„Mama chodzi do klubów częściej niż ja. Wstyd mi, bo spotyka tam moich znajomych i puszczają jej hamulce”
„– Mamo, mało jest lokali w mieście? Musisz być stałą bywalczynią moich? – prosiłam. – A co to, masz je na wyłączność? Daj spokój. Lubię miejsca dla młodych ludzi, bo też jestem młodą osobą – wzruszała ramionami”.

- listy do redakcji
Moja mama zawsze była młoda duchem. Kiedyś myślałam, że to wielka zaleta: nie była taka, jak inne matki. Nie suszyła mi głowy o byle bzdury, nie moralizowała. Była bardziej przyjaciółką niż matką, co bardzo doceniałam w wieku nastoletnim. Niestety, potem coraz bardziej mi to ciążyło.
Byłyśmy jak siostry
Nie znałam swojego ojca. Odkąd pamiętam, byłyśmy z mamą same. Zostawił nas tuż po tym, jak się urodziłam i nie zależało mu na żadnym kontakcie – nawet, kiedy już dorosłam. Było więc dla mnie oczywistością, że mama jest dla mnie wszystkim. Mimo to, swoje dzieciństwo wspominam beztrosko i naprawdę szczęśliwie. Moi koledzy czy koleżanki narzekali, że rodzice ich rugają, że nie poświęcają im wystarczająco czasu. Ja nie znałam takich problemów: byłyśmy z mamą najlepszymi przyjaciółkami. Chętnie się ze mną bawiła, ale też słuchała moich problemów i zawsze znajdowała dla nich rozwiązanie. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko.
– Twoja mama jest taka super – zachwycały się koleżanki, które zapraszałam do domu na nocowanie.
Nic dziwnego: kiedy to ja byłam gościem, mamy innych dziewczyn serwowały nam obiady i ścieliły łóżka. Moja wymyślała gry i zabawy, siedziała z nami i dawała nam porady, jak radzić sobie z chłopcami i użyczała swoich kosmetyków, żebyśmy mogły bawić się w salon piękności.
Miała też swoje życie
Pomimo naszej bliskiej relacji, mama miała tez swoje życie. Nierzadko spędzałam weekendy u babci, bo mama wybierała się na wyjazdy z przyjaciółkami, a czasem i facetami. Tak, w jej życiu byli także obecni mężczyźni, ale poznałam tylko dwóch, z którymi faktycznie stworzyła trwały związek. W żadnym nie widziałam swojego potencjalnego ojczyma, nie przywiązywałam się do nich. Nie dlatego, że myślałam, że prędzej czy później znikną, ale dlatego, że przecież miałam już komplet rodziców: w mojej mamie. No, ale finalnie i tak nic z tego nie wychodziło, a mama zawsze stawiała mnie na pierwszym miejscu.
Chciałam się usamodzielnić
Gdy skończyłam liceum i poszłam na studia, mama miała 42 lata, odchowane dziecko, czyli mnie i jeszcze większość życia przed sobą. Mogłam dalej mieszkać w domu, ale postanowiłam, że czas się wyprowadzić. Potrzebowałam coraz więcej przestrzeni i czułam, że odseparowanie się od mamy zrobi dobrze nam obydwu. Całe życie byłyśmy jak bliźnięta syjamskie. Zdrowym wyborem było usamodzielnienie się.
– Co ty teraz beze mnie zrobisz? – zachichotałam, gdy pakowałam pudła, żeby przeprowadzić się do mieszkania przyjaciółki.
– Zacznę żyć na pełnej! – ucieszyła się mama.
– A dotąd nie żyłaś?
– Dotąd musiałam utrzymywać pozory, że jestem poważną matką Polką – zaśmiała się.
– No nie wiem, czy ci się udało – odgryzłam jej się żartobliwie.
Pomimo wyprowadzki, nadal byłyśmy ze sobą blisko. Rozmawiałyśmy przez telefon przynajmniej dwa razy w tygodniu, więc wiedziałyśmy o wszystkim, co się u nas dzieje. Matka faktycznie zaczęła żyć pełnią życia. Myślałam, że dotąd nieszczególnie się ograniczała, ale jednak.
Zachowywała się jak studentka
Chociaż to ja byłam na studiach, to matka częściej opowiadała, że poprzedniego dnia skończyła na dziwnej imprezie i wróciła do domu nad ranem.
– Wyszłyśmy z Elą na wino, a potem, nie mam pojęcia jak, trafiłyśmy na jakąś domówkę do koleżanki jej koleżanki. Ale było świetnie! – zachwycała się, rozmawiając ze mną przez telefon.
– Naprawdę? Tak po prostu cię poniosła impreza?
– No a co! Tobie się tak nie zdarzyło?
– Zdarzyło, ale ja... mam dwadzieścia lat i jestem na studiach – odpowiedziałam.
– I co z tego? Ja w środku też mam dwadzieścia lat – zachichotała mama.
Wtedy mnie to rozbawiło, ale już wkrótce zaczęło uwierać. Matka naprawdę zachowywała się, jakby miała dwadzieścia lat.
To było dziwne
Zdarzało się, że pojawiała się rano pod moim wydziałem i namawiała mnie na wagary.
– Chodź, złapiemy stopa i wybierzemy się w podróż po Polsce! – rzucała od niechcenia.
– Mamo, nie mogę, mam ważne ćwiczenia, niedługo kolokwium... – wykręcałam się.
– Oj, daj spokój, masz jeszcze całe życie na naukę i obowiązki – bagatelizowała.
– Ale właśnie ten okres jest na nie szczególnie przeznaczony. Nigdzie nie jadę – wzbraniałam się.
W końcu odpuszczała. Albo robiła coś równie szalonego sama.
Denerwowało mnie jej zachowanie
Zaczęła też coraz bardziej się do mnie upodabniać. Chciała pożyczać ciuchy, kosmetyki. A jak nie mogła, to kupowała takie same. Zaczęła też oglądać te same seriale, słuchać tej samej muzyki, a nawet... chodzić do tych samych klubów i barów, do których chodziłam ze znajomymi ze studiów.
– Mamo, mało jest lokali w mieście? Musisz być stałą bywalczynią moich? – prosiłam.
– A co to, masz je na wyłączność? Daj spokój. Lubię miejsca dla młodych ludzi, bo też jestem młodą osobą – wzruszała ramionami.
Miałam ochotę jej wykrzyczeć: „Masz 42 lata! Nie jesteś już studentką”, ale coś mnie powstrzymywało. Chyba po prostu nie chciałam sprawić jej przykrości. Jej wewnętrzna młodość zawsze była dla mnie zaletą, więc czułam się trochę winna, że nagle zaczęłam dostrzegać w tym wadę.
Znajomi ciągle o niej gadali
Mimo wszystko, było mi coraz trudniej. Matka bywała w studenckim klubie nawet częściej niż ja i przy każdej kolejnej wizycie czekały na mnie historie o tym, jak zabalowała ostatnio. Znajomi z uczelni opowiadali je sobie z rozbawieniem, a może nawet nutą zazdrości, ale ja nie czułam się dumna, ani rozbawiona. Momentami byłam nawet zażenowana.
– Ostatnio twoja mama zamykała lokal – zarechotał mój kolega Janek. – A ty już się zbierasz? Przecież nie ma nawet północy!
– Jak widać, wybraliśmy złą towarzyszkę imprezy. Zostaw numer do Katarzyny – zażartowała koleżanka Tośka.
Śmiałam się razem z nimi, ale w środku aż się we mnie gotowało. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam: „Dlaczego nie mogę mieć normalnej matki?!”. W tamtym momencie nie chciałam tej beztroskiej matki-kumpeli, z którą mogłam chodzić na wino, na paznokcie i gadać o nieudanych randkach. Chciałam matki, która przywitałaby mnie obiadem, kiedy wracam do domu, a potem pochwaliła, że ciężko pracuję i się uczę. Chciałam usłyszeć, że mam poukładane w głowie i czeka mnie wielka przyszłość, a słyszałam:
– Czemu zachowujesz się jak stara baba? Masz dopiero dwadzieścia lat, to najpiękniejszy okres w życiu! Korzystaj.
Nie potrafiłam jej zrozumieć
Czułam się niedoceniona i zupełnie lekceważona. Zdarzało się, że gdy przychodziłam do domu, mama zachowywała się, jak koleżanka z akademika, która przyjmuje gości zupełnie nieprzygotowana. Chodziła po domu w szlafroku, dookoła bałagan, żadnego jedzenia i pusta lodówka.
– Jak ty funkcjonujesz? – zapytałam ją któregoś dnia, rozglądając się z niesmakiem po domu.
– Ostatnie dwa dni cały czas pracowałam, ale oddałam projekt, więc musiałam to uczcić. Wróciłam z klubu nad ranem i kompletnie nie miałam już siły, żeby posprzątać. Chodź, zamówimy pizzę – odpowiedziała sennie.
– Mamo, co ty wyrabiasz ze swoim życiem?! – wybuchłam nagle.
– O co ci chodzi? – zareagowała ostro.
– Masz ponad czterdzieści lat, a zachowujesz się, jak studentka! Gorzej, bo przecież ja jestem studentką, a mam wrażenie, że mam bardziej poukładane w głowie niż ty! Zachowujesz się gówniara – zrugałam ją.
– Życie jest jedno, Marta. Nie rozumiesz, że po raz pierwszy jestem dorosłą, wolną kobietą bez większych zobowiązań – odpowiedziała cicho.
Musiała sobie poszaleć
– Co masz na myśli?
– To, że ja nie miałam nigdy szansy pobyć dorosła i niezależna. Od razu urodziłaś się ty i musiałam szybko stać się dojrzała i odpowiedzialna – mówiła powoli.
Zasępiłam się.
– Nie zrozum mnie źle – sprostowała szybko. – Nie żałuję niczego. Ale tak po prostu było. Nie miałam przestrzeni na szaleństwa, na studenckie głupoty. Wiedziałam, że mam w domu małe dziecko, dla którego muszę być i ojcem i matką. A teraz... Wiesz, większości ludzi w moim wieku może by się już nie chciało, a ja byłam zachwycona tym, że mam w końcu swoją przestrzeń i jeszcze siłę na to, żeby poczerpać z życia pełnymi garściami – opowiedziała.
Obydwie zamilkłyśmy. Dopiero po chwili się odezwałam:
– Rozumiem.
Spojrzałam na nią zupełnie inaczej niż wcześniej. Siedziałyśmy tak przez chwilę w zadumie, aż w końcu zerwałam się na równe nogi.
– Gdzie idziesz? – przestraszyła się mama.
– Chodź. Najpierw pójdziemy na pizzę, a potem do klubu. Dzisiaj noc latino – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niej rękę.
Marta, 21 lat
Czytaj także: „Ukradłam oszczędności rodziców, by pomóc przyjaciółce. Teraz dla nich jestem złodziejką, a dla niej naiwniaczką”
„Teściowa ma gdzieś moje zasady. Ja uczę córkę oszczędzać, a ona daje jej kasę i spełnia wszystkie zachcianki”
„Wszyscy czekali na spadek babci Tereski, ale ona nie była głupia. W testamencie zakpiła sobie z pazernej rodzinki”