Reklama

Nie zliczę już, ile razy gryzłam się w język, żeby nie powiedzieć za dużo. Mam trójkę cudownych wnucząt. Kocham ich nad życie. Jednak jak popatrzę na mojego syna, to mnie aż w środku skręca. Bo to, co on wyprawia... to się nie mieści w głowie. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Miał być porządnym facetem, ojcem z prawdziwego zdarzenia, mężem – wsparciem. A co z tego wyszło? Jeden wielki cyrk. I jeszcze mi się śmieje w twarz, że on „takie życie wybrał”. Jakby to była jakaś filozofia!

Żadnej synowej się nie dorobiłam, chociaż tyle razy mogło być inaczej. Tylko te jego „partnerki”, „przyjaciółki”, „dziewczyny”. A na końcu to i tak ja muszę wszystko spinać, żeby dzieciaki miały ciepłe kapcie i kanapki do szkoły.

Byłam wściekła na syna

– No i co? – zapytałam, ledwo otworzyłam drzwi. – Gdzie on znowu jest?

– Nie zaczynaj… – westchnęła Karina, ta najstarsza z jego kobiet. – Miał być, ale coś mu wypadło.

– „Wypadło”?! A co niby? Festiwal piwa? Turniej w darta? – syknęłam. – Dzieci czekają pod szkołą, a tatuś „nie może”. Przecież on ma więcej wolnego niż emeryt!

Karina spojrzała w podłogę i tylko kiwnęła głową.

– Gdyby nie ty, to nie wiem…

– No właśnie. Gdyby nie ja, to by się to wszystko dawno rozpadło! – zaczęłam już szykować torebkę i chwytałam za klucze. – Ile razy ja mam te dzieci odbierać? Ja się wnukami chętnie zajmę, ale ja nie jestem niańką dla twojego faceta!

– On nie jest już moim facetem… – powiedziała cicho.

Zatrzymałam się na progu.

– Co takiego?

– No, rozstaliśmy się. Oficjalnie. Teraz jest z tą... Majką.

– Z którą Majką?

– Tą z siłowni. Tą, co ma więcej rzęs niż rozumu.

Prychnęłam.

– No pięknie. A dzieci co? On sobie będzie skakał od jednej do drugiej, a dzieci na łasce babci Haliny?

– Nie musisz…

– Muszę! Bo ktoś musi być dorosły w tym bajzlu!

Wyszłam, trzaskając drzwiami. W drodze po dzieci czułam, jak mi serce wali. Nie z nerwów – ze złości.

Prawie się zadławiłam

Stali pod szkołą, cała trójka. Dominik, Lena i Patryk. Najstarszy próbował udawać, że jest dzielny, ale jak tylko mnie zobaczył, rzucił mi się na szyję.

– Babciu! – wołała Lena. – Tata znowu nie przyszedł!

– A mówił, że przyjdzie – dodał Patryk, z fochem godnym dorosłego.

– I miał nas zabrać na pizzę, ale pewnie zapomniał – westchnął Dominik. – On o wszystkim zapomina.

Zawiozłam ich do siebie. Nawet nie próbowałam ukrywać, że jestem wściekła. Rozłożyłam na stole kakao, wyciągnęłam sernik i starałam się nie warczeć przy każdym zdaniu.

– Babciu? – Lena spojrzała na mnie znad kubka. – A czemu tata nie ma dla nas czasu?

Zamarłam z łyżeczką w ręce.

– Bo... bo tata jest bardzo zajęty – wymamrotałam.

– Ale czym? – wtrącił Patryk. – Przecież nie chodzi do pracy! Mama mówi, że teraz „szuka siebie”.

Prawie się zadławiłam.

– Wasz tata chyba sam nie wie, co jest ważne – powiedziałam w końcu, siadając ciężko na krześle. – Ale wy nie musicie się tym przejmować. Macie mnie. I na mnie możecie liczyć.

– Ja i tak wolałbym tatę – szepnął Dominik. – Czasem.

Zabolało. Bo ja wszystko robiłam najlepiej, jak potrafiłam. Jednak dzieci wiedzą, że babcia to nie to samo co ojciec.

Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem

Nie miałam zamiaru jej wpuszczać. Stała pod drzwiami w legginsach tak obcisłych, że aż mi się kawa w żołądku cofnęła. W ręku trzymała różową torbę, z której wystawały dwa batony proteinowe i jakiś bidon.

– Dzień dobry, jestem Majka – powiedziała i posłała mi uśmiech, który pewnie miał być czarujący, ale wyszło raczej jak na reklamie wybielacza do zębów. – Szukam pani Haliny.

– Znalazłaś – powiedziałam sucho. – Czego chcesz?

– Ja tylko... no wie pani, Michał mówił, że pani się wtrąca. W nasze życie. Że go pani kontroluje.

Zamrugałam.

– Ja?! A może raczej próbuję ogarnąć syna, który zostawia dzieci na pastwę losu?

– No ale on mówił, że to nie są moje dzieci, więc ja nie muszę... Znaczy, ja nie jestem gotowa być taką... macochą.

Zrobiłam krok w jej stronę. Spojrzałam jej prosto w oczy.

– Dziewczyno. Wiesz, chociaż, jak te dzieci mają na imię?

Zaczerwieniła się.

– No... jest ten chłopiec, no... Dominik?

– I?

– Yyy… nie wiem, dwójka jeszcze. Dziewczynka chyba. Ma loczki?

Zacisnęłam usta.

– Czyli nie znasz ich, ale masz czelność tu przychodzić i mówić mi, że się wtrącam? Może jakbyś zrozumiała, że dzieci to nie meble do przestawiania z kąta w kąt, to byś też wiedziała, czemu czasem trzeba tupnąć nogą!

– Ale ja tylko chciałam powiedzieć, że Michał ma dosyć...

– Dosyć? – przerwałam jej. – On może mieć dosyć tylko siebie! Bo jego dzieci mają dosyć tego, że muszą błagać o jego uwagę!

Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. I wiecie co? Nawet mi się ręka nie zatrzęsła.

Ugryzłam się w język

– Babciu, a jak byłeś mały, to twój tata też cię nie odbierał ze szkoły? – zapytał Dominik, gdy wieczorem układaliśmy puzzle na podłodze w salonie.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

Skąd ci to przyszło do głowy?

– Bo... tata nas nigdy nie odbiera. Zawsze ty albo mama. Albo nikt.

Zacisnęłam zęby. Miałam ochotę powiedzieć, że jego tatuś to egoista bez krzty odpowiedzialności, ale ugryzłam się w język.

– Mój tata... był inny. Czasy też były inne – westchnęłam. – Nie było tyle gadania o emocjach, ale jak trzeba było, to był.

Dominik milczał przez chwilę, po czym rzucił beznamiętnie:

Nie chcę być taki jak mój tata.

Zamarłam. Nawet nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Bo on... on mówi, że kocha, ale jak się kocha, to się jest, prawda?

– Tak, kochanie – odpowiedziałam cicho. – Miłość to obecność. To, że można na kogoś liczyć.

– On zawsze mówi, że musi coś „załatwić”. Ale chyba ważniejsze są dzieci, nie?

Objęłam go ramieniem.

– Jesteś mądrym chłopakiem. I wiesz co? Ty już jesteś lepszym człowiekiem, niż on był w twoim wieku.

– Ale czasem i tak chciałbym, żeby był taki… jak na tych starych zdjęciach. Wtedy wyglądał jak superbohater.

Pokiwałam głową.

– Bo wtedy jeszcze udawał, że nim jest. A teraz już nawet mu się nie chce udawać.

Spojrzał na mnie smutno.

– A ty jesteś.

Serce mi pękło. Bo dzieci nie powinny tak mówić do babci. Tylko do ojca.

Nie zdziwiłam się

Drzwi się otworzyły nagle, że aż Lena podskoczyła przy biurku. A ja – przy zlewie.

– Tadam! Tata ma pizzę! – zawołał Michał, machając kartonem w powietrzu. – Moje kochane dzieciaczki, chodźcie do tatusia!

Zrobiło się cicho. Nikt nie pobiegł. Nikt nie krzyknął „tata!”. Lena spojrzała na Dominika, ten wzruszył ramionami i wrócił do zeszytu. Patryk nawet nie zdjął słuchawek.

– Halo? – Michał podszedł do biurka. – Lena, skarbie, no chodź. Pizza hawajska! Taką lubisz, prawda?

– Lubiłam. Teraz nie jem ananasa – odpowiedziała cicho.

Stanął jak wryty.

– A ty, Domiś?

– Mam test z matmy jutro. Nie mam czasu na pizzę.

Patryk w końcu zdjął słuchawki i spojrzał na ojca.

Możesz po mnie przyjść w piątek? Mam zajęcia plastyczne. Mama mówi, że nie może, babcia też ma wtedy lekarza.

– No... w piątek? – Michał się zawahał. – Zobaczę, co da się zrobić, synku.

– To już nic nie mów. – Patryk z powrotem założył słuchawki.

A ja? Stałam przy drzwiach kuchni i obserwowałam. Michał przez chwilę nie wiedział, co zrobić, potem rzucił:

– No to... może następnym razem.

I wyszedł.

Nie zostawił nawet pizzy – rzucił Dominik.

– To jego, nie nasze – mruknęła Lena.

A ja tylko westchnęłam.

– I jeszcze się dziwi, że dzieci go nie witają z otwartymi ramionami.

Musiałam mu to powiedzieć

Siedziałam na balkonie z kubkiem melisy, patrzyłam na dzieciaki bawiące się w ogrodzie. Lena rozkładała koc, Patryk coś rysował, a Dominik czytał książkę. Aż mi się łezka zakręciła w oku. Nie z żalu. Ze zmęczenia. Telefon zadzwonił. Oczywiście, Michał.

– Mamo, słuchaj, bo Majka mnie zostawiła. Powiedziała, że nie była gotowa na takie życie. A ja... no nie wiem, co teraz.

– To ja ci powiem, co teraz. Teraz się ogarnij. Masz trójkę dzieci. One nie są dodatkiem do twojego życia, tylko jego treścią.

– No wiem, mamo, ale…

– Żadnych „ale”! Mam dość. Już nie będę cię tłumaczyć przed tymi dziećmi. Już nie będę twoim alibi, opiekunką, ratowniczką. Chcesz być ojcem – to bądź. Ja się z tej roli wypisuję.

– Ale co mam zrobić?

– Zacznij od tego, żeby zapamiętać, jak dzieci mają na imię. A potem przyjdź, bez pizzy, bez prezentów. Po prostu przyjdź. I pobądź z nimi.

Cisza.

– Mamo, ty się na mnie gniewasz?

– Nie gniewam. Ja po prostu już nic nie oczekuję. Po tylu latach... w końcu się nauczyłam. Nie uratujesz kogoś, kto sam nie chce się ratować.

Rozłączyłam się. Spojrzałam znów na moje wnuki.

– Chodźcie, zrobię wam gofry! – zawołałam.

I kiedy wbiegli do kuchni, z rumieńcami i uśmiechami, pomyślałam, że to jest moja rodzina. I tyle mi wystarczy.

Halina, 74 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama