„Mam 35 lat, a mama wciąż wybiera mi ubrania i mówi, że nikt mnie nie pokocha. Boję się, że przegrałam życie”
„Marzę o tym, żeby wyjść na kolację z Markiem z pracy, żeby kupić sobie sukienkę w kolorze, który mi się podoba, żeby nie pytać o pozwolenie. Ale wtedy słyszę głos mamy w głowie: Po co ci to? Przecież nikt cię nie będzie chciał. I znowu siadam w kuchni, patrzę na herbatę i czuję, jak przegrywam własne życie”.

- Redakcja
Każdy dzień zaczyna się tak samo – budzik dzwoni o szóstej, choć nie musiałby, bo i tak budzę się przed nim. Wstaję na palcach, żeby nie obudzić mamy. Cicho zakładam szlafrok, robię herbatę i patrzę, jak cichutko przelewa się woda w czajniku. Słucham ciszy, która zaraz zniknie, kiedy mama wstanie i zacznie wydawać polecenia:
– Umyłaś wczoraj podłogę w kuchni? Dlaczego znowu nie wytarłaś kurzu z półki? W tej bluzce znowu chcesz wyjść? – Wtedy czuję, jak powoli, kawałek po kawałku, znikam.
Mam 35 lat i mieszkam z mamą. Nigdy nie miałam własnego mieszkania, własnego kąta, własnych decyzji. Mama wybiera mi ubrania – „bo sama sobie nie poradzisz” – decyduje, co jem, gdzie chodzę i co powinnam myśleć. Mówi, że nikt mnie takiej nie pokocha, że jestem za cicha, za mało przebojowa. Czasem myślę, że mówi to, żeby mnie chronić, ale coraz częściej mam wrażenie, że mówi to, żeby mnie zatrzymać.
Chciałabym coś zmienić. Marzę o tym, żeby wyjść na kolację z Markiem z pracy, żeby kupić sobie sukienkę w kolorze, który mi się podoba, żeby nie pytać o pozwolenie. Ale wtedy słyszę głos mamy w głowie: Po co ci to? Przecież nikt cię nie będzie chciał. I znowu siadam w kuchni, patrzę na herbatę i czuję, jak przegrywam własne życie.
Znów się pokłóciłyśmy
– A co to za szmata?! – Głos mamy rozciął ciszę kuchni jak nóż. Stała w drzwiach, w ręku trzymała moją nową sukienkę – błękitną, z dekoltem w serek, którą wczoraj, po wielu dniach wahania, kupiłam na wyprzedaży. Patrzyła na mnie, jakbym właśnie podpisała wyrok na nas obie. – W tym wyglądasz jak stara panna! Kto ci to w ogóle sprzedał? Idiotki takie kolory noszą!
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale głos zadrżał mi w gardle. – Chciałam coś nowego, ładnego, w czym poczuję się… no wiesz, lepiej.
– Lepiej?! – Mama parsknęła. – Ty? W tym czymś? W tym będziesz wyglądać jak ostatnia desperatka. Jakbyś się pchała do łóżka byle komu!
Zacisnęłam pięści. Czułam, jak krew uderza mi do głowy. A potem słowa wylały się ze mnie, zanim zdążyłam je zatrzymać:
– A może właśnie tego chcę?! Może chcę kogoś poznać! Może mam dość życia, w którym ty decydujesz, co noszę, co jem, z kim rozmawiam!
Mama zamarła. Przez sekundę w kuchni było cicho jak nigdy. A potem spojrzała na mnie takim wzrokiem, że poczułam się, jakby mnie uderzyła.
– Niewdzięczna jesteś. Całe życie dla ciebie poświęciłam, a ty mi tak odpłacasz? – Jej głos zadrżał, ale to nie było szczere. Wiedziałam, że gra. – Przecież ja chcę ci pomóc. Bo ty sama sobie nie poradzisz, nikt cię nie zechce takiej, jaka jesteś.
Te słowa przebiły mnie jak szpilki. Chciałam coś powiedzieć, ale gardło miałam zaciśnięte. Złapałam sukienkę z jej rąk i wybiegłam z kuchni, czując wstyd, ból i coś jeszcze – coś, co bałam się nazwać. Może złość. Może wreszcie chęć zmiany.
Zrobiło mi się wstyd
– Kasia, a może... wyskoczymy kiedyś na kawę po pracy? – Marek uśmiechnął się do mnie nieśmiało, ale w jego oczach widziałam coś więcej niż tylko koleżeńską propozycję.
Siedzieliśmy w kuchni firmowej, popijając herbatę. W powietrzu unosił się zapach kawy i ciasta, a ja czułam, jak moje serce bije zbyt szybko. Zamiast odpowiedzieć, spuściłam wzrok i zaczęłam nerwowo gnieść serwetkę w dłoniach.
– Ja... nie wiem – wymamrotałam. – Moja mama… – urwałam, bo zabrzmiało to żałośnie.
Jakby miało znaczenie, co powie moja matka. Ale dla mnie miało. Dla mnie jej głos brzmiał w głowie nawet teraz, na tej przerwie w pracy: „Nie łudź się, on i tak cię nie zechce. Zobaczy, że jesteś nudna, gruba, nijaka. Zostawi cię tak samo, jak wszyscy.”
Marek pochylił się lekko w moją stronę, jego głos był cichy, prawie szept.
– Kasia, nie obraź się, ale... masz trzydzieści pięć lat. Serio musisz pytać mamy o pozwolenie na kawę?
Zarumieniłam się, czując, jak ogarnia mnie wstyd. Chciałam mu powiedzieć, że to nie takie proste, że mama zawsze znajdzie powód, żeby mnie odciągnąć od ludzi, że jej słowa wchodzą mi do głowy jak drzazgi i nie pozwalają oddychać.
– Ona po prostu się o mnie martwi – próbowałam się tłumaczyć, choć sama słyszałam, jak głupio to brzmi.
Marek westchnął.
– Martwi się czy kontroluje? – zapytał spokojnie, patrząc na mnie uważnie. – Wiesz, ja po prostu… lubię z tobą rozmawiać. Fajnie byłoby cię lepiej poznać. Ale jeśli nie chcesz… to rozumiem. – Uśmiechnął się lekko, choć jego oczy zrobiły się smutne.
Siedziałam jak sparaliżowana. Chciałam krzyknąć: „Tak, chcę!”, ale w głowie słyszałam tylko głos mamy. A potem patrzyłam, jak Marek wstaje, wrzuca kubek do zlewu i wychodzi, a ja zostaję sama, trzymając w dłoniach zmiętą serwetkę, jakby to ona miała uratować mnie przed samotnością.
Zbuntowałam się
– Mamo, musimy porozmawiać. – Słowa cisnęły mi się na usta od rana. Siedziałyśmy w kuchni, ja patrzyłam na swoją herbatę, a mama szeptała pod nosem, przeglądając gazetę. Serce waliło mi jak młotem.
– Teraz? A co z obiadem? – westchnęła, nie podnosząc wzroku.
– Nie o obiad chodzi. – Głos mi drżał, ale wiedziałam, że muszę to powiedzieć. – Mamo... ja mam już trzydzieści pięć lat. Chcę sama o sobie decydować. Sama wybierać ubrania, sama chodzić na spotkania. Nie chcę już, żebyś mi mówiła, co mam robić, jak mam wyglądać i z kim rozmawiać!
Spojrzała na mnie, jakby widziała mnie pierwszy raz. Jej twarz stężała, ręce zadrżały.
– Co ty wygadujesz? – powiedziała chłodno. – To ja cię całe życie wychowywałam, to ja cię utrzymywałam, to ja ci gotuję, piorę, prasuję, a teraz ty mi mówisz, że co? Że chcesz być samodzielna? Sama nie umiesz nic zrobić. Sama się nie ubierzesz, nie ugotujesz, a facet cię zostawi, jak tylko zobaczy, jaka jesteś!
– Nie mów tak! – krzyknęłam, a głos mi się załamał. – Nie masz prawa tak mówić! Nie możesz mnie już tak traktować!
Mama patrzyła na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy – ale nie ze smutku. Ze złości.
– Niewdzięczna jesteś. Nie miałam swojego życia, bo ty byłaś całym moim światem. A teraz mi mówisz, że nie chcesz mnie słuchać? Że jestem zła?
Poczułam, jak coś pęka we mnie na pół. Wiedziałam, że to jest ta chwila, kiedy już nie ma odwrotu.
– Mamo, ja cię kocham, ale… ja się duszę. Duszę się tutaj, przy tobie. Muszę spróbować żyć po swojemu. – Głos mi się załamał, a łzy same popłynęły.
Mama milczała. Patrzyła na mnie twardo, jej usta zaciśnięte w cienką linię. Wiedziałam, że dla niej to był cios. Dla mnie też. Ale pierwszy raz od dawna poczułam, że mówię głośno to, co naprawdę czuję.
Chciałam zmian
Siedziałam w swoim pokoju, przy biurku, na którym piętrzyły się papiery z pracy, stare notatki i pożółkłe zdjęcia z dzieciństwa. Patrzyłam na nie i nagle dotarło do mnie, jak bardzo moje życie jest utkane z cudzych oczekiwań, a nie z moich pragnień. Zawsze byłam córką Barbary, grzeczną dziewczynką, która nigdy się nie buntuje, nie sprawia problemów, zawsze słucha. Ale teraz czułam, jak to mnie dusi, jakby zaciskało się na mojej szyi jak sznur.
Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam po telefon. Wpisałam „wynajem mieszkań” w wyszukiwarkę. Patrzyłam na ogłoszenia, a serce biło mi jak szalone. Myśl o wyprowadzce wydawała się przerażająca, ale jednocześnie… ekscytująca.
Następnego dnia w pracy podeszłam do Marka.
– Marek… – powiedziałam niepewnie, a on od razu uniósł głowę, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. – Wiesz, myślę o tym, żeby się wyprowadzić od mamy. Szukam mieszkania.
Przez chwilę milczał, a potem uśmiechnął się, tak ciepło, że poczułam, jak robi mi się ciepło w środku.
– Naprawdę? To super decyzja, Kasia. Jakbyś potrzebowała pomocy – wiesz, przy przeprowadzce czy coś – daj znać.
Uśmiechnęłam się, ale w mojej głowie wciąż brzmiał głos mamy: „Nie dasz sobie rady. Będziesz żałować.”
– Boję się… – przyznałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
– To normalne, że się boisz. Ale ważne, że chcesz spróbować. – Jego słowa były jak plaster na moje serce.
Tego wieczoru siedziałam w łóżku i patrzyłam na stare, znajome ściany. Wiedziałam, że przede mną długa droga, pełna strachu i wątpliwości, ale pierwszy krok został zrobiony.
Matka we mnie nie wierzyła
Minął miesiąc. Stałam pośrodku małego, jasnego mieszkania. Moje własne miejsce. Ściany były jeszcze gołe, kartony porozstawiane po kątach, a zapach świeżej farby mieszał się z aromatem kawy, którą postawiłam na parapecie. Było cicho – aż za cicho. Tylko mój oddech, szybki i płytki, wypełniał tę pustkę. Byłam przerażona. Ale wiedziałam, że to właśnie ta cisza jest teraz moja.
Telefon zadzwonił, a ja niemal podskoczyłam. „Mama” – wyświetliło się na ekranie. Westchnęłam, zamknęłam oczy i odebrałam.
– No i co? Jak tam? – jej głos był chłodny, pełen ukrytej złośliwości. – Pewnie już żałujesz, co? Trudno, co? Samotnie, co? – Wypluwała te słowa jedno po drugim, jakby wbijała mi szpilki.
Zacisnęłam palce na kubku z kawą, ale postanowiłam być spokojna.
– Mamo, dam sobie radę. Wiem, że się martwisz, ale naprawdę… chcę spróbować.
– Nie dasz sobie rady, zobaczysz. Zmarnujesz tylko czas i pieniądze. Wrócisz tu z podkulonym ogonem. – Jej głos był zimny jak lód.
– Może tak, a może nie – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – Ale chcę to sprawdzić sama.
Rozłączyła się bez słowa. Usiadłam na podłodze, oparłam głowę o ścianę i poczułam, jak w oczach zbierają mi się łzy. Bałam się cholernie. Ale jednocześnie… byłam z siebie dumna.
Wieczorem przyszedł Marek. Przyniósł pizzę i winko.
– Jak się czujesz? – zapytał, siadając obok mnie na podłodze.
Spojrzałam na niego, czując, jak coś się we mnie rozluźnia.
– Dziwnie, ale… dobrze. Wiesz co? Chcę się nauczyć żyć. Po swojemu.
– I to jest super. A teraz – co powiesz na toast za twoje nowe życie? – Uśmiechnął się szeroko, a ja pierwszy raz od dawna poczułam, że uśmiecham się naprawdę.
– Za moje nowe życie – powiedziałam cicho, stukając się z nim kieliszkiem.
Katarzyna, 35 lat
Czytaj także:
- „Teściowa pomogła mi znaleźć pracę i otworzyła dla mnie serce. Spuściłam na chwilę gardę, ale czy było warto?”
- „Żyjemy z mężem w jednym domu, ale jak współlokatorzy. Kiedyś byłam jego diamentem, dziś raczej pyłem”
- „Nie rozmawialiśmy o kasie, aż zabrakło nam na rachunki. Dziura w budżecie była tam, gdzie najmniej bym się jej spodziewała”

