„Mam 80 lat na karku i jestem sponsorką córki. Lubi wygodne życie i ciągle przychodzi do mnie po pieniądze”
„Magda została z dwójką dzieci. Pomagaliśmy bardziej: opłacaliśmy większe mieszkanie, regulowaliśmy rachunki, wspieraliśmy, kiedy trzeba było. Jeśli coś dorobiłam, oddawałam. Kto miał jej pomóc, jeśli nie matka i ojciec? Bywały miesiące, że brakowało nam na lekarstwa, bo wszystkie środki poszły na pomoc córce, a do emerytury jeszcze zostało kilka tygodni”.

- Listy do redakcji
Słowa Beaty zraniły mnie głęboko. Nie miała prawa tak wypowiadać się o mojej córce. Magda tyle przeszła — najpierw rozpad pierwszego małżeństwa, potem drugie, też bez szczęśliwego finału. Jedynaczkę wychowywałam prawie sama. Potem doszły kłopoty z kręgosłupem. Czy jako matka nie powinnam pomagać, ile tylko mogę? Kogo mam wspierać, jeśli nie własne dziecko?
Ta rozmowa nie daje mi spokoju
Nie wypowiedziałabym tego na głos, ale czasami boję się, że mogła mieć rację. Zawsze stawiałam Magdę na pierwszym miejscu, wspierałam, aprobowałam jej wybory. Lecz sił powoli mi ubywa. Miałam dwadzieścia jeden lat, a Piotr dwadzieścia cztery, gdy urodziła się nasza córeczka, nasz oczekiwany dar. Była rozumna, utalentowana, ładna. Jako pierwsza w rodzinie dostała się na studia. Kiedy powiedziała, że wychodzi za mąż za chłopaka, z którym się spotyka, zamarło mi serce:
– Madziu, to zły moment – próbowałam tłumaczyć. – Ty studiujesz, on ma tylko maturę. Jesteście z innych światów.
– Mamo, kochamy się. Chcemy być razem – mówiła.
Moje prośby nic nie zmieniły. Pobrali się, a dzień ich ślubu był dla mnie jednym z najtrudniejszych. Płakałam, ale nie ze wzruszenia, bo już coś przeczuwałam. Po ślubie szybko zaczęły się kłótnie o sposób spędzania czasu, wydatki, towarzystwo. Z mężem staraliśmy się wynagrodzić Magdzie to, czego jej brakowało. Zapraszaliśmy ich na obiady, dokładając dyskretnie drobne pieniądze. Nie chcieliśmy, by czuła się gorsza, bo jeszcze się kształciła i nie miała stałych dochodów.
Narodziny wnuczki Gosi przyniosły chwilową poprawę, lecz nie trwało to długo. Po dekadzie ich małżeństwo się rozpadło. Magda została z córeczką sama, a Piotr i ja pomagaliśmy, ile mogliśmy. Opiekowaliśmy się wnuczką, kiedy chorowała, zabieraliśmy ją latem na wakacje. Zapraszaliśmy dziewczyny na święta i zawsze mieliśmy drobne prezenty. Po rozwodzie opłacaliśmy także czynsz za małe mieszkanie, w którym mieszkały, bo pensja córki, nawet z alimentami, nie wystarczała.
Tym razem też nie trafiła
Kilka lat później wyszła ponownie za mąż. Cieszyłam się – myślałam, że znalazła uczciwego, statecznego partnera, wykształconego i kulturalnego. Niestety nowy mąż, Kamil, okazał się bardzo rozrzutny. Wydawał nie tylko własne pieniądze, lecz i te należące do Magdy. Na widzimisię, niepotrzebne sprzęty i przyjemności, które szybko pochłaniały cały rodzinny budżet.
– Madziu – namawiałam – odejdź od niego. Nie możesz żyć ciągle pod kreską.
– To skomplikowane, mamo – mówiła. – Kocham go i boję się znowu zostać samotną matką.
