Reklama

Kiedyś moje życie było inne. Miało w sobie więcej światła, więcej muzyki, więcej ruchu. Taniec wypełniał każdą wolną chwilę, każdy zakamarek mojego ciała i myśli. Oddychałam nim, żyłam nim, był moją pasją i wszystkim, co wtedy rozumiałam. W tamtych czasach nie było rzeczy ważniejszej niż godziny spędzone na sali, w rytmie, w synchronizacji z ciałem, z partnerem, z muzyką. Byliśmy duetem doskonałym, rozumieliśmy się bez słów. Ja i Tomek.

Reklama

Uwielbiałam to

Miał w sobie tę iskrę, której potrzebowałam, żeby lśnić. Był charyzmatyczny, pewny siebie, szedł przez życie lekko, z uśmiechem, który potrafił rozbroić każdą sytuację. Nigdy nie byliśmy parą, choć spędzaliśmy ze sobą więcej czasu niż niejedno małżeństwo. Może dlatego, że taniec zajął miejsce wszystkiego innego. Kiedy trzymaliśmy się za ręce na parkiecie, nie było potrzeby, by szukać czegoś więcej.

A potem on wyjechał. Najpierw miał to być tylko krótki kurs za granicą, potem stypendium, w końcu kariera, która rozwijała się w tempie, za którym nie mogłam nadążyć. Pisał coraz rzadziej, aż w końcu przestał. Ja zostałam tutaj. Wyszłam za Marka. Stabilnego, dobrego, przewidywalnego. Kocham go, ale czasem miałam wrażenie, że gdzieś po drodze zgubiłam siebie.

Nie narzekam, powtarzam sobie, że tak wygląda dorosłość. A jednak czasem nogi same zaczynają poruszać się w dobrze znanym rytmie, a w lustrze widzę cień tamtej dziewczyny, którą byłam kiedyś.

Wiedziałam, że na weselu Kasi i Piotrka spotkam Tomka. Słyszałam, że wrócił na chwilę, że świetnie sobie radzi. Nie miałam pojęcia, jak to będzie – czy wciąż będziemy dla siebie kimś ważnym, czy tylko wspomnieniem sprzed lat.

Nie mogłam uwierzyć

Wesele odbywało się w eleganckiej sali z drewnianą podłogą, która od razu przywołała wspomnienia. Ale to było kiedyś. Teraz stałam w sztywnej sukience, która była bardziej elegancka niż wygodna, i trzymałam w dłoni kieliszek szampana.

I nagle zobaczyłam Tomka. Stał kilka metrów dalej, rozmawiając z kimś, ale kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się szeroko, jakby czas w ogóle nie miał znaczenia. Wciąż miał ten sam błysk w oczach.

– Nie wierzę. Naprawdę to ty? – podszedł bliżej.

– Minęło trochę czasu… – odpowiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał naturalnie.

– Ale wyglądasz jak wtedy, gdy ostatni raz tańczyliśmy razem.

– A ty? Nadal tańczysz? – zapytałam, chcąc zmienić temat, bo czułam, że zbyt długo pozwalam sobie na te wspomnienia.

– Nie tak jak kiedyś. Ale zawsze pamiętam nasze występy. Byliśmy naprawdę dobrzy, prawda?

W tym momencie dołączył do nas Marek. Nie znał Tomka, ale nie musiał. Wystarczyło jedno spojrzenie, by napięcie zawisło między nimi. Marek objął mnie lekko ramieniem, jakby chciał podkreślić swoją obecność. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

Zrobiło się niezręcznie

– Marek, to Tomek. Tańczyliśmy razem przez lata. Tomek, to mój mąż – powiedziałam w końcu, próbując jakoś przełamać tę atmosferę.

– Miło poznać – powiedział Tomek i uścisnął dłoń Marka, ale w jego oczach czaiło się coś, czego nie potrafiłam nazwać.

Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, orkiestra zaczęła grać pierwsze rytmy znanej melodii. Wystarczyły dwa takty, by serce podskoczyło mi do gardła. To była nasza piosenka. Ta, do której wygrywaliśmy turnieje, przy której potrafiliśmy zatańczyć nawet bez muzyki, bo każdy dźwięk mieliśmy zapisany w ciele. Tomek spojrzał na mnie.

– Zatańczymy? – zapytał.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł… – zawahałam się, choć całe moje ciało aż rwało się do ruchu.

– To tylko taniec. Ale jeśli nie chcesz… – Tomek zrobił krok do tyłu, dając mi przestrzeń do podjęcia decyzji.

Czułam, jak wzbiera we mnie coś, co próbowałam zagłuszyć przez lata. Spojrzałam na Marka, ale on nie powiedział nic. Patrzył na mnie z tym swoim spokojnym, niewzruszonym wyrazem twarzy, który przez większość naszego małżeństwa dawał mi poczucie stabilności, ale teraz sprawił, że poczułam się tak, jakbym już dawno przestała być kimś więcej niż tylko jego żoną.

– Dobrze. Jeden taniec – powiedziałam w końcu.

Czekałam na to

Tomek wyciągnął dłoń, a ja pozwoliłam mu ją ująć. Było w tym coś naturalnego, jakbyśmy wcale nie mieli za sobą tych wszystkich lat, jakby to był tylko kolejny trening, kolejny występ.

Gdy stanęliśmy na parkiecie, muzyka otoczyła nas jak ciepły wiatr. Nie musieliśmy się zastanawiać nad krokami – nasze ciała same pamiętały. Każdy obrót, każde przesunięcie dłoni, każde spojrzenie. Tańczyliśmy tak, jakby czas się zatrzymał.

Nie wiem, w którym momencie zapomniałam o ludziach wokół. Widziałam tylko jego oczy, czułam, jak prowadzi mnie pewnie, jak płyniemy razem w rytmie, który kiedyś był naszym językiem. Czułam, jak serce bije mi szybciej, ale nie z wysiłku, tylko z czegoś innego, czego nie chciałam nazwać.

Gdy melodia dobiegła końca, zatrzymaliśmy się tuż przy sobie. Oddychałam ciężko, a on trzymał mnie za rękę o sekundę za długo. Wtedy przypomniałam sobie, gdzie jestem i kim jestem. Rozejrzałam się szybko – goście bili brawo, ktoś gwizdnął z uznaniem, ale ja szukałam tylko jednego spojrzenia. Marek siedział przy stole, z dłońmi splecionymi na kolanach. Nie klaskał.

Chciałam zapomnieć

Wycofałam się z parkietu, próbując złapać oddech. Tomek nic nie powiedział, ale w jego oczach widziałam coś, co sprawiło, że musiałam uciec. Wybiegłam na taras, chłodne powietrze owiało moją rozgrzaną skórę. Chwilę później usłyszałam kroki.

– Czułaś to, prawda? – Tomek stanął obok, patrząc na mnie z tym samym intensywnym spojrzeniem.

– To był tylko taniec – powiedziałam, choć moje serce mówiło coś zupełnie innego.

– Było w tym coś więcej i oboje o tym wiemy – odparł cicho.

Odwróciłam wzrok.

– Nie mogę o tym myśleć. Mam męża.

Tomek westchnął, po czym powiedział coś, co uderzyło mnie najmocniej.

– Ale czy jesteś szczęśliwa?

Nie odpowiedziałam. Nie umiałam. Tomek nie odrywał ode mnie wzroku, ale ja nie mogłam na niego spojrzeć. Miałam wrażenie, że gdy to zrobię, pęknie coś, co latami budowałam – mur oddzielający mnie od przeszłości, od dawnych marzeń, od tej wersji siebie, którą musiałam zostawić.

– Nie powiesz nic? – zapytał cicho.

– A co mam powiedzieć? – westchnęłam, splatając ramiona na piersi. – Że przez pięć minut czułam się jak dawniej? Że na chwilę zapomniałam, kim jestem?

– A może właśnie wtedy byłaś sobą? – odpowiedział, pochylając się lekko w moją stronę. – Może to, co teraz masz, to nie ty, tylko ktoś, kto się przyzwyczaił?

Myślałam o nim

Pokręciłam głową.

– To nie takie proste. Ludzie dorastają. Układają sobie życie. Taniec… to był piękny czas, ale przeminął.

– Nie dla mnie. – W jego głosie nie było pretensji, tylko smutek. – Nigdy o tym nie zapomniałem. O tobie też nie.

Zacisnęłam palce na poręczy tarasu.

– Przecież miałeś swoje życie. Wyjechałeś, zrobiłeś karierę.

– Tak. Ale zawsze brakowało mi ciebie.

Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam tego słuchać. Nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby te słowa we mnie zostały.

– Muszę wrócić do środka.

Chciałam odejść, ale chwycił mnie za nadgarstek. Delikatnie, bez nacisku, ale wystarczająco, bym się zatrzymała.

– Powiedz tylko jedno – szepnął. – Gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś coś inaczej?

Patrzyłam na jego dłoń obejmującą moją, na ciepło, które czułam w tym prostym geście. Potem uniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.

– Nie wiem.

To była prawda. Odsunęłam się i wróciłam do sali, gdzie Marek siedział przy stole, wpatrując się w pusty kieliszek.

Stałam na rozdrożu

Droga do domu była cicha. Marek prowadził, a ja patrzyłam przez okno, obserwując przesuwające się światła latarni. W głowie wciąż miałam melodię, do której tańczyliśmy. Każdy dźwięk, każdy ruch.

– Między tobą a nim… coś było, prawda? – przerwał ciszę Marek.

– To tylko wspomnienia.

– A co, jeśli te wspomnienia znaczą więcej niż nasza przyszłość?

Zacisnęłam powieki. Nie miałam odpowiedzi.

Weszłam do mieszkania, zamknęłam drzwi i spojrzałam na swoją obrączkę. Była na swoim miejscu. Tak jak moje życie. Tak jak wszystko, co znałam. Ale po raz pierwszy od dawna czułam, że czegoś żałuję.

Przez kilka następnych dni nie potrafiłam się skupić. W pracy łapałam się na tym, że patrzę w przestrzeń, w domu unikałam rozmów z Markiem. Czułam, że widzi, że coś jest nie tak. Tomek nie napisał. Nie zadzwonił. Może rozumiał, że lepiej nie burzyć tego, co ledwo się trzyma.

A jednak nie mogłam przestać myśleć o tej nocy. O tańcu, który przypomniał mi, kim byłam kiedyś. Czy mogłam to odzyskać? Czy chciałam? Nie znałam odpowiedzi. I to było najgorsze.

Ewa, 40 lat

Reklama

Czytaj także:
„Wspólnik okradł mnie z pieniędzy, a żona ze złudzeń. Bardziej ode mnie kochała dzieła sztuki i zabiegi w SPA”
„Relacja z teściową wiąże bardziej niż święty sakrament. Chciała zmusić nas do małżeństwa, bo rozwód to przecież grzech”
„Noc poślubną mąż wolał spędzić z moją druhną niż ze mną. Zgotowałam mu taką atrakcję wieczoru, że długo popamięta”

Reklama
Reklama
Reklama