„Mam jedną wstydliwą tajemnicę, o której nie wie nawet moja żona. Inaczej szykowałabym się już pewnie do rozwodu”
„Zerwałem się z fotela, zrzucając z kolan rzeczy i rzuciłem się do komputera. Ukryty folder zamknięty. Włączony arkusz kalkulacyjny, który udawał, że analizuję dane sprzedaży. Mikrofon do szuflady. Słuchawki pod poduszkę. Zdążyłem o włos”.

- Redakcja
Z pozoru jesteśmy zwykłym, szczęśliwym małżeństwem. Ja – Patryk, lat trzydzieści trzy, mąż, który zawsze pamięta o zgaszeniu światła w łazience i wyniesieniu śmieci i Weronika – lat trzydzieści, moja żona, perfekcjonistka z zamiłowaniem do harmonogramów, białych koszul i szczerości aż do bólu. Kiedy coś ukrywasz, wyczuje to z odległości kilometra, zanim jeszcze powiesz „kochanie”.
A ja… mam tajemnicę. Wstydliwą. Dziwną. Z tych, o których nikt nie powinien się dowiedzieć. Taki sekret, który nie niszczy małżeństwa… dopóki się go trzyma w ukryciu. Jeśli Weronika by się dowiedziała – rozwód gwarantowany. Albo minimum – długa, bolesna cisza i nocowanie na kanapie przez najbliższe trzy miesiące.
Marek, mój najlepszy kumpel, wie. Czasem dzwoni i zaczyna rozmowę od:
– Jak twoja podwójna tożsamość, panie agencie?
Ja naprawdę czuję się, jakbym prowadził życie pod przykrywką. Mam ukryty folder na komputerze, zapasowe słuchawki, „służbowy” koc i specjalne okno w harmonogramie dnia, kiedy Weronika myśli, że analizuję tabelki, a ja... robię swoje.
Nie, nie chodzi o żadną zdradę. Nic z tych rzeczy. Chodzi o... No, do tego dojdziemy. W każdym razie – życie z sekretem to nie bajka. Zwłaszcza gdy twój wróg numer jeden nosi kapcie, zna twoje hasła i właśnie wrócił do domu wcześniej niż zwykle.
Ledwo zdążyłem się ukryć
Właśnie kończyłem trzeci odcinek... no dobra, sesję pracy kreatywnej, gdy usłyszałem ten dźwięk. Trzask klucza w zamku. W głowie zapaliła się czerwona lampka: plan B!
Zerwałem się z fotela, zrzucając z kolan rzeczy i rzuciłem się do komputera. Klik! Ukryty folder zamknięty. Klik! Włączony arkusz kalkulacyjny, który udawał, że analizuję dane sprzedaży. Mikrofon do szuflady. Słuchawki pod poduszkę.
– Patryk? – głos Weroniki rozległ się z przedpokoju. – Ty już w pracy?
– Tak, tak, kochanie! Właśnie kończę analizę… – odchrząknąłem, przyjmując ton zmęczonego, ale ambitnego pracownika. – A ty co tak wcześnie?
– Spotkanie odwołali. Klient się rozchorował. Mogę posiedzieć z tobą – rzuciła radośnie.
Zamarłem.
– To super… – wycedziłem, udając entuzjazm.
Po chwili weszła do gabinetu. Zmarszczyła brwi.
– Dlaczego pachnie tu wanilią?
No świetnie, pomyślałem. Znowu zapomniałem zgasić świeczkę relaksacyjną. A przecież mój zestaw wymaga nastroju.
– Eee… próbuję takiej techniki koncentracji. Wanilia ponoć zwiększa produktywność – palnąłem z prędkością światła.
Spojrzała podejrzliwie.
– I czemu masz taką czerwoną twarz?
– Bo… robiłem przysiady przy biurku. Wiesz, żeby krążenie poprawić.
Westchnęła i wyszła. A ja osunąłem się na fotel. Była o włos. Wiedziałem jedno: długo tak się nie da. Weronika coś czuje. I jeśli nie zacznę grać ostrożniej, wszystko się wyda. A wtedy... Będę musiał wynająć prawnika.
Przyjaciel mnie ostrzegał
– I serio myślisz, że ona coś wie? – Marek wciągnął frytkę z taką miną, jakby to była zagadka kryminalna, nie moje małżeństwo.
Siedzieliśmy w naszym stałym miejscu – barze z burgerami na rogu. Marek był jedyną osobą, która znała całą prawdę o moim… hobby. I, ku mojemu zdziwieniu, nigdy mnie nie wyśmiał. Przynajmniej nie całkiem.
– Myślę, że coś przeczuwa – mruknąłem. – Wczoraj pytała, czemu pachnie u mnie wanilią. I czemu się pocę. Wiesz, bo chyba się zasapałem, jak biegałem z tej paniki.
– Stary, ty prowadzisz podwójne życie. Jesteś jak batman. Tylko że zamiast ratować świat, siedzisz w szlafroku i szepczesz bzdury do mikrofonu.
– To była jedna sesja szeptania. Dla fanów. Uwielbiają to.
Marek parsknął śmiechem, ale zaraz spoważniał.
– Ale serio, Patryk. To nie może trwać wiecznie. Prędzej czy później się wyda.
Westchnąłem. O tym też myślałem. Ale jak miałem jej powiedzieć, że wieczorami, kiedy ona ogląda tureckie seriale, ja włączam nagrywanie i szeptam do mikrofonu o „relaksującej kąpieli w pianie”? Że mam pięćdziesiąt tysięcy subskrypcji i... fanclub?
– Nie mogę przestać. To mnie relaksuje. Serio, jakby mi ktoś robił masaż mózgu.
– Jasne. Tylko ten masaż mózgu ci rozbije małżeństwo.
Milczeliśmy przez chwilę. Marek podgryzał frytki. Ja myślałem o tym, jak to się w ogóle zaczęło...
Żona coś podejrzewała
Wróciłem z pracy, a Weronika już czekała. Stała przy stole z rękami skrzyżowanymi na piersi i miną, która mówiła jedno: zaraz będzie przesłuchanie.
– Patryk. Co to jest? – zapytała, pokazując niewielkie, różowe pudełko.
O nie. To było moje etui na mikrofon. Wysunęło się z szuflady? A może zapomniałem je schować po ostatniej sesji? W każdym razie – znalazła je. Patrzyłem na nie, jakby miało samo się wytłumaczyć.
– To... moje. Do pracy. Mikrofon do zdalnych spotkań – palnąłem.
– Mikrofon w futerale z jednorożcami? I po co ci różowe puszki w środku?
No tak. To były te „ochronki” na mikrofon, żeby nie trzeszczało. Ale wyglądały jak miniaturowe frotki do włosów lalek.
– Dla amortyzacji dźwięku. Profesjonalny sprzęt – dodałem, czując, jak moje alibi sypie się jak budżet domowy w weekend wyprzedaży.
– A na komputerze znalazłam plik zabezpieczony hasłem – patrzyła mi prosto w oczy. – Patryk, ty coś ukrywasz.
– Weronika, no co ty... – zacząłem, ale głos mi się załamał.
– Nie kłam. Masz romans? Czy... to jakieś fetysze?
Zacząłem się krztusić powietrzem.
– Nie mam romansu! I to nie fetysze! – wyrwało mi się.
– Ale jednak coś jest! – Weronika uderzyła dłonią w stół. – Patryk, jeśli nie powiesz mi prawdy, sama i tak wszystko znajdę.
W środku panikowałem. Wiedziałem, że jej instynkt detektywa domowego zadziała. Musiałem działać szybko. Plan: ukryć wszystko lepiej. Może przenieść się na inny komputer. Może... Albo... wyznać. Nie, jeszcze nie. Jeszcze nie teraz. Zamilkłem jak głaz.
Odkryła mój sekret
To był zwykły wtorkowy wieczór. Weronika poszła na jogę, a ja odpaliłem swoją stację dowodzenia: mikrofon, słuchawki, miękki szlafrok, lampka nocna z ciepłym światłem i ulubiona świeczka o zapachu „leśna cisza z nutą owoców”. Weszła transmisja na żywo – z rolą „przyjaciółka szepcząca ci do ucha”.
Byłem w formie. Widzowie pisali zachwycone komentarze. I wtedy, dokładnie w momencie, gdy wczuwałem się w rolę i mówiłem do mikrofonu, usłyszałem dźwięk. Kliknięcie. A potem… głos Weroniki.
Zamarłem. Spojrzałem na ekran. Ona. Moja żona. W okienku kamery. Z jej konta. Dołączyła do transmisji. Nie! Szybko zakończyłem sesję. Chwilę potem pojawiła się w mieszkaniu.
– To ty to nagrywasz?! Dla ludzi? Z całego internetu? – Jej twarz wyrażała wszystko: szok, konsternację i lekkie przerażenie.
– Kochanie, ja… to nie tak, jak myślisz!
– Serio? To co ja mam myśleć, kiedy mój mąż szeptał właśnie do ludzi o paznokciach, kąpielach w mleku, głosem jak po inhalacji rumiankiem?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przez chwilę milczeliśmy. Patrzyliśmy na siebie. A potem ona… wybuchnęła śmiechem.
– Patryk, ty… ty jesteś stuknięty. Ale wiesz co? Wolę to niż jakąś kochankę.
Tego się po niej nie spodziewałem
Siedzieliśmy na kanapie. Ja, wciąż w szlafroku. Weronika, z kubkiem melisy, patrzyła na mnie jak na okaz w muzeum osobliwości.
– Czy ty naprawdę… szeptałeś do obcych ludzi jako… kobieta?
– To tylko taka rola! Głos… no, może trochę moduluję głos. Ale to nie tak, że się przebieram. To czysto głosowe!
Zawahała się.
– I to cię relaksuje?
– Bardziej niż sudoku i seriale. Serio. To jak… medytacja. Tylko z mikrofonem.
– A ten moment z paznokciami?
– No, widzowie lubią takie zabawy. Nie pytaj. To działa.
Weronika pokręciła głową.
– Patryk, ja naprawdę przez chwilę myślałam, że masz romans. Albo że zamierzasz mi kiedyś wyznać, że odchodzisz.
– Wolałbym zostać przy nagrywaniu.
Westchnęła. A potem coś się zmieniło. Weronika spojrzała na mnie nieco łagodniej.
– Wiesz co? W sumie… to nawet trochę urocze. Dziwne, ale urocze.
Zaniemówiłem. Nie tego się spodziewałem.
– Naprawdę?
– Tak. Tylko mam jeden warunek.
Zamarłem.
– Następnym razem, kiedy będziesz szeptał o kąpielach w piance i różowym manicure, ja chcę być twoją pierwszą słuchaczką.
Parsknąłem śmiechem. Weronika też. W tym momencie coś się zmieniło. W pozytywnym sensie. Nie było już tajemnicy. Było dziwnie, śmiesznie i trochę intymnie. Ale wciąż miałem pewność: moja tajemnica się zmieniła.
Teraz robimy to razem
Od tamtego dnia minęły trzy tygodnie. Mój kanał ma już ponad 70 tysięcy subskrybentów, a ja – pierwszy raz w życiu – nagrywam w pełni legalnie. W sensie: bez potrzeby ukrywania się przed żoną. Mikrofon już nie chowany do pudełka z napisem „stare kable”, tylko dumnie stoi na biurku. A Weronika… czasem siada obok mnie i pomaga pisać scenariusze.
Ostatnio podsunęła mi temat: „szeptany coaching asertywności przy teściowej”. Żartobliwie, oczywiście. Ale kto wie, może to nagram. Nie powiem, czasem czuję się dziwnie, gdy moja własna żona komentuje mój „głos wewnętrznej kobiety”, albo gdy podsyła mi zdjęcia świeczek z opisem: „idealne do sesji o leśnej magii”.
Ale jest też lepiej niż kiedykolwiek. Śmiejemy się z tego razem. Ba – Weronika nawet zasugerowała, żebym założył drugi kanał pod swoim imieniem, dla facetów, którzy też mają dziwne pasje, ale boją się o nich mówić.
Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Teraz największy problem mam nie z ukrywaniem hobby, tylko z tym, by nie obudzić Weroniki, gdy nagrywam po nocach. Mówię cichutko do mikrofonu, siedząc pod kocem, z herbatą i szeptem opowiadam o relaksujących zabiegach. Tak. Życie bywa dziwne. Ale przynajmniej teraz mogę być sobą.
Patryk, 33 lata
Czytaj także:
- „Podejrzewałam, że mój mąż ma romans i zapragnęłam zemsty. Nie spodziewałam się, że jest sprytniejszy ode mnie”
- „Zdradzałem żonę nawet, gdy ta spała w pokoju obok. Dla dreszczyku emocji ryzykowałem wszystko, co najważniejsze”
- „Przeczuwałam, że mąż ma kochankę, ale nie wiedziałam, kogo. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim dzielę pościel”