– Nie zostaniesz sama – obiecywałam. – Przecież my ci zawsze pomożemy.
Lecz Magda nie odeszła i nas nie posłuchała. Urodziła się nam za to druga wnuczka – Zuzia. Mijały lata, a w ich domu było coraz ciężej. Kamil lekceważył rozmowy o oszczędzaniu:
– Pracuję na to, co lubię – rzucał. – Nikomu nie będę się tłumaczył!
I znów ja i Piotr wspieraliśmy córkę. Podtykaliśmy pieniądze, robiliśmy zakupy, dokupowaliśmy to, czego brakowało. A po kilku latach Kamil odszedł.
Wszystko na naszej głowie
Magda została z dwójką dzieci. Pomagaliśmy bardziej: opłacaliśmy większe mieszkanie, regulowaliśmy rachunki, wspieraliśmy, kiedy trzeba było. Jeśli coś dorobiłam, oddawałam. Kto miał jej pomóc, jeśli nie matka i ojciec? Bywały miesiące, że brakowało nam na lekarstwa, bo wszystkie środki poszły na pomoc córce, a do emerytury jeszcze zostało kilka tygodni. Mówiłam sobie: „Wytrzymasz, jeszcze trochę, może rok, a Magda stanie na nogi”. Lata mijały, a zmiana nie następowała.
– Mamo, pożyczysz mi sto złotych? Oddam przy wypłacie – prosiła.
Gdy pytałam później o zwrot, obrażała się:
– Miałam niespodziewane wydatki – tłumaczyła. – Nie możesz poczekać?
Czekałam, przypominałam, a potem odpuszczałam. Prosiła często i zawsze miała powód – dentysta, mechanik, mandat. Z czasem wiedziałam, że to nie są zwykłe pożyczki, lecz ja nie umiałam odmówić.
Bez nas sobie nie poradzi
Za parę dni Magda będzie obchodzić urodziny. Kończy pięćdziesiąt sześć lat, a ja wciąż płacę jej rachunki. Oddaję sporą część emerytury. Mówi, że jest wdzięczna. Od czasu do czasu kupi mi prezent albo zabierze na obiad, ale nie przyszłoby jej do głowy, że mogłabym przestać pomagać.
Nie wiem, kiedy zaczęła traktować moje wsparcie jak oczywistość. Przez lata przyzwyczaiła się, że rodzice rozwiążą problemy za nią. Tymczasem ja mam siedemdziesiąt dziewięć lat i sił coraz mniej. Wnuczki dorosły. Gosia zawsze była ambitna — pracowała podczas studiów. Zuzia poszła w jej ślady. Obie mieszkają teraz w innym mieście. Gosia mieszka z mężem w maleńkim mieszkaniu, Zuzia wynajmuje pokój z koleżankami. Magda nie wspiera córek finansowo, a one z godnością radzą sobie same i nie proszą o pomoc. Może ich ojcowie im pomagają? Nie wiem, bo nie chcą o tym rozmawiać:
– Masz swoje sprawy, babciu – mówi Gosia. – Jesteśmy dorosłe, nie będziemy zawracać ci głowy.
Kilka lat temu próbowałam porozmawiać z Magdą o tym, że może powinna pomóc swoim córkom, tak jak my kiedyś pomagaliśmy jej.
Ale wpadła w gniew.
– Mam zaciskać pasa, bo komuś zachciało się studiować gdzie indziej? – krzyczała. – Nikt im tego nie nakazał! Nie będę ich utrzymywać z twojej emerytury! — odpowiedziała, czerwona ze złości.
To się nigdy nie zmieni
Kiedy Beata przy kawie stwierdziła, że pora, by córka zaczęła wspierać matkę, a nie odwrotnie, poczułam ból. Skrycie marzyłam, że przyjdzie dzień, gdy Magda sama zaproponuje, że przestanie brać ode mnie pieniądze. Ten dzień nie nadszedł. Najgorsze jest to, że sytuacja córki się nie zmienia. Myślałam, że moje regularne wsparcie pozwoli odłożyć jej pieniądze, ale ona tego nie robi. Wydaje na rzeczy niepotrzebne.
Kiedy próbowałam ją tego nauczyć, kończyło się awanturą. Tłumaczyła, że te rzeczy są jej potrzebne, a ja jestem staroświecka. Magda często wyjeżdżała na krótki wyjazd za granicę.
– Muszę odpocząć – mówiła. – To dla mnie konieczne. Korzystam z last minute.
Kiwnęłam głową, choć myślałam, że sama pojechałabym gdzieś, gdybym nie wydawała tyle na nią. Nie wyjeżdżałam od lat. Nie chodzi o dalekie wyprawy — wystarczyłby tydzień nad morzem. Ale Magda nigdy nie pytała, czy chciałabym wyjechać. Rzadko pyta, czy potrzebuję pomocy. Kiedy wyrzuciłam jej to w gniewie:
— Nawet nie zaoferujesz, że kupisz mi lekarstwa — powiedziałam ostro.
— Przecież mieszkasz sama — odparła. — Masz czas na zakupy, prawda? Ile możesz potrzebować?
I tak do śmierci
Kocham Magdę, lecz widzę, że sama nie radzi sobie w życiu. Żąda pomocy od innych, nie dając nic w zamian. Czy to możliwe, że wychowałam egoistkę? Nie było to moim zamiarem — poświęciłam jej życie, ale ona tego nie widzi. Traktuje moją pomoc jak przysługę. Może nie pomyślała, że role kiedyś będą musiały sie odwrócić.
Często myślę o granicach. Próbowałam je ustalić. Kiedyś postanowiłam, że od następnego miesiąca zapłacę tylko rachunki bieżące, a reszty nie będę dopłacać. Powiedziałam o tym Piotrowi, ale kiedy Magda zadzwoniła z płaczem, nie wytrzymałam — zrobiłam przelew. To jedna z tych rzeczy, których nie potrafię sobie wybaczyć.
Zaczęłam spisywać wydatki i robić prosty budżet, ale każde wspólne zestawienie kończyło się awanturą. Magda czuła się osądzana i odrzucała każdą radę. W rozmowach z przyjaciółkami słyszałam różne opinie: „Musisz postawić granicę”, „Nie możesz narażać zdrowia”, „Czasem trzeba pozwolić dziecku upaść”. Te rady brzmiały rozsądnie, ale w praktyce serce matki ciągle wybierało ulgę dla cierpiącego dziecka.
Myśl o przyszłości przyprawia mnie o bezsenne noce. Zaczęłam segregować papiery, układać dokumenty tak, by po moim odejściu rzecz jasna było wiadomo, jak postępować. Nie ukrywam, że to trudne — chcę być fair wobec wszystkich, ale nie chcę, by po mnie zostało zamieszanie i wzajemne oskarżenia.
Czasem myślę, że nie tylko pieniądze są problemem — to kwestia nawyków, lęków i poczucia własnej wartości. Magda wielokrotnie podkreślała, że boi się ryzyka i samotności. Dla niej posiadanie mężczyzny u boku dawało poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli ten mężczyzna okazywał się niedojrzały. Pragnienie przynależności bywa silniejsze niż racjonalne kalkulacje. Chciałabym, aby Magda kiedyś sama powiedziała: „Mamo, zadbaj o siebie, pozwól nam pomóc”. To byłby dla mnie największy dowód, że miłość może zmieniać, nie krzywdząc. Naprawdę.
Halina, 79 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Jesienna cisza najlepiej smakuje nad jeziorem. W tym roku radość z połowów uciekła szybciej niż szczupak do wody”
- „Żona po kryjomu wzięła kredyt, bo chciała mieć piękne wesele. Za to kupilibyśmy mieszkanie, a mamy długi po uszy”
- „Dostałam w spadku pole z kawałkiem lasu. Chciałam otworzyć agroturystykę, ale sąsiedzi urządzili mi piekło”

