„Lubię kaszmirowe sweterki, modne buty i nie żałuję sobie przyjemności. W końcu pieniędzy i tak nie zabiorę do trumny”
„Była przeceniona. Z trzystu na sto osiemdziesiąt. No przecież żal nie wziąć. Do tego płaszcz. Beżowy, z paskiem w talii. W mojej głowie już widziałam się w nim, jak idę przez park z kawą na wynos, jak z filmu”.

- Redakcja
Zawsze powtarzam, że życie jest po to, żeby z niego korzystać. Lubię miękkie sweterki, dobrze skrojone płaszcze i zapach nowo kupionych butów. Czasem wydaję więcej, niż powinnam, ale nie potrafię inaczej. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Do trumny tych pieniędzy przecież nie zabiorę.
Nie mam dzieci, nie mam męża, mam za to kilka cudownych sukienek, jedną przyjaciółkę od serca i długą listę wspomnień, które wywołują uśmiech. Dla mojej rodziny to pewnie mało. Uważają, że powinnam się „ustatkować”. Że czas już zająć się „poważnym życiem”. A ja pytam: czy moje życie jest niepoważne tylko dlatego, że wygląda inaczej niż ich? Może jestem trochę inna. Ale nikomu tym nie robię krzywdy. Kocham drobne przyjemności – te, które dają mi poczucie, że jestem dla siebie ważna. Że choćby świat się walił, ja mam chwilę tylko dla siebie. I nie, nie zamierzam się z tego tłumaczyć.
Musiałam się tłumaczyć
– Ty znowu coś sobie kupiłaś? – zapytała mama, zerkając na siatkę, którą wniosłam do kuchni.
– Tak, sweterek. Ciepły, miękki, taki... otulający – odpowiedziałam.
– A ile kosztował, jeśli można zapytać?
– Nie można – ucięłam krótko, wyjmując z torby pomarańcze.
Mama pokręciła głową, jakby właśnie przyłapała mnie na czymś wstydliwym.
– Kiedyś obudzisz się z ręką w nocniku. Życie to nie ciągła zabawa.
– Przecież ja się nie bawię. Ja po prostu lubię ładne rzeczy.
– Ładne rzeczy nie nakarmią cię na starość.
– A co mnie wtedy nakarmi? Te wyrzuty sumienia, że nic sobie nie kupiłam, bo oszczędzałam na nie wiadomo co?
Mama tylko westchnęła i zaczęła myć warzywa. Była mistrzynią dramatycznych pauz. W ciszy osądzała lepiej niż jakimikolwiek słowami.
– Ja ci źle nie życzę. Po prostu boję się, że ty wszystko wydajesz. Że nie myślisz o przyszłości. O rodzinie.
– Mamo, a może ja po prostu nie chcę mieć rodziny? – rzuciłam spokojnie, ale celnie.
Zamrugała oczami. Na moment zrobiło się cicho.
– Wiesz, ja nie żałuję tych pieniędzy. Żałowałabym, gdybym nigdy nie pozwoliła sobie na przyjemności – dodałam łagodniej.
W odpowiedzi słyszałam tylko stukot noża o deskę.
Nie mogłam się powstrzymać
Wyszłam z pracy wcześniej. Nogi same poniosły mnie w stronę centrum handlowego.
– W czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się sprzedawczyni, młoda dziewczyna z gładką cerą i włosami jak z reklamy.
– Rozejrzę się tylko, dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem, już zerkając na sukienkę w kolorze głębokiego bordo.
Była przeceniona. Z trzystu na sto osiemdziesiąt. No przecież żal nie wziąć. Do tego płaszcz. Beżowy, z paskiem w talii. W mojej głowie już widziałam się w nim, jak idę przez park z kawą na wynos, jak z filmu.
– Świetnie leży. Jak szyty na panią – rzuciła sprzedawczyni, patrząc z zachwytem.
Uśmiechnęłam się. Ona pewnie mówi to każdej, ale ja i tak chciałam w to wierzyć. Wyszłam ze sklepu z dwiema torbami. W jednej płaszcz, w drugiej sukienka i szal w kolorze malinowym. Telefon zadzwonił, zanim doszłam do przystanku.
– Klaudia, gdzie jesteś? – zapytała siostra.
– Wracam z miasta.
– Tylko nie mów, że znowu coś kupiłaś.
– Oczywiście, że nie powiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ale mam bardzo dobry humor.
– Ty serio żyjesz, jakby jutra miało nie być – westchnęła.
– Bo jutra może nie być.
Skrytykowała mnie
W sobotę pojechałam do babci. Czasem lubię tam jeździć, chociaż zaraz po wejściu czuję, że znów będę musiała się tłumaczyć. Babcia siedziała przy stole, w fartuchu w kratkę, i obierała ziemniaki.
– Chodź, chodź, zrobiłam twoją ulubioną – uśmiechnęła się, wycierając ręce o fartuch.
– Zupa ogórkowa? – zapytałam, całując ją w policzek.
– A jakże. Widzę, że ty się znów wystroiłaś. Co to za płaszczyk?
– Nowy – przyznałam, rozpinając guziki. – Podoba ci się?
Babcia zmrużyła oczy.
– Ładny. Tylko szkoda, że ci nie ogrzeje w zimie.
– Babciu, nie wszystko musi być praktyczne.
– Aha – pokiwała głową. – Tak samo mówiła twoja mama, jak kupowała buty na obcasie w śnieżycę. I potem płakała, że ma odmrożone palce.
Usiadłam przy stole, rozśmieszona.
– Nie płaczę. Ja wiem, co robię.
– Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej – westchnęła. – Jak przyjdzie bieda, to nikt ci nie da za ten płaszczyk ziemniaków.
Zaśmiałam się.
– Świat bywa różny. A ty, zamiast coś odłożyć, to się stroisz jak do zdjęcia.
– Bo lubię siebie na tych zdjęciach. A oszczędności nie powiesisz na wieszaku – odpowiedziałam, mieszając zupę w talerzu.
Babcia wzruszyła ramionami.
– Obyś tego nie żałowała.
Martwiła się o mnie
– Ty znowu do tej kosmetyczki? – zapytała siostra, gdy tylko odebrałam telefon.
– Tak, raz w miesiącu na twarz, raz na paznokcie, czasem coś dodatkowego. To dla mnie jak wizyta u psychologa, tylko że z maseczką i lampką zapachową.
– Aha. I pewnie znowu wydałaś fortunę?
– Nie pytaj, jeśli nie chcesz znać odpowiedzi – rzuciłam półżartem, wychodząc z salonu.
Kasia, moja kosmetyczka, właśnie pożegnała mnie czułym „do zobaczenia, piękna!”. I tak się właśnie czułam – piękna. Może nie jak z okładki magazynu, ale jak dziewczyna, która lubi swoje odbicie w lustrze.
– Ty naprawdę nie myślisz o przyszłości – ciągnęła siostra przez słuchawkę. – Nie myślisz o tym, żeby mieć coś więcej niż ładne paznokcie?
– A co to znaczy „więcej”? – zapytałam. – Mam pracę, mam spokój, mam kilka dobrych kremów i ludzi, z którymi lubię pić wino. To nie wystarczy?
– To tylko powierzchnia.
– A może właśnie ta powierzchnia trzyma mnie w całości – odpowiedziałam. – Ty masz dzieci, męża, kredyt. I też nie jesteś szczęśliwa codziennie. Ja też nie. Tylko że jak patrzę na siebie po zabiegu, to chociaż przez chwilę czuję, że jest dobrze.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie chcę, żebyś nie została sama – powiedziała w końcu.
– Nigdy nie jestem sama – odpowiedziałam spokojnie. – Mam siebie. I dziś nawet wyjątkowo ładną cerę.
Zacisnęłam zęby
Tata zadzwonił późnym wieczorem. Rzadko to robi. Zazwyczaj mama załatwia wszystkie rozmowy rodzinne, a on tylko kiwa głową w tle.
– Masz chwilę? – zapytał.
– Zawsze mam chwilę dla ciebie. Co się stało?
– Mama się martwi. A ja… ja też trochę.
– Znowu chodzi o to, że wydałam za dużo na buty?
– Nie tylko o buty – westchnął. – O wszystko. O to twoje... życie.
– Moje życie? – powtórzyłam. – A co z nim?
– Jesteś ciągle sama. Nie masz nikogo. Nie myślisz o stabilizacji. O rodzinie. O przyszłości.
Zacisnęłam zęby, patrząc przez okno. Na ulicy przechodziła para – dziewczyna w za dużym szalu i chłopak w śmiesznej czapce. Śmiali się.
– A może właśnie mam wszystko? – powiedziałam cicho.
– To się kiedyś skończy. Uroda, młodość, zdrowie. I co wtedy?
– Wtedy będę miała wspomnienia, których nikt mi nie odbierze – odparłam. – I buty, w których przeżyłam piękne dni.
Tata milczał chwilę. W końcu powiedział:
– Wiesz… Może i nie wszystko rozumiem, ale jesteś naszą córką i chcemy mieć cię blisko. Choćbyś nie miała męża, dzieci ani kredytu.
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
– Tato, też was kocham. Tylko czasem... po swojemu.
– No. Tyle wystarczy – mruknął. – Jakbyś kiedyś chciała kupić coś praktycznego... to kup termos. Widziałem taki ładny, w twoim stylu.
Roześmiałam się.
– Termos brzmi kusząco.
Puściłam jej oko
W niedzielę poszłam z torbą rzeczy do oddania. Sukienka okazała się za krótka, płaszcz wcale nie leżał na mnie dobrze. Przed sklepem spotkałam Magdę, znajomą z uczelni.
– Klaudia? Ty tutaj? – ucieszyła się. – Myślałam, że mieszkasz za granicą czy coś. Ty zawsze byłaś taka... niezależna.
– Nadal jestem – uśmiechnęłam się.
– Wyglądasz... promiennie. Serio. Jesteś z kimś?
– Ze sobą – odpowiedziałam i aż mnie rozbawiło, jak prawdziwie to zabrzmiało.
Magda roześmiała się.
– Ty się nigdy nie zmienisz.
– Mam nadzieję, że nie. Wiesz, lubię siebie.
– I bardzo dobrze – przytaknęła. – Czasem żałuję, że nie miałam więcej odwagi. Wszystko robiłam, jak trzeba. Studia, ślub, dzieci, praca. I dobrze mi. Jednak czasem zazdroszczę tym, co idą pod prąd.
– Wiesz co, ja też czasem zazdroszczę tym, co mają plan. A potem wkładam ulubiony płaszcz i idę na kawę, i już mi przechodzi – puściłam jej oko.
– Musimy się spotkać. Pogadać dłużej.
– Chętnie, ale teraz muszę lecieć. Czekają na mnie nowe perfumy do wypróbowania.
I poszłam.
Klaudia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na szkolnej wywiadówce opadła mi szczęka. Gdy nauczycielka mówiła o moim synu, byłam pewna, że się pomyliła”
- „Na ślub kuzynki poszłam jako mężatka, a wróciłam jako rozwódka. Najadłam się wstydu za tego łajdaka, ale nie żałuję”
- „Miałem ochotę na kotleta z kurczaka w panierce, ale żona kazała mi jeść tofu. Nie wiem, jak długo to zniosę”

