Reklama

Przez całe swoje życie potrzeby innych stawiałam ponad własne. Nikt nigdy nie pytał o moje marzenia ani o to, czy jestem szczęśliwa. Co więcej, ja sama nie zadawałam sobie takich pytań, bo bałam się przyznać do tego, że w ogóle mam prawo czegoś pragnąć. Nie chciałam, aby ktoś uznał mnie za egoistkę. Na szczęście z wiekiem nabrałam rozumu i postanowiłam nadrobić zaległości.

Reklama

Wreszcie postanowiłam postawić na siebie

Kilka dni temu obchodziłam 60. urodziny. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to dla mnie ogromny przełom. Niedawno złożyłam pozew o rozwód. Rodzina i znajomi tylko pukają się w czoło, że na starość mi odbiło i że te rewolucje jedynie czkawką mi się odbiją. Ja natomiast wcale nie czuje się staro, odkąd zrozumiałam, że nie warto tracić czasu na bylejakość. Prawda jest taka, że uczucie pomiędzy mną a Zbyszkiem wypaliło się już dawno.

Byliśmy ze sobą z przyzwyczajenia – no i z wygody oraz z lenistwa, ponieważ żadnemu z nas nie chciało się palcem kiwnąć. Już od długiego czasu dosłownie usychałam w tym związku, zwłaszcza że mąż traktował mnie jak służącą. Sporo kobiet w moim wieku zaciska zęby i cierpliwie znosi upokorzenia. Wychodzą z założenia, że jest już za późno na zmiany, a poza tym trzeba zająć się mężem, bo sam nie da sobie rady. Cieszę się, że wyłamałam się z tych schematów i wyszłam przed szereg.

– Mamo, czy ty na pewno dobrze to przemyślałaś? – tak zareagowała córka, kiedy poinformowałam ją o rozwodzie.

– Owszem – odparłam stanowczo. – Doskonale wiem, co robię.

Decyzja ta dojrzewała we mnie od paru ładnych lat. Ja i Zbyszek nie byliśmy zbyt udanym małżeństwem. Jemu zależało tylko na tym, aby po pracy dostać obiad pod nos i zasiąść przed telewizorem. Nie obchodziło go to, co dzieje się w domu, więc prawie cała odpowiedzialność za domowe obowiązki spadała na moje barki. Kiedy prosiłam męża o pomoc czy mówiłam o zmęczeniu, twierdził, że marudzę i narzekam.

Chce się trochę pobawić

Ile można to znosić? Zbyszek przywykł do tego, że ktoś mu usługuje, więc zapewne nie będzie mu łatwo. Mnie jednak jest szkoda marnować życia na związek, który mnie wyczerpuje pod każdym względem. Nie mam pojęcia, ile czasu mi zostało, ale zakładam, że całkiem sporo. Nie chce przeznaczyć go na tkwienie w marazmie.

– Zawsze byłaś odważna – westchnęła moja przyjaciółka. – Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę.

– Nie przesadzaj, nie stoimy jeszcze nad grobem.

– Ech, gdybym miała 20 czy 30 lat, byłoby inaczej – Ela nie kryła smutku.

– Tego akurat nie wiesz. Jeśli same nie poczujemy się ważna dla siebie, to nigdy nie będziemy zadowolone.

– Masz rację – przytaknęła Ela. – Ale wiesz, jak u mnie sytuacja wygląda. Andrzej ma poważne problemy ze zdrowiem, przecież go nie zostawię. Ktoś musi się nim zająć.

Ze swojego otoczenia znam mnóstwo podobnych historii. Oczywiście decyzja o rozwodzie spotkała się z falą krytyki, a na moją głowę wylano wiadro pomyj. Pomimo że nie było mi z tym łatwo, nie zamierzałam się poddawać i ulegać presji. Czułam, że to jest najlepszy moment na wdrożenie zmian i postawienie siebie na pierwszym miejscu. Ludzie się tego obawiają, gdyż wymaga to zamknięcia pewnych rozdziałów oraz opuszczenia strefy komfortu.

Nabrałam wiatru w żagle

Rozwodu nie potraktowałam w kategoriach porażki, ale jako początek czegoś zupełnie nowego. Irytuje mnie powszechna opinia, że jak dojrzała kobieta coś zmienia, to ma nierówno pod sufitem. W pierwszej kolejności zapisałam się na kurs salsy. Już jako nastolatka skrycie marzyłam o tym, żeby nauczyć się tańczyć. Nie da się nawet opisać słowami, jakiej to dodaje pewności siebie. Poczułam się bardziej kobieco i w końcu polubiłam swoje ciało, do którego, odkąd pamiętam, miałam zastrzeżenia. Nabrałam apetytu na więcej. Zmieniłam fryzurę i postawiłam na kolor podkreślający moją siwiznę. Bure i nijakie ciuchy zastąpiłam kolorowymi ubraniami, mając kompletnie w nosie to, co zdaniem innych wypada, a co nie.

– Dżinsy i mini w twoim wieku? – pytały oburzone koleżanki.

– W jakim niby wieku? Dwudziestym pierwszym? – odpowiadałam.

Nie miałam już ochoty wysłuchiwać takich bredni, więc ubyło mi znajomych. Stwierdziłam, że nie potrzebuję toksycznych ludzi, którzy podcinają mi skrzydła. Głęboko wierzyłam w to, że w ich miejsce pojawią się wartościowe, wspierające osoby. Największy problem z zaakceptowaniem mojej metamorfozy miała moja córka. Nie mogła przeboleć, że wolę poznawać warszawskie restauracje, galerie i muzea, zamiast całymi dniami siedzieć z wnukami. Jestem warszawianką z krwi i kości, a wcale nie znam swojego miasta. Ania obruszała się, że mam czelność cokolwiek planować bez konsultacji z nią.

– Kochanie, ja też chcę przestrzeni wyłącznie dla siebie, nie jestem niczyim niewolnikiem – wyjaśniałam.

Czerpię z życia garściami

Tłumaczenia na nic się jednak nie zdawały, więc odpuściłam. Uznałam, że córka musi po prostu pewne rzeczy zaakceptować. Kocham moje wnuki, ale to nie oznacza, że mam rezygnować z siebie. Dopiero teraz nauczyłam się dostrzegać, ile rzeczy robiłam do tej pory na autopilocie i pod dyktando bliskich. Gdy się zaczyna stawiać granice i dbać o siebie, nie wszyscy są zadowoleni.

Na tańcu, który pochłonął mnie bez reszty, nie poprzestałam. Podjęłam lekcje malarstwa oraz rozpoczęłam kurs na przewodnika miejskiego. Turystyka zawsze mnie fascynowała. Najpierw zamierzałam poznać Warszawę, a potem wyruszyć na dalsze wojaże. Dzięki tym aktywnościom nawiązałam wiele nowych znajomości. Wreszcie mogłam umówić się z kimś na kawę i porozmawiać o pasjach, zamiast wysłuchiwać narzekania. Kiedy człowiek zmienia podejście do siebie i świata, zmienia się wszystko dookoła. Żałowałam, że wcześniej tego nie odkryłam, ale widocznie tak właśnie miało być. Gdy któregoś dnia przypadkowo spotkałam Zbyszka, nie mógł wyjść z podziwu.

– Wow, wyglądasz fantastycznie – był to jak najbardziej szczery komplement.

– Dziękuję.

Powiedział, że dopiero teraz widzi, co stracił. Nie omieszkał rzecz jasna zapytać, czy jest szansa, abyśmy się z powrotem zeszli, ale odparłam, że nie. Nie zamierzałam wracać do tego, co było, gdyż wcale mi to nie służyło.

Jolanta, 60 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama