„Mam 45 lat, a randkowałam z 20-latkiem słodkim jak jagodzianka. Ale nie byłam jedynym kwiatkiem w jego ogródku”
„Nie wiem, co mnie bardziej zaskakiwało – to, że Michał rzeczywiście się odezwał, czy to, że ja odpisałam. A potem się spotkaliśmy. I znowu. Gdy zaproponował pierwszy wspólny weekend, pomyślałam, że to głupie, że to fanaberia. Ale pojechałam”.

- Redakcja
Nie szukałam wtedy miłości. Nie po tym, co przeszyłam z Robertem. Po rozwodzie czułam się... nie wiem... jak kobieta, która przegapiła moment na wszystko. Miałam 45 lat, prawie dorosłą córkę i wrażenie, że życie się gdzieś potoczyło beze mnie. Praca, dom, seriale, trochę wina do kolacji. To był mój rytm. I może byłby tak dalej, gdyby nie on. Michał.
Poznałam go przypadkiem, zupełnie niepozornie – jakby los chciał się ze mną zabawić. Usiadłam w małej kawiarni na Saskiej Kępie, zmęczona po pracy, z książką w ręce. „Kawiarnia u Elki” – ulubione miejsce starych mieszkańców, z ceratą na stolikach i domowym sernikiem. Właśnie zjadłam ostatni kawałek, kiedy usłyszałam:
– Przepraszam, czy to miejsce wolne?
Podniosłam wzrok. Przede mną stał chłopak – na moje oko może dwadzieścia parę lat. Miał rozwichrzone włosy, koszulkę ze śmiesznym napisem i taki... rozbrajający uśmiech. Nie pasował tu. Do tego miejsca. Do mnie.
– Tak, jasne – odparłam, przesuwając torbę.
– Dzięki, wszędzie pełno ludzi – powiedział i usiadł naprzeciwko. – Michał – wyciągnął dłoń.
– Dorota – odpowiedziałam, nieco zbita z tropu.
– Lubi pani Szymborską? – zapytał, zerkając na książkę.
– Aż tak po mnie widać?
– Raczej dobrze dobrana lektura. Mądra kobieta z klasą – uśmiechnął się. – Nie, żeby się podlizywać.
Poczułam, jak robi mi się ciepło na policzkach. Uwaga na granicy flirtu, ale z takim urokiem, że nie miałam ochoty protestować.
Rozmawialiśmy ponad godzinę. O poezji, o podróżach, o muzyce. Michał okazał się inteligentny, zabawny, bardzo obecny w tej rozmowie. Zaskoczył mnie, gdy pod koniec powiedział:
– Mogę pani zaproponować jutro kawę? Tylko może bez ceraty tym razem.
Spojrzałam na niego uważnie. Dwudziestoparoletni chłopak. Ja – kobieta po przejściach. Wszystko krzyczało „Nie!”. A jednak...
– Czemu nie – odpowiedziałam. – Ale bez „pani”. Mów mi Dorota.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Wyszłam z kawiarni z dziwnym drżeniem w żołądku. Po raz pierwszy od dawna czułam się... zauważona.
To było jak cudowny sen
Nie wiem, co mnie bardziej zaskakiwało – to, że Michał rzeczywiście się odezwał, czy to, że ja odpisałam. A potem się spotkaliśmy. I znowu. I znowu.
Najpierw były długie rozmowy w kawiarniach, potem spacery – Saską Kępą, potem bulwarami. Michał opowiadał o swoim dzieciństwie, o tym, że jego mama wyjechała do Anglii i wychowywała go babcia. Że studiował psychologię, ale rzucił, bo „nie czuł się tam sobą”. Pracował dorywczo jako grafik freelancer, a resztę czasu poświęcał... mnie.
Kiedy zaproponował pierwszy wspólny weekend – nad jeziorem w domku jego znajomych – zawahałam się. Pomyślałam, że to głupie. Że to jakaś fanaberia z mojej strony. Ale pojechałam.
W domku było zimno, musieliśmy rozpalać kominek. Michał zajął się drewnem, a ja patrzyłam, jak się krząta – pewny siebie, naturalny, z błyskiem w oku. Wieczorem grzane wino i rozmowy o snach. A potem...
Potem poszliśmy spać razem. Bez niepewności, bez udawania. Z pasją, jakiej nie czułam od lat. Obudziłam się naga pod kocem, a on przyniósł mi herbatę do łóżka.
– Wiesz, że jesteś piękna, prawda? – szepnął.
Zamiast odpowiedzieć, pocałowałam go. Serce waliło mi jak u nastolatki.
Ale tydzień później, kiedy siedzieliśmy razem na mojej kanapie i oglądaliśmy film, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na ekran, zerwał się i szybko wyszedł do drugiego pokoju.
Słyszałam tylko przytłumiony głos.
Kiedy wrócił, był inny. Zamilkł, usiadł daleko, jakby chciał uciec.
– Kto dzwonił? – zapytałam niepewnie.
– Nieważne. Sprawy rodzinne – rzucił bez przekonania.
Zrobiło się chłodno. Pierwszy raz poczułam ukłucie niepokoju.
On nagle się zmienił
Minęły dwa dni, zanim się znowu odezwał. Napisał tylko: „Hej. Mam dużo na głowie. Odezwę się później”. Krótko. Bez serduszek, bez żartów, bez „tęsknię”. Ale nie odezwał się. Czekałam. Godzinami wpatrywałam się w telefon, przeklinałam siebie za to, że tak bardzo mi zależy. W końcu zadzwoniłam.
– Cześć – odebrał z opóźnieniem, jakby z wahaniem.
– Możemy pogadać? – zapytałam spokojnie, choć serce miałam w gardle.
– Dorota, mam teraz urwanie głowy. Projekty, sprawy rodzinne... Mówiłem ci.
– Michał... coś się zmieniło. Wiem to. Nie próbuj mnie zbywać – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Jeśli chcesz zniknąć, to powiedz. Ale nie rób ze mnie idiotki.
Po drugiej stronie zapadła cisza. A potem usłyszałam:
– Dlaczego zawsze musisz wszystko analizować? Nie możesz po prostu... dać mi przestrzeni?
– Potrzebujesz przestrzeni? Po dwóch dniach ciszy? Ja nie jestem twoją koleżanką z uczelni. Ja jestem kobietą, z którą spędzałeś noce, Michał. Nie traktuj mnie jak epizodu.
– Ty wszystko kontrolujesz. Wszystko musisz wiedzieć. Robisz mi tylko poczucie winy. Mam dość – rzucił i się rozłączył.
Siedziałam na kanapie w bezruchu, z telefonem w ręce. Z oczyma suchymi, choć wewnątrz czułam, że coś się kruszy. Próbowałam sobie wmawiać, że on po prostu przechodzi trudny czas. Ale przecież znałam ten ton głosu. Słyszałam go kiedyś u Roberta, mojego byłego, zanim mnie zdradził.
A może to ze mną jest coś nie tak? Może nie powinnam wymagać zbyt wiele?
Zaciskałam powieki, ale obrazy wracały – ten weekend nad jeziorem, jego dłoń na mojej talii, szeptane komplementy. A teraz... chłód. Coś się zaczynało psuć. I to szybko.
Wyczułam, że jest ktoś jeszcze
Nie umiałam już dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Był zbyt inny. Nie ten sam Michał, który wcześniej potrafił do mnie dzwonić tylko po to, żeby powiedzieć, że nie może przestać myśleć o moich ustach. Teraz był nieobecny, zmęczony, wiecznie „w biegu”. W środę postanowiłam go odwiedzić. Bez zapowiedzi.
Przywitał mnie w dresie, z miną, jakbym przeszkodziła mu w czymś ważnym.
– Dorota, co ty tu robisz?
– Chciałam porozmawiać. Bo przez telefon to wszystko brzmi jakbyś chciał mnie po prostu zepchnąć na margines.
Westchnął i zaprosił mnie do środka. Mieszkanie wyglądało inaczej niż zwykle – jakby w nim ktoś był albo dopiero co wyszedł. Pojawiły się jakieś damskie kosmetyki w łazience, nowy kubek na stole, różowy.
– Michał, kto to jest? – zapytałam nagle, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– Co?
– Nie udawaj. Kto to? Jakaś dziewczyna? Ktoś, kto zadzwonił tamtego wieczoru?
Zamilkł. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach. Wstałam i przeszłam do przedpokoju, gdzie wisiała jego kurtka. Z kieszeni wystawał telefon. Nim zdążył zareagować, chwyciłam go i weszłam w wiadomości. Nie zdążył mnie powstrzymać.
„Kocham cię, Michał. Nie mogę spać bez ciebie”, „Nie wiem, co jej powiedziałeś, ale lepiej skończ z tym, zanim wszystko się wyda”.
Patrzyłam na ekran jak ogłuszona.
– A więc to prawda – powiedziałam cicho. – Kłamałeś. Cały czas kłamałeś.
– Dorota, to nie tak...
– To dokładnie tak – przerwałam mu. – Mam czterdzieści pięć lat. Myślisz, że nie poznam, kiedy ktoś się mną bawi?
– Ona to moja... była. Wróciła nagle. Groziła mi. Zrobiła się zazdrosna, szantażowała mnie...
Patrzyłam na niego, nie dowierzając. Wszystko we mnie się rwało. Chciałam uciec, ale też usłyszeć całą prawdę.
Znowu mi się to zdarzyło
– Szantażowała cię? – zapytałam, opierając się o framugę drzwi. Ręce mi drżały, jakbym nagle straciła siłę w całym ciele. – A co konkretnie? Że powie mi, że jesteś dupkiem?
– Dorota, ona była częścią mojego życia zanim cię poznałem – zaczął, patrząc mi w oczy z tą swoją łagodną miną. – Mieszkała ze mną, planowaliśmy wspólny wyjazd za granicę. Ale uciekła. Z dnia na dzień. Zostawiła mnie z niczym. Wróciła, jakby nigdy nic. I powiedziała, że jeśli się od niej odsunę, to...
– To co? – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
– Że przyjdzie do ciebie. Że powie ci wszystko. Że się rozpłacze, zrobi z siebie ofiarę. Że mnie zniszczy.
Zaśmiałam się nerwowo.
– To już jej się udało. Bo nie wiem, kto bardziej mnie zniszczył – ona czy ty.
– Dorota... ja nie wiedziałem, co robić. Bałem się, że cię stracę.
– Więc wolałeś mnie okłamywać?! – krzyknęłam. – Wolałeś znikać, udawać, że wszystko gra, żeby sobie wszystko jakoś poukładać?! Ile jeszcze takich „niewygodnych” prawd przede mną ukryłeś?
– Nie chciałem cię ranić.
– Michał... to już nie ma znaczenia.
Zebrałam swoje rzeczy w milczeniu. Wychodząc, nie obejrzałam się za siebie. Przeszłam pół miasta piechotą. Szłam bez celu, z tą dziwną mieszanką złości i zawodu w głowie.
W końcu usiadłam na ławce gdzieś w parku. Płakałam. Nie jak w filmach – cicho, bezgłośnie, z twarzą w dłoniach. Tylko łzy i wiatr.
„Co we mnie było takiego, że pomyślał, że może mnie oszukać? Że się nie zorientuję? Że nie zasługuję na prawdę?” – myślałam. I poczułam się... zupełnie sama.
Wszyscy o tym wiedzieli
Następnego dnia nie poszłam do pracy. Wzięłam urlop na żądanie, chociaż nie miałam pojęcia, czego żądam – odpoczynku? Spokoju? Czystej głowy? Niczego z tego nie dostałam. Siedziałam w mieszkaniu, patrzyłam w ekran telefonu i liczyłam godziny, odkąd wyszłam od Michała.
Po południu spakowałam torebkę i pojechałam do Kingi. Nie uprzedzałam jej. Wyszła mi na klatkę w dresie, z mokrymi włosami i kubkiem herbaty w ręce.
– Mama? Co się stało? Wyglądasz jakbyś... – urwała, kiedy mnie objęła. – Chodź.
Usiadłyśmy na kanapie. Nie mówiłam wszystkiego. Nie chciałam jej zawalić tym wszystkim, co we mnie buzowało. Ale powiedziałam tyle, ile wystarczyło.
– Spotykałam się z kimś – zaczęłam. – Młodszy ode mnie. Dużo młodszy.
– Wiem – przerwała.
Zaskoczyłam się.
– Skąd?
– Mamo... serio? Widziałam, jak się uśmiechasz do telefonu. Jak się stroisz, jak lekko mówisz o głupotach. Tylko nie chciałam pytać, bo... wyglądałaś na szczęśliwą.
– Już nie jestem.
– On cię zranił?
Pokiwałam głową. I wtedy, jakby zapora puściła, popłynęły słowa. O tym, jak było pięknie. I jak szybko zrobiło się dziwnie. O tym, jak bardzo chciałam wierzyć, że to się uda. I jak bardzo mnie zabolało, że nie wyszło.
– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam. – Że czuję się głupio, że dałam się tak nabrać. Że szybko uwierzyłam w coś, co od początku nie miało prawa się udać.
Kinga spojrzała na mnie poważnie.
– Nie jesteś głupia. Chciałaś tylko być szczęśliwa. I to nie jest powód do wstydu. On powinien się wstydzić, że nie był z tobą uczciwy.
– Może chciałam za dużo...
– Może po prostu chciałaś za bardzo zaufać. Ale to nie twoja wina.
Objęła mnie, tak jak ja kiedyś ją – gdy pierwszy raz rzucił ją chłopak. I pomyślałam wtedy, że może... nie wszystko jeszcze stracone. Może ta bliskość z córką to jedyna prawdziwa relacja, której mogę być pewna.
Zostało tylko wspomnienie
Nie odezwał się więcej. Ani wiadomości, ani telefonu. Jakby wyparował z mojego życia tak szybko, jak się w nim pojawił. Czasem miałam ochotę napisać pierwsza – zapytać, czy to wszystko było tylko zabawą. Ale nie zrobiłam tego. Miałam swoją godność. A może po prostu bałam się odpowiedzi.
Zostawił po sobie tylko puste miejsce w szafce nocnej i ślad po jego dłoni na mojej skórze – takim, którego się nie da zetrzeć wodą, ani zapomnieć. Ale czas zrobił swoje. Bolało mniej. Może nie przestało całkiem, ale... nauczyłam się z tym bólem żyć.
Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym była młodsza. Gdybym wcześniej odczytała znaki. Ale coraz częściej przestaję się obwiniać. Zrozumiałam, że bycie kochaną to nie jest luksus zarezerwowany dla młodych. Że każda z nas ma prawo chcieć bliskości – bez względu na wiek, metrykę, historię.
Dorota, 45 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż znikał z naszego pola borówek i wracał po 3 godzinach z lasu. Podejrzewałam, że chodzi tam nie tylko na jagody”
- „Na wakacjach pierwszy raz zobaczyłam, jak mąż płacze. Nie wiedziałam, że to koniec wszystkiego”
- „Animatorka w Egipcie wyznała, co wyczynia mój chłopak. Od razu spakowałam walizkę i zamówiłam bilet powrotny”

