Reklama

Prowadzę własną firmę, która, jak mi się zdaje, idzie całkiem nieźle. Ale mimo sukcesów zawodowych, wciąż czuję, że tkwię w cieniach przeszłości. Powodem tego jest moja matka, kobieta o wielkim sercu, ale równie wielkiej zaborczości. Każda sobota wygląda u nas tak samo – razem z mamą idziemy do hipermarketu. Przypomina to rytuał, którego nie sposób przerwać. Ona wybiera mi koszule, a ja cicho przytakuję.

Jakbym wciąż był dzieckiem

Podczas zakupów zawsze dochodzi do tej samej rozmowy.

– Bartek, ta koszula będzie na tobie leżeć świetnie. Powinieneś częściej ubierać coś w kolorze – mówi matka, unosząc jasnoniebieską koszulę.

– Może i masz rację, mamo – odpowiadam, choć wcale nie jestem przekonany. Czasem mam ochotę krzyknąć, że mam już swoje lata i wiem, co chcę nosić, ale ostatecznie milknę, nie chcąc wywoływać burzy.

Moja obecna sytuacja nie jest prosta, zwłaszcza odkąd zacząłem nowy związek. Matka stała się jeszcze bardziej złośliwa i uszczypliwa. Każda próba wyjścia z tej toksycznej pętli kończy się moim poczuciem winy. Nie mogę się jednak pozbyć myśli, że zasługuję na coś więcej.

Sobota, po raz kolejny znajduję się w tym samym hipermarkecie. Moja matka z zapałem wybiera ubrania, nieświadoma, że ja myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Moja nowa partnerka, Ania, jest osobą niezależną i pewną siebie, a mimo to czuje napięcie, które przenika do naszego związku. Ostatnio mama zaczęła rzucać kąśliwe uwagi, które trafiają w sedno.

– A czy twoja nowa przyjaciółka wie, jaką herbatę lubisz? – pyta nagle, nie odrywając wzroku od półki z odzieżą.

Za każdym razem czuję, jak wzbiera we mnie irytacja, ale znów decyduję się milczeć. Wieczorem, gdy siedziałem z Anią, rozmowa zeszła na moją matkę.

– Wiesz, ona ciągle ma coś do powiedzenia. Dzisiaj znowu rzuciła coś o tobie – zacząłem.

Ania spojrzała na mnie ze zrozumieniem.

– Musisz się z nią jakoś skonfrontować. Wiem, że to trudne, ale nie możesz pozwolić, by wpływała na nasze życie – powiedziała spokojnie, kładąc rękę na mojej dłoni.

Chciałbym, ale czuję się winny... To skomplikowane – odparłem z rezygnacją.

Ania ścisnęła mnie lekko za rękę. Jej wsparcie dawało mi poczucie, że może nadszedł w końcu czas, by zrobić krok w stronę niezależności. Zacząłem się zastanawiać, czy nie był to moment, by zawalczyć o swoje życie.

Zdecydowałem, że nadszedł czas na rozmowę z matką. Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Stara, drewniana powierzchnia nosiła na sobie ślady wielu podobnych rozmów, ale tego dnia to ja zamierzałem zająć w niej dominującą pozycję.

– Mamo, musimy porozmawiać – zacząłem, starając się nie zdradzić drżenia głosu.

– O co chodzi, synku? – zapytała, podnosząc wzrok znad filiżanki z herbatą.

– Chodzi o to, że czuję się przytłoczony. Chcę być samodzielny, podejmować własne decyzje. Twoje komentarze o Ani... to nie pomaga – wyrzuciłem z siebie jednym tchem.

W pokoju zapanowała cisza, jakby czas się zatrzymał

Matka zmarszczyła brwi, a jej oczy stały się pełne zranionej dumy.

– Bartek, przecież zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej. Tylko ja zawsze przy tobie byłam – powiedziała z nutą wyrzutu.

– Rozumiem, ale muszę mieć trochę przestrzeni. Muszę żyć własnym życiem – odpowiedziałem, czując, jak serce mi się ściska.

Emocje w pokoju stały się niemal namacalne. Matka zareagowała obronnie, a jej głos przybrał ostry ton.

– Własne życie? A kto był przy tobie, kiedy miałeś gorączkę w nocy, kto cię wspierał, gdy zakładałeś firmę? – wyrzuciła mi, jakby w nadziei, że przypomnę sobie, jak wiele dla mnie zrobiła.

Czułem narastającą frustrację. Walczyłem z poczuciem winy, ale wiedziałem, że to konieczne. Rozmowa zakończyła się bez rozwiązania. Postanowiłem przerwać kontakt na kilka tygodni, choć zrobiłem to z ciężkim sercem.

Przez kilka następnych tygodni żyłem w dziwnej mieszance ulgi i poczucia winy. Z jednej strony cieszyłem się z wolności, jaką dawał mi brak ciągłych komentarzy matki, z drugiej jednak... nie mogłem przestać myśleć o tym, jak ona się teraz czuła.

W pierwszy weekend po naszej rozmowie po raz pierwszy od lat samodzielnie zrobiłem zakupy. Stojąc w sklepie, czułem się jak nowicjusz, ale jednocześnie zaczęło mi się to podobać. Wybierałem koszule, które mi się podobały, a nie te, które uważała za odpowiednie moja matka. To była drobna zmiana, ale czułem, że to początek czegoś większego.

Pewnego wieczoru dostałem SMS-a od matki: „Pamiętaj, że tylko ja będę z tobą do końca”. Wiadomość wywołała we mnie mieszankę emocji. Z jednej strony czułem się, jakby ktoś pociągnął za niewidzialną nitkę, która zawsze nas łączyła. Z drugiej strony, widziałem w tym emocjonalny szantaż.

Leżałem na kanapie, analizując znaczenie tej wiadomości. Co to dla mnie oznaczało? Czy naprawdę byłem skazany na wieczne bycie pod jej kontrolą? Pragnienie niezależności rosło we mnie jak nigdy wcześniej.

Wieczorem spotkałem się z Anią. Siedzieliśmy w jej przytulnym salonie, a ja opowiadałem jej o wiadomości od matki.

– Ona naprawdę wysłała ci coś takiego? – Ania patrzyła na mnie z niedowierzaniem, odstawiając kubek z herbatą na stolik.

– Tak, i nie wiem, co z tym zrobić. Z jednej strony to tylko wiadomość, a z drugiej... czułem, że to próba ponownego złapania mnie w jej sieć – odpowiedziałem z rezygnacją.

Ania przysunęła się bliżej, kładąc rękę na moim ramieniu.

– Musisz postawić granice. Wiem, że to trudne, ale jeśli teraz się nie postawisz, to nigdy się to nie skończy. Może potrzebujecie z matką czasu, by nauczyć się komunikować na nowo – zasugerowała.

– Masz rację. To nie może tak dalej trwać. Muszę jej powiedzieć, czego naprawdę potrzebuję – zdecydowałem, zyskując nową determinację.

Przyglądałem się Ani, a jej wsparcie dawało mi siłę. Zacząłem układać w głowie plan na kolejną konfrontację z matką. Tym razem byłem zdeterminowany, by wyznaczyć granice, które pozwolą mi żyć po swojemu.

Nadszedł dzień spotkania z matką

Wszedłem do jej mieszkania z poczuciem determinacji, ale także lekkim drżeniem serca. Wiedziałem, że ta rozmowa mogła zmienić wszystko. Zasiedliśmy przy kuchennym stole, który pamiętał nasze ostatnie starcie.

– Cieszę się, że przyszedłeś, Bartku – zaczęła matka, a w jej głosie słychać było nutę nadziei.

– Mamo, musimy porozmawiać o naszej relacji – zacząłem, patrząc jej prosto w oczy. – Wiem, że zawsze byłaś dla mnie wsparciem i to doceniam. Ale muszę mieć przestrzeń, by żyć swoim życiem. Muszę postawić granice – wyjaśniłem, starając się zachować spokój.

Matka słuchała uważnie, ale widziałem, że te słowa ją raniły. Zauważyłem, jak marszczyła brwi, starając się zrozumieć, co dokładnie oznaczały moje słowa.

– Bartek, ja... Nie chcę cię stracić. Tylko ja zawsze będę przy tobie, kiedy nikt inny nie będzie – powiedziała cicho, a jej oczy zaczęły błyszczeć od łez.

– Nie stracisz mnie, mamo. Będę zawsze obok, ale na moich warunkach. Chcę być dorosłym człowiekiem, podejmować własne decyzje – odpowiedziałem stanowczo, choć serce mi się ściskało.

Matka milczała przez chwilę, jakby próbując przyjąć moje słowa. W końcu kiwnęła głową, choć widziałem, że było to dla niej trudne.

– Dobrze, synku. Postaram się to zrozumieć – powiedziała, a ja poczułem, że to był mały krok w dobrą stronę.

Rozmowa dobiegła końca. Wiedziałem, że przed nami długa droga, ale czułem, że udało się nam zrobić pierwszy krok ku lepszej relacji.

Bartosz, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama