cierpię pieszych wycieczek i podziwiania krajobrazów, których nie widzę ze zmęczenia. Moim marzeniem jest spędzać całe dni na plaży! Ciebie też nie cierpię, bo jesteś niewrażliwy. Musiałabym paść na twarz, na środku szlaku, żebyś dostrzegł, że coś jest nie w porządku!

Poszłam do łazienki, pozostawiając w pokoju osłupiałego męża. W łazience zaczęłam szlochać. Tym razem ze złości na siebie, na moją gwałtowną reakcję.

„Jedna rana więcej czy mniej, wystarczyłby plaster i jakoś bym sobie poradziła. Co on teraz o mnie pomyśli? Że poślubił marudną histeryczkę, która nie potrafi dzielić z nim ulubionego zajęcia. Teraz na pewno mnie porzuci, tak jak zawsze przewidywała mama”. Usiadłam na ziemi, płacząc nieszczęśliwie.

Dopiero kiedy od siedzenia na twardej podłodze zaczął mnie boleć zadek, postanowiłam wyjść. Otworzyłam drzwi na oścież i rzuciłam okiem na pokój.

Arka nie było. Również jego rzeczy zniknęły.

Nie zauważyłam, że wyszedł, byłam tak pochłonięta rozpaczaniem, że mogło mi to nie umknąć.

– Arek? – rozejrzałam się niepwenie dookoła.

Moje rzeczy leżały dokładnie tak, jak je pozostawiłam. Nagle poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej z niesamowitego strachu. Wtedy usłyszałam ciche skrzypnięcie otwieranych frontowych drzwi. Natychmiast odwróciłam się w ich kierunku. Mój mąż wszedł bez słowa i spojrzał na mnie. Byłam w kropce, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Tylko opuściłam głowę.

– Przepraszam, nie powinnam… – zdołałam wydusić.

– Szalona, na miłość boską, szalona. – Arek podszedł i przytulił mnie mocno

– Czemu nie powiedziałaś wcześniej, że nieznosisz tych wypadów? – trzymał mnie w uścisku, mimo że próbowałam go odepchnąć – Czy zapomniałaś, że jestem tym gościem, który nawet w urzędzie nie jest w stanie prawidłowo wypełnić prostego dokumentu? Czasami bywam nieogarnięty. Jak miałem domyślać się, że chciałaś pojechać zupełnie gdzieś indziej? Nie potrafię czytać w myślach. Przykro mi.

Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Przytulał mnie, a łzy nadal spływały mi po policzkach. Choć teraz płakałam raczej z poczucia ulgi niż z powodu smutku czy gniewu.

– Joluś – wymamrotał, dając mi pocałunek w czoło. – Weź prysznic, przebierz się, a ja zajmę się resztą twoich rzeczy.

– Co masz na myśli? – zapytałam.

– To nie ja krzyczałem, że mam ochotę leniuchować na plaży – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Ruszajmy. Morze jest daleko stąd. Nie ma sensu tracić czasu.

– Ale przecież nie przepadasz za morzem – odpowiedziałam niepewnie.

– Każde miejsce jest dla mnie dobre, o ile ty jesteś tam ze mną.

– Serio? – zapytałam, nie mogąc uwierzyć.

– Jolu, czy naprawdę uważasz, że oświadczyłem się ci tylko dlatego, że nie miałem nic lepszego do zrobienia? Kocham Cię! Przeżyłem nawet to, że twoja mama zorganizowała całe wesele i ciągle się wtrąca w nasze życie.

– Ale…

– Bez ale. Kocham cię, maleńka – wyszeptał. – Spakuj się, jedziemy nad morze. Mamy jeszcze pięć dni urlopu i planuję je wykorzystać tak, abyś była szczęśliwa.

Dyskusja, którą prowadziliśmy w samochodzie, w drodze nad morze, była jedą z najbardziej skomplikowanych jak do tej pory. Ale skoro obydwoje zamierzaliśmy doczekać do naszych złotych godów, musieliśmy nauczyć sie znajdować kompromis.

Czytaj także:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”

Reklama
Reklama
Reklama